12. Dotarcie do domu, to trudniejsze niż się zdawało.
Naruto
Przez następną godzinę trenowałem z moją drużyną. Z początku chciałem zaczekać na mistrza Kakashiego, ale on jak zwykle się spóźniał, a ja nie miałem czasu na czekanie na niego. Pod koniec przeprowadziłem jeszcze z Saiem przyjacielski sparing, który z pewnością bym wygrał, gdybym tylko miał trochę więcej czasu.
No, ale nic. Teraz muszę wracać z powrotem do domu. Mam tylko nadzieję, że się nie spóźnię, no bo w końcu nie wziąłem ze sobą zegarka i nie wiem, która jest godzina. Trudno, będę zgadywał, że powinienem się pospieszyć.
Dotarcie z powrotwm do domu zajmie mi pewnie z piętnaście minut. No o ile rzecz jasna na nikogo po drodze nie wpadnę. A to raczej o tej porze nie możliwe.
Jak narazie dobiegłem do bramy wioski, gdzie jak zwykle mięli swoją zmianę Koteksu i Izumo. No i oczywiście nie mogło się obejść bez zaczepienia mnie. No bo w sumie jak się nad tym zastanowić, to co innego mają tu do roboty, niż zagadywanie do przechodniów.
- Hej, Naruto! Gdzie to znowu się tak spieszysz?- zapytał pogodnie Izumo.
- Właśnie. Jest dopiero ranek.- dodał jego towarzysz.
- Wiem. Ale muszę wykonać swoje zadanie.- odparłem szybko, jednocześnie niespokojnoe przeskakując z nogi na nogę. A właśnie! Podsunęli mi pewną myśl.
- A która tak właściwie jest godzina?
Oni muszą to chyba wiedzieć, no nie?
- Za dziesięć dziewiąta, a co?- odparł po chwili Koteksu.
- O rany! Muszę lecieć. Dzięki i do zobaczenia!- krzyknąłem im odbbiegając. Zdaje mi się, że coś jeszcze mówili, ale byłem już za daleko, żeby to usłyszeć.
Dobra, czyli mam jeszcze całe dziesięć minut. Zdążę... tak mi się wydaje. No, ale co niby mogłoby mnie zatrzy...
W tym momencie stopniowo zwalniałem, aż wreszcie całkowicie stanąłem. Rany, ależ tu pięknie pachnie. Zresztą ramen u Ichiraku zawsze cudownie pachnie... a jeszcze lepiej smakuje. Może gdybym zatrzymał się tylko na chwilkę...
W tym momencie z rozmyślań wyrwał mnie głos staruszka Teuchiego.
- Co tam tak stoisz Naruto. Wejdź wreszcie.
Propozycja była na prawdę kusząca, ale nie mogłem. Nie teraz. Westchnąłem głośno, po czym odpowiedziałem.
- Wybacz staruszku. Na razie nie mogę, ale wrócę tu za kilkanaście minut i przyprowadzę ze sobą gościa.- na te słowa uśmiechnąłem się promiennie.- A narazie muszę lecieć!
Po tych słowach znów pobiegłem w swoją stronę. Szkoda, po treningu zrobiłem się na prawdę głodny. No, ale kilka minut mnie nie zbawi... chyba. Ze smutkiem jeszcze obróciłem się, aby jeszcze raz zobaczyć znikający za rogiem bar, z przepysznym śniadankiem, z którego musiałem zrezygnować...
I nim się obejrzałem wylądowałem na ziemi i usłyszałem głośne krzyki nad głową.
- Patrz gdzie leziesz, ty kretynie!
Jejku, Kiba coś ty taki nerwowy od rana? Wiem, że lubisz mi dokuczać, ale żeby tak od razu na ludzi naskakiwać. Czekaj, czegoś mi tu brakuje...
Jednak moje rozmyślania znów zostały przerwane.
- Witaj Naruto-kun.- usłyszałem cichy dziewczęcy głos.
Od razu wiedziałem do kogo należy. Tylko jedna osoba tak dziwnie się zachowuje.
- Hej Hinata, co Kiba dziś taki wściekły chodzi?- zapytałem szeptem, przybliżając się do dziewczyny.
Jednak nie doczekałem się odpowiedzi. Za to Hinata strasznie się zaczerwieniła. Co z nią?
- Hej, wszystko w porządku Hinata?
Jednak ona zaczęła mamrotać coś pod nosem. Ona serio czasami jest dziwna.
Nagle usłyszałem za sobą jeszcze inny głos.
- Nie wiesz dlaczego Kiba jest w złym humorze? To bardzo nie dobrze. Powinieneś lepiej rozumieć odczucia swoich towarzyszy.
Gwałtownie odskoczyłem słysząc za sobą ten głos. Jest tylko jedna osoba, która zachowuje się dziwniej niż Hinata. A tą osobą jest Shino.
- Przestań tak pojawiać się za ludźmi bez słowa ostrzeżenia! Tak nie można!
- Nie powinno się też zapominać twarzy towarzyszy, a jednak ty to zrobiłeś.
Jejku, jaki z niego czasami potrafi być dziwak.
Czekaj, czekaj. To coś mi nasuwa na myśl. Towarzysze... zły humor Kiby.... czyjś brak. No jasne! Już wszystko wiem!
- Kiba, stęskniłeś się za mną od wczoraj, ale nie martw się...- w tym momencie Kiba rzucił mi mordercze spojrzenie i widziałem, że się powstrzymuje, żeby mi nie przyłożyć.
- Zamknij się Naruto.- wycedził tylko przez zęby.
Kurcze coś chyba musiało się stać... i to coś poważnego.
- Nie powinieneś go dziś denerwować. Dlaczego? Dlatego, że jest wściekły od kiedy Akamaru został ranny.- wyjaśnił wreszcie Shino.
Spojrzałem zaskoczony na Kibę, a ten tylko prychnął pod nosem i odwrócił wzrok. No tak! Faktycznie nie ma przy nim Akamaru! Czemu wcześniej tego nie zauważyłem?
- Hej Kiba, przepraszam. Nie chciałem... co się właściwie stało?- zapytałem zmartwiony.
Brunet spojrzał na mnie zaskoczony moim pytaniem, ale zaraz potem odpowiedział mi już spokojniej.
- Wyszedłem dziś rano z Akamaru na spacer. Wszystko było dobrze, do momentu, aż odbiegł ode mnie. Czasami to robi więc nie pobiegłem za nim od razu. Ale niedługo później usłyszałem warczenie i odgłosy walki. Pobiegłem tam żeby to sprawdzić, ale kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem tylko rannego Akamaru i oddalające skę szybko coś. Ale nie mam pojęcia co mogło być na tyle duże, żeby zrobić mu krzywdę.- opowiedział wszystko zmartwiony Kiba.
- Przykro mi, serio.- powiedziałem, kładąc mu rękę na ramieniu i uśmiechnąłem się lekko żeby go pocieszyć.
Ten spojrzał na mnie zaskoczony, a następnie spuścił wzrok zawstydzony.
- Przepraszam, że na ciebie tak naskoczyłem. Po prostu martwię się o niego.- wyznał szczerze chłopak.
- W porządku. Nic się nie stało. Co powiedziała twoja siostra?
- Mówiła, że za tydzień powinien móc normalnie funkcjonować, ale nadal będzie trzeba odpuścić sobie misje.
- A jak wyglądało to coś?- wiem, że nie powinienem o to pytać, ale jednak ciekawość wzięła górę.
- Nie jestem pewien. Widziałem to tylko przez chwilę, jak się oddalało. Wiem, że było białe i większe nawet od Akamaru, ale trudno było określić jego wygląd.
- Taa, ja też nie mam pojęcia co to mogło być.- przyznałem szczerze.
Chłopak tylko westchnął ciężko, po czym odezwał się.
- Wiecie co? Chyba odpuszczę sobie dzisiaj ćwiczenia. Sprawdzę jak czuje się Akamaru.- po tych słowach brunet odszedł powoli w steonę domu, trzymając ręce w kieszeniach.
Szkoda mi go. Wiem jak bardzo zżyci są z Akamaru. Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie.
Nagle coś mi się przypomniało!
- Dobra, ja też muszę już lecieć!- krzyknąłem i pobiegłem w stronę domu.
Teraz już nic mnie nie zatrzyma. Chociaż jakby się zastanowić, to i tak już jestem spóźniony. Na szczęście stąd już nie mam daleko do domu. Jeszcze parę metrów... i jestem! Szybko wpadłem do mieszkania.
- Jeatem! Wybacz za spóźnienie.- krzyknąłem od progu, jednak odpowiedziała mi wyłącznie cisza.
Co jest? Jeszcze nie wstał? Zdziwiony poszedłem to sprawdzić. Po drodze zauważyłem, że w kuchni też go nie ma. Zaś kiedy wszedłem do sypialni, zobaczyłem tylko zaścielone łóżko. To zdecydowanie przestawało mi się podobać. Wniosek był tylko jeden.
Yuro po prostu zniknął.
Hej. Wreszcie kolejny rozdział. Wiem, wiem przedłużam to ile wlezie, ale to w sumie cała ja. Obiecuję, że w następnym już zrobię, to co miało być.
I to uczucie kiedy chcesz, zrobić krótki śmieszny przerywnik i wychodzi ci to.. rozdział ponad 1100 słów.
No i to chyba tyle. Jak wam się podobało?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top