Poniedziałek

Dominic POV.

Wstałem wcześnie rano, aby spokojnie zebrać się do pracy. Mieszkałem w małej kawalerce, która była moim tymczasowym domem, a mieszkałem w niej już dobre 3 lata... Wziąłem telefon, aby sprawdzić, która godzina, ale był rozładowany.
- Świetnie... - pomyślałem.
Podpiąłem mojego białego Huawei do powerbanka i położyłem na stole, obok śniadania. Włączyłem go. Jedząc kanapki z masłem orzechowy, telefon zawibrował. Miałem nieodebrabe trzy połączenia jakiegoś numeru. Postanowiłem oddzwonić, ale zrobiłem to dopiero w drodze do pracy.
- Emily VanCamp, słucham - odezwał się znajomy głos.
- Cześć Emy, tu Dominic. Dzwoniłaś, coś się stało? - powiedziałem spokojnie czekając na jej reakcje.
- Yyy... Hej - jej głos delikatnie drżał - Chciałam zapytać, czy będziesz u Matt'a w ten weekend? - mówiła szybko, ale zrozumiale - Bo spotykamy się u niego, może też wpadniesz?
- No spoczko, ale dam ci jeszcze znać. Będę kończył, jestem pod pracą. Miłego dnia Emy, papa.
- Pa Dominic - odpowiedziała uprzejmie z wyczuwalną ekscytacją.

W pracy było tłoczno. Wszędzie było coś do zrobienia i nie miałem chwili, żeby porozmawiać z Matthew. Z resztą on sam miał urwanie głowy...
Koło drugiej popołudniu była przerwa na lunch, to wtedy wszystko stanęło i w mgnieniu oka cała firma była pusta. Każdy poszedł do pobliskiej restauracji na rogu oprócz mnie, ponieważ siedziałem przed rysunkiem i Matt'a, który zapisywał coś w papierach.
- Można? - odważnie stanąłem w progu. On spojrzał na mnie swoim ciepłym spojrzeniem i uśmiechnął się.
- Tak, można... - pokazał ręką na fotel obszyty jasnoszarą skórą - Dajesz radę dzisiaj? Mam złe przeczucia, co do dalszej współpracy z firmami...
- Tak, jakoś idzie... - usiadłem. - Przez cały ranek dostaje maile z rezygnacją... To już pięć firm, za chwilę Emy od nas odejdzie. - zerknął do laptopa i spowrotem na mnie - Obawiam się, że zbliża się koniec naszej działalności i jeszcze ten nowy szklany budynek, który jest własnością Jamesa Greya... - urwał.
- Tego Greya? - mówiłem podniesionym tonem.
- Tak... tego Greya. Ma lepszy sprzęt, młodych pracowników, takich jak my i większe ambicje. Podkopuje nasz interes... - wstał i podszedł do okna z widokiem na centrum Cork - Zawsze możesz na mnie liczyć, jak trzeba będzie zwalniać ludzi. - uśmiechnął się tym przyjacielskim uśmiechem, który mówi: Jestem Matthew Drake, zawsze będzie dobrze.

Czas na lunch minął. Wszystko wróciło do pierwotnego stanu, czyli masa pracowników i brak czasu wolnego.

Wróciłem do domu około jedenastej. Rzuciłem torbą w kąt, włączyłem telewizor i poszedłem do kuchni zrobić sobie sandwicha w ramach kolacji. W telewizji nie leciało nic ciekawego, dlatego zasnąłem.
Obudziłem się po pierwszej, bo spadłem z fotela...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top