18~ Drzewo?

Obudzilam się w małym lóżku.
Biała pościel, białe ściany, ktoś głaszcze mnie po dłoni...
Nic nie pamiętałam.

- Mike?- wyjąkałam

- Tak ?- zapytał cicho

Wszystko zaczęlam odtwarzać w pamięci.
Czy ja..
Czy...
O nie.

- Wszystko ok?- przyglądał mi się Michael

- Nie wiem... Źle sie czuję - wyszeptałam

- Ale dzisiaj wracasz do domu, nie martw się, lekarze mi wszystko wyjaśnili - mówił spokojnie Mike

- Jak? Co? Co wyjaśnili? Moje omdlenie? Ahhh to tylko.. No wiesz, z nerwów- jąkałam się

- Nie powiedziałbym.. To nie nerwy.. Jesteś w ciąży kochana - powiedział bardzo powoli i poważnie Michael

Zrobiłam wielkie oczy
- O mój Boże! Jaka ciąża? Jak nazwe to dziecko?!Nie teraz ! Jeszcze nie jestem gotowa.! Cholera!- panikowałam
...
Zaraz...
Ale ja przecież nigdy jeszcze...

- Mike Ty oszuście! Jak mogłeś mnie tak podle nabrać ! - krzyczałam na całe pomieszczenie. Nie czekając ani chwili po prostu rzuciłam w niego poduszką.

W szpitalu rozległ się jego głośny śmiech

- Przez chwilę sama nie wiedziałaś czy to prawda wiec masz coś za uszami!- zachichotał Michael

- Wyjdź na korytarz i sprawdź czy Cię tam nie ma! - oburzyłam się

- Wyjdź na korytarz.. Bla bla bla... Mnie tam nie ma bo sprawdzałem jak jeszcze się nie obudziłas !- oznajmił mi Mike

Wybuchnęłam śmiechem

- A tak poza tym to za kilka godzin wyjdziemy stąd razem - uśmiechnął sie Michael

Wtedy zdałam sobie sprawę że ta cała akcja z omdleniem uratowała go od odpowiedzi.

Może to lepiej? Może pomysli ze źle sie czulam i gadałam glupoty?
Nie wiedziałam co mam robić odkręciłam się plecami do Michaela i wymruczałam że jeszcze przez chwilę odpocznę.
Może przeze mnie cały świetny nastrój prysł, ale to nic..

*

- Mike.. Tam była droga do domu.. - gadałam bez przerwy - Michael !
Porywasz mnie czy co!? - próbowałam jakoś do niego dotrzec ale on tylko zaśmiał się uroczo

- Otóż tak, porywam Cię - wyjaśnił mi

- Dobrze wiedziec- poslałam mu usmiech i oboje zaczęliśmy chichotac.
*
Wysiedlismy w jakims małym lesie, rozejrzałam się dookoła, i było naprawdę ładnie, tak pachniało, a drzewa lekko kołysały się w swoim własnym rytmie .

- Serio mnie porwaleś!- zrobiłam zdziwioną minę

- Oj cicho, chodź za mną - powiedział z usmiechem Mike i pociągnął mnie za reke

Szlismy wolnym krokiem przed siebie

- Co by pomyśleli ludzie " Michael Jackson chodzi po lesie " - powiedziałam udając głos zaskoczonej dziennikarki, tworząc z pięści mikrofon.

Mike zachichotał po raz kolejny

- A co nawet na grzyby się wybrać nie można?!- udał oburzenie Michael

Zaczęłam się śmiac.
Oczy prawie mi nie wyszły gdy zobaczyłam jak Michael zatrzymuje się i zaczyna wspinać na drzewo.

- Co... Ty robisz?!- zapytalam troche rozbawiona a za razem przerażona

- Cicho! Chodź tu, pomogę Ci! - zawołał nieco sciszonyn głosem Mike

Nie chcąc się sprzeciwiać podałam mu rękę i z przerażeniem zaczęłam wchodzić po drzewie. Na szczescie nie było zbyt ogromne.

- Nie puszczaj mnie- wyjąkałam cicho

- Nawet nie próbuję - przewrócił oczami Michael
Nagle noga mi się omsknęła i czulam że prawie spadam.

- Ojcze Nasz któryś jest w Niebie... - zaczęlam szeptać

Michael wybuchnął smiechem

- Spokojnie jeszcze żyjesz - uświadomił mi Mike

- Oh no rzeczywiście- parsknęłam
Gdy weszłam już na ogromną gałąź czułam się nieco bezpieczniej bo mogłam wtulić się w Mike'a.

I tak też zrobilam, Michael objąl mnie mocno a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

- Wziąłeś mnie ze szpitala na drzewo - zaczęłam chichotac

- Csii.. Nie narzekaj - powstrzymywał śmiech Mike

- Tak naprawdę jesteś tu z innego powodu - przerwał po chwili ciszę Michael

Serce zaczęlo mi walić jak oszalałe

- Ttak? - wyszeptałam spokojnym tonem

Mike przybliżył sie do mnie jeszcze bardziej, wziął mnie za obie dłonie i spojrzał gleboko w oczy.

- Cheryl Kocham Cię całym sercem - musnął lekko moje wargi swoimi - kocham Cię od długiego czasu, uwielbiam Twój uśmiech, gdy się denerwujesz i opowiadasz beznadziejne dowcipy - mówił Michael pomiędzy czułymi pocałunkami a ja mialam wrażenie że zaraz zemdleję kolejny raz.
Ale chwila
Ja opowiadam beznadziejne dowcipy?
Naprawdę?!
Normalnie zaczęłabym się sprzeczać ale ta chwila była spełnieniem marzeń, snów.

- I będę Cię kochal zawsze - zakończył Michael
Poslałam mu promienny uśmiech

- Też Cię Kocham Mike .. Ale czemu mówisz mi to ma drzewie?- zachichotalam przy ostatnich słowach

- Bo chciałem być oryginalny nie to co Ty- powiedział z dumą Michael

- Ejjj.. Wiesz ile mnie to kosztowało?!- zapytałam z udawaną złością

- Tak.. Kosztowało Cię to dokładnie jedno omdlenie, a mnie o wiele więcej.. Ja prawie wychodziłem z siebie jak czekalem na lekarza! Czułem sie jak ojciec na porodówce!! - skarżył się Mike jak małe dziecko a ja wybuchnęlam śmiechem

- No już dobrze, dobrze... - uśmiechnęlam się lekko

Miałam wrażenie że lece do tyłu
O Matko

- Michael spadam!! - wrzasnęłam

- GDZIE?!?- uslyszałam krzyk w odpowiedzi

Złapalam sie galezi i jego ramienia

Uff..

- A gdzie moglabym spadac?!?!?- krzyknęlam i wybuchnęlam smiechem

- Przepraszam to stres ... - odetchnąl rozbawiony Mike i przyciągnąl mnie znowu do siebie

- Ja schodze - zdecydowalam gdy bylo mi juz coraz gorzej przez patrzenie w dół.

Trzymając jeszcze przez chwile dłoń Michaela potem radziłam sobie lepiej, lapiąc sie kolejno gałęzi schodziłam, kawałek nad ziemią zeskoczyłam i odetchnęłam z ulgą patrząc na grunt pod nogami.

- Mike złaź , jedziemy- zasmialam sie patrząc na Michaela z dołu.

- Nie ma mowy! Te drzewo bylo tu przede mną i przed Tobą ! Nie opuszcze go!.. - krzyczał Mike

Boże co za słodziak... Awww

Zaczelam smiac się i usiadłam na mchu, czekając aż mój kochany wielbiciel drzew zdecyduje sie na powrót na ziemię.

###

Jakie słodziaki haha <3
Prosze o motywujące komentarze :-*
Papa ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: