13.Prawda
Przez kolejne dni nie miałem czasu na nic. Nazbierało się sporo pracy, ale musiałem wpaść do Sanktuarium, po dokumenty. W drodze powrotnej, na stopniach natknąłem się na Kim Ji Beom'a. Rozmawiał z naprawdę śliczną dziewczyną. Widać, że się znali dość dobrze, gdyż rozmawiali swobodnie. Byłem zazdrosny, bardzo. Jednak on nie wiedział jakimi uczuciami go darzę, nie miałem do niego prawa. Najważniejsze, aby był szczęśliwy. Wziąłem oddech, podszedłem do nich, by się przywitać.
- Dzień dobry, Kim Ji Beom.
Oboje popatrzyli na mnie, zaskoczeni. Uśmiechnąłem się. Młoda dama skłoniła się, natomiast Kruk palnął.
- Maleństwo..
- Ji Beom, tyle razy Ci mówiłem, że nie możesz tak na mnie wołać. – jęknąłem.
- Maleństwo? Och, to Ty jesteś Hong Joo Chan. – skomentowała dziewczyna.
Potwierdziłem to.
- Tak. Znamy się?
- Nie, ale dużo o Tobie słyszałam od Kim Ji Beom'a. Naprawdę jesteś piękny, jak o Tobie mówią. Jestem zachwycona. Jak nosi się obrączka? – zapytała.
- Joo Chan, to przyjaciółka mojej rodziny. Zajmuje się biżuterią. Tworzy ją na zlecenie mojej rodziny. Obrączka ode mnie, jest jej dziełem. – wyznała moja miłość.
- Och, jest przepiękna. Idealnie do mnie pasuje. Z resztą Ji Beom wie, że uwielbiam biżuterię. – oznajmiłem.
- Cudownie. Chętnie wykonam dla was obrączki ślubne, a teraz wybaczcie. Mam dużo pracy. Szczęścia, dla was.
Po tych słowach przyjaciółka Kim'a ruszyła w stronę centrum. Zerknąłem na Beom'a. On uczynił to samo w moim kierunku, pytając.
- Dlaczego tak patrzysz?
- Bez powodu. Ile ona wie? – odpowiedziałem.
- Nic nie wie. Wie, że się przyjaźnimy, że jesteś piękną istotką. To też jej wyjawiłem. Dlatego tak na Ciebie zareagowała. – wymruczał.
- Po co mówisz takie rzeczy przy innych? Mogą to źle zrozumieć. Będziesz miał kłopoty przez to. – miauknąłem.
- Ty znów swoje, Maleństwo. Przestań się tak o mnie martwić. Mniejsza z tym. Wracasz do domu?
- Umm, tak. Mam ogrom pracy. A Ty, Ji Beom?
- Ja też mam pracę w terenie. Idę tam z Dae Yeol'em oraz Jang Jun'em. Mogę do Ciebie zajrzeć wieczorem?
- Oczywiście. Zapraszam wraz z chłopakami. Do zobaczenia. – pożegnałem się i przeszedłem przez portal.
W holu zastałem Min'a i Hyun'a. Obaj powitali mnie z uśmiechami. Wtedy dotarło do mnie, że między innymi po to wpadnie Beom. Z gabinetu wyłonił się Park wraz z tatą, który się odezwał.
- Ooo, wróciłeś synku. Musimy porozmawiać.
Zgodziłem się, po czym przeszedłem z nimi do salonu. Ojciec zaczął.
- Synu. Widzę, że narzeczeństwo Ci służy, więc wraz z Jae Seok'iem uznaliśmy, że pora wyznaczyć datę ślubu. Wybraliśmy tę za równy miesiąc.
W tym momencie coś we mnie pękło. Miałem dość tego wszystkiego, tego narzeczeństwa, decydowania za mnie. Łzy spłynęły mi po policzkach. Pociągnąłem nosem, mówiąc.
- Mam dość. Więcej nie zniosę, tato. Nie chcę tego ślubu, tego małżeństwa.
Całą rozmowę podsłuchiwali Minnie oraz Hyunie. Byli w szoku, słysząc słowa Chan'a.
- Joo Chan, co Ty mówisz? – mruknął tata.
- Prawdę. Nie mogę z Tobą być, Jae Seok. To było by nie fair w stosunku do Ciebie. Zasługujesz na szczęście. – wyznałem, oddając mu pierścień.
- Przecież byłeś taki promienny, radosny. – stwierdził ojciec.
- Byłem, ponieważ ostatnie dni spędzałem u boku tego, którego kocham od kilkudziesięciu lat. On nie wie, nie jest świadom tego jakimi uczuciami go darze. Traktuje mnie jak przyjaciela i to mi wystarcza. – oznajmiłem szczerze.
- Joo Chan, to wstyd! – podniósł głos Przywódca Łabędzi.
- Wstyd?! Miłość, to nie wstyd! Jak możesz tak mówić?! Mam dość tych praw! Chcę, by każda istota kochała bez ograniczeń! Każdy ma prawo do miłości!! – krzyknąłem.
- Kto to? – dodał ojciec.
Nie zdradziłem, więc powtórzył głośno.
- Kto to?!!
- Kim Ji Beom! – wrzasnąłem.
Gdy złapałem oddech, rzekłem.
- Ale nie wiń go. To nie jego wina. On nie wie. Z resztą to jednostronne.
Nagle tata podszedł i spoliczkował mnie. Dotknąłem buzi, nadal łzawiąc. Bez słowa wyszedłem z pokoju dziennego, przechodząc do holu. Minąłem Bong'a oraz Choi'ego.
- Chanie! – zawołał Jae Hyun.
Otworzyłem portal, „rzuciłem" okiem za siebie, na nich.
- To koniec, moi przyjaciele. Bo Min, proszę dbaj o Dae Yeol'a, a Jun niech opiekuje się Jae Hyun'em. Jeśli chodzi o Ji Beom'a, to pilnujcie go. Czasami może wpaść w tarapaty. Żegnajcie.
I przekroczyłem przejście...
- Joo Chan! – zawołał Min.
- Chanie! – dołączył białowłosy mag.
- O rany... Beomie, musimy go powiadomić. On kocha Chan'a. – wyznał Bo Min, na co Hyun wpadł w szok.
Przeniosłem się na Pustynię Białych Piasków. Tutaj pierwszy raz poznałem moją miłość. Zawiał lekki wiatr, słonko grzało, osuszając moje łzy. Podążyłem w stronę dawnego obozu buntowników, by tam się schronić, ukryć przed całym światem, a najlepiej zniknąć....
W Pałacu Kości Słoniowej pojawili się Kim, Czarny Lee i Biały Lee. W holu panowało zamieszanie. Hyunie płakał, tuląc psa, Min próbował go uspokoić. Wtem dostrzegł ich pan Hong, warcząc.
- Ty!!!
Wskazał na syna Przywódcy Kruków.
- Wujku, co się stało? – zapytał Yeol.
- To jego wina. To przez niego zniknął Joo Chan! – wykrzyczał ojciec Maleństwa.
- Beomie, poszło o ślub. Pan Hong i Jae Seok wyznaczyli datę, a Chan zerwał zaręczyny. Strasznie się pokłócili. Otworzył portal, po czym zniknął. – powiedział Minnie.
- Trzeba go odnaleźć. Coś może mu się stać... Szlag, a co jeśli mój sen się spełni? Nie mogę do tego dopuścić. – rzekł Ji Beom, zastanawiając się nad tym, gdzie może być Łabędź.
Wtedy dopadło go dziwne wrażenie, że będzie tam, gdzie się pierwszy raz poznali.
- Chyba wiem, gdzie może być. – wyskoczył wysoki przystojniak i otworzył portal. Jednak nim przeszedł, Dae zatrzymał go.
- Ji Beom, zaczekaj. Powinieneś coś wiedzieć. Joo Chan miał powody, by zerwać zaręczyny.
Kim zerknął na wysokiego, Białego Maga, który dodał.
- Zerwał je, ponieważ kocha Cię od dnia, w którym pierwszy raz Cię poznał. Przez te wszystkie lata cierpiał ogromnie mocno, nawet zrezygnował z pracy w terenie, by Cię nie oglądać. Tylko Ty, znów pojawiłeś się w jego życiu. Poznaliście się, zbliżyliście, a on nadal cierpiąc, zatracał się w tej miłości do Ciebie. Widziałem, jak ostatnio się zmienił.
Na twarzy Beomie'go pojawiło się ogromnie zaskoczenie. Przez moment milczał, lecz wreszcie wydał z siebie głos.
- Tyle czasu... rany, nic nie zauważyłem. Mówił, że kogoś kocha, że on nie odwzajemnia jego uczuć...
- Nigdy nie miałeś się dowiedzieć. Przecież kochać Cię, to zakazane. – wtrącił Bong.
Kim Ji Beom opadł na kolana, szepcząc.
- Wszystko to co mówił o miłości, o tym jak mocno i wytrwale kocha, to było o mnie... Przez to.. rany...
- Beom... - zawołał Junnie, ten zaś podniósł się i oznajmił.
- Znajdę go za wszelką cenę, a potem wezmę, co mi się należy. Wszyscy jesteście świadkami. Po powrocie zamierzam mu się oświadczyć.
- Chwila, Kim Ji Beom. – mruknął pan Hong.
- Kocham pana syna. Cieszy mnie, że to mnie tak bardzo kocha. – wyznał syn Przywódcy Kruków i wszedł w portal.
Dotarłem do Wielkich Wydm, do tych co ostatnio. Wróciłem do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Kątem oka zauważyłem, że kręcą się tutaj buntownicy. Myślałem, że nikogo nie będzie. Padłem na piasek, by ich poobserwować. Nie spodziewanie poczułem ból oraz straciłem przytomność.
Biały Mag został zaatakowany przez ludzką istotę. Człowiek uderzył go w tył głowy, dość mocno. Po chwili zabrał do pozostałych, by wspólnie zastanowić się co z nim zrobić? Padło na tym, żeby pozbawić go życia i gdzieś ukryć. Nie mogli pozwolić sobie na świadków, czy jakiekolwiek ślady.
Kiedy jeden z mieszańców przyszykował zaklęcie, którym miał przebić serce Hong'a, pojawił się Czarny Mag i bez ostrzeżenia rozprawił się z buntownikami, używając przy tym całej swojej mocy. Niektórym udało się uciec, lecz inni zginęli.
Beomie ruszył w stronę związanego Chanie'go, mijając martwe ciała. Upadł na kolana, pogłaskał go czule, mówiąc.
- Wracajmy do domu.
W odmętach podświadomości, gdzie panował głównie mrok, byłem sam. Panowała cisza. To najlepsze miejsce dla mnie. Skoro nie mogę być z moją miłością, chcę przestać istnieć....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top