19. Kłopoty już drugiego dnia.

Yuro

Automatycznie cofnąłem się o krok, gdy słyszałem, że ten ktoś jest już naprawdę blisko. Jednak wtedy w duchu zganiłem się za swój strach. To już się skończyło. Wreszcie mam okazję zacząć wszystko od nowa. Stać się kimś innym. I nie zamierzam się już wiecznie cofać, bać o każdy kolejny krok oraz obdarzać ludzi jedynie nieufnością i niechęcią.
Jeżelli chcę, aby oni podchodzili do mnie inaczej, to najpierw sam muszę się zmienić. Uśmiechnąłem się, aby dodać samemu sobie nieco otuchy.

I w tym samym momencie zza drzew wyszedł chłopak mniejwięcej w moim wieku. Miał też ciemne, wąskie oczy oraz brązowe włosy. Charakterystyczną rzeczą, która rzucała się w oczy w pierwszej kolejności, były czerwone znaki na twarzy, kształtem przypominające trójkąty. Normalnie to może i wyglądałby na całkiem sympatycznego, gdyby nie fakt, że w tej chwili utkwił we mnie swój rozwścieczony wzrok. Co tylko potwierdzało jego podły nastrój, którego można było się spodziewać po groźbie słyszanej przed chwilą.

Mimo to postanowiłem przywitać się z nim jak przystało i spytać co jest powodem jego złości, no i ostatecznie czy mógłbym mu jakoś pomóc. Dlatego też podniosłem rękę w geście przywitania.

- Wita...

- A więc to ty, hę?!

Jak widać nie dane mi było nawet dokończyć przwitania, gdyż przerwał mi z wyraźnym wyrzutem, czym zupełnie zbił mnie z tropu. Nie znałem go, więc czego mógł ode mnie chcieć?

- Wybacz, ale... nie bardzo rozumiem.- odezwałem się lekko łamiącym się głosem, z nadzieją, że nowy przybysz co nieco raczy mi wyjaśnić.

Jednak chyba na to nie mogłem zbytnio liczyć, gdyż zamiast odpowiedzi, ten zaczął do mnie szybko podchodzić. Czyli chyba nie było to zwykłe nieporozumienie.

- Ty mały gnojku. Myślisz, że możesz od tak się zjawić w wiosce, a zaraz potem atakować kogo ci się podoba, co?!

Chciałem coś odpowoedzieć, ale w tej chwili poczułem narastającą gulę w gardle, która skutecznie mi to uniemożliwiała. Na dodatek dawny ja, najpewniej odrazu wycofałby się jak najdalej od kłopotów. Jednak obiecałem sobie, że nie będę się już cofał, ani uciekał. I zamierzam się tego trzymać. Dlatego stałem spokojnie i czekałem na następny ruch bruneta. Chociaż nie powiem, że czułem się komfortowo, gdy jakiś starszy, wkurzony chłopak wyżywał się na mnie, a ja nawet nie wiem o co mu chodzi.

- Może porozmawiajmy na spokojnie.- zasugerowałem, lecz chyba tamten nie za bardzo zwrócił na mnie uwagę, gdyż w tej chwili stanął tuż przede mną i chwytając za brzegi koszulki, podniósł mnie na wysokość swojej twarzy. To już powoli przestawało mi się podobać.

- Wypchaj się tym "spokojnie". Gadaj gdzie jest ten twój sierściuch i czemu napuściłeś go na Akamaru?

Ten gość naprawdę nie żartował. Ale teraz przynajmniej zaczynałem rozumieć, o co mu może chodzić. Tak, teraz kiedy o tym pomyśleć... o rany, to znaczy, że chyba mam spore kłopoty. A mówiłem jej, żeby była grzeczna.

- To nie tak jak myślisz.- odezwałem się już mniej spokojnie niż wcześniej, ale kto potrafiłby go zachować, kiedy jakiś nieznany koleś ci grozi i wygląda jakby zaraz miał cię uderzyć?

- To może raczysz mi to wyjaśnić?

Czemu mam wrażenie, że moje tłumaczenia wcale go nie interesują, a jedynie czeka na pretekst by zaatakować? Może dlatego, że taka właśnie była prawda. Więc teraz stąpałem po bardzo cienkim lodzie.

- Już mówię.- uniosłem lekko ręce, chociaż w tej chwili lepiej bym zrobił, gdybym się streścił.- Daj mi przeprosić...

- Drugi raz nie spytam.- ostrzegł brunet, a ja spuściłem wzrok w dół. Nie miałem pojęcia jak mu to wyjaśnić.

- To...- jednak i tym razem nie dane mi było dokończyć, gdyż ten ponownie mi przerwał i widocznie jedynie siłą powstrzymywał się od rękoczynów.

- Nawet nie próbuj mi twraz wmawiać, że to skompliwowane. Gadaj co to był za stwór! Wiem, że ty też tam wtedy byłeś. Mojego nosa nie oszukasz.

No tak... klan Inuzuka. To by wyjaśniało te znaki na twarzy, superczuły węch no i te wściekłość. Widocznie Shiro musiała wtedy wpaść na trop. Niech to... w takim razie naprawdę trudno będzie z tego wybrnąć.

- Ona nie chciała...

- Wyglądało to trochę inaczej.- chłopak był nieugięty i uparcie trzymał się przy swoim.

- Naprawdę mi przykro.- żałowałem tego co się stało, ale niestety teraz nic już nie mogłem na to poradzić. Jednak on nie zamierzał poprzestać na moich przeprosinach.

- Przywołaj ją teraz!- nakazał ostro, jednak ja pokręciłem przecząco głową. On nawet nie wiedział o co prosił. To był okropny pomysł.

- Nie mogę...

- Już! Albo tto ty zapłacisz za to, co się stało.- zagroził brunet i na znak, że nie żartuje, uniósł zaciśniętą pięść.

Czyli znowu znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Nie ma opcji bym wypuścił Shiro. To by było szaleństwo! Ale z drugiej strony nie specjalnie uśmiechała mi się myśl posłużenia chłopakowi za obiekt do wyżycia się. A nie wyglądał na takiego co by odpuszczał i dawał za wygraną. A zwłaszcza teraz, gdy był tak zdeterminowany. Czemu wszędzie gdzie się nie ruszę, muszę wpakować się w kłopoty? A to miał być zwykły porannny spacer...

W tym wypadku jedyne co mi pozostało, to ponowne zaprzeczenie ruchem głowy, a zanim jeszcze zamknąłem oczy, zauważyłem poirytowany wyraz twarzy bruneta i zbliżający się cios.

Jednak po kilku sekundach, gdy ten nie nadszedł, ciekawość zwyciężyła, a ja uchyliłem lekko powieki. Zaś to co zobaczyłem, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

No cześć. Znów mała przerwa, ale tym razem nie aż tak długa jak poprzednia.

No i co mogę powiedzieć? Akcja zaczyna się wreszcie rozkręcać, a z każdym rozdziałem będzie coraz ciekawiej, zapewniam. A wy jak sądzicie, co takiego zobaczył główny bohater? Jestem ciekawa waszych pomysłów.

No i kto spodziewał się tutaj Kiby? Wiem, że niektórym może wydawać się to niejasne, więc odsyłam do rozdziału 12. Wtedy mam nadzieję, że zachowanie Kiby będzie dla was bardziej zrozumiałe.

No i chyba to tyle. Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top