04.Noc u Kruków.
Bong zmartwił się tą całą sytuacją oraz Chan'em, który wyszedł z synem Przywódcy Kruków.
- Dae Yeol, po coś to zaczynał? Narobiłeś Chanie'mu tylko problemów. - jęknął Hyun.
- A co miałem stać i patrzeć się, jak Ty i oni? - wymruczał Dae Yeol.
- Trzeba było grzeczniej. Jesteśmy w gościach. - dodał białowłosy mag.
- Widziałeś, jak obejmował Joo Chan'a. Sam wiesz... - urwał Biały Lee, gdyż nie chciał zdradzić przyjaciela.
- Uspokójcie się, obaj. Wszystko wydarzyło się przez emocje. - stwierdził Min, a z gabinetu wyłoniły się głowy frakcji w stanie nietrzeźwym.
- Chłopcy, czeka na was praca w gabinecie. My idziemy dalej umilać sobie czas alkoholem oraz rozmową. - rzekł ojciec Hong'a i ruszył z tatą Kim'a do salonu.
Po wyjściu z zamku, zatrzymaliśmy się na schodach. Przez moment trwała cisza, którą przerwałem.
- Ji Beom... przepraszam Cię za niego. Nie spodziewałem się, że tak zareaguje.
- On naprawdę mnie nie lubi. Nadal mam wrażenie, że o coś mnie obwinia, albo kocha Cię. - odezwał się.
- Nie, to nie miłość. Martwi się. Wychowaliśmy się razem. Jest mi niczym brat, tak jak Jae Hyun. Obaj chcą mnie chronić, więc nie mniej o to pretensji. - wyjaśniłem.
- Dobrze, dobrze. Niech Ci jest. - mruknął.
- Dziękuję. Jednak masz dobrą stronę. - palnąłem, natomiast on „rzucił" na mnie okiem, zbliżył się, pytając.
- Masz mnie za złą osobę?
- Nie, nie. Tylko tamtego dnia nie pokazałeś mi, że potrafisz być miły. Nie gniewaj się.
- Bo...
Naszą rozmowę przerwał Jang Jun. Przekazał, że nasi ojcowie upili się i kazali nam dokończyć pracę. Przeszliśmy do gabinetu. Zrobiłem szybkie rozeznanie w dokumentach. Podzieliłem na naszą szóstkę zadania, ale to sobie zostawiłem najwięcej.
Po kilku godzinach, nadal w tym tkwiłem.
- Chanie, pomóc Ci? - zaczął Hyunie.
- Nie. Sprawdźcie co z panem Kim oraz moim tatą. Ja to dokończę. - oznajmiłem.
Chłopcy opuścili gabinet. Beom zamknął drzwi za nimi, patrząc zaraz na mnie.
- Rządzisz się, jakbyś tu mieszkał. - powiedział szczerze.
- Przepraszam. Taki nawyk, zwłaszcza jak pracuję. - wyznałem cicho.
- Dlaczego wziąłeś na siebie więcej pracy? - zapytał mój Kruk.
- Od kilkudziesięciu lat siedzę za biurkiem. Wszystkie papierkowe sprawy mam w palcu, a Ty pracujesz w terenie. Siedzenie nad nimi zajęło by Ci ogrom czasu, Ji Beom.
- To fakt. - potwierdził, po czym wyszedł.
Mogłem odetchnąć. Moje serce mogło w końcu zwolnić swoje bicie. Trzymanie w ryzach swoich uczuć było trudne.
Przywódcy zasnęli na ławce, oparci o siebie. Bo Min zabrał się za ogarnianie tego co znajdowało się na stoliku. Dołączył do niego Jae Hyun.
- Junnie, przenieś ojca do sypialni, a pana Hong'a do komnaty dla gości, tej przy schodach. - rzekł Beomie i cofnął się do gabinetu.
Kiedy kończyłem pracę, zrobiło mi się tak do spania. Byłem zmęczony, a nie chciałem używać magii do odpędzenia tego. Niestety, sen wygrał.
Kim wrócił do gabinetu. Dostrzegł, że Joo Chan zasnął na krześle, opierając się o blat. Podszedł do niego, bardzo cicho. Z ogromnym zaciekawieniem przyjrzał się buzi Białego Maga. Ponownie musiał przyznać rację Jun'owi w kwestii wyglądu Hong'a, choć oczu nie było teraz widać. Czarny Mag przysunął się do niego. Delikatnie wziął w ramiona, podniósł i ruszył z nim do pokoju.
Kiedy przechodził przez hol, trafił na pozostałych. Kiwnął głową, by poszli za nim. Po dotarciu do kwatery, Ji Beom położył Chan'a na wielkim łóżku, które było okryte czarną, satynową pościelą.
- Dae Yeol, trzeba powiadomić panią Hong i nasze rodziny, że zostajemy na noc. Nie mam serca budzić Chanie'go, a wujek jest pijany. - wyszeptał Bong.
- Dobrze. Wysyłam widomość. - zaczął Yeol, strzelił w palce oraz dodał.
- Jae Hyun, Ty odpocznij. Ja będę czuwał nad snem Joo Chan'a.
- Dae Yeol, nic mu tutaj nie grozi. Możecie być spokojni. - zapewnił Choi.
- To nie wystarczy, Bo Min. Nie ufam Ji Beom'owi. - „rzucił" szczerością Biały Lee.
- Mam złożyć przysięgę, byś uwierzył mnie i moim przyjaciołom? - wtrącił syn Przywódcy Kruków.
- To też nie wystarczy. Nie znoszę Cię, nie lubię Cię i nie zaufam. - obstawał przy swoim wysoki towarzysz Joo Chan'a.
- Wystarczy, Dae Yeol. Włóż do kieszeni swoją dumę, powody i idź spać. Joo Chan jest pod dobrą opieką. Skoro Bo Min zapewnia nas, że nic mu nie grozi, zaufam mu. - powiedział Hyun, którego znów obserwował Czarny Lee.
- Choć jeden jest normalny. - skomentował Kim.
- Wybacz mi, Kim Ji Beom. Ja też Cię nie lubię, ale jestem dobrze wychowany. - wyjaśnił Jae Hyun, po czym on, Dae, Min i Jun opuścili sypialnię.
Beom zerknął na śpiącego Hong'a, zastanawiając się na głos.
- Co ja Ci zrobiłem tamtego dnia, że oni tak mnie nie lubią?
I chciał wyjść, lecz stanął przed drzwiami, popatrzył za siebie, na Białego Maga. Pomyślał, że zostanie z nim, by się nie wystraszył. Usiadł na podłodze, oparł się o łóżko, wśród poduszek. Momentalnie zmorzył go sen.
Minnie oraz Junnie wskazali kwatery Hyunie'mu i Yeol'owi. Życzyli sobie dobrej nocy i rozeszli się, lecz Jang Jun gapił się na białowłosego maga, zaś wysoki przyjaciel Joo Chan'a spojrzał na Bo Min'a nim weszli do komnat.
Obudziłem się w obcym mi miejscu. Nadal byłem w domu mojej miłości. Podniosłem się do siadu. Dostrzegłem na wprost czyjąś głowę. Przedostałem się na czworaka, by zobaczyć kto to. Okazało się, że to Kim Ji Beom. Byłem ogromnie mocno zaskoczony, że tutaj zasnął, czuwał jak strażnik. Zbliżyłem się do niego, wpatrzony niczym zaczarowany. Nic się nie zmienił od tamtego dnia. Myślę, że jest jeszcze bardziej przystojny.
Nabrałem ochoty na dotknięcie jego policzka. Wyciągnąłem prawą rękę, tę na której Kruk zostawił ślady po swojej magii. Gdy już miałem przyłożyć łapkę, on chwycił mój nadgarstek i otworzył patrzałki.
- Co robisz? - zaczął.
Zawstydziłem się nieco. Szybko rozejrzałem się po komnacie za rozwiązaniem.
- Ja... ja. Chciałem obejrzeć Twój wisior. To ametyst, prawda? - skłamałem.
- Umm, tak. Lubisz biżuterię, co nie?
- Bardzo. Co tutaj robisz? Dlaczego nie nocowałeś w swojej sypialni? - zapytałem.
- Nocowałem. To moja kwatera. Uznałem, że będzie Ci tutaj wygodnie... Słuchaj, Twoja dłoń. Mogę to wyleczyć, tym bardziej, że to ja zadałem Ci tę ranę. - odpowiedział, zaś ja wyrwałem się z jego chwytu, mówiąc.
- Nie trzeba. Przywykłem do tych blizn. Mówiłem Ci już, nie przeszkadzają mi.
Ponownie złapał mój nadgarstek, przyciągnął do siebie, gapiąc się w moje oczy. Przesunął rękę na moją dłoń, ujmując ją delikatniej. Badał ją palcami, a moje serce biło szybko.
- Co Ty robisz? - wyszeptałem.
- Oglądam swoje dzieło. Niezwykłe, że objawiło się to w taki sposób... Szczerze, pięknie to wygląda, zdobi Twoją dłoń. - stwierdził.
- Puść. Pora wstać. Chcę zobaczyć się z tatą oraz moimi przyjaciółmi. - rzekłem, zabierając łapkę.
Podniosłem się, wstałem, chcąc opuścić pokój. Kim poderwał się z podłogi, wyprzedzając mnie. Otworzył drzwi.
- Zaprowadzę Cię. Nie wiesz, gdzie jest Twój tata. - odezwał się.
Przytaknąłem głową. Wyszliśmy razem. Po drodze odświeżyłem się. Następnie podążyliśmy dalej.
Z innych sypialni wyłonili się mój ojciec, pan Kim, Czarny Lee, Biały Lee, Choi oraz Bong. Zatrzymaliśmy się w przedpokoju, witając się. Zmierzając ku schodom, usłyszałem za sobą głos Jun'a, który skierował się do mojej miłości.
- Maleństwo wyspane, Beom?
- Zapytaj go, nie mnie. - mruknął mój Kruk.
- Spał w Twojej komnacie. Masz wygodnie łóżko. - ciągnął Junnie.
- Jun, przestań. To słychać. - upomniał go Minnie i umilkli.
Zjedliśmy razem śniadanie, rozmawiając. Potem pora było się zbierać. Tata otworzył portal w holu Zamku Pełni Księżyca. Pożegnaliśmy się, a po chwili przeszliśmy do Pałacu Kości Słoniowej.
Kiedy portal zniknął, wzrok syna Przywódcy Kruków był nadal utkwiony w miejscu przejścia, choć go już nie było. Jak tylko ojciec chłopaka wrócił do gabinetu, konwersację zaczął Bo Min.
- Beomie, wszystko w porządku?
- Tak, jak w najlepszym. - wymruczał, po czym udał się do siebie.
Po południu przeszedłem do ogrodu. Służąca podała mi herbatę, natomiast ja wróciłem do pracy. Godzinę później zawitali do mnie moi przyjaciele. Hyun usiadł obok mnie, zaś Dae stanął za ławką, oparł się o nią, pytając.
- Joo Chan, jak się miewasz?
- Dobrze... a jeśli pytasz o spędzenie czasu z Krukami, to nie jest źle... Jednakże muszę być z wami szczery. Moje uczucia do Kim Ji Beom'a nie zniknęły. Nadal go kocham, tylko pogodziłem się z tym, że on nigdy nie będzie mój. - odpowiedziałem.
- Chanie, a co jeśli wujek zaręczy Cię z kimś? - dodał Hyunie.
- To na pewno nastąpi. Wypełnię jego wolę. Tak będzie najlepiej. - stwierdziłem.
- Joo Chan, a gdybyś mógł wyznać uczucia temu dupkowi, gdyby to nie było zakazane? - dodał Yeol.
- I tak bym mu nie wyznał... To trudne, a on wygląda na takiego, który woli kobiety. To też ułatwia mi, mniej boli. - wyznałem, patrząc w niebo.
- Chanie, będziesz miał coś przeciwko, jeśli zaproszę Jang Jun'a oraz Bo Min'a na moje przycięcie urodzinowe? - zmienił temat Bong.
- Nie. Uważam, że to dobry pomysł. Min jest bardzo miły, a Jun, cóż ...mówi prosto z mostu. - dalej odpowiadałem.
- A jego też Jae Hyun ma zaprosić na przyjęcie? - ciągnął Biały Lee.
- Dlaczego mnie o to pytacie? - jęknąłem.
- Ponieważ to przyjaciel Min'a oraz Jun'a. - rzekł białowłosy.
- Dobrze. Jego też. Nie martwcie się. Będzie dobrze. - oznajmiłem z uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top