-1-


przerażony《


Chłód jesiennego poranka z łatwością przedostawał się przez cienki materiał kurtki, przez co moje ciało zdążyło już pokryć się gęsią skórką. Poprawiłem otaczający moją szyję szalik przeklinając sam siebie za to, że nie ubrałem się dzisiaj cieplej.
Ale mimo to, uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Chętnie stawiałem kolejne kroki kołysząc się lekko w rytm muzyki lecącej z wsadzonych w uszy słuchawek.

Ulice były puste, sklepy nadal zamknięte, samochody stały nieruchomo na parkingach. Wszyscy ludzie zniknęli w pracy lub szkole. Tylko nieliczni mijali mnie w drodze do olbrzymiego, niedawno otwartego centrum handlowego. Ze względu na dzielącą mnie od niego odległość, dotarłem tam dopiero po niecałej godzinie. Długi spacer miał jednak też swoje plusy; sklepy, kina i restauracje o godzinie dziewiątej stały już dla mnie otworem.

Jaką frajdę sprawia siedzenie na nudnej lekcji fizyki? Żadną. Na pewno nie zachwyca to pełnych energii siedemnastolatków takich jak ja.
Dzisiaj to tutaj spędzę swój dzień. Trzeba mieć czasami jakieś urozmaicenie, prawda?

Przekroczyłem próg otwieranych automatycznie drzwi ciesząc się jak małe dziecko. Wkroczyłem do pierwszego sklepu i ogarnąłem wzrokiem jego półki.
Tutaj nikt mnie nie znajdzie.

~×××~

Minęła godzina czternasta, gdy zadowolony opuściłem swoją bezpieczną kryjówkę i wyszedłem z powrotem na ulice miasta. Teraz wyglądało ono zupełnie inaczej. Pędzący do domu ludzie ściskali się na wąskich chodnikach, auta czekały w korkach na skrzyżowaniach. Daegu* tętniło życiem. W takim tłumie ciężko było zauważyć jednego z wielu uczniów z plecakami na plecach.

Przechodziłem obok małej kawiarni, kiedy jej zapach musnął mnie po twarzy, obręcił się wokół mojej szyi i pociągnął w stronę lokalu. W jednej chwili stałem się jego maronetką. Wszedłem do środka jakby to ktoś inny pociągał za sznurki moich nóg i kupiłem małą, gorącą kawę. Zanużyłem w niej usta zachwycając się jej cudownym, delikatnym smakiem.

Szedłem dalej słuchając ulubionych piosenek i pijąc nadal parujący napój z papierowego kubka nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół mnie. Twarze innych ludzi nie przyciągały mojej uwagi, hałas nie docierał do moich uszu.
Zaraz wrócę do domu, powiem rodzicom, że odpadła mi ostatnia lekcja, położę się na miękkim łóżku i nie będę się niczym martwił. Mógłbym tak żyć codziennie.


Stało się to nagle.
Nagle niczym spadający na ziemię piorun.
Nagle niczym pierwsza iskra wielkiego pożaru.
Tak samo nagle moja prawa noga zaahaczyła o wąską lukę w chodniku.
Tak samo nagle moje ciało straciło równowagę i zwaliło się z hukiem na ziemię.

Nie wiedziałem co się dzieje, dotarło to do mnie dopiero po chwili.
Ból. Olbrzymi ból w lewej łydce paraliżował moje nerwy doprowadzając mnie niemal do utraty przytomności.
Chwyciłem się za pulsujące miejsce niezdolny nawet nim poruszyć.
Moje dłonie paliły od gorącej kawy, która pod wpływem wstrząsu wyleciała z kubeczka, i drgały niespokojnie utrudniając mi każdy ruch. Skóra powoli zmieniała kolor na coraz intensywniejszą czerwień; powstały już pierwsze poparzeniowe rany.

Omiotłem wzrokiem okolicę. Gorszego miejsca nie mogłem sobie wybrać. Leżałem nigdzie indziej jak ma torze tramwajowym.
Torze! Tramwajowym!
Na ten czas pustym, ale nie potrafiłem przewidzieć czy któryś z pojazdów nie wyjedzie zaraz zza zakrętu... I nie potraktuje mnie jak zwykły, utrudniający jazdę worek piasku.

Gdy tylko to sobie wyobraziłem, opanował mnie strach. Próbowałem wstać, ale nie potrafiłem. Próbowałem się odczołgać, ale zabrakło mi sił.
Spojrzałem do góry rozpaczliwie szukając pomocy ze strony innych, ale żadna z mijających mnie osób nie zwróciła nawet uwagi na ubolewającego chłopca. Wszyscy zajęci byli wyłącznie sobą.

Wydawało mi się, że słyszę odgłos przesuwających się po szynach kółek.
Próbowałem krzyczeć, ale głos nie chciał opuścić mojego gardła. Byłem przerażony. Tak bardzo przerażony.

I wtedy poczułem czyjeś silne ręce chwytające mnie od tyłu i dwoma mocnymi szarpnięciami odciągające mnie w bok, na bezpieczny chodnik.

Nabrałem szybko tony powietrza do płuc.
Zaraz potem odkaszlnąłem prawie się nim dławiąć.
Wbiłem wzrok w, faktycznie wyjeżdżającą zza zakrętu, wielką maszynę.
Moje serce ścisnąło się z nadmiaru adrenaliny.

Odwróciłem głowę do tyłu i ujrzałem niskiego, ciemnowłosego chłopaka z ciekawskim spojrzeniem i zadartym do góry noskiem. Patrzył się we mnie przez moment, a później odezwał się dość wysokim i łagodnym głosem:

- Jest złamana. Zadzwonię po pogotowie.

Po kilkunastu minutach na miejsce przejechał wielki czerwono-biały wóz, wyskoczyło z niego dwóch mężczyzn i wniosło mnie do jego środka. Ostatni raz zwróciłem wzrok w kierunku, znikającego w klatce schodowej jednej z kamiennic, chłopaka.

Powinienem mu podziękować.

----------

* Daegu = duże miasto w Korei Południowej

----------

Witam wszyyyystkich!
Przeczytaliście właśnie pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania i mam nadzieję, że jak do tej pory udało mi się Was chociaż troszkę zaciekawić. Obiecuję, że w następnych częściach działo się będzie o wiele, wiele więcej ;)

Pierwsze rozdziały, jako, że są już w większości napisane, pojawiać się będą co tydzień. Jeśli chodzi o następne, nie potrafię tego przewidzieć, ale dam z siebie wszystko abyście nie musieli na nie długo czekać...

Przyjmijcie więc ciepło moje nowe dziecko i pokochajcie je równie mocno jak kocham je ja ♡

Życzę Wam wszystkim udanych, smacznych i bogatych Świąt Bożego Narodzenia! ♡♡♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top