ROZDZIAŁ 12. Wrota Historii
Tara
Nad stertą gruzu unosił się ciężki, duszący i drażniący gardło pył. Wszystko wokół zastygło w bezruchu, ludzie wpatrywali się w ruiny zamku lub złowieszcze niebo nad martwym ciałem Smauga.
Zobaczyłam, że ktoś biegnie w stronę ruin. To Peeta, pobladły z przestrachu, przepychał się między ludźmi i krzyczał, żeby pomogli mu znaleźć Katniss. Podbiegł do sterty gruzu, uklęknął przy niej i zaczął przekopywać odłamki, odrzucając je i nie zważając na to, że kaleczy sobie ręce.
- Nie! - krzyknął, gdy ktoś próbował go odciągnąć na bok, tłumacząc, że już za późno. Odepchnął go, kręcąc głową i hamując łzy. - Ona żyje! Ona nie umarła, poczułbym, gdyby tak było! Pomóżcie mi ją znaleźć!
Bezradnie patrzyłam, jak przerzuca kamień za kamieniem, zdeterminowany, aby odnaleźć ukochaną. Odrzucił jeden z kawałków muru i wtem zastygł w bezruchu, gdy TO zobaczył.
Spod kamieni wystawała zakrwawiona ręka, zastygła w bezruchu i wciąż zaciśnięta na fragmencie potrzaskanego łuku.
Rozległy się okrzyki. Kilku mężczyzn podbiegło pomóc Peecie wyciągnąć Katniss. Jakoś wydobyli jej nieruchome ciało spod ruin i ułożyli je na trawie. Dziewczyna miała zamknięte oczy, a ciało pokryte krwią i pyłem. Łagodny wyraz twarzy i lekko rozchylone usta sprawiały wrażenie, jakby spała.
Peeta przyłożył ucho do jej klatki piersiowej, zaciskając powieki i licząc długie sekundy. Gdy uniósł głowę, pokręcił nią ze smutkiem.
- Nie oddycha - wyszeptał i opuścił ramiona, przełykając gorzkie łzy.
Zakryłam dłonią usta, próbując powstrzymać szloch. Poczułam, że Ethan opuścił rękę z mojego ramienia i podszedł do ciała z zaciętym wyrazem twarzy.
- Ona żyje - powiedział twardo. Odsunął na bok zdruzgotanego Peetę i sam uklęknął obok Katniss. Delikatnie odsunął na bok jej włosy, odsłaniając szyję, wyprostował jej palce i wyjął z dłoni łuk.
- Spójrzcie - mruknął, wskazując na jej ręce i odsłonięte fragmenty skóry. Wokół sylwetki dziewczyny unosiła się delikatna, złota poświata, która spływała na ziemię po ciele niczym mgła. Poświata brała się z okolic jej serca, przemierzała żyły widoczne na szyi, a z każdą sekundą było jej coraz więcej.
- Co to jest? - zapytałam cicho, klękając obok Ethana. Chłopak wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął zagadkowej mgły. Ta uniosła się lekko, zafalowała jak wąż i owinęła wokół jego palca niczym lśniąca wstążka.
- To jej Pierwotna Postać - usłyszeliśmy nagle czyjś głos. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się idący w naszą stronę mężczyzna z długą, siwą brodą, w mieniącej się szacie i tiarze na głowie.
- Profesor Dumbledore! - zawołał Ash.
- A jakże, i to we własnej osobie - powiedział stary nauczyciel. Podszedł bliżej nas i pochylił się nad Katniss, gładząc brodę w zamyśleniu. - Została ranna nie tyle w ciało, co w duszę, a konkretnie w swoje Duchowe Postaci. Obawiam się, że zabijając Smauga, czyli postać niepochodzącą z jej Książki, złamała święte prawa Arkadii i przyszło jej za to zapłacić życiem. Gdyby została ranna tylko przez osypujący się na nią gruz, odrodziłaby się w nowej, osłabionej postaci. A tak mamy dość poważny problem, bo pozostaje nieżywa, chociaż paradoksalnie nadal jest dla niej nadzieja na odbudowanie zranionej Pierwotnej Postaci.
- Może trochę jaśniej, co, dziadku? –mruknął Ethan. Dumbledore przyglądnął mu się uważnie, mrużąc błękitne oczy, i ku mojemu zdziwieniu uśmiechnął się łagodnie.
- Oczywiście, Ethan, już tłumaczę. Skoro ranna została jej Pierwotna Postać, ucierpiał też Scenariusz jej Książki. To, co potrzebujemy zrobić, to naprawić dziury w Scenariuszu "Igrzysk Śmierci". Dzięki temu jej Pierwotna Postać się odbuduje, a Katniss wróci do życia.
Nie, nie, nie. Z każdym kolejnym słowem Dumbledore'a docierało do mnie coraz dobitniej, co należy zrobić. Co MY musimy zrobić.
- Potrzebujemy Międzydusz, prawda? - szepnął Ash, jakby czytając mi w myślach. W odpowiedzi profesor Hogwartu skinął dłonią na Ethana i kilku towarzyszących nam mężczyzn.
- Zanieście ją do namiotu medyków. A waszą dwójkę proszę za mną.
***
Dumbledore szybkim krokiem prowadził nas za sobą, stopniowo oddalając się od zamku w stronę lasów otaczających Exordię. Mniej więcej w połowie drogi zaryzykowałam pytanie, dokąd się wybieramy, ale nie dane mi było usłyszeć odpowiedzi.
W końcu, gdy ruiny zamku stały się już tylko niewyraźnym kształtem w oddali, zobaczyliśmy przed sobą drzwi. W pierwszej chwili mało brakowało, a przegapiłabym je - znajdowały się bowiem na skraju lasu, zamaskowane między drzewami i oplecione gęstą ścianą bluszczu. Inna sprawa, że jakoś trudno jest spodziewać się drzwi stojących sobie ot tak, w lesie.
Dumbledore podszedł do nich i zaczął odsuwać pnącza bluszczu, odsłaniając powoli starą, zmurszałą powierzchnię drewna. Drzwi okazały się być naprawdę duże - wysokości prawie dwóch mężczyzn, posrebrzane i zamknięte na cztery spusty. Ash próbował zaglądnąć, co się za nimi znajduje, ale wydawało się, że nie ma tam nic oprócz gąszczu drzew.
Dumbledore wyciągnął spod szaty swoją różdżkę i zaczął mamrotać zaklęcia, przesuwając nią wzdłuż krawędzi drzwi. Przedziwne symbole na obrzeżach wrót zalśniły, a po chwili usłyszeliśmy cichy szczęk gdzieś po drugiej stronie. Wrota stanęły otworem, odsłaniając stare kamienne schody prowadzące w dół.
Ash rozdziawił gębę z zaskoczenia. Próbował obejść drzwi naokoło, zorientować się, jakim cudem nagle pojawiły się tu schody, ale w końcu zrezygnowany opuścił ręce.
- Alohomora nie wystarczyła? - zapytał tylko, mając na myśli zaklęcie z "Harry'ego Pottera" otwierające wszystkie zamknięte drzwi.
Dumbledore poprawił na nosie okulary.
- W przypadku Wrót Historii Alohomora, a także inne pospolite czary nie spowodowałyby nawet ich drgnięcia. Te drzwi są zapieczętowane zaklęciami, które znają tylko nieliczni. To, co teraz zobaczycie, musicie pozostawić w tajemnicy. Nie wszystkie Międzydusze mają okazję zejść na dół po tych schodach, ale w tym wypadku uznaję to za konieczne.
Skinęliśmy głowami i bez dalszych pytań podążyliśmy za profesorem w dół. Schody były strome i wyraźnie dawno nikt ich nie używał, bo okazały się być śliskie od wilgoci i obrośnięte mchem. Szłam za Ashem jako ostatnia i co chwila obracałam się do tyłu, aż Wrota Historii zniknęły mi z oczu. Z każdym stopniem, w miarę schodzenia do podziemi stawało się coraz ciemniej. Dumbledore zaklęciem zapalił swoją różdżkę i oświetlał nam drogę.
W końcu dotarliśmy do końca schodów i zatrzymaliśmy się. Znaleźliśmy się w rozległej, oświetlonej pochodniami komnacie z wysokim, zdobionym stropem. Na środku, w palenisku płonął ogień, który rzucał na ściany przeróżne cienie. Na stołach, półkach, ścianach i na ziemi znajdowały się różnego rodzaju księgi, pergaminy, płótna i woluminy różnych kształtów i rozmiarów, wyglądające jak pochodzące z różnych epok.
- Ale syf - mruknął Ash. - Ja bym uważał z tym ogniem przy takiej ilości papieru wokół.
- Cicho - mruknęłam. - Tam ktoś jest.
Ash wytężył wzrok i w półcieniu dostrzegł to co ja chwilę wcześniej. Między stosami ksiąg szybkim krokiem poruszała się niewielka, starsza pani o siwych włosach i pomarszczonej skórze w kolorze popiołu. Wyglądała na zdenerwowaną, mamrotała coś pod nosem i biegała wokół z długą nicią i igłą w ręce.
- Hora - odezwał się Dumbledore. Kobieta zatrzymała się na chwilę i uniosła głowę, a my zobaczyliśmy duże, niebieskie, pełne niepokoju oczy. - Jedna z Głównych Bohaterek jest ciężko ranna, zapewne już o tym wiesz.
Staruszka kiwnęła głową i bez ostrzeżenia chwyciła za ręce mnie i Asha. Pociągnęła nas za sobą na drugi koniec komnaty, w stronę jednego ze stołów, na którym leżała otwarta wielka, oprawiona w skórę księga.
- Tutaj - powiedziała, a jej głos zaskrzypiał, tak jakby nie odzywała się od wieków. Wskazała palcem na jedną ze stron. Była ona wyrwana i ledwo trzymała się na kilku nitkach.
- Który to fragment? - zapytał Dumbledore.
- Spoza głównej części powieści. Ucierpiał mocno, nie jestem w stanie sama zaszyć ubytków w Scenariuszu. Potrzebujemy Międzydusz, natychmiast.
- Ile mamy czasu? - odezwał się profesor.
- Kilka godzin, nim Scenariusz runie całkowicie. Trzeba działać jak najszybciej.
- Co macie na myśli? Co mamy zrobić? - wtrąciłam.
- Musicie przenieść się do świata "Igrzysk Śmierci" jako pochodzące z niego postacie. Ponieważ nie ucierpiał główny fragment Scenariusza, wcielicie się w rolę postaci pobocznych, niewymienionych w Książce. Przeniesiecie się do innego wymiaru, więc musicie po raz pierwszy stworzyć swoją Duchową Postać.
- Ale przecież mieliśmy to dopiero ćwiczyć! - zaprotestował Ash. - Nigdy tego nie robiliśmy. Nie jesteśmy przygotowani!
- Słyszeliście, że nie ma czasu na przygotowania. Wszystko pójdzie dobrze, będziemy monitorować z zewnątrz to, jak sobie radzicie.
- Jest jeden problem - odezwała się Hora. - Potrzebujemy trzech Międzydusz.
- Mamy tylko tę dwójkę - odparł Dumbledore. - Obawiam się, że obecnie w sytuacji zagrożenia kraju wszystkie inne Międzydusze są już zajęte w innych wymiarach.
W głowie świtała mi pewna myśl, która nie napawała mnie raczej optymizmem, jednak zdawałam sobie sprawę, że to może być jedyne rozwiązanie. W międzyczasie staruszka podeszła do paleniska z trzema zwojami pergaminu w ręce i wrzuciła je do ognia. Na kartach, jakby pisane niewidzialnym piórem pojawiały się litery, słowa i zdania. Hora wyjęła pergaminy z ognia i podała mi i Ashowi po jednym.
- To wasze Scenariusze - powiedziała. - Gdy przeniesiecie się do wymiaru z "Igrzysk Śmierci", waszym jedynym, ale absolutnie najważniejszym zadaniem jest postępować zgodnie z nimi. Nie wolno wam nikomu pokazać waszego Scenariusza. Zapoznajcie się z nim dokładnie, zapamiętajcie, co macie robić i w żadnym wypadku nie rozmawiajcie o tym ze sobą. Jeżeli postąpicie wbrew Scenariuszowi, zniszczycie całą historię i zginiecie.
- Aha, dzięki za info - parsknął sarkastycznie Ash. - Od razu czuję się lepiej, wiedząc, że jeden mój niewłaściwy ruch może nie tylko mnie zabić, ale także zniszczyć pół waszego świata. Nie no, super.
- Ash - warknęłam. - Pozwól na chwilę.
Mój brat niechętnie odszedł ze mną na bok i niemal od razu na mnie naskoczył.
- Tara, to bez sensu - warknął. - Czy ty nie widzisz, w co my się pakujemy? To jakieś szaleństwo. Możemy się jeszcze wycofać. Nie zmuszą nas do tego.
- Jak chcesz, to po prostu wracaj do domu, do rodziców - odparłam ze wzruszeniem ramion.
Ash prychnął.
- I co im powiem? Że ich córka została w upadającej krainie Książek, żeby wypełniać jakąś chorą misję? O nie, Tara, bez ciebie nigdzie nie idę. Siedzimy w tym bagnie razem.
- Więc zróbmy to. Pomóżmy im. Ash... - chwyciłam brata za ramię i zmusiłam go, żeby na mnie spojrzał. - Nie pamiętasz? Zawsze chcieliśmy przeżyć przygodę, a nie tylko siedzieć w wakacje w nudnym mieście. Może teraz jest na to pora. Pora, żeby przeżyć coś wyjątkowego.
Ash zacisnął zęby i zaczął nerwowo szarpać brzeg koszulki. Gdy uniósł głowę, jego oczy zabłysły dziwną czerwienią od ognia z paleniska.
- Nie boisz się? – zapytał cicho.
- Jasne, że się boję – szepnęłam. - Ale damy radę. Wystarczy, że będziemy postępować zgodnie z tymi Scenariuszami, to nie może być trudne. Zrobimy, co mamy zrobić i wrócimy do domu, obiecuję. - widząc jego wahanie, kontynuowałam: - Po prostu... oni nas potrzebują, Ash. Nie możemy ich zostawić w takiej sytuacji. Pomyśl sobie, co by się stało, gdyby zniszczono jakiś Scenariusz Książki? Przecież... one mają wpływ także na ludzki świat. Co, jeśli "Igrzyska Śmierci" nagle przestaną istnieć? To niby mała sprawa, ale konsekwencje mogą być straszne. Wiesz, oglądałam kiedyś taki film...
- Dobra, dobra, zgadzam się! - Ash westchnął z rezygnacją. - Zrobimy to. Razem. I może przy okazji skopiemy tyłek Snow'owi albo innemu dupkowi z "Igrzysk".
Uśmiechnęłam się promiennie.
- No, i to jest Ash, którego znam! Dzięki, brat.
Klepnęłam go po plecach, a on zmarszczył brwi, gdy coś sobie przypomniał.
- Dobra, tylko co z tą trzecią Międzyduszą? Potrzebujemy jeszcze kogoś.
Wpatrywałam się w ogień, przystępując nerwowo z nogi na nogę.
- Cóż... jest pewna osoba, która mogłaby się zgodzić.
***
- NIE!
Ethan wyglądał jak mały, naburmuszony dzieciak, któremu ktoś zabrał lizaka i kazał iść odrobić lekcje. Założył ramiona, skrzywił się i brakowało tylko, żeby tupnął nogą.
- Ethan, błagam - jęknęłam. - To poważna sprawa. Zostaw swój upór za sobą i pomóż nam, ten jeden, jedyny raz.
- Powiedziałem, że nie! - warknął brunet. - Nie mam najmniejszej ochoty nigdzie iść i pomagać IM - ostatnie słowo niemal wypluł w stronę zgromadzonych wokół Bohaterów, na czele z Hermioną, Harrym, Percym i Annabeth, którzy pojawili się tu najszybciej, jak tylko mogli. Mówiąc tu, mam na myśli częściowo ocalały po ataku Smauga plac przed zamkiem, gdzie teraz staliśmy naprzeciwko Ethana, próbując przemówić mu do rozsądku.
- Ethan, psia kość - warknęła Hermiona. - Też za tobą nie przepadam, ale to poważna sprawa. Tu nie chodzi o nas, tylko o Katniss i jej Książkę.
- I zagładę całej Arkadii, przy okazji - wtrącił Percy.
- Nigdzie nie idę, dajcie mi wszyscy święty spokój! - chłopak odwrócił się, chcąc odejść, ale podbiegłam do niego i chwyciłam go za ramię.
- A co, jeśli dzięki temu Król unieważni twój wyrok i wszystkie inne, które z pewnością masz na koncie? - zapytałam chytrze. Ethan zawahał się, ale tylko przez moment.
- Wisi mi to. Poza tym, niby jak miałabyś przekonać o tym Króla?
Wyłapałam wzrok Annabeth, która kręciła głową.
- Nie możesz... zaczęła, ale spojrzałam na nią błagalnie.
- Porozmawiamy z Królem i razem jakoś go przekonamy – powiedziałam, zwracając się znów do Ethana. – Jestem pewna, że się zgodzi.
- Bez ciebie nie damy rady pomóc Katniss – dodał Ash.
- Tara i Ash mają rację – mruknął Percy. – Powinniśmy teraz odłożyć na bok wszystkie konflikty i skupić się na ratowaniu Scenariusza „Igrzysk".
- Wystarczy, że pomożesz nam ten jeden raz, a potem będziesz mógł wrócić do Czarnych Charakterów. Prawda? – spojrzałam na Bohaterów. Ci skinęli twierdząco głowami, nawet Annabeth, chociaż niechętnie.
Ethan wahał się przez długą chwilę. Wyraźnie toczył ze sobą wewnętrzną walkę. Jego zielone oczy błyszczały w złowrogim blasku purpurowego nieba.
- Zgoda - powiedział w końcu z irytacją. - Zrobię to, niech was wszystkich szlag jasny trafi.
Dało się słyszeć gromkie brawa ze strony Bohaterów. Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Stanęłam na palcach i nieco nieśmiało cmoknęłam chłopaka w policzek.
- Dziękuję, w imieniu wszystkich - szepnęłam. Na twarzy bruneta pojawił się rumieniec, który szybko zgasł, ale niewystarczająco szybko, żebym go nie zobaczyła.
Ash uniósł głowę w stronę purpurowego nieba i wiszących nad nami księżyców.
- Panie i Panowie - mruknął- Igrzyska czaszacząć.
***
No to można powiedzieć, że pewną część historii mamy zaliczoną i przechodzimy do czegoś... hmm... nowego? :)
PS Zapraszam też na moją drugą historię, "Victors or Victims?", czyli ff o Igrzyskach Śmierci.
PSS Chcecie znać sekret? Te drzwi, Wrota Historii miały być na początku w środku zamku, ale kiedy pisałam ten rozdział zdałam sobie sprawę, że przecież ostatnio kazałam wielkiemu smokowi zniszczyć pół tegoż pałacu, więc w ten sposób drzwi zmieniły lokalizację. #writers'struggles, o tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top