ROZDZIAŁ 1. Voldemort w naszej szkole

Ash

Uwierzcie mi: Lord Voldemort był ostatnią osobą, którą miałem nadzieję zobaczyć po powrocie do szkoły z wakacji. 

Lato dobiegło końca, rozpoczął się nowy rok szkolny. W Saint Mark's High znów zaroiło się od uczniów - niewyspanych, obładowanych książkami i krążących po korytarzach w poszukiwaniu swoich sal lekcyjnych. 

Poprawiłem szelki plecaka i rzuciłem okiem na idącego obok mnie Harveya. Nic się nie zmienił przez minione wakacje - te same kędzierzawe, rudobrązowe włosy i ten sam nieopuszczający go ani na chwilę łobuzerski uśmiech. Miał na sobie czarną, wymiętą koszulkę Leicester City Football Club z dużą podobizną lisa oraz z napisem "Go Foxes!". Uśmiechnąłem się pod nosem. Lisy z Leicester były jego ulubioną drużyną piłkarską - uwielbiał ich do tego stopnia, że gdy kiedyś mieliśmy zrobić szkolny projekt na temat "Moja rodzina", on zrobił prezentację właśnie o Lisach. Cały Harvey. 

Gdy spotkałem się z nim parę dni po powrocie z Arkadii, obawiałem się trochę, bo pamiętałem o niezbyt korzystnych okolicznościach naszego ostatniego rozstania - Harvey uciekł w popłochu po tym, jak na naszych oczach Harry Potter i Percy Jackson stoczyli ze sobą brawurową walkę. Harvey'em mocno wstrząsnęło to wydarzenie, pomimo, że za sprawą Mgły nie widział książkowych Bohaterów, lecz zwykłych mężczyzn. Gdy zacząłem z nim rozmowę na temat tego zdarzenia, ku mojemu zdumieniu okazało się, że jakimś cudem chłopak o niczym nie pamięta. Wyszedłem na idiotę, nawijając o facetach z nożami i maczetami, których ponoć widzieliśmy. Potem co prawda obróciłem to wszystko w żart, ale i tak Harvey patrzył na mnie podejrzliwie przez następnych kilka chwil. Dopiero potem wybuchnął śmiechem, rzucając coś na temat mojej bujnej wyobraźni. 

Nie wracaliśmy później do tej rozmowy. Miałem dziwne przeczucie, że to Bohaterowie maczali palce w amnezji Harveya. 

Teraz podeszliśmy pod drzwi pracowni biologicznej, w której mieliśmy mieć pierwszą lekcję. Uśmiechałem się do kumpli z klasy, przybiłem parę piątek, odpowiedziałem na kilka radosnych powitań i... wtem wśród znanych mi twarzy ujrzałem kogoś nowego. Pod ścianą, skryty w cieniu tak, że z daleka trudno było go zauważyć, stał wysoki i szczupły chłopak, którego wcześniej nie widziałem w szkole. Przyglądał mi się badawczo lodowato zimnymi, szarymi oczami. Gdy wyłapał moje spojrzenie, zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał, ale nie opuścił wzroku. Poczułem się bardzo nieswojo. Dlaczego on się, do diabła, tak na mnie gapi...?

- Ej, znasz tego kolesia? - mruknąłem cicho do Harveya, wskazując dyskretnie na nieznajomego, który w międzyczasie zdążył już wreszcie odwrócić wzrok. 

- Jakiego kolesia? - Harvey spojrzał na mnie pytająco. 

- Tego pod ścianą. 

Mój przyjaciel zmarszczył brw. Najwyraźniej dopiero teraz zauważył skrytego w cieniu chłopaka.

- Pierwszy raz go widzę - przyznał. - To pewnie nowy uczeń. Chodź się z nim przywitać! - nie zważając na moje protesty, pociągnął mnie w stronę nieznajomego. - Cześć, jestem Harvey, a to mój kumpel Ash! - przedstawił nas radośnie. 

Szarooki poruszył się lekko i wyłonił z cienia. Zobaczyłem, że jest bardzo blady oraz że ma białe jak śnieg włosy. "Czy on je farbuje?", przemknęło mi przez myśl.

- Ash? - nieznajomy powtórzył słowa Harveya, mrużąc oczy. - Ash Moonlight?

- Tak - potwierdził Harvey, szczerząc radośnie zęby w uśmiechu. Zmarszczyłem brwi. Skąd ten chłopak, u licha, znał moje nazwisko? 

Nieznajomy nie odwzajemnił szerokiego uśmiechu Harveya. Odezwał się po chwili milczenia. 

- Finnley - mruknął, nie patrząc na nas. - Finnley Skyge. 

- Jesteś tu nowy, co nie? - Harvey nie zważał na jego wyraźne zdystansowanie i próbował podtrzymać rozmowę. 

- Yhm - odparł krótko Finnley. W tym momencie zadzwonił dzwonek na rozpoczęcie lekcji. Szarooki wyminął nas, idąc w kierunku klasy i po drodze rzucając mi jeszcze jedno uważne spojrzenie. 

- Jakiś dziwny ten typek - skwitował Harvey, odprowadzając Finnleya wzrokiem. 

- Bardzo dziwny - mruknąłem. Na tym zakończyła się nasza rozmowa o nowym uczniu, bo razem z Harvey'em skierowaliśmy się w stronę klasy, gotowi wziąć udział w niezwykle pasjonującej lekcji na temat czynności życiowych pierwotniaków. 

Gdybym wtedy wiedział, z kim przed chwilą się zapoznałem... 


***

Na długiej przerwie poszedłem do toalety w wiadomym celu. Gdy myłem ręce, spojrzałem w duże, zajmujące większą część ściany lustro. 

Zobaczyłem w nim Hermionę Granger. 

Krzyknąłem i odskoczyłem do tyłu jak oparzony. Myślałem, że mam zwidy, więc zamrugałem kilkakrotnie oczami, ale twarz czarownicy wcale nie zniknęła. 

- Halo, Ash? Halo, słyszysz mnie? - z powierzchni lustra dobiegł do mnie jej głos. - To ja, Hermiona. Wybacz, że cię przestraszyłam.    

- Hermiona! - zawołałem z trwogą, rozglądając się wokół, ale oprócz mnie i czarownicy w łazience nie było nikogo. - To męska toaleta!

Hermiona skrzywiła się. 

- Ciszej, nie krzycz tak, bo jeszcze zbiegną się inni uczniowie i zobaczą, że gadasz z lustrem.

Byłem kompletnie skołowany. 

- Jak znalazłaś się w lustrze?

- Za sprawą zaklęcia. Posłuchaj mnie, Ash, bo nie mam wiele czasu. Zaklęcie w każdej chwili może przestać działać i kontakt się urwie - Hermiona wzięła głęboki wdech. - Mam dla ciebie i Tary ważną wiadomość. Postaram się przekazać ci wszystko najszybciej i najprościej, jak się da. 

- W takim razie słucham - czułem, że nic raczej nie jest w stanie mnie zaskoczyć. 

Hermiona wahała się jeszcze przez chwilę. 

- W waszej szkole najprawdopodobniej jest Lord Voldemort. 



***

Przed Wami pierwszy rozdział Beyond Reality: Epicentrum! :D krótki, ale kolejne będą już dłuższe. Jak Wam się podoba? ^^

Pozdrawiam! 

Alexanderkaa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top