11.Pierwszy Pocałunek.

Było późno w nocy, gdy skończyło się przyjęcie. Odprowadziłem narzeczonego oraz jego rodzinę do drzwi wraz z moimi rodzicami. Potem tata i mama przeszli z państwem Kim do gabinetu. Chcieli jeszcze posiedzieć. Życzyłem im miłej rozmowy, po czym podążyłem do siebie, bardzo szybko.

Beomie grzecznie czekał w pokoju Hong'a. Nieco się rozejrzał, wziął prysznic, wskoczył w spodnie od piżamy i ułożył się na łóżku, gapiąc w sufit. Usłyszał kroki oraz czuł aurę Białego Maga.

Wkroczyłem do sypialni. Po zamknięciu drzwi, ujrzałem pół nagiego Kruka, leżącego na moim łóżku. Podszedłem do niego, krzyżując łapki na torsie.
- Widzę, że czujesz się jak u siebie. Gdzie masz resztę piżamy? - odezwałem się.
Moja miłość uniosła się na łokciach, czarując uśmiechem.
- Jest gorąco. Wolę spać bez górnej części. - rzekł, pewny siebie.
Szczerze, mi to pasowało. Znów mogłem go oglądać bez koszulki. Dla mnie to przyjemność.
- Dobrze. Zaraz wracam. - dodałem, idąc do łazienki.

Kiedy wziąłem prysznic, odziałem się w piżamę, wróciłem do kwatery. Beom nadal leżał, lecz tym razem miał zamknięte ślepka. Wdrapałem się delikatnie na łóżko, a on chwycił mnie, przewrócił na materac, by zawisnąć nade mną.
- Hej, co ty robisz? - miauknąłem.
- Czas na trochę wygłupów. - stwierdził, zaczynając mnie łaskotać. Roześmiałem się. Prosiłem go, by przestał, lecz mnie nie słuchał.
W końcu przerwał. Obaj byliśmy zmęczeni.
Poczułem jego oddech na szyi. Dostałem ciarek oraz popatrzyłem na niego. Zbliżył się do mnie. Stykaliśmy się nosami.
- Jak się czujesz w roli narzeczonego? - zaczął cicho.
- Dziwnie, niepewnie, zestresowany. Zapewne inaczej było by, gdyby na miejsce Park'a był ten, którego kocham. A właśnie, to jego widziałeś we śnie? - powiedziałem cicho.
- Tak, to on. Wysoki i przystojny. Podoba Ci się, Maleństwo?
- Gdybyś był w trakcie zaręczyn, to dostrzegłbyś, że nie. W ogóle na niego nie patrzyłem, Ji Beom.
- Pytałem, czy Ci się podoba? - warknął pod nosem.
- Nie, w ogóle. Pomyśl. W sercu noszę wizerunek mojego ukochanego. Jak może mi się podobać inny? - zapytałem.
- Może. To nie zdrada. A ja? Podobam Ci się? Gdybyś mógł wybrać, to on, czy ja? - nie odpuszczała moja miłość. Podniosłem się, odpowiadając.
- Mówiłem Ci. Jesteś bardzo przystojny, czarujący. Gdybym mógł wybrać, to... to wolałbym Ciebie. Znamy się trochę, jesteśmy przyjaciółmi. Może z czasem pojawiło by się między nami uczucie. Jednak nie jesteś Białym Magiem i nie wyobrażam sobie Ciebie z mężczyzną.
- Dlaczego?
- Ji Beom, jesteś na to za męski i za przystojny, do tego pewny siebie. Widzę Cię z dziewczyną.
Kim zirytował się. Wstał i wyszedł z pokoju. Zawołałem go, lecz się nie cofnął.
- Ji Beom!
Westchnąłem cicho. Przetarłem łapką swoją buźkę, zastanawiając się na głos.
- Co mu się stało? Przecież chcę dla niego jak najlepiej. Jeżeli on będzie szczęśliwy, to ja też.
I podążyłem za nim.

Syn Przywódcy Kruków poszedł do kuchni. Poprosił służącą o dobry alkohol i po prostu się upił. Miał nadzieję, że Hong zacznie ulegać jemu czarowi, ale on zbyt mocno kochał tamtego mężczyznę.

Dotarłem do kuchni. Natknąłem się na służkę, która przekazała mi, że Beom pije. Podziękowałem jej oraz odesłałem na odpoczynek. Wkroczyłem do środka. Siedział tyłem do mnie, dosłownie upijając się. Gdy znów sobie nalał, chwyciłem jego nadgarstek, mówiąc.
- Wystarczy. Czas na odpoczynek Ji Beom.
- Nigdzie nie idę. Uciekaj spać. - burknął, wyrywając się. Mimo tego, nie odpuściłem.
- Ji Beom..
- Zostaw! - podniósł na mnie głos i poraził swoją magią, tak jak wtedy. Ból przeszył całą moją rękę. Syknąłem, a łzy spłynęły po moich policzkach.
- Szlag, przepraszam... - wymruczał Kruk, odstawiając szklankę. Przyciągnął mnie do swojego ciała, by zaraz rozpiąć piżamę. Wyciągnąłem ramię z rękawa. Teraz już całe było pokryte maleńkimi błyskawicami.
- Znów zrobiłem Ci krzywdę. - dodał cicho.
- Nie przejmuj się. To nic takiego. Ból już ustępuje. - szepnąłem, ubierając się.
- Jak mam się nie przejmować, Maleństwo?
- Normalnie. Nikt nie będzie o tym wiedział. Puść mnie, Ji Beom.
- Nie. Nie puszczę. Zrobiłem Ci krzywdę, przez głupotę. - uparł się, przerywając moje ubieranie się. Zsunął piżamę z ramienia, wolną ręką objął mnie w pasie, po czym zbliżył do mojej skóry oraz zaczął ją muskać, składać pocałunki. Zagryzłem wargę, mrużąc ślepka. Pozwoliłem mu na to, przylegając do niego ciałem. Wsunąłem dłoń w jego włosy, chcąc więcej tej czułości.

Powoli przesuwał się w stronę szyi. Wtedy to już wydałem z siebie sapnięcie, on zaś mruczał. Przerwał, by spojrzeć w moje oczy. Ujął mój podbródek. Wpatrywaliśmy się w siebie. Moje serce biło mocno, lecz odczuwało szczęście, ja odczuwałem szczęście. Wreszcie przyssał się do mnie. Oddałem mu swój pierwszy pocałunek i to z ogromną radością. Ocknąłem się, oderwałem do niego. Pokręciłem głową.
- Wystarczy. Nie wolno nam.
Po tych słowach uciekłem do sypialni. Wpadłem do środka, starając się uspokoić.
„Mam nadzieję, że on nie połapał się, że się w nim kocham". - pomyślałem.
- Maleństwo...
Usłyszałem głos Kim'a, tuż za sobą. Nie wiedziałem, co robić?
- Mam narzeczonego, Ji Beom. A co by było, jakby nasi rodzice na przyłapali? - zapytałem, odwracając się do niego.
- Wiem, wybacz mi to. Po prostu... poniosło mnie. Nie gniewaj się. - odpowiedział.
- Chodźmy spać. - szepnąłem i położyliśmy się.

Rankiem, obudziłem się wtulony w plecy mojej miłości. Otaczałem go ręką w pasie, bardzo mocno. Wszystko bym oddał, żeby budzić się obok niego, każdego dnia.
Odsunąłem się, wstałem, zarzuciłem szlafrok, by zaraz udać się do kuchni. Chciałem przygotować śniadanie dla moich przyjaciół. W szykowaniu posiłku pomogła mi służąca. Parząc herbatę, do moich uszu dotarł odgłos dzwonka do drzwi. Bez wahania poszedłem do holu. Po otwarciu, na progu ujrzałem Park'a, który się przywitał.
- Dzień Dobry, Joo Chan.
- Witaj. Wejdź. - zaprosiłem go do środka.
- Mamy taki piękny poranek. Pomyślałem, że wybierzemy się na spacer po ogrodzie Sanktuarium. - dodał.
- Chętnie, ale mam gości. Jedynie.... - przerwałem, gdyż odezwał się Ji Beom.
- Cześć. Dzień Dobry.
„Rzuciłem" okiem za siebie. Schodził, wraz z naszymi przyjaciółmi. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy oraz szlafrok, do tego nie zawiązany.
- Właśnie widzę. - mruknął Seok.
- Zjedz z nami. Potem wybierzemy się na spacer. Przejdź do jadalni. Zaraz do Ciebie dołączymy. - rzekłem, zaś mój narzeczony skinął czupryną oraz ruszył na śniadanie.

Spotkałem się z chłopakami na środku holu. Oni również mieli na sobie piżamy.
- A wy w piżamach? - zacząłem.
- Ji Beom wyciągnął nas z łóżek. Powiedział, że powinniśmy wstać, bo za chwilę śniadanie. - wyjaśnił Bong.
- Ale on nie wiedział, że szykuję śniadanie. Spał, jak wychodziłem. - powiedziałem cicho.
- Obudziłem się, jak tylko opuściłeś sypialnię, Maleństwo. Pomyślałem, że zapewne zabierzesz się za śniadanie. - wtrącił Beom.
Chwyciłem go za nadgarstek, warcząc uroczo.
- Zasłoń się, Ji Beom. Jesteś pół nagi, a w moim domu pracują i mieszkają kobiety.
Wtem wyswobodził się, by to mnie złapać za rękę i przyciągnąć do siebie.
- A może krępujesz się patrzeć na mnie przy swoim narzeczonym? - zapytał, wgapiony we mnie.
- Puść... - wyszeptałem, lecz nie pozwolił mi.
- Kim Ji Beom, zostaw go. - zażądał Yeol.
- Nie mieszaj się, Dae Yeol... Zapomniałeś pierścienia zaręczynowego, Maleństwo. - wymruczał Beom, podając mi ozdobę. Po chwili szepnął.
- Ciekawe, pierścień zostawiłeś na stoliku nocnym, a z obrączką ode mnie, spałeś.
Momentalnie zarumieniłem się. Ujął mój podbródek, zadowolony i skomplementował mnie.
- Jaki słodki..
„Puścił" mi oko, po czym udał się do jadalni.
- Joo Chan, wszystko dobrze? - odezwał się Bo Min.
- Tak. Chodźmy na śniadanie. Głodny jestem. - oznajmiłem.

Niestety, podczas posiłku między synem Przywódcy Kruków a Jae Seok'iem panowała cisza oraz napięcie, ciężka atmosfera. Nawet ja miałem obawy, by coś powiedzieć. Pierwszy raz śniadanie tak mi się dłużyło...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top