02.Ponowne Spotkanie

Minęło kilkadziesiąt lat. Na świecie zapanował pokój. Cóż, zdarzały się od czasu do czasu małe bunty, czy konflikty, ale nie ja je rozwiązywałem. Moje miejsce zajął Dae.
Z czasem również zmniejszyło się moje cierpienie, jednak całkowicie nie potrafiłem zapomnieć o moim ukochanym. Utkwił w mojej głowie, przez co wracałem do tego dnia, gdy się poznaliśmy. Możliwe, że już nigdy nie będę w stanie pokochać kogoś innego.

Pewnego dnia zostałem wezwany do gabinetu ojca. Miał do mnie prośbę. Chciał, abym udał się do Sanktuarium, do członków Rady Magicznej po co tygodniowe raporty. Sam nie mógł, ponieważ miał ogrom pracy. Zgodziłem się. Uznałem, że to będzie dobra odmiana od roboty za biurkiem. Pomyślałem, że zabiorę ze sobą moich przyjaciół, a potem może zjemy coś razem w restauracji.

Otworzyłem portal, przeszliśmy przez niego, stając przed schodami wielkiej, biało-czarnej budowli ze złotymi zdobieniami.
- Wow... Tak dawno tutaj nie byłem, ale Sanktuarium robi na mnie takie samo wrażenie, jak na początku. - stwierdził Hyun.
Miał rację. To było piękne miejsce.

Po wspinaczce stopniami, wkroczyliśmy do środka. Od razu skierowaliśmy się do biura, w którym urzędowali Bae Seung Min oraz Kim Dong Hyun. Byli oni świeżo wybranymi członkami Rady Magicznej.
Kiedy zbliżaliśmy się, oni właśnie opuścili swoje biuro. Widząc nas, radośnie się przywitali. Uśmiechnąłem się, również ich witając.
- Witajcie.
- Dzień Dobry. Miło was widzieć.
- Pan Hong przekazał nam, że to Ty dziś przybędziesz po raporty. - rzekł Bae.
- Tak. Ma dużo pracy, choć panuje pokój. - wyznałem.
- Ma dużo pracy, bo ludzie w końcu zaczęli się rozmnażać. - palnął Dae Yeol, ale taka była prawda.

Nie daleko rozmawiających, Białych Magów, Biuro opuściły Kruki. Dwóch członków Rady i syn Kim'a wraz z przyjaciółmi. Także jeszcze zagłębili się w konwersację.

Gdy wziąłem teczki, pora było się pożegnać. Ruszyłem z białym Lee oraz Bong'iem w stronę wyjścia. Oczywiście musiałem pomachać Dongie'mu i Seungie - hyungowi, więc nie patrzyłem za siebie.
Nagle wpadłem na kogoś. Raporty wylądowały na marmurowej posadzce. Na moment zamarłem. Zaraz „rzuciłem" się do zbierania.
- O rany... Przepraszam. Niezdara ze mnie. - zacząłem, lecz jak do moich uszu dotarł znajomy głos i to przezwisko, moje serce zatrzymało się.
- Maleństwo?
Powoli podniosłem patrzałki, którym ukazał się Kim Ji Beom. Wstrzymałem oddech na chwilkę, a on przyklęknął, wziął kilka teczek, by mi je podać.
- Beomie, to ten syn Pana Hong'a? - zapytał jakiś inny mag.
- Tak. To on. - odpowiedziała moja miłość.
- Ty... - mruknął Yeol, zaś ja podniosłem się, zerkając na niego. Pokiwałem głową.
- Rany, ale on słodki, jak dziewczyna. Nic dziwnego, że tak go nazwałeś. - skomentował drugi.
Wtem Dae złapał tego maga za nadgarstek, mówiąc.
- Nie masz prawa tak o nim mówić. Nie jest Twoją własnością i jego też nie.
- Dae Yeol! Przestań! - podniosłem głos.
Wszyscy umilkli, więc dodałem.
- Jesteśmy w Sanktuarium. Zachowuj się. Pora na nas. Miło było Cię znów ujrzeć, ale wybacz mi, nie mam czasu. Do widzenia.
Moi przyjaciele ruszyli w stronę wyjścia, natomiast ja podążyłem za nimi. Jednak Ji Beom zatrzymał się tuż przede mną. Wziąłem oddech, otaczając rękoma teczki.
- Czy mogę coś dla Ciebie zrobić? - odezwałem się.
Przytaknął, by zaraz zapytać.
- Słyszałem, że zrezygnowałeś z pracy w terenie. Dlaczego?
- Miałeś rację tamtego dnia. Nie nadaję się. Jestem zbyt wrażliwy. - odpowiedziałem.
- i... słodki, nawet bardzo. - wtrącił jeden z towarzyszy Kim'a i przedstawił siebie oraz tego drugiego.
- Choi Bo Min, a to Lee Jang Jun. Jesteśmy przyjaciółmi Beomie'go.
- Miło mi was poznać. Hong Joo Chan. Wybaczcie, muszę wracać. Moi przyjaciele za mną czekają, a ojciec za raportami. - wyjaśniłem, po czym mnie przepuścili. Dołączyłem do Dae oraz Hyun'a, którzy czekali przy rzeźbie. Na momencik zerknąłem w kierunku Czarnych Magów, uśmiechając się i wyszedłem.

Syn Przywódcy Kruków odprowadził wzrokiem Joo Chan'a, lecz jak dostrzegł jego uśmiech, otoczyło go dziwne uczucie.
- Beom, ten Hong to przesłodka istotka. Pewnie dziewczyny mu zazdroszczą wyglądu i ma ogrom adoratorów. Małe, różowe usta, przyciągające oczka i blond włosy. Niezwykły. - „rzucił" szczerością Jun.
- Niby się zmienił, niby ten sam. Spędziliśmy ze sobą tylko odrobinkę czasu, ale mimo tego odnoszę wrażenie, że jest inny niż wtedy. - wyznał Ji Beom.
- Ma ciekawych przyjaciół. Tego wysokiego kiedyś widziałem, na jakimś zadaniu w terenie. - dodał Jang Jun.
- To proste. Ten wysoki przejął jego robotę. Wracajmy. Tata czeka. - powiedział syn pana Kim.

Wieczorem, tuż po gorącej kąpieli usiadłem przy biurku. Po spotkaniu z moim Krukiem, czułem się... tak jak wtedy. Tylko tym razem to było jak przypomnienie. Mam nadzieję, że przez długi czas go nie zobaczę. To bolesne kochać kogo, kogo nie można kochać....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top