-10-
szczęśliwy《
Wiosna, najbardziej lubiana przeze mnie pora roku, wreszcie zapukała do naszych drzwi. Słońce coraz częściej ogrzewało ziemię swoimi promieniami, a drobne kropelki deszczu budziły do życia pięknie pachnące kwiaty i szumiące na wietrze drzewa. Zapach świeżo skoszonej trawy i widok bawiących się na podwórkach dzieci powodowały na mojej twarzy najszerszy i najradośniejszy z uśmiechów.
Mimo to, moje beznadziejne aż do tej pory samopoczucie uległo diamentalnej zmianie dopiero gdy wróciłem do Daegu. U babci było mi dobrze, nie mogłem temu zaprzeczyć, a jedzenie przez nią przygotowane bardzo mi smakowało, ale wciąż brakowało mi jednej jedynej osoby, która tylko swoim dotykiem potrafiła wręcz sprawić, że czułem się jak w niebie.
Z powodu tęsknoty, która wraz z upływem czasu coraz bardziej męczyła moje ciało, gdy tylko rozpakowałem swoją torbę, wymknąłem się z domu. Swoich rodziców zawiadomiłem zawczasu o konieczności przygotowania projektu na lekcję biologii, wspominając też o tym, że mogę nie wrócić na noc do domu. Oni oczywiście nie mieli nic przeciwko, jako że dobre oceny zawsze były dla nich najważniejsze.
Kiedy więc wybiła godzina szósta popołudniu, złapałem za klamkę hebanowych drzwi i, wycierając uprzednio swoje buty na wycieraczce, wszedłem do mieszkania Luhana.
- Lu? - zawołałem nie znajdując chłopaka ani w salonie, ani w kuchni.
- W łazience! - usłyszałem gdy już zaczynałem się martwić.
Czym prędzej ruszyłem więc w jej stronę i, nie czekając na pozwolenie, wtargnąłem do środka. A to co zobaczyłem zaraz po przekroczeniu progu...
- Wychodzisz gdzieś? - zdziwiłem się widząc jak kończy szorować swoje zęby i zaraz potem sięga po stojący pod lustrem flakonik z mającą dość intensywny zapach perfumą. Przywykłem już do tego, że nawet po dłuższych rozłąkach, nie mieliśmy w zwyczaju się witać. Tak więc, zamiast zapytać co u niego słychać, przeszedłem od razu do sedna sprawy. - Myślałem, że spędzimy ten wieczór razem.
- Wychodzę - przytaknął nawet nie odwracając się do mnie przodem.
- Luhan... A co z niespodzianką, która miała na mnie czekać jak wrócę? - jęknąłem niczym małe dziecko.
Dopiero wtedy obrócił się do mnie twarzą i raczył spojrzeć mi w oczy. Zaraz potem wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wychodzę - powtórzył. - A ty wychodzisz razem ze mną.
~×××~
Stawiałem kolejne kroki wpatrując się przy tym w swoje zakupione dopiero tydzień temu buty. Jedynie one pozostały z mojego wcześniejszego ubioru.
- Szybciej, szybciej - nawoływał chłopak ciągnący mnie za rękę. Najwidoczniej nie mógł się już doczekać aż znajdziemy się u celu naszej nocnej wycieczki.
Po raz kolejny obrzuciłem spojrzeniem wąskie spodnie i ciemną koszulę, które jeszcze pół godziny temu wisiały w szafie Luhana. Mimowolnie zacząłem domyślać się miejsca, w które chciał mnie zabrać. Na pewno nie była to żadna restauracja czy kino, skoro jeszcze przed wyjściem zawzięcie upierał się o to, abym przebrał się w jego ciuchy.
- Jesteśmy! - dobiegło moich uszu, a kiedy tylko podniosłem wzrok do góry, pogratulowałem sobie umiejętności łączenia powiązanych ze sobą faktów i wyciągnia na ich podstawie trafnych wniosków. Może zamiast lekarzem powinienem zostać detektywem?
Przed nami ciągnęła się długa na kilka metrów kolejka. Lampy umieszczone tuż nad wejściem do ciasnego korytarza podświetlały neonowe litery tworzące nazwę jednego z najpopularniejszych klubów w mieście. Skąd ten chłopak zna takie miejsca?
Ku mojemu zaskoczeniu nie musieliśmy nawet pokazywać swoich dowodów, a dwóch umieśnionych ochroniarzy, witając się uprzednio z Luhan'em, pozwoliło nam wejść do środka. Zastanawiały mnie okoliczności, w jakich się poznali, ale szybko przestałem o tym myśleć skupiając się na miejscu, do którego jako osoba niepełnoletnia, nigdy wcześniej nie miałem wstępu.
Schodząc po schodach, moim oczom ukazała się rozległa, pokryta w półmroku jaskinia. Ze względu na otaczające ją kamienne ściany i kolumny, panowała tam mroczna, tajemnicza i przyprawiająca o dreszcze atmosfera. Od sali głównej, w której bawiło się już wiele osób prowadziło kilka dalszych korytarzy. Podejrzewałem, że zastanę w nich stoliki, toalety, szatnie i inne mniej ważne pomieszczenia.
Zerknąłem na Luhan'a, na którego twarzy wciąż utrzymywał się nikczemny, złowrogi uśmieszek.
- Zabawmy się, Hunnie - szepnął prosto do mojego ucha.
~×××~
Nie wiedziałem ile czasu minęło. W tym miejscu czas się nie liczył.
Szare światła oświetlały tylko część głównego parkietu, ale mimo to sylwetki tańczących w rytm muzyki osób odznaczały się w panującym półmroku. Gośćmi klubu były przede wszystkim kobiety, które wyginały swoje ciała na oczach nielicznych mężczyzn i uśmiechały się do nich zalotnie dostając w swoje ręce kolejne, opłacone przez nich drinki. Tylko nieliczni siedzieli przy barze upijając swój zdecydowanie nie najlepszy humor. Ja sam, nawet jeśli nie byłem jeszcze pełnoletni, zdążyłem już opróżnić kilka szklanek, a za ich sprawą powoli zaczynało mi się coraz bardziej mieszać w głowie.
I dlatego też nie od razu uwierzyłem własnym oczom, które dostrzegły kilka młodych dziewczyn eksponujących swoje wdzięki na wbitych w ziemię, metalowych rurach. Nie spodziewałem się, że to miejsce zawiera także atrakcje tego pokroju.
Ale gdy moje ciało zostało niespodziewanie popchnięte w ich stronę, a osoba obracająca się dookoła nie miała już na sobie spódniczki, moje serce omal nie stanęło w miejscu.
- Luhan? - jęknąłem z niedowierzaniem.
Nie mogłem oderwać wzroku od chłopaka tańczącego na srebrnej rurze. Jego biodra zwinnie zataczały koła, dłonie podtrzymywały ciało w górze, a nogi ścigały się nawzajem w chaotycznym tańcu. Puszczana akurat piosenka stała się wolniejsza, a ruchy Lu, których obserwowanie sprawiało mi coraz więcej przyjemności, wydawały się być coraz bardziej zmysłowe.
Co on wyprawia?!
Mój oddech wielokrotnie przyśpieszył, a w głowie zaczęły rodzić się nieprzyzwoite myśli. Czy on wie jaką burzę właśnie rozpętał? Próbowałem się uspokoić, ale na darmo. Zacisnąłem zęby próbując skupić całą swoją uwagę na czymś zupełnie innym, ale nie potrafiłem nawet odwrócić od niego wzroku. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę ze swojej słabości.
Kiedy problem w moich spodniach stał się większy niż bym się spodziewał, chwyciłem wciąż tańczącego chłopaka za ramię i, ignorując niezaspokojone spojrzenia innych mężczyzn i kobiet, pociągnąłem go za sobą w stronę, jak mniemałem, łazienki. Wpakowałem się razem z nim do pierwszej wolnej kabiny i popchnąłem na ścianę. Niech weźmie teraz za to wszystko odpowiedzialność.
Luhan o nic nie pytał, tylko od razu wbił się w moje usta. Nie minęła nawet sekunda, a poczułem jego język łączący się z moim, za sprawą czego jęknąłem wprost w jego wargi łapiąc jednocześnie za jego ramiona i podnosząc do góry. Nogi chłopaka błyskawicznie objęły moje biodra gdy moje niecierpliwe dłonie były już w połowie rozpinania guzików jego koszuli.
Wszelkie granice delikatności zniknęły z pomocą szalejących w mojej krwi procentów. Moim jedynym celem stało się tylko i wyłącznie zaspokojenie własnych potrzeb. Drugi chłopak zdawał się teraz myśleć tymi samymi kategoriami pomagając mi zsunąć swoje spodnie.
A kiedy wreszcie doszło do tego, czego brakowało mi przez ostatnie dni, schowałem twarz w jego włosach i nadal ciężko oddychając, zaśmiałem się cicho. Właśnie osiągnąłem apogeum szczęścia. Luhan i jego wciąż zaskakująca mnie osobowość sprawiały, że mógłbym spędzić u jego boku całe swoje życie. Nie pragnąłem niczego więcej niż tego, by ta chwila nigdy nie dobiegła końca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top