Część 1

"Chcesz o tym pogadać?"

Kojiro ze zmartwionym wyrazem twarzy postawił przed Kaoru kolejna niewielką butelkę sake. W zasadzie nie serwował klientom swojej włoskiej restauracji sake, ale dla przyjaciela zawsze miał kilka butelek na zapleczu. Oczywiście Kaoru wciąż musiał za nie zapłacić, ale tego dnia wyglądało na to, że coś go męczy, sądząc po tym, że opróżnił dwie butelki jedna po drugiej.

Kaoru jęknął i pomachał na niego dłonią.

"Nawet nie wiem, od czego zacząć."

"Zamykam restaurację za godzinę, potem będę miał czas posłuchać całej historii."

Uśmiech Kojiro był tak samo ujmujący jak zawsze, a Kaoru był zdecydowanie niechętny, żeby opowiadać przyjacielowi akurat o tym konkretnym problemie, ale prędzej czy później i tak by się dowiedział. Wziął kolejny łyk z kubka wypełnionego wcześniej sake aż po same brzegi. Kojiro wział to za zgodę, wiedząc, że Cherry wciąż będzie tu za godzinę, siedząc przy barze i kaprysząc nad alkoholem.

Po tym, jak Kojiro zamknął drzwi frontowe, posprzątał kuchnię i pożegnał się z resztą pracowników, usiadł na stołku przy barze obok Kaoru, który zmienił się w kłębek rozpaczy, gapiąc się nieprzytomnie w pusty kubek.

"Wiiiięc, co jest?"

Cherry poruszył się na dźwięk głosu obok siebie i mrugnął kilka razy, zanim obrócił głowę w stronę przyjaciela.

"Jestem w dupie," westchnął, opierając głowę na wolnej ręce, podczas gdy drugą zaciskał na kubku, jakby od tego zależało jego życie.

Różowe włosy opadły na twarz, utrudniając Kojiro rozczytanie wyrazu twarzy przyjaciela.

Kaoru wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać.

"Moi rodzice. Myślą, że nigdy nie znajdę partnerki i kompletnie zafiksowali się w temacie aranżowanego małżeństwa. Wczoraj zapoznali mnie z idealną, przynajmniej w ich mniemaniu, kandydatką. Jest bogata, ma znajomości. Perfekcyjne połączenie, żeby utrzymać rodzinne królestwo."

Cherry odgarnął kilka zabłąkanych kosmyków z twarzy, a zaraz potem jego wzrok spoczął na pustym kubku, jakby za pomocą woli mógł wypełnić go ponownie.

Kojiro nie był w stanie powstrzymać lekkiego rozbawienia.

"Jest ładna? Masz zdjęcie?"

Zainteresowanie przyjaciela kobietami chyba nigdy nie przestanie denerwować Kaoru.

"Chyba, ale tu chodzi o mnie, a nie o nią!"

"Racja," pokiwał głową, "Nigdy nie powiedziałeś rodzicom, że nie interesują cię kobiety?"

"Widocznie nie," burknął Cherry, odstawiając kubek na blat z odrobinę zbyt dużą siłą.

"Więc im powiedz," zasugerował bardziej poważnym tonem. "To chyba najszybsza droga do anulowania małżeństwa."

"Nie, nie rozumiesz! Oni zafiksowali się samym pomysłem. Jeśli powiem im, że jestem gejem, zapoznają mnie z pasującym męskim kandydatem."

Joe zacisnął usta, ledwo powstrzymując uśmiech.

"Jeśli szukają kogoś bogatego i wpływowego, wydaje mi się, że Adam ciągle jest wolny."

"TY!"

Kojiro nawet nie zdążył zauważyć, skąd Cherry wyciągnął wachlarz, zanim poczuł uderzenie prosto w twarz.

"To nie jest śmieszne, ty durny kretynie!" Twarz Cherry'ego była teraz zabarwiona czerwienią nie tylko przez alkohol, ale i wściekłość. "Chciałbym zobaczyć, co ty zrobiłbyś na moim miejscu!"

Kojiro skrzyżował ręce na klatce piersiowej, spoglądając na sufit.

"Cóż, moi rodzice nie mieszkają w Okinawie i nie mogliby być mniej zainteresowani z kim spędzam czas."

"Dobrze dla ciebie," głos Kaoru był przepełniony jadem. Obrócił się w powrotem w stronę baru, zatrzymując spojrzenie na kubku.

"Nie mogą cię zmusić, Kaoru. Powiedz im, że tego nie chcesz i w końcu odpuszczą."

"Nie rozumiesz!" Cherry był bliski załamania nerwowego, kiedy ponownie obrócił się w stronę przyjaciela. "Powiedzieli, że jeśli się nie ożenię, wydziedziczą mnie. Będę musiał się wyprowadzić, nie będę mógł używać nazwiska Sakurayashiki jako artysta, no i Carla... Będę musiał oddać im Carlę, skoro to w zasadzie ich wynalazek, a ja mam tylko prototyp."

Kojiro westchnął, oczywiście powoli zaczynał łapać powagę sytuacji.

"Rozumiem to tak, że są zawiedzeni, bo jeszcze się z nikim nie ustatkowałeś. W takim razie, jeśli sam im kogoś przedstawisz, będą musieli to zaakceptować, chyba że się mylę?"

Piękne brwi Kaoru ściągnęły się w zastanowieniu, minęła chwila, zanim odezwał się ponownie.

"Chyba... masz rację. Problem tkwi w tym, że nikogo nie mam. I o to właśnie chodzi!"

Zanim Cherry znowu zaczął panikować, Joe szybko rzucił pomysł.

"Co ze mną? Ja mogę być twoim partnerem."

Kaoru opadła szczęka, obrócił się w stronę Kojiro w zwolnionym tempie, po czym ponownie uderzył go wachlarzem, trzema szybkimi ruchami.

"Nie! Rób! Sobie ze mnie żartów!!! Jesteś niemożliwy!"

"Ow, ow, przestań!" Joe uchylił się i zeskoczył z krzesła, żeby umknąć z zasięgu ręki przyjaciela. "Mówię serio! To byłaby perfekcyjna historyjka na przykrywkę i nie jestem aż taki zły. Jestem niezależny, mam własną odnoszącą sukces restaurację i jesteśmy praktycznie przyjaciółmi z dzieciństwa. Już mnie znają."

"Ta, już cię znają. Chłopak, który nauczył ich cudownego syna jeździć na desce, pić i imprezować."

Joe zachichotał, z pewnością słowa Kaoru przywołały kilka starych wspomnień.

"Ta, to też. Ale pomyśl o tym. Przyjaciele z dzieciństwa zakochują się w sobie. Jak okrutni musieliby być, żeby próbować nas rozdzielić!"

Cherry ciągle nie był w pełni przekonany.

"W takim razie dlaczego wcześniej o tobie nie wspomniałem?"

Kojiro rozłożył szeroko ręce.

"To oczywiste, nie? Bałeś się wyjść z szafy. Przynajmniej do momentu, w którym upewniłeś się, że to coś poważnego."

Kaoru zaczął uderzać palcem o usta. To musiał być wpływ alkoholu, skoro zaczął myśleć, że w zasadzie to może nie być aż taki zły pomysł.

"Na początku może zadziałać... Ale raczej nie możemy ciągnąć tego w nieskończoność."

"Może po prostu o tym zapomną," Kojiro wzruszył ramionami i odważył się ponownie usiąść obok przyjaciela. "Więc, co powiesz? Nie masz nic do starcenia."

Kaoru czujnie obserwował przyjaciela, jakimś cudem wciąż niepewny, czy Joe żartuje, czy mówi poważnie.

"Ale co z tobą? Myślisz, że to w porządku, żebyś udawał mojego... partnera?" Cherry nie mógł się powstrzymać, obrócił głowę, żeby ukryć rumieniec oblewający całą twarz.

Joe jedynie wzruszył ramionami.

"To nic wielkiego. Spotkamy się parę razy z twoimi rodzicami i będziemy spędzać ze sobą czas. Na pewno nie oczekują, że będziemy się przed nimi mizdrzyć."

"Kojiro!" Cherry naprawdę chciał uderzyć go w twarz jeszcze raz, ale Joe był na tyle szybki, żeby uniknąć ataku, ku zawodowi Cherry'ego.

"Naprawdę, jeśli mogę ci pomóc z powrotem ułożyć życie, to nie mam z tym problemu."

Przez moment Kaoru nie wiedział, co powiedzieć. Wspaniałomyślna oferta przyjaciela była czymś, czego się nie spodziewał.

"Dobra," w końcu zgodził się cicho.

"Hm? Nie usłyszałem." Joe przyłożył dłoń do ucha, dając Cherry'emu znak, żeby się odezwał.

"Dobra! Cholera!"

Kaoru podniósł pustą butelkę po sake tylko po to, żeby zaraz ponownie trzasnąć nią o stół, czuł mieszankę złości i ulgi.

"Dobra, dobra, myślisz, że powinniśmy trochę poćwiczyć, zanim pokażemy się twoim rodzicom?"

"Poćwiczyć co?" Teraz głos Cherry'ego brzmiał, jakby był na skraju paniki.

"Nie wiem. Trzymanie się za ręce, całowanie?"

Wyraz twarzy Kaoru był bezcenny.

"Żartujesz?"

Joe pozostał tak spokojny i ogarnięty, jak tylko mógł.

"Nie całkiem. Chcemy, żeby uwierzyli, że to prawda, nie? Mogą nas poprosić o pocałunek, w ramach dowodu?"

"Nie bądź niepoważny!" Warknął Cherry, wstając z krzesła trochę zbyt szybko. Efekt sake uderzył mu do głowy, przez co się zachwiał, jednak zanim zdążył upaść, silne ramiona przytrzymały go w pionie.

"Mam cię. Naprawdę nie powinieneś tyle pić, kiedy jesteś przybity."

Kaoru szybko uniósł głowę, aby zorientować się, że jego twarz jest zdecydowanie bliżej Kojiro, niż się spodziewał. Chciał się odsunąć, ale dłonie Joe wokół jego nadgarstków na to nie pozwalały.

"Powinienem mówić do ciebie po prostu Kaoru, czy wolałbyś jakieś słodkie przezwisko? Czy skarbie będzie w porządku?"

Twarz Cherry'ego nabrała takiego samego koloru, jak jego włosy i nawet jeśli bardzo chciał kopnąć Joe, nie był zdolny, aby się ruszyć, kompletnie urzeczony facetem o czerwonych oczach.

"Ja..." Jąkał się bezradnie, kiedy wydawało się, że Joe zmniejsza dystans pomiędzy ich twarzami z każdym kolejnym uderzeniem serca. A w tym momencie serce Kaoru biło niezdrowo szybko.

"Hm, myślę, że jesteśmy całkiem przekonujący," Kojiro puścił przyjaciela, który odskoczył kilka kroków w tył, aby zwiększyć dystans między nim a kucharzem najbardziej, jak to możliwe.

"Ta, powinno wystarczyć," Kaoru jakimś cudem poczuł się zagubiony, kiedy Kojiro go puścił. Ciągle był w stanie wyczuć ciepło drugiego ciała, które promieniowało przez materiał kimona. Nawet oddychanie zaczynało być trudne, albo to po prostu wina alkoholu.

"W takim razie odprowadzę cię do domu. Chodźmy."

"Mogę wrócić sam, wielkie dzięki!" Kaoru w sekundę znów stał się sobą.

"Ta, ale moje mieszkanie jest w tym samym kierunku i myślę, że świeże powietrze pomoże ci trochę otrzeźwieć."

"Nie jestem pijany," Cherry skrzyżował ramiona, w pełni świadomy faktu, że to kompletne kłamstwo.

"Jasne," Kojiro chwycił swoją czarną, skórzaną kurtkę i luźno zarzucił na ramię. Oboje opuścili restaurację, Kaoru zaczekał, aż Joe zamknie drzwi, po czym ruszyli w drogę.

W zasadzie Kojiro miał rację. Zimne, nocne powietrze w zetknięciu ze skórą Kaoru zdziałało cuda. Po kilku minutach czuł się znacznie lepiej. A waga propozycji Joe nagle stała się dużo wyraźniejsza, przez co kilka razy obrzucił przyjaciela spojrzeniem, oczekując powrotu do tematu w każdej chwili.

Nic takiego jednak nie miało miejsca, a niedługo potem dotarli do dużego terenu, będącego posiadłością rodziny Sakurayashiki. Posesja była otoczona wysoką, kamienną ścianą, wewnątrz znajdowało się kilka tradycyjnych japońskich budynków, otoczonych perfekcyjnie zaaranżowanymi ogrodami. Cherry mieszkał sam w jednym z domków, ale jego rodzice mieszkali tylko kilkanaście metrów dalej. Poza tym cały teren zazwyczaj wypełniony był pracownikami troszczącymi się o ogródki, sprzątającymi i gotującymi.

Joe zawsze myślał o Cherrym jako o kimś w rodzaju japońskiego księcia, w związku z czym świetnie się bawił, niszcząc ten książęcy wizerunek krok po kroku. Nie dlatego, że zazdrościł Kaoru bogactwa, a raczej dlatego, że Kojiro czuł, iż przyjaciel nie jest szczęśliwy w świecie, w którym przyszło mu żyć. Joe postrzegał go jako ptaszka zamkniętego w złotej klatce, który desperacko pragnął rozłożyć skrzydła i zacząć latać. Skrzydła były tym, co Kojiro mu podarował. Zaczęli razem jeździć na desce. Joe zrobił sobie tatuaż, podczas gdy Cherry dorobił się kolczyków. Imprezowali, pili i świetnie się bawili. Przez całą tą wolność Kaoru w końcu dał radę dogadać się z rodziną, zaczął bardziej na poważnie uczyć się kaligrafii i nawet jego oceny w szkole znacząco się poprawiły. Nawet jeśli jego rodzice na początku uważali Kojiro za niszczyciela spokoju, wkrótce zorientowali się, że był jedyną osobą, mogącą naprawdę oswoić ich syna.

"No i jesteśmy," Kojiro uśmiechnął się, a Kaoru miał zamiar się odezwać, gdy nagle zza pleców usłyszeli głos.

"Paniczu, dobrze znów cię widzieć."

Kaoru już miał się odwrócić i przywitać przybysza, ale został powstrzymany, kiedy Kojiro przyciągnął go do ciasnego uścisku.

"Słodkich snów, skarbie," głos Kojiro był niższy niż zazwyczaj i odrobinę zbyt blisko ucha Kaoru. Powoli Joe odsunął się i niewinnie cmoknął Cherry'ego w policzek, zanim puścił mu oczko, obrócił się i odszedł w noc jakby nigdy nic.

Kaoru był zbyt oszołomiony, żeby się ruszyć. Wzrokiem drążył dziury w plecach przyjaciela, dopóki tajemnicza osoba z wcześniej nie przemówiła ponownie.

"Oh, paniczu, nie wiedziałam, że z kimś się widujesz."

W pierwszym odruchu Kaoru miał zamiar warknąć na młodą kobietę i wszystkiemu zaprzeczyć, jednak tuż przed otworzeniem ust nagle zrozumiał, po czym powoli się odwrócił.

"Masz mnie," Kaoru wystawił język, a potem przyłożył palec do ust. "Ale proszę, nie mów moim rodzicom."

"Oczywiście!" Pokiwała głową podekscytowana, a potem ukłoniła się, obróciła i wróciła do pracy.

'Mam nadzieję, że obudzi moich rodziców i powie im nawet od razu,' pomyślał do siebie ze zwycięskim uśmiechem na ustach.

Następnego ranka Kaoru miał tylko lekkiego kaca, jednak czuł się bardzo zmieszany. Zastanawiał się, czy wydarzenia zeszłej nocy rzeczywiście miały miejsce, czy były tylko wytworem jego dzikiej wyobraźni wywołanym zbyt dużą ilością sake.

Jednak sposób, w jaki Kojiro trzymał go w ramionach był rzeczą, której nigdy nie ośmieliłby próbować sobie wyobrazić. W życiu nie pozwoliłby myślom uciekać tak daleko. On i Kojiro byli przyjaciółmi. Joe pokazał mu to dość jasno już kilka lat wcześniej. Biorąc to pod uwagę, zachowanie Kojiro było jeszcze bardziej dezorientujące.

Kaoru zdecydował nie rozwodzić się nad tym zbyt długo. Wziął szybki prysznic, potem zjadł lekkie śniadanie. Kiedy opuścił swój dom, aby przespacerować się po ogrodzie w poszukiwaniu inspiracji do pracy i może natknąć się na rodziców, nie zawiódł się. Niedługo para powoli do niego podeszła.

"Cudowny dzień, nieprawdaż?" Mama posłała synowi szeroki uśmiech, podczas gdy jego ojciec jedynie pokiwał głową na potwierdzenie.

"Rzeczywiście, pogoda idealna na spacer, nie sądzisz?"

"Zdecydowanie. Więc, kochanie, przemyślałeś naszą propozycję, czy jest coś, o czym chciałbyś nam... powiedzieć?"

Pytanie matki brzmiało dość ostrożnie, a Kaoru błagał wszystkich bogów, żeby kobieta z wczoraj już zaczęła rozsiewać wieści.

"W zasadzie tak," powiedział, uśmiechając się nieśmiało. "Nie mogę poślubić tej kobiety, bo już się z kimś spotykam. Właściwie umawiamy się od dłuższego czasu..."

"Kaoru, to świetnie! Ale dlaczego nigdy jej nam nie przedstawiłeś? Gdybyśmy tylko wiedzieli..." Jego mama była tak podekscytowana, że Kaoru poczuł się nawet odrobinę źle, że musiał kłamać.

"Cóż, jestem pewny, że zrozumiecie, iż nie chodziło o niechęć przedstawiania kogokolwiek, ale właśnie TEGO kogoś."

Oczy mamy Kaoru rozszerzyły się i spojrzała zszokowana na swojego męża, który jedynie uśmiechnął się nieco niezręcznie.

"A kiedy będziemy mogli poznać tę szczególną osobę?"

Kaoru przechylił głowę, jakby się nad czymś zastanawiał.

"Co powiecie na sobotę? Moglibyśmy zjeść razem obiad."

"Cudownie!" mama Kaoru klasnęła w dłonie z dziecięcą radością. "Zdradzisz nam jej imię?"

"Oh, wybaczcie, ale to będzie musiało zaczekać."

"Ok," głos mamy wyraźnie zdradzał zawód, ale odpuściła. "W takim razie nie mogę doczekać się soboty!"

"Oczywiście, później dam wam znać co do szczegółów."

"Wybornie!"

Kaoru skłonił się uprzejmie, po czym wyminął rodziców. Nawet kilka metrów dalej wciąż był w stanie usłyszeć podekscytowaną paplaninę swojej mamy, kiedy zmierzał w kierunku domu. Znalazłszy się w środku, chwycił telefon i pierwszą rzeczą, jaką zauważył, była wiadomość od Kojiro.

~Jak leci? Złapali przynętę?~

~Tak. Chcesz poświęcić wolną sobotę na rodzinny obiad?~

Na szczęście Cherry nie musiał długo czekać na odpowiedź. Restauracja otwierała się dopiero po południu, więc okolice południa były najlepszym czasem na kontakt z Kojiro.

~Dla ciebie skarbie zawsze mam czas~

Kaoru chyba nigdy nie przywyknie do tej słodkiej gadki, przewrócił tylko oczami, nawet jeśli Kojiro nie mógł tego zobaczyć. Napisał odpowiedź, ale szybko skasował ją, po czym zwyczajnie zadzwonił do przyjaciela.

"Aż tak się stęskniłeś?" Zażartował Joe, odbierając połączenie.

"Oczywiście, chciałem tylko dogadać szczegóły."

"Ok."

"Więc, myślałem o tej restauracji, o której wszyscy mówią."

"Mojej?"

"Nie! Mam na myśli tą luksusową, jak ona się nazywała?"

"Ah, Blue Crown."*

"Tak! Będzie idealnie dla moich rodziców."

"Mam nadzieję, że nie oczekujesz ode mnie płacenia za obiad, bo musiałbym chyba sprzedać dom."

Cherry jęknął.

"Oczywiście, że ja zapłacę. Ale będzie lepiej wyglądało, jeśli to ty nas zaprosisz. Przeleję ci trochę pieniędzy na konto przed spotkaniem, więc się nie przejmuj."

Chichot Kojiro po drugiej stronie słuchawki sprawił, że Cherry na chwilę zapomniał, o czym w ogóle mówił. Od kiedy niby głos Kojiro miał taki wpływ na sprawność umysłową Kaoru?

"Dobrze by było też, żebyś dobrze się ubrał. Mam na myśli, nie w to, co zazwyczaj nosisz."

"Hey, a co jest nie tak z moimi ciuchami?"

"Nic, ale proszę cię, mógłbyś założyć garnitur albo coś takiego?"

"Myślisz, że mam garnitur?"

"Wiem, że masz!" Odparł ostro Kaoru, bez problemu przypominając sobie okazję, kiedy widział Kojiro w garniturze. Wyglądał jak model, ale oczywiście Cherry nigdy mu tego nie powiedział.

"Masz mnie! Więc, fikuśna restauracja i fikuśne ciuchy. Coś jeszcze? Może pierścionek zaręczynowy?"

"NIE! Boże! Ty... serio, po prostu ty, to wystarczy," Kaoru przeciągnął ręką po włosach, cała ta sytuacja wpędzi go do grobu. "Zarezerwuję stolik, wyślę ci szczegóły i..." zamilkł, przegryzając wargę.

"I?"

"Dziękuję, że mi pomagasz."

"Zawsze do usług."

Po zakończeniu połączenia, Kaoru poczuł to dziwne uczucie w klatce piersiowej.

~*~

Nieszczęsna sobota wreszcie nadeszła, a Kaoru niemalże wariował, kiedy jechał z rodzicami w kierunku restauracji. Cała trójka nosiła tradycyjne japońskie ubrania, Cherry wybrał jedną z ulubionych stylizacji. Taką, w której czuł się najbardziej komfortowo, a jednocześnie dobrze podkreślała jego ciało. Wiedział, że w zasadzie nie musiał aż tak starać się dla Kojiro, skoro i tak tylko grali parę, ale Kaoru nie mógł się oprzeć chęci wyglądania jak najlepiej.

"Oh, Kaoru, jestem taka zdenerwowana! Dlaczego musiałeś sprawić, że to jest tak ekscytujące?" Skarżyła się pani Sakurayashiki, na co mężczyzna odpowiedział jedynie lekkim uśmiechem. Im bliżej byli, tym bardziej Cherry się stresował. Serce waliło mu jak młotem i czuł, jak pocą mu się ręce. Próbował niezauważenie wytrzeć je o kimono, ale jednocześnie czuł się źle, bo materiał jednak był kosztowny, więc koniec końców się powstrzymał.

Kiedy cała trójka wysiadła z samochodu, Cherry'ego zalała fala paniki. Już wyobrażał sobie, że Joe w ogóle się nie pojawi i jakiego durnia zrobi z siebie w takiej sytuacji. Kaoru był pewny, że zaraz zwymiotuje z nerwów, kiedy jego atak paniki został zakłócony przez głos matki.

"Oh kochanie, spójrz, czy to nie Nanjo-san? Tak dawno się nie widzieliśmy. Jak się miewasz?"

'Kojiro' Kaoru szybko obrócił się w kierunku, z którego dochodził głos matki i niemalże zemdlał na miejscu. Nie tylko Kojiro się pojawił, ale także miał na sobie garnitur, który wyglądał na nim perfekcyjnie. Cherry prawie zapomniał oddychać, ale tym razem nie z powodu stresu. Na sekundę oczy dwóch mężczyzn się spotkały, a Kaoru poczuł jakby świat się zatrzymał, kiedy Kojiro delikatnie skinął głową.

"Pan i pani Sakurayashiki," Kojiro skłonił się, chociaż raz popisując się dobrymi manierami.

"Nieźle wyprzystojniałeś," mama Kaoru zaśmiała się. "Jesteś kulturystą?"

"Dziękuję, ale nie. Jestem szefem kuchni w mojej własnej restauracji."

"Oh, tej?" Mama Kaoru wydawała się być pod wrażeniem i szczerze zainteresowana.

"Nie, nie tej. Mam włoską restaurację."

Pani Sakurayashiki obróciła się do męża.

"Kochanie, musimy kiedyś się tam wybrać i spróbować."

"Tak, oczywiście," zgodził się uprzejmie.

"Cóż, właściwie to spotkanie nie było przypadkiem," zaczął Kojiro, jednak przerwał, kiedy Kaoru szybko znalazł się przy nim i złapał go za rękę.

"On jest moim partnerem," powiedział Kaoru z taką siłą i pewnością siebie, na jaką było go stać.

Nad całą czwórką zawisła ciężka cisza. Pani Sakurayashiki przełamała ją jako pierwsza.

"Kaoru, dlaczego... dlaczego nie powiedziałeś nam, że jesteś... jesteś..." nie była w stanie dokończyć zdania, zawstydzenie i niezrozumienie wymalowane na jej twarzy.

Przez twarz Kaoru również przechodziły różne emocje i właśnie wtedy Kojiro postanowił się wciąć.

"Mówiąc wprost, bał się. Jak możecie sobie wyobrazić, wyjście z szafy nie jest prostym zadaniem, zwłaszcza w rodzinie z tak silnymi korzeniami. Ale im bardziej poważna stawała się nasza relacja..." Kojiro przerwał i chwycił dłoń Cherry'ego w obie dłonie, spoglądając głęboko w złote oczy towarzysza. "Tym bardziej namawiałem go, żeby był z wami szczery. Jesteście rodziną i chciałem, żeby mógł otwarcie o tym mówić. Nie powinien bać się powiedzenia prawdy. Taki właśnie jest, a ja zawsze będę go wspierał."

Gdzieś podczas całej tej przemowy Cherry przestał słuchać, zgubił się w momencie, w którym Kojiro spojrzał mu w oczy, a jego umysł stał się zupełnie pusty.

"Oh, Kaoru," głos matki sprawił, że Cherry wrócił do rzeczywistości. Obrócił się w stronę kobiety, bojąc się dalszego ciągu. Jak się okazało, strach ten był zupełnie nieuzasadniony. Jego mama trzymała dłonie przy sercu, a po policzku spływała jej łza. Sprawiała wrażenie głęboko poruszonej słowami Kojiro.

"Wybacz, że czułeś jakbyś musiał to przed nami ukrywać. Ale jestem szczęśliwa, że nabrałeś odwagi, aby się przyznać. Nanjo-san... Nie sądzę, że jest na tym świecie lepsza osoba dla mojego syna."

Kaoru nie był w stanie powstrzymać rumieńca. Zastanawiał się, dlaczego Kojiro musiał robić z tego coś aż tak wielkiego. To tylko narobi im trudności w przyszłości.

"Więc," Kaoru niezręcznie podrapał się po karku, "skoro to już mamy wyjaśnione, może wejdziemy do środka i porozmawiamy?"

"Oczywiście!"

Kaoru przytrzymał drzwi otwarte dla swoich rodziców, jego mama wciąż miała szkliste oczy, a mąż poklepywał ją po ramieniu. Zanim podążył za nimi do środka, odwrócił się do Kojiro i syknął.

"Naprawdę musiałeś posuwać się tak daleko?"

Kojiro jedynie niewinnie wzruszył ramionami.

"Wydaje mi się, że odniosłem pożądany efekt."

"Jasne, ale nie wiń mnie, jeśli będą oczekiwali, żebyś kręcił się przy mnie 24/7."

"Jak dla mnie spoko," rzucił Kojiro nonszalancko.

Kaoru już miał zamiar kopnąć przyjaciela, jednak zatrzymało go kimono, które nie pozwalało na tak szeroki zakres ruchów. Kojiro tylko się uśmiechnął na tę nędzną próbę i przytrzymał drzwi otwarte.

"Twoi rodzice czekają."

"Boże!"

Reszta wieczoru minęła w mgnieniu oka. Jedzenie było wyjątkowo smaczne, a Kojiro nawet zanotował kilka kombinacji składników w telefonie. Poza tym Joe świetnie radził sobie flirtując z panią Sakurayashiki oraz żartował z jej mężem, który raz niemalże ze śmiechu zakrztusił się drinkiem. Kojiro taki już był, idealna dusza towarzystwa, do tego zawsze słuchający innych. Kaoru obserwował go w ciszy, nie mogąc powstrzymać uczucia pewnego sentymentu. Miał szczęście, mając takiego przyjaciela. Gdyby tylko nie byli po prostu tym... przyjaciółmi.

Rozmyślania przerwał głos jego mamy.

"To był wspaniały wieczór. Myślę, że to czas zostawić nasze gołąbki same. Dziękujemy za wszystko, Kojiro," kobieta skłoniła się, po czym oboje rodzice wyszli, zostawiając za sobą niezbyt ogarniającego sytuację Kaoru.

"Czekaj. Czemu mnie zostawili? I tak mieszkamy pod jednym adresem"

Kojiro pochylił się bliżej Kaoru, po czym wyszeptał mu do ucha.

"Chcą, żebyśmy się kochali."

Nigdy w życiu Kaoru tak bardzo nie żałował, że nie zabrał ze sobą wachlarza. Z czerwoną twarzą szybko wstał z krzesła.

"Haha, bardzo śmieszne," wydusił i w tym samym czasie zorientował się, jak bardzo jest zdenerwowany.

Kojiro także podniósł się z miejsca.

"To nic takiego, zawsze możesz po prostu wpaść do mnie, jak za starych czasów. Wiesz, żeby utrzymać nasze przedstawienie."

"Mogę iść do hotelu," skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wydął usta.

"Boisz się?"

"Niby czego?" odparł ostro różowowłosy.

"A ja wiem? Mnie?"

"No proszę cię!" Kaoru podszedł, złapał Kojiro za ramię i pociągnął go do wyjścia.

~*~

*Niebieska Korona brzmiała trochę dziwnie po polsku, jako nazwa restauracji :/

Jest to two-shot, druga część niebawem. Trzymajcie się kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top