two
Po tygodniu pracy w C&R International Leslie wiedziała już mniej więcej, co może robić, a co nie. Nie miała wstępu na trzydzieste pięto i powyższe, o czym przekonała się drugiego dnia pracy, gdy eskortowało ją stamtąd dwóch ochroniarzy. Mimo dużej wpadki, nie miała już żadnych innych wypadków z czego bardzo się cieszyła. W pomieszczeniu, w którym pracowała było oprócz niej jeszcze siedmioro ludzi, którzy mimo jej starań nie chcieli mieć z nią nic wspólnego i zamienili z dziewczyną jedynie kilka słów. Wyjątkiem był tylko poznany pierwszego dnia blondyn — Luciel. Chłopak był chyba tu jedyną osobą, oprócz Valerie, która nie patrzyła na Leslie z obrzydzeniem, lub zażenowaniem. Był bardzo pozytywną osobą i nieraz poprawiał jej humor żartami, lub swoim zachowaniem. Polubiła go. Może dlatego, że był drugą osobą, która nie miała do niej żalu, że zdobyła wysokie stanowisko od razu po przyjściu do pracy.
Spojrzenia innych pracowników korporacji były bardzo dziwne. Od takich, które wyrażały współczucie i rozczarowanie, do tych nienawistnych. Księgowa nie miała pojęcia, dlaczego nikt się do niej nie odzywa i wszyscy trzymają ją na dystans. Czy to dlatego, że pan Chairman dał jej awans od razu po przyjściu do pracy?
Jej rozmyślania przerwało wypowiedziane przez kogoś jej imię, a potem delikatnie muśnięcie jej ramienia przez czyjąś dłoń. Odwróciła się, napotykając obok siebie uśmiechniętego Luciela.
— Tak? Przepraszam, zamyśliłam się.
— Kończysz już? — Wskazał głową na komputer, uśmiechając się lekko.
— Myślę, że na dzisiaj tyle. — Dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech, przeciągając się i wstając z fotela.
— W takim razie co powiesz na wspólny lunch? —zapytał z nadzieją w głosie, a jego miodowe oczy zaczęły błyszczeć się jak gwiazdy. —Umieram z głodu!
— W porządku. — Zaśmiała się. — Chodźmy!
Gdy tylko chłopak zerwał się z krzesła, wzięła go pod ramię i rozbawieni, udali się do windy. Po dotarciu do stołówki, pierwsze co rzuciło się Leslie w oczy to tłumy pracowników i pyszne dania na ich tacach. Nie zdążyła nawet dobrze się rozejrzeć, bo chłopak pociągnął ją w stronę wielkich okien, gdzie stał chyba jedyny wolny stolik w pomieszczeniu. Ciągnął ją, stawiając wielkie kroki, dlatego księgowa musiała prawie biec, żeby za nim nadążyć. W momencie, gdy doszli do swojego upatrzonego miejsca, z drugiej strony nadszedł wysoki mężczyzna w garniturze. Gdy jego wzrok spotkał się z Leslie, ta zamarła. Pan Dyrektor we własnej osobie.
— Och, przepraszam, nie wiedzieliśmy, że zajęte — powiedział szybko Luciel, dalej trzymając dłoń dziewczyny.
— Bo nie było, zapomniałem zarezerwować stolik. — powiedział. — Ale spokojnie siadajcie, widzę, że moja asystentka już mi jakiś znalazła.
Po czym odwrócił się i poszedł do miejsca w rogu pomieszczenia.
— To było dziwne.— Parsknął śmiechem chłopak, po czym usiadł na krześle.
— Uch tak, było niezręcznie... — Skrzywiła się dziewczyna.
— Nie przejmuj się i tak nie będzie cię pamiętał. — Chłopak zaśmiał się.
— Tak, masz rację — mruknęła tylko, grzebiąc widelcem w sałatce, którą przed chwilą przyniósł im kelner.
Chłopak chyba faktycznie miał rację, może i Avan przeglądał jej papiery dotyczące ukończenia studiów i ze względu na to pracuje teraz na wyższym stopniu. Może chciał po prostu, żeby firma lepiej się prezentowała, przyjmując na wyższe stnowiska osoby nie z dużym doświadczeniem, a właśnie te, które dobrze ukończyły studia.
Spojrzała na chłopaka siedzącego naprzeciwko siebie. Jego złote kosmyki włosów opadły na oczy, gdy ten szybko pałaszował danie. Na ustach dziewczyny zagościł mały uśmiech. W tym samym czasie jej towarzysz podniósł wzrok, patrząc na nią pytająco. Wybuchnęła śmiechem, widząc wybrudzony sosem policzek Luciela i szybko sięgnęła po serwetkę, znajdującą się na środku stolika. Pochyliła się lekko nad meblem, wyciągając rękę i wycierając chusteczką jego zabrudzoną twarz. Po wykonaniu tej czynności usiadła na krześle, uśmiechając się niewinnie w jego stronę.
— Byłeś brudny — powiedziała poważnie. — C&R International nie może tolerować niechlujnych pracowników.
Zaczęła naśladować Chairman'a, na co Luciel zaśmiał się głośno. Chwilę później chłopak wrócił do jedzenia, a Leslie zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Naprzeciwko niej, po drugiej stronie sali znajdował się stolik dyrektora. Zajęty był wypełnianiem jakiś papierów, więc bez skrępowania mogła mu się przyglądać. Chwilę potem do jego stolika podeszła Valerie, zapewne czekając, aż skończy wypełniać papiery. Kobieta korzystając z wolnego czasu rozejrzała się na sali, zatrzymując wzrok na dziewczynie i uśmiechając się, pomachała jej przyjaźnie. Ta odwzajemniła gest, znów przenosząc wzrok na zajętego pracą mężczyznę. Przynajmniej myślała, że dalej będzie nią zajęty. Gdy na niego spojrzała, ich oczy się spotkały, a na jej policzki wykwitł rumieniec. Szybko spuściła wzrok, patrząc na blondyna, który dalej grzebał w talerzu, ale dalej czuła przenikliwe spojrzenie szarych oczu Avana. Nagle gwałtownie wstała od stoika, prawie przewracając krzesło i przyciągając tym uwagę innych ludzi w pomieszczeniu.
— Leslie, co się dzieje? — Dziewczyna spojrzała na zatroskaną twarz chłopaka i wymusiła uśmiech.
— Nic. Idę do łazienki.
Wychodząc z pomieszczenia szybkim krokiem spojrzała ostatni raz na zdziwioną twarz blondyna i delikatny uśmiech wkradający się na usta Chairman'a. Po wejściu do toalety, oparła się o umywalkę, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Dlaczego tak się tym przejęła?
— Weź się w garść! — warknęła do swojej twarzy, odbijającej się w czystej powierzchni.
Wzięła kilka głębokich oddechów, uspokajając się i już miała wracać do zaniepokojonego Luciela, gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a przez nie weszła Valerie.
— Hej — powiedziała lekko, uważnie przyglądając się dziewczynie. — Coś się stało? Wybiegłaś tak nagle ze stołówki...
— Nie, nic mi nie jest. — Charms uśmiechnęła się lekko, jakby zapewniając tym, że wszystko jest dobrze.
— Widziałam, że pan Chairman na ciebie patrzył. — Zrobiła długą przerwę. — To nie dlatego wyszłaś?
Leslie zaśmiała się nerwowo.
— Oczywiście, że nie — jąkała się zdenerwowana
— Wiem, że pan Chairman potrafi być czasami straszny. — Zaśmiała się.
— Nie boję się go.
Morgan spojrzała na nią podejrzliwie, mrużąc oczy. Dziewczyna westchnęła. Jednak nie ukryje wszystkiego, tak jakby chciała.
— Czuję się przy nim trochę niezręcznie, to wszystko — powiedziała księgowa, unikając wzroku kobiety.
— Rozumiem... Wracasz do stołówki?
Przez rosnącą gulę w gardle, Charms nie mogła wykrztusić ani słowa, więc tylko pokiwała twierdząco głową. Na pewno nie zamierza chować się po kątach. Jeśli Avan myśli, że ona się nim przejmuje to grubo myli. Nie chce mieć nic wspólnego ze swoim szefem. Lekki uśmiech wkradł się na jej usta. Pokaże mu, że jest bardziej pewna siebie, niż myśli.
Którą postać jak na razie najbardziej lubicie? Mam nadzieję, że rozdział się podoba ^^
PS. Rozdział dedykowany dla osoby, która dzisiaj dała mi ogromną motywację do pisania (powiedziała, że mam pisać, bo czeka na rozdział), ale jakoś tak straznie mnie to zmotywowało, dlatego dziękuję!
Do następnego
Misheve
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top