Rozdział nr.3

Czternastego stycznia rozdzwonił się telefon. Eren szczupakiem rzucił się po niego i odebrał.

- Eren Jaeger, słucham.

- Cześć Eren, to ja, Sasha. Pamiętasz? Z ESC. - Zaszczebiotała kobieta. - Miło mi to mówić - witamy w naszej firmie! Zdałeś egzamin! Serdecznie witam w zespole! - Kobieta nie potrafiła ukryć ekscytacji.

- To dobrz-

- CZEKAJ, muszę ci powiedzieć parę rzeczy, potem możesz zadawać mi pytania. Po pierwsze, zaczynasz pracę od jutra. Po drugie, o ósmej masz być za biurkiem. Po trzecie, nie wychodzisz z firmy, dopóki wszystkie dokumenty nie zostaną wypełnione, możesz nawet spać w biurze. Po czwarte i najważniejsze - zostaw ten bankietowy garnitur! Nie masz innych? Zgrzejesz się w nim, jesteś reprezentantem naszych finansów, nie możesz wyglądać jak szczur! No, to na tyle z wiadomości. Jeszcze raz gratuluję dostania się do firmy i... Pan Kobayashi dzwoni! Muszę kończyć, bądź punktualnie, pa. - Rozłączyła się. Eren powoli odsunął telefon od ucha. Odłożył go na poduszkę i przetoczył się na plecy. Przetarł oczy.

- Cholera, za co ja mam kupić ten garnitur?

Nie miał nikogo, do kogo mógłby się z tym zwrócić. Dziewczyny, z którymi dotychczas pomieszkiwał raczej nie miały męskich garniturów na czarną godzinę. Nie miał też żadnych oszczędności, wszystko wydawał na siebie. Co mu w takim razie pozostało? Szybko rozważył jedyną opcję i z westchnieniem sięgnął po telefon. Jego duma po raz kolejny będzie cierpieć.

Po kilku minutach odebrano połączenie.

- Halo?

- Cześć, to ja. Eren. Masz może pożyczyć garnitur?

***

Przynajmniej nie ciśnie. Myślał Eren, biegnąc w stronę budynku firmy. W środku znalazł się za piętnaście ósma, szybko skłonił się recepcjonistce, po czym przyłożył identyfikator do bramki, która go przepuściła. Do windy dopadł w dwóch krokach - gdy zjechała na dół, znów przyłożył kartę do czytnika tym razem w środku. Piętro wybrało się samoistnie, jednak zanim zamknęły się drzwi, do środka wbiegł jeszcze ktoś - kobieta z brązowymi włosami, ołówkową spódnicą i dużą wełnianą torbą. Sasha.

- Cześć Eren. Prawie cię nie poznałam, tak szybko tu wbiegłeś. Czy to nowy garnitur? Pewnie, że tak, nie przypomina tego sprzed tygodnia. Ale szary ci nie pasuje, spróbuj ubierać granatowe albo czarne, i ze zdecydowanie grubszej wełny. Bardziej będą ci pasować. Mówię serio, szary nie podkreśla ci oczu, wyglądasz jak lampa... - Sasha dalej coś paplała, a Eren odwrócił się w stronę szyby. Jego odbicie majaczyło na sylwetce miasta, zlewając się z niebem. Zacisnął zęby, przyznając w głębi duszy rację Sashy. Szary mu nie pasował. Wziął ten garnitur tylko dla tego, z Armin (to do niego wczoraj dzwonił) nie chciał mu dać innego. To znaczy chciał, ale Eren się uparł na ten, a później nie chciał zmienić zdania. Winda zatrzymała się i wysiedli. Sasha od razu skręciła w prawo, Eren bez namysłu poszedł za nią. Szli prostym korytarzem, po czym wkroczyli do kuchni. Kręciło się tam parę osób, dopijając kawę lub wpychając ostatni kęs kanapki do ust.

- To jest kuchnia. - Oznajmiła z miną znawcy Sasha. - Tu zrobisz sobie kawę, herbatę, przetrzymasz jedzenie i tyle. Chodź dalej. - Wyszli na korytarz, na przeciwległej ścianie znajdowała się przeszklona sala. - Tu jest świetlica. Czasami działa jako sala konferencyjna, ale to zdarza się rzadko, więc bez obaw możesz tu przyjść, przespać się, wypalić skręta czy co tam chcesz. Dalej - poprowadziła go prostym korytarzem - są biura, ale to cię nie interesuje. - Skręcili w lewo i z powrotem doszli do wind. - To tyle z oprowadzania. Gabinet szefa jest dokładnie piętro nad tobą, więc gdybyś miał problemy, to informacja szybko do niego dotrze. - Po raz pierwszy od ich spotkania spojrzała na niego poważnie. - Lepiej, żeby nie dotarły.

Wycieczkę zakończyli przy jego nowym biurze. Sasha popchnęła szklane drzwi i teatralnym gestem zaprosiła go do środka. Pokój był równie przestronny, co ten Erwina, jednak nie było w nim żadnych papierów. Tylko komputer na środku biurka i kilka segregatorów na regałach. Eren skokiem znalazł się przy swoim miejscu pracy i z rozmachem rzucił na fotel. Ten odchylił się razem z nim do tyłu i odjechał pod samo okno. Widok był ten sam co z windy.

- Odpal komputer Eren. Masz zacząć pracować za trzy minuty. - Chłopak niechętnie odkleił spojrzenie od widoku zza szyby i szuchnięciem znalazł się przy biurku. Włączył monitor i czekał, aż się uruchomi. W tym czasie Sasha podała mu kartkę z hasłem.

- Nie zmieniaj go. - Ostrzegła. Patrzyła uważnie, jak wpisuje hasło i patrzy ogłupiały na program, który otworzył się kilka minut po uruchomieniu komputera.

Na Boga, dlaczego on? To zwykły dzieciak, ma jeszcze mleko pod nosem. Sasha była co najmniej sceptycznie nastawiona do pracy Erena w ESC. Ale nie kwestionowała decyzji narzuconych z góry. Najważniejsze, to pilnować Erwina.

Z bólem patrzyła, jak Eren niepewnie łapie za myszkę i próbuje w coś kliknąć. W końcu bezradnie na nią popatrzył.

- Wytłumaczysz mi to? - Nie chciało jej się go niańczyć, ale z westchnieniem podeszła do biurka i wskazała pierwszą ikonkę zaznaczoną na pomarańczowo.

- Teraz uważaj, bo przejdziesz bardzo szybkie szkolenie z zakresu posługiwania się gmailem. - Pochyliła się. - A poważnie, naprawdę słuchaj, bo jeden błąd i wylecisz stąd na zbity pysk. - Zastukała paznokciem w ekran. - A więc zacznijmy od tego że...

I Sasha zaczęła tłumaczyć. Nigdy nie szło jej to dobrze, ale teraz wyjątkowo się starała. Nawet nie zbaczała za bardzo z tematu. Jej ukochany na pewno będzie dumny, gdy się dowie. Potrząsnęła głową, żeby odpędzić myśli o nim. Teraz musi po prostu wytłumaczyć to wszystko dzieciakowi i stąd iść.

Skończyła po pół godzinie. Z westchnienie wyprostowała się i pomasowała ramiona. Niezmiernie bolał ją krzyż od pochylania się, ale teraz przynajmniej była mniejsza szansa, że Eren zrobi gafę.

- Będę teraz szła. - Zabrała torbę i płaszcz, które przerzuciła przez oparcie drugiego fotela. - Owocnej pracy. - Ostatnie miłe słowa, jakie powiedziano do niego tego ranka. Tuż po wyjściu kobiety przyszedł pierwszy mail. Po tym zaczęła się ostra jazda.

***

Dzień minął nie wiadomo kiedy i z ósmej trzydzieści zrobiła się dwudziesta pierwsza. Eren przetarł zmęczone oczy. To był dopiero pierwszy dzień, a on już nie marzył o niczym innym, jak o swoim łóżku i gorącej kolacji z pudełka. Odkliknął ostatnią wiadomość, wyłączył komputer i zaczął się zbierać do wyjścia. To niesamowite, jak wizja wyrwania się z piekła uskrzydla człowieka. W niespełna dwie minuty był już ubrany i gotowy do wyjścia. Gdy szedł korytarzem, a biurach ciągle paliły się monitory i prawie wszystkie miejsca były zajęte. Masochiści. Myślał Eren, idąc do windy. Komu chciałoby się tyle harować? Eren nie rozumiał japońskiej kultury, z resztą nawet nigdy się nie starał. Przyjechał tu tylko z jednego powodu. No, dwóch.

Na parterze tuż przed drzwiami złapała go Sasha.

- Hej, chcesz wyskoczyć z nami na piwo? To znaczy ze mną i moimi znajomymi? - Patrzył na nią, nic nie rozumiejąc. Zmęczenie znów go powoli ogarniało, słaniał się na nogach i czuł, że mógłby zasnąć choćby teraz. Dlaczego nie skorzystał z własnego biura? Albo chociaż ze świetlicy?

- Niee, dzisiaj nieeeee. - Ziewnął potężnie, ledwo zasłaniając usta. Wyminął Sashę i zaczął się wlec w stronę metra.

Droga powrotna minęła bardzo szybko, chyba przespał kilka stacji. Na szczęście wysiadł na swojej. Drogę powrotną do domu pamiętał jak przez mgłę. Po przekroczeniu progu mieszkania ogarnęło go nieznośne zimno, jednak zignorował je i w kilku krokach znalazł się w sypialni. Nie zdejmując garnituru, upadł na materac i opatulił kołdrą. Zasnął niemal od razu po zamknięciu oczu. Ostatnimi myślami czającymi sięna skraju świadomości było to, że po wypłacie kupi sobie kaloryfer.

__________________
Jeśli nie wiedzieliście poprzednich poprawionych rozdziałów, zapraszam do ich przeczytania :>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top