5. Kwestia sporna - ramen.
Naruto
Begłem w stronę Ichiraku ramen, bo gdzie by indziej. W międzyczasie na ulicach robiło się coraz bardziej tłoczno. Wioska budziła się do życia i codzienna rutyna toczyła się swoim tempem.
Nie często mam okazję się nad tym pozastanawiać, ale jest na prawdę ładna. Może i nie należy do najpiękniejszych, lecz to właśnie tu dorastałem. Może i nie zawsze było kolorowo jednak w końcu znalazłem tu swoje miejsce, a mieszkańcy przestali traktować mnie z rezerwą i nienawiścią. Zdecydowanie warto było czekać.
Po drodze mijałem miejsca, które przywoływały na myśl dawne wspomnienia.
O, na przykład tu! To właśnie na tej ulicy pierwszy raz spotkałem Gaarę wraz z rodzeństwem. To było przed rozpoczęciem egzaminu na chunina. Najmilej wspominam moment, kiedy dołożyłem Kibie.
Albo tu! W tym miejscu prawie udało mi się pocałować Sakure... co z tego, że podszywałem się pod Sasuke. Było warto.... to były czasy.
Właśnie, ciekawe co teraz się z nim dzieje? Mam nadzieję, że wreszcie się otrząsnął od Orochimaru. Czemu jest tak zaślepiony zemstą i nie dostrzega, że on go wykorzystuje?! Nie martw się Sasuke, za niedługo przemówię ci do rozsądku i razem wrócimy do domu.
Westchnąłem zmartwiony i potrząsnąłem głową, aby pozbyć się bolesnych wspomnień. Nie czas na rozpamiętywanie przeszłości. Lepiej zacząć działać, żeby coś zmienić. Jednak nie teraz. W tej chwili muszę skupić się na kimś innym.
Nagle zobaczyłem wybiegającego zza rogu Kibę, który krzyczał do mnie żebym się odsunął i zszedł z drogi. Co on sobie wyobraża? Że może sobie tak po prostu mi rozkazywać.
Już miałem przygotowaną ripostę, kiedy niespodziewanie poczułem, że coś ciężkiego wskakuje mi na plecy i powala na ziemię. A zaraz po chwili usłyszałem rodosne szczekanie psa.
- Kiba! Zabieraj go ze mnie!- krzyknąłem, próbując się wygramolić spod Akamaru. Zdecydowanie bardziej wolałem go gdy był mniejszy.
- Naruto, przecież mówiłem, żebyś się odsunął.- odparł, a w jego głosie nie było nawet cienia skruchy. A myślałem, że wcześniej był wredny. Jednak najwidoczniej to jego cecha wrodzona.
- Głuchy jesteś?! On zaraz połamie mi kości!- krzyknąłem zdesperowany, bo to co powiedziałem, nie było żartem.
- Pff to jak takie chucherko chce zostać hokage?- zapytał uśmiechając się złośliwie.
- Kiba! Zamknij się, bo nie ręcze za siebie!
- A co ty mi niby możesz zrobić, skoro nawet nie umiesz stanąć na nogi?- on po prostu uwielbia się ze mną droczyć.
- Słuchaj, nie mam na ciebie czasu. Mam zadanie do wykonania.
- Czyżby śniadanie?- mówiąc to pokazał na stojące nieopodal stoisko, po czym dodał z udawaną powagą.- Tak to z pewnością kwestia życia i śmierci.
- Kiba...- zacząłem ostrzegawczo, bo powoli zaczynał działać mi na nerwy. Czekaj co ja mówię? On zawsze działa mi na nerwy.
- Hmm?- mawet nie raczył na mnie spojrzeć i nadal jakby nigdy nic, głakał swojego pupila.
- Ostrzegam cię po raz ostatni...- stwierdziłem i przygotowałem się do utworzenia pieczęci, kiedy nagle...
- Obaj zachowujecie się zdecydowanie za głośno jak na tę godzinę. To takie kłopotliwe. Akamaru zejdź z niego!- Shikamaru zawołał psa, a ten odrazu do niego podbiegł, zaś kiedy odwróciłem się w tamtą stronę, zobaczyłem że właśnie coś zjada.
- Hej! Przekupujesz mi psa jakimś żarciem? Akamaru, gdzie twoja lojalność?- Kiba udawał obrażonego, jednak niedługo gdyż w tej chwili pies zaczął się domagać kolejnego smakołyku tak gorliwie, że wywrócił Shikamaru na ziemię.
- Hej, miałem tylko to.- zaczął wykręcać się chłopak i spróbował odepchnąć zwierzę, lecz bez skutku.- Wystarczy, bo zaraz czeka cię pożądna kąpiel.- próbował go wystraszyć Nara.
- Nie trafiłeś... Akamaru nie ma nic przeciwko wodzie.- wtrącił przez śmiech Kiba.
Zaś wkrótce wszyscy zaczęliśmy się śmiać, tylko Akamaru nadal nic nie dostał i wyłożył się pod nogami swojego właściciela.
- No już, już..- zwrócił się wreszcie w stronę psa Kiba, wyciągając jeden ze smakołyków, które zawsze nosił prze sobie.- Akamaru...- po tych słowach spojrzał w moją stronę ze złośliwym uśmiechem i z premedytacją przeciągał tę chwilę.- Trzymaj. No to, co to za zadanie, o którym mówiłeś?- zwrócił się do mnie, podając psu przysmak, który ten chętnie spałaszował.
Jednak ja nadal byłem na niego zły za te jego głupie żarty, więc założyłem ręce na piersi i odwróciłem głowę w inną stronę.
- No weź już się nie fochaj. Zróbmy tak, postawię ci ramen i będziemy kwita, hmm?
Nagle poczułem jego rękę na ramieniu i kątem oka spostrzegłem wyszczerzonego Kibę. Cały on, jest irytujący, złośliwy... ale i tak dobry z niego kumpel.
- Zgoda, ale jest jeden warunek.- ten spojrzał na mnie pytająco, a ja uśmiechnąłem się tryumfalnie.- Shikamaru też stawiasz śniadanie.
Słysząc moją propozycję Kiba westchnął teatralnie, po czym odparł.
- Zgoda, niech ci będzie. No to chodźmy.
- Czekajcie, ale ja już...- jednak niezbyt słuchaliśmy wymówek Shikamaru i pociągnęliśmy go w stronę baru.
- No więc mów wreszcie co to za zadanie.- pogonił mnie Kiba, gdy tylko usiedliśmy za ladą.
- Dziś rano wezwała mnie babcia Tsunade i kazała zająć się pewnym nowym dzieciakiem. Jest trochę dziwny, ale sympatyczny. Chciałem wam go dzisiaj przedstawić, ale niestety trzeba będzie przełożyć to spotkanie na kiedy indziej. Potrzebuje trochę czasu na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji. Więc będziecie musieli trochę poczekać.- opowiedziałem w skrócie, w tym samym czasie pochłaniając całą porcję ramenu.- Szefie, jeszcze dwie porcje proszę!
- Już się robi.- odparł staruszek.
- Od razu dwie? Nie przesadzesz trochę?- zapytał zdziwiony Kiba.
- Nie. Domyśl się geniuszu.- specjalnie przeciągnąłem ostatnie słowo, aby go trochę podrażnić, ale ten tylko prychnął urażony i nic nie odpowiedział.
Spojrzałem z kolei na Shikamaru, który dawał Akamaru już ostatni kawałek mięsa.
- Co ty wyrabiasz?! Pogięło cię?- krzyknąłem oburzony. Żeby takie pyszności marnować...
- Nie drzyj się i chodź ze mną.- powiedział, wstając od stołu i pociągnął mnie za sobą. Na szczęście w ostatniej chwili zdążyłem zabrać dwie nowo podane porcje.
- Hej, hej nie myślicie chyba....- Kiba próbował pobiec za nami, ale sprzedawca go zatrzymał wyciągając w jego kierunku rękę, zaś po chwili z baru dobiegł głośny krzyk.- Naruto! Pożałujesz tego!
Zaśmiałem się cicho i nawet Shikamaru się uśmiechnął pod nosem.
- I dobrze mu tak.- powiedziałem, zakładając ręce za głowę.- No, to o czym chciałeś pogadać?- zapytałem go.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top