03.Wizyta u Kruków.
Minęły dwa dni. Tata wezwał mnie do gabinetu. Znów miał sprawę. Zaraz mnie poinformował.
- Dobrze, że jesteś synku. Jutro mam spotkanie z Kim'em, w jego zamku. Takie co miesięczne rozmowy, dyskusje i omawianie różnych sparw. Zabieram Cię ze sobą, gdyż jak ja udam się na emeryturę, to Ty przejmiesz moje obowiązki.
Widziałem po minie ojca, że oczekuje tego ode mnie i nie mogę odmówić.
- Dobrze, tato. Zabierzmy trochę naszych słodyczy, Dae Yeol'a oraz Jae Hyun'a. - odezwałem się, a on zgodził się.
Nazajutrz, po porannym posiłku, tata otworzył portal. Mocniej objąłem ozdobne pudełko, zaś Bong pogładził moje plecy. Okazał mi tym ogromne wsparcie.
Przeszliśmy do Zamku Pełni Księżyca. Od razu się rozejrzałem, tak jak moi przyjaciele. Cóż, inaczej to sobie wyobrażałem. Myślałem, że tutaj panuje mrok, lecz się pomyliłem. Było jasno, ładnie i klasycznie. Podobało mi się.
- Witajcie w Zamku Pełni Księżyca, panowie. - powitał nas pan domu.
Ukłoniłem się, grzecznie.
- Dzień Dobry. Hong Joo Chan, a to moi przyjaciele, Lee Dae Yeol oraz Bong Jae Hyun. - przedstawiłem nas.
- Jaki grzeczny, jak nasz Bo Min.... Chłopcy. - rzekł pan Kim, zaś z jednego z pokoi wyłonili się jego syn wraz z kolegami.
Wyciągnąłem ręce, chcąc podać ozdobne pudełko ze słodyczami.
- Cały mój syn, Kim. To zasługa mojej żony. - wyjaśnił tata, a pakuneczek wziął Lee Jang Jun.
- Chłopcy, ugośćcie Łabędzie. - dodał Przywódca Kruków, po czym on i tata przeszli do gabinetu, natomiast my do pokoju dziennego.
- Siadajcie. Zaraz służba poda herbatę. - poinformował Choi.
Dae i Hyunie zajęli miejsca na pięknie zdobionych, drewnianych fotelach, wyłożonych poduchami. Przyjaciele mojej miłości, na przeciw nich, również na takich siedziskach. Mnie pozostała drewniana ławka z oparciem, ozdobiona rozmaitymi poduszkami. Służba podała herbatę, ciasto oraz inne przekąski, w tym słodycze od mojej rodziny.
Byłem cały zestresowany. Tuż za sobą czułem Ji Beom'a. Stał w milczeniu, podczas gdy nasi przyjaciele poznali się.
- Beomie, nie stój tak. Siadaj, Joo Chan Cię nie ugryzie, hehehe. - zaśmiał się Jun.
Kim spoczął obok mnie. Wziąłem szklankę do łapki, ułożyłem noga na nogę i oparłem naczynie o kolano. Rozmowę zaczął Yeol.
- Wiecie może ile trwa takie spotkanie?
- Zależy, czasami kilka godzin, czasami więcej. A co, już Ci się spieszy? - odpowiedział Bo Min.
- Nie. Miło jest, choć nie przepadam za Twoim kolegą, Min. - mruknął Biały Lee, kierując oczy na Ji Beom'a.
- Nie znasz mnie, a już czujesz do mnie nie chęć, Lee Dae Yeol. Ciekawe, dlaczego? Może myślisz, że jak miałem misję z Maleństwem, to coś mu zrobiłem? - wymruczał syn pana domu.
- Dae Yeol, odpuść. Jesteśmy w gościach. - wtrącił Jae Hyun, któremu przyglądał się Czarny Lee. Hyunie przyłapał go na tym i zmieszał się, zakłopotany.
Biały Lee westchnął cicho, milcząc. Był nie zadowolony. Jednak jak „rzucił" okiem na Choi'ego, to nieco złagodniał. Ten Czarny Mag bardziej pasował na Białego. Miał przystojną twarz oraz chłopięcy urok.
- Joo Chan, jakim cudem jesteś tak śliczną istotką? - zapytał Minnie, przerywając tym samym ciszę.
- Ja? Śliczny? Nie. Jestem zwyczajny, Bo Min. - odpowiedziałem, lecz nie odpuszczał.
- Nie zgodzę się. Przykuwasz uwagę wszystkich, moją, Jun'a, Twoi przyjaciele też na Ciebie patrzą, nawet Beomie.
Zerknąłem na siedzącego obok mnie Kruka, patrzył na mnie z ukosa, co sprawiało, że moje serce biło szybciej, mocniej. Zmieszany, odstawiłem szklankę, pytając.
- Mogę skorzystać z toalety?
- Tak. Jak będziesz w holu, skręć w prawo. Drugie drzwi po lewej. - rzekła moja miłość.
Skinąłem głową, wstałem, by zaraz opuścić salon. Musiałem się uwolnić od jego wzroku. Przebywanie w tym miejscu, co on jest problematyczne.
- Wasz przyjaciel dziwnie się zachowuje. Miał czerwone policzki. - stwierdził Junnie.
- Nie dziw mu się, Jang Jun. Zawstydziłem go trochę. - miauknął Bo Min.
- Mówisz o nim, jakby był najpiękniejszy na świecie, a Tobie, czy Jae Hyun'owi też nic nie brakuje. - wyskoczył Dae, z który zgodził się Czarny Lee.
- Ooo, trafna uwaga, Dae Yeol. Minnie, choć jest przystojny, to uroczy również... a Twój kolega... Cóż, słodycz jakich mało. Duże oczy, pełne usta, mała buźka i wręcz białe włosy. Powiedz, Jae Hyun. Dużo masz adoratorów?
- Ja... ja.. nie wiem. Nie mam czasu na obserwowanie innych. Zajmuje się magicznymi zwierzętami i kocham psy. - wyznał Bong, rumieniąc się. Jun nie odrywał od niego ślepi, tak jak Dae Yeol od Bo Mn'a.
Dzięki tej dyskusji, Beom wymknął się do holu. Oparł się pupą o poręcz od schodów, czekając za Hong'iem. Ukrył się w ciemnym miejscu.
Przemyłem twarz, osuszyłem za pomocą magii oraz wyszedłem z łazienki. Po tym jak wkroczyłem do holu, stanąłem na dźwięk głosu wysokiego przystojniaka, który dochodził z ciemności.
- Maleństwo...
„Rzuciłem" okiem za siebie. Wyłonił się z mroku, podszedł do mnie, krzyżując ręce na klatce i odezwał się.
- Wszystko dobrze? Byłeś czerwony.
Stanąłem z nim twarzą w twarz, mówiąc.
- Ciepło tutaj. No i Bo Min mnie zawstydził. Niezwykła troska, Kim Ji Beom.
Nagle nachylił się do mnie, gapiąc się w moje patrzałki.
- On i Jang Jun są Tobą zauroczeni, jakbyś rzucił na siebie jakiś urok. - wyjaśnił.
- Nic takiego nie uczyniłem. Jestem tylko miły, nic poza tym. - dodałem, chcąc ruszyć do salonu, lecz on mi nie pozwolił. Złapał mnie za rękę.
- Junnie jest spostrzegawczy. Uważa, że jesteś przesłodki. Rzeczywiście masz małe, różowe usta. Twoje oczy przyciągają i te blond włosy. - powiedział Ji Beom, kierując oczy na moją łapkę. Była przyozdobiona obrączkami z łańcuszkami oraz maleńkimi błyskawicami. Te blizny nie zniknęły, jak miłość do niego.
- Nadal masz tą bliznę? Dlaczego jej nie wyleczyłeś? - ciągnął.
- Wtedy nie było czasu. Po powrocie do domu miałem ważniejsze sprawy. Przywykłem do nich. Są częścią mnie. W końcu zostawił mi je sam syn Przywódcy Kruków. - skłamałem.
Prawda była inna. Próbowałem wyleczyć skórę, ale nie mogłem. Moja magia nie chciała się ich pozbyć. Zupełnie, jakby serce jej na to nie pozwalało.
- Traktujesz te blizny, jak by były ozdobą. Ciekawe. - skomentował Kruk, zaś ja chciałem się uwolnić.
- Tak. Tak je traktuje. Pięknie zdobią moją dłoń, jak te obrączki. - potwierdziłem, znów chcąc się wyrwać.
- Puść mnie. - zażądałem, lecz nie odpuszczał.
- Spokojnie, Maleństwo. Porozmawiajmy. Dlaczego Twój przyjaciel mnie nie lubi?
- Nie lubi Cię, bo nazywasz mnie Maleństwem, dlatego. - mruknąłem, wyrywając się.
- Hej, hej. Nie szarp się. - wymruczał, wykręcił moją dłoń do tyłu, zaś wolnym ramieniem wziął w objęcia. Byliśmy bardzo blisko. Nasze oddechy mieszały się, choć własny ledwo łapałem. Zacząłem drżeć.
- Drżysz... Boisz się mnie? - wyszeptał.
Już miałem odpowiedzieć, lecz wyczułem zaklęcie zmierzające ku Ji Beom'owi. W ostatniej chwili wyswobodziłem się, złapałem je i zgniotłem, przez co pękło, rozwiewając moje włosy. Popatrzyłem na Dae, niezadowolony.
- Zwariowałeś, Dae Yeol?! - podniosłem głos.
- Uwolniłem Cię, Joo Chan. - rzekł mój wysoki przyjaciel.
- Poradziłbym sobie. Nie możesz tak robić. - miauknąłem, natomiast Kim chwycił mnie za ramię, odsunął na bok i ruszył do Białego Lee, przy którym stali pozostali. Zastąpiłem mu drogę, położyłem dłonie na jego torsie.
- Proszę, nie. Przepraszam Cię za niego, Ji Beom. - odezwałem się.
- Zaatakował mnie, w moim domu. - warknął.
- Wiem, proszę Cię. Błagam, odpuść. - jęknąłem, prosząc ślepiami.
Cmoknął, wywrócił patrzałkami oraz odpuścił sobie.
- Dobra, niech będzie.
Machnął ręką, zaś Yeol podszedł, chwycił mnie za nadgarstek, by zaraz odciągnąć od mojego Kruka.
- Trzymaj się od Joo Chan'a z daleka, Kim Ji Beom. - zażądał Dae Yeol.
Beom parsknął śmiechem.
- Dobre, hahahaha. Żądać to Ty sobie możesz od przyjaciół, nie ode mnie. Robię co chcę i nikt nie ma nade mną władzy.
Obaj stanęli naprzeciw siebie. Atmosfera zgęstniała. Wkroczyłem między nich. Skierowałem się ku Białemu Lee, wskazując w stronę pokoju dziennego.
- Trzeba was rozdzielić. Dae, do salonu, a Ty Ji Beom, przewietrz się.
- Pójdziesz z nim? - zapytał mój Yeol.
- Nie, nie... - przerwałem, gdyż moja miłość wtrąciła.
- A właśnie. Jeśli mam się przewietrzyć, to potrzebuję towarzystwa. Maleństwo idzie ze mną.
I złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia.
- Wracajcie do salonu. Jak ochłonie, dołączymy do was. - oznajmiłem, opuszczając z Kim'em Zamek Pełni Księżyca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top