ROZDZIAŁ 22. Thunder Industries

Ash 

Pierwszym zaskoczeniem było to, że w pałacu mają zainstalowane kamery. Drugim - to, co na tych kamerach zobaczyliśmy. 

Gdy pośród gości rozniosła się wiadomość o zniknięciu Katniss i Peety, bankiet natychmiast został przerwany. Muzyka ucichła, ludzie zaczęli się zbierać w ogólnej panice. Callos machał rękoma i próbował uspokoić poddenerwowany tłum. Poczułem, że ktoś chwyta mnie i Leith za ramiona i ciągnie za sobą. To była Hermiona, a obok niej Tara, obie pobladłe z przestrachu.

- Co się dzieje? - zapytałem, zaniepokojony. 

- Chodźcie z nami - odpowiedziała tylko Hermiona. - Zaraz wszystko wyjaśnię.  

Wymieniłem z Leith szybkie spojrzenia i pobiegliśmy za nimi, przepychając się przez tłum. Czarownica wyprowadziła nas na korytarz, a z niego ruszyliśmy w górę po schodach. Mijaliśmy kolejne piętra, przechodziliśmy jakimiś ciemnymi przejściami, aż w końcu znaleźliśmy się na korytarzu, na którego końcu znajdowały się wielkie, pancerne drzwi z metalu, kłócące się z wizerunkiem średniowiecznego zamku. 

Hermiona podeszła do drzwi i przystawiła rękę do miejsca nad klamką, gdzie znajdował się niewielki skaner. Pod dłonią dziewczyny zabłysnął najpierw na biało, a potem na zielono. Po chwili usłyszeliśmy ciche kliknięcie i drzwi stanęły otworem. 

- Chodźcie - mruknęła Hermiona. 

Przekroczyliśmy próg i znaleźliśmy się w niewielkim pomieszczeniu o pancernych ścianach, gdzie pełno było biurek, ekranów i komputerów. Na monitorach wyświetlały się ujęcia z kamer - widać było wiele miejsc, jak na przykład Salę Bankietową, teraz już pustoszejącą, dziedziniec czy miasto u stóp zamku. Przy komputerach siedzieli już Harry, Percy, Annabeth i Callos Mothdim. Pochylali się nad jednym z monitorów, ale gdy weszliśmy do środka, unieśli głowy. 

- Dobrze, że jesteście. Podejdźcie - odezwał się Callos poważnym tonem. Miał zmarszczone czoło i drapał się w zamyśleniu za uchem. 

- O co chodzi? - zapytałem. - To prawda, że Katniss i Peeta...?

Callos obrócił ekran w naszą stronę. Zobaczyłem nagranie z kamery, przedstawiające fragment dziedzińca od północnej strony zamku. W mroku nocy widać było Katniss w jej długiej, czerwonej sukni i Peetę - para rozmawiała, stojąc pod kamiennym łukiem ozdobionym kwiatami. Nagle jakaś sylwetka w czarnej kominiarce pojawiła się u dołu ekranu, zaszła Katniss od tyłu i zarzuciła jej na głowę płócienny worek. Peeta rzucił się, aby jej pomóc, ale kolejna postać wyłoniła się z mroku i uderzyła go w głowę jakimś tępym narzędziem. Peeta runął na ziemię jak długi. Postać bez trudu podniosła jego ciało i przerzuciła sobie przez ramię. Druga osoba zrobiła to samo z Katniss i porywacze zabrali ze sobą bezwładne ciała tej dwójki, po czym zniknęli z zasięgu kamery.  

Callos przełączył obraz na inną kamerę - zobaczyliśmy czarną furgonetkę zaparkowaną niedaleko głównej bramy miasta. Gdy porywacze pojawili się w pobliżu, otworzyli bagażnik i wrzucili do niego nieprzytomnych Katniss i Peetę. Następnie sami wskoczyli do furgonetki, która niezauważona odjechała z piskiem opon. 

- Mógłbyś pokazać nagranie jeszcze raz? - poprosiłem. - I przybliżyć na twarz kierowcy furgonetki? 

Mothim spełnił moją prośbę i zastopował nagranie w momencie, w którym przez szybę widać było twarz kierowcy. Gdy przybliżył obraz, mimo woli wydałem z siebie okrzyk zdziwienia. 

Kierowca miał na sobie maskę szakala. 

  - To Maura - oświadczyłem z wielką pewnością. Zebrani Bohaterowie i Międzydusze spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, ale machnąłem ręką na znak, że później im to wytłumaczę. - To Czarne Charaktery porwali Katniss i Peetę. 

- Musimy się dowiedzieć, dokąd ich zabrali - wtrąciła moja siostra. 

Callos włączył nagranie raz jeszcze i tym razem przybliżył je tam, gdzie najlepiej widać było bok furgonetki. 

- Poznaję ten znak - powiedział, wskazując na logo widoczne na drzwiach pojazdu. Przedstawiało żółty piorun w czerwonym okręgu oraz literę "T" poniżej.

- Ja też - dodała Hermiona. - To logo Thunder Industries, firmy zajmującej się produkcją farb i lakierów. 

- Mają swoją opuszczoną fabrykę na obrzeżach Exordii - dodał Callos. - I o ile się nie mylę, jest ona od jakiegoś czasu siedzibą Czarnych Charakterów. 

Percy zmarszczył brwi.  

- Myślicie, że to tam zabrali Katniss i Peetę?

- To nasz jedyny trop, a od czegoś trzeba zacząć poszukiwania - wtrąciła Leith. - W każdym razie, powinniśmy się spieszyć. Nie wiadomo, co oni planują. - Po tych słowach sięgnęła do swojej torebki, pogrzebała w niej chwilę i wyciągnęła lśniący pistolet Colt M1911. - Kto idzie ze mną? - zapytała jak gdyby nic z błyskiem w oku, podrzucając broń w ręce.

Uniosłem brew z dużym uznaniem. Ta babka nosi pistolet w torebce. 

Rany. Coraz bardziej ją lubię.   

Percy wystąpił do przodu.  

- Ja pójdę - oznajmił.

- Ja też - dodała Annabeth. 

- My także - zgłosiłem siebie i Tarę. 

- To świetnie. Ja muszę zostać na miejscu, żeby ogarnąć całe to zamieszanie, a Harry i Hermiona mi się przydadzą - powiedział Callos. - Zaraz załatwię wam jakiś transport do tej fabryki. W międzyczasie przebierzcie się i idźcie do zbrojowni. Powodzenia. 

Przełknąłem ślinę i poczułem dreszczyk podekscytowania na myśl o czekającej nas misji.   

Takie bankiety to ja lubię. 

***

Piętnaście minut później czekaliśmy przed zamkiem, gotowi do drogi, przebrani i uzbrojeni po zęby. Po wizycie w zbrojowni mieszczącej się na wschodnim skrzydle pałacu wciąż byłem oczarowany widokiem mnóstwa wszelkiego rodzaju broni, od noży, mieczy i sztyletów, przez pistolety i karabiny maszynowe, a na łukach i kuszach skończywszy. Cała nasza piątka miała na sobie nierzucające się w oczy, czarne ubrania. Tara w specjalnym pokrowcu na plecach miała łuk i kołczan ze strzałami, Leith uzbroiła się w drugi pistolet i sztylety przewieszone przy pasie, a Percy i Annabeth zostali przy swoich ulubionych rodzajach broni - syn Posejdona miał swój miecz, Orkan, a Annabeth sztylet. Jeśli chodzi o mnie, zabrałem kilka noży, jeden pistolet i miecz - ten sam, z którym najczęściej ćwiczyłem podczas treningów tu, w Arkadii. 

Noc była bezchmurna, wiał chłodny wiatr od północy. Na niebie wisiał sierpowaty księżyc, który oświetlał mury zamku za nami. Zerknąłem na moją siostrę. Miała poważną minę i wpatrywała się gdzieś przed siebie, zaciskając dłoń na rękojeści noża przewieszonego przy pasie.  

Korzystając z tego, że reszta zajęta była cichą rozmową, podszedłem do niej. 

- Gdzie jest Ethan? - zapytałem szeptem. 

Przez twarz mojej siostry przemknął cień, widoczny mimo panującego wokół mroku. 

- Właśnie nie wiem - szepnęła. - Widziałam, jak wybiegał z Sali Bankietowej, ale nie wiem, gdzie się podział. 

Biłem się z myślami, niepewny, czy powiedzieć Tarze to, co przyszło mi na myśl. 

- Słuchaj - mruknąłem w końcu. - Nie wydaje ci się to podejrzane? Był na miejscu zarówno podczas ataku smoka, jak i teraz. W obu przypadkach ktoś musiał wpuścić Czarnych Charakterów do środka miasta, bo inaczej...

Tara gwałtownie pokręciła głową i przerwała mi. 

- Nie, Ash, to nie on to zrobił. 

Westchnąłem.

- Tara, ja wiem, że ty go lubisz, ale zrozum. On współpracuje z Czarnymi Charakterami, nie powinnaś wciąż go bronić. 

- Dlaczego wy się tak na niego uwzięliście? - fuknęła dziewczyna, ale nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo usłyszeliśmy niski pomruk silnika. Obróciliśmy głowy i ujrzeliśmy w mroku lśniący samochód, podjeżdżający w naszą stronę i zatrzymujący się przed nami z piskiem opon. 

- Czy to jest...? - zaczęła Leith, nie kryjąc zdumienia i zachwytu.

- Aston Martin V12 Vanquish - dobiegł nas głos ze środka, od strony kierowcy. - Prosto z mojego warsztatu, wersja ulepszona z powiększonym wnętrzem. Wsiadajcie, Bond jeszcze nie wie, że go pożyczyłem. - Mężczyzna o ciemnych włosach i w okularach mrugnął do nas figlarsko sponad uchylonej szyby. - Jestem Q, miło mi was poznać. 

- O ja nie mogę - wyszeptałem, niemal z nabożną czcią dotykając lśniącego lakieru i otwierając tylne drzwi kultowego samochodu przed dziewczynami. - Najwyraźniej Callos jak już coś załatwia, to porządnie - mruknąłem do siebie. 

Gdy Tara, Leith i Annabeth weszły do środka, sam zająłem miejsce obok nich, a Percy usiadł z przodu, koło kierowcy. Z zaciekawieniem rozglądnąłem się wokół. Aston Martin w środku był znacznie większy, niż wyglądało na to z zewnątrz. Siedzenia były obite czerwoną skórą, dach dość niski, ale miejsca na tyle dużo, że w cztery osoby z tyłu mieściliśmy się bez większego problemu. Klimatyzacja przyjemnie chłodziła, silnik pracował, cicho mrucząc.

- Dokąd państwa zawieźć? - zapytał Q z błyskiem w oku, patrząc na nas w lusterku. 

Percy postawił kołnierz kurtki i zatarł ręce. 

- Kierunek Thunder Industries - zarządził. 

***

Kwadrans później Aston Martin zaparkował między drzewami niedaleko opuszczonej fabryki. 

- Dalej już nie jadę - oznajmił Q. - Zgarnę was, jak wrócicie, miejmy nadzieję, z Katniss i Peetą. 

- Jeśli nie wrócimy w ciągu godziny, jedź po pomoc - poprosiła Annabeth. Q skinął głową.

Wysiedliśmy z pojazdu, dziękując za transport. Percy - którego okrzyknęliśmy kimś w rodzaju naszego przywódcy - przywołał nas do siebie. 

- Nie wiem, co zastaniemy na miejscu - powiedział szeptem. - Ale nade wszystko musimy się zachowywać bardzo, bardzo cicho. Nie wolno nam się rozdzielać, idziemy w zwartej grupie. Pamiętajcie, że to Czarne Charaktery - wiele z nich używa magii i koleguje się z różnymi nieprzyjemnymi potworami. Nasz plan jest prosty: wchodzimy do środka, odbijamy Katniss i Peetę, pozbywamy się ewentualnych wrogów i wychodzimy. Nie ma co czekać, aż wezwą posiłki. Zrozumieliście? - zapytał, a my zgodnie skinęliśmy głowami. - Dobra. Chodźmy. 

Fabryka była wielka, ciemna i podupadająca. Znajdowała się z dala od jakiejkolwiek drogi i w mlecznym blasku księżyca przypominała upiorny szkielet. Percy szedł przodem, za nim Leith, potem ja, Tara i na końcu Annabeth. Poruszaliśmy się cicho, z rękoma na swoich broniach. Percy oświetlał drogę latarką. Podeszliśmy w stronę głównego wejścia, po drodze mijając rząd zaparkowanych furgonetek z logiem pioruna. 

Percy dał nam znak, żebyśmy się zatrzymali. Przystawił palec do ust, nakazując nam być cicho, po czym wskazał na jedno z potłuczonych okien dość wysoko nad ziemią. 

- Annabeth - szepnął. - Chodź, podsadzę cię. 

Dziewczyna podeszła do Syna Posejdona, który podniósł ją tak, że znalazła się twarzą naprzeciwko okna. 

- Co widzisz? - zapytał cicho Percy. 

Annabeth zaglądała przez szybę, mrużąc oczy.

- Jest ciemno - mruknęła. - Wszędzie jakieś pudła, skrzynie, beczki. Jedna żarówka przy suficie. Nie widzę nikogo. 

- Damy radę wejść tędy do środka? - zapytałem. Annabeth pokręciła głową. 

- Jest za wysoko, poza tym okno jest za małe. Nie zmieścimy się. 

- Jest tu jakieś boczne wejście? - zapytała Tara. 

- Musimy sprawdzić. W najgorszym wypadku możemy spróbować wejść oknem, albo może znajdziemy jakieś inne wejść... 

Przerwał mu cichy szczęk. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Leith, stojącą przy drzwiach wejściowych, teraz szeroko otwartych. 

- A może - mruknęła dziewczyna - po prostu wejdziemy tędy?

Zapadła cisza. Percy kiwnął głową z uznaniem. 

- Dobry pomysł. 

Wymieniłem szybkie spojrzenie z Tarą. Weszliśmy do środka za Leith i resztą.  

Znaleźliśmy się w ogromnym, ciemnym pomieszczeniu o wysokim dachu podpieranym belkami, oświetlonym jedynie nikłym blaskiem żarówki chyboczącej się w górze. Wokół unosił się mocny, nieprzyjemny zapach farby i lakieru.

Percy dał nam znak, żebyśmy szli za nim. Chwyciłem mój miecz, czując adrenalinę buzującą mi w żyłach. Obok mnie Tara lekko drżała, ściskając w rękach łuk z nałożoną strzałą. 

Światło latarki Percy'ego omiatało ściany i podłogę. Usłyszałem jakiś dźwięk - coś jakby trzask, więc zastygłem w bezruchu i rozglądnąłem się wokół. Nasłuchiwałem przez chwilę, ale dźwięk się nie powtórzył. Wtedy coś przemknęło po podłodze - w świetle latarki zobaczyłem, że to tylko szczur. Bezgłośnie odetchnąłem z ulgą. Ruszyliśmy dalej.

Latarka omiotła najdalszy kąt hali i światło zatrzymało się na jakimś ciemnym kształcie. Wytężyłem wzrok. Na drugim końcu pomieszczenia stały dwa krzesła, zwrócone do nas tyłem, a na nich widać było niewyraźne zarysy dwóch postaci. 

- To oni - szepnęła Annabeth, chwytając oburącz swój sztylet. - Miejcie broń w pogotowiu.   

Ruszyliśmy cicho przez halę, rozglądając się wokół i wypatrując zagrożenia. Wokół było jednak cicho i pusto. Gdy znaleźliśmy się tuż przy krzesłach, Percy kazał nam się zatrzymać i sam do nich podszedł.

- Katniss? - wyszeptał ostrożnie. - Peeta?

Cisza. 

Percy zrobił jeszcze jeden krok i zatrzymał się. Z bijącym sercem i okropnie złym przeczuciem patrzyłem, jak sięga ręką w stronę jednego z krzeseł i obraca je. Wstrzymałem oddech i jęknąłem.

Zamiast człowieka zobaczyłem tylko wypchaną, materiałową kukłę. 

- To pułapka! - krzyknął Percy, ale było już za późno. - UCIEKAJCIE! 

Trach! Coś wielkiego spadło na mnie z góry i czyjeś ramiona oplotły moją szyję. Wrzasnąłem i zamachnąłem się mieczem na oślep. Ostrze odbiło się od twardej powierzchni i runąłem na ziemię razem z napastnikiem. Przeturlałem się na bok i zdążyłem zobaczyć twarz mojego przeciwnika - a raczej jedynie jego maskę, przypominającą byka. Napastnik zamachnął się na mnie pięścią, a ja uchyliłem się i ciąłem przed siebie mieczem. Byk odskoczył, po czym rzucił się na mnie i chwycił moją rękę, wykręcając ją boleśnie. Wrzasnąłem i wypuściłem miecz, chwilę potem cios w brzuch pozbawił mnie tchu. Zakręciło mi się w głowie, gdy napastnik złapał mnie wpół i uniósł do góry, jakbym ważył niewiele więcej niż piórko. Świat wywrócił się do góry nogami, przed sobą widziałem tylko szeroką pierś Byka zakutą w metalowy pancerz. Zacząłem kopać na oślep i wić się jak ryba, próbując wyswobodzić się z żelaznego uścisku przeciwnika. 

Łup! Usłyszałem brzęk uderzenia tępego narzędzia o głowę Byka i runąłem jak długi na ziemię, gdy mnie puścił. Podniosłem głowę i zobaczyłem, że za Bykiem stał Percy, atakując go Orkanem. Byk ryknął i rzucił się na chłopca gołymi rękoma. Syn Posejdona umknął mu i ciął mieczem poniżej pancerza. Nagle za plecami półboga wyrósł jakiś cień. Ujrzałem maskę orła i jęknąłem, widząc, jak mężczyzna pięścią uderza syna Posejdona w potylicę. Percy osunął się na ziemię bez przytomności, a ja napotkałem spojrzenie Byka zza jego maski. 

Drżącymi dłońmi sięgnąłem po pistolet i uniosłem go, celując w napastnika. 

- Opuść broń - dobiegł mnie nagle zimny głos zza pleców Byka - albo poderżnę twojej siostrze gardło. 

Obróciłem się powoli w stronę Orła i poczułem lodowate macki strachu zaciskające mi się wokół serca. Mężczyzna trzymał Tarę i przystawiał jej do gardła nóż. Moje oczy odnalazły spojrzenie siostry. Zobaczyłem łzy płynące po jej policzku i krew spływającą po jej gardle, gdy Orzeł zwiększył nacisk broni. 

Nie miałem czasu nic zrobić. Czyjaś pięść uderzyła mnie w twarz, poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Wypuściłem pistolet i nim upadłem, zdążyłem jeszcze zobaczyć pochylającego się nade mną Byka, krzyczącą Annabeth trzymaną przez kogoś od tyłu i nieprzytomną Leith na podłodze. 

Potem nie widziałem już nic. 


***

Hej Wattpadowicze! :D Nowy rozdział, jak Wam się podoba? ^^

Małe info: Mam napisane kilka rozdziałów do przodu, więc w najbliższym czasie postaram się je dodawać w miarę regularnie, ale, jak rozumiecie - szkoła się zaczęła, nauki będzie dużo, a czasu na pisanie mało v.v Także... ciężko będzie. 

Łączę się w bólu ze wszystkimi uczniami!

Alexanderkaa 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top