Część 2

W mieszkaniu Kojiro pomiędzy mężczyznami zapanowała niezręczna atmosfera. Kaoru siedział przy kuchennym stole, podczas gdy Kojiro przy lodówce wyciągał dla siebie piwo.

"Też coś chcesz? Gdzieś powinno być jeszcze trochę sake."

"Nie, nic nie chcę."

Kaoru nie miał ochoty pić. Oparł podbródek na dłoni i westchnął. Kojiro oparł się o blat i pociągnął łyk ze swojej butelki.

"Nie musisz spać na sofie, możesz zająć łóżko," zaoferował uprzejmie, świetnie wiedząc, jak bardzo Cherry nie znosił spania na kanapie.

"Od kiedy przysługuje mi specjalne traktowanie?"

Kojiro wyglądał na przyłapanego, więc schował się za piwem.

"Widzisz? Tylko twoje prawdziwe randki lądują w sypialni."

"Dlaczego zawsze musisz być taki uparty?" Joe przeczesał dłonią włosy i potrząsnął głową.

"Bez problemu prześpię się na kanapie, " skłamał Kaoru, zaczynając żałować, że nie zgodził się na podanie sobie alkoholu.

To nie był pierwszy raz, kiedy Cherry kończył na kanapie Kojiro. Jeszcze w liceum dość często spędzał noc w mieszkaniu Joe, zazwyczaj kiedy za dużo wypił, albo jeśli nabawił się ran podczas jazdy na desce i nie chciał wracać do domu, żeby nie martwić matki. Te sytuacje wciąż miały specjalne miejsce w jego sercu.

"Chcesz iść pod prysznic?" W końcu zapytał Kojiro, odstawiając butelkę na blat.

"Przeżyję bez," Cherry machnął na niego ręką i przez chwilę rozważał opuszczenie mieszkania, kiedy Joe będzie w łazience. Tylko Kojiro był w stanie go przejrzeć.

"Dobra, w takim razie idę się umyć. I lepiej żebyś wciąż tu był, kiedy wrócę. Nie uciekaj w środku nocy... znowu."

Kojiro pogroził mu palcem, patrząc prosto na przyjaciela.

"Nie mam zamiaru!" Kaoru poddał się, a kiedy Joe zniknął w łazience, wstał i podszedł do lodówki, szukając czegoś mocniejszego do picia. Znalazł otwartą butelkę taniego czerwonego wina. Nalał trochę do zwykłej szklanki, po czym ułożył się wygodnie na kanapie i próbował zebrać myśli.

Nie przeoczył aluzji przyjaciela i choć nie chciał w tamtej chwili myśleć o tym konkretnym epizodzie z przeszłości, nie mógł nic poradzić na to, że pamiętał go aż za dobrze.

Kilka lat temu po ceremonii ukończenia szkoły oboje mocno się napili. Kojiro miał na sobie ten niesamowity garnitur, który nosił także dzisiaj. Wtedy Joe nie przestawał skarżyć się jak to krawat go dusi, a Cherry uwielbiał robić sobie z niego żarty. Szwendali się po ulicach do późna, potem siedzieli w parku i pili piwo, zwyczajnie dobrze się bawiąc, dopóki Joe nie musiał nieść Cherry'ego do swojego mieszkania. Kaoru nie wiedział, dlaczego ta noc była inna od tak wielu poprzednich, jednak z jakiegoś powodu, kiedy siedzieli razem na kanapie śmiejąc się w najlepsze, nagle zapanowała dziwna cisza. A potem usta Kaoru znalazły się na tych Kojiro, a jasne dłonie zaplątały się w jego zielonych włosach.

Kaoru rzucił Adama kilka miesięcy wcześniej, czego powodem był właśnie Kojiro, z tym że Cherry nie był nawet do końca pewny, czy Joe w ogóle interesował się facetami.

Całowanie zakończyło się nagle, kiedy Kojiro odepchnął przyjaciela, będąc w totalnym szoku.

"Naprawdę tego chcesz?" Spytał Kojiro, a Kaoru wziął to za odrzucenie. Tej przeklętej nocy Cherry rzeczywiście uciekł z mieszkania Joe w środku nocy i do dziś nie pamiętał, jak w ogóle udało mu się dotrzeć do domu.

To wspomnienie wciąż było ciężkim kamieniem na sercu. Żaden z nich nie wspomniał o tym nigdy więcej, a Kaoru założył, że może przy odrobinie szczęścia Joe zapomniał o pocałunku przez alkohol. Wydawało się jednak, że pamiętał, albo to Cherry za dużo sobie wyobrażał, bazując tylko na słowach.

Niedługo później Kaoru poczuł, jak wino sprawiało, że było mu coraz cieplej i wygodnie, więc naciągnął na siebie koc i wtulił się w niego. Odetchnął głęboko tak dobrze znanym zapachem Kojiro i zanim Joe zdążył wyjść z łazienki, zasnął.

~*~

Następnego ranka Kaoru obudził zapach świeżo zaparzonej kawy i dość powoli dotarło do niego, że nie jest we własnym mieszkaniu. Z ziewnięciem podniósł się do siadu, przecierając zaspane oczy.

"Dzień dobry, kochanie," zaćwierkał Kojiro, stojący w otwartej kuchni z zamiarem przygotowania śniadania. "Dobrze spałeś?" spytał, wykładając część jedzenia na talerz, po czym zaprosił Cherry'ego, aby się dosiadł.

"Znośnie," ziewnął Kaoru, wciąż nie do końca obudzony i nie całkiem ogarniający, co się dzieje. Przeczesał palcami swoje rozczochrane, różowe włosy i sięgnął po okulary leżące na stoliku, przy okazji prawie zrzucając z niego do połowy pełną szklankę wina. Wstając, zorientował się, że wciąż ma na sobie niesamowicie drogie kimono i skrzywił się. Praktycznie zupełnie je zrujnował, cały materiał pokrywały brzydkie zagięcia. Do tego jego ciało nie zniosło nocy zbyt dobrze, przez spanie w pełnym ubraniu, w dodatku na kanapie.

"Wybacz," Kaoru przeprosił, kiedy zajął miejsce na przeciwko Kojiro.

"Za co?" Kojiro przekręcił głowę, wyglądając, jakby zupełnie nie rozumiał problemu.

"Jestem bałaganem. Wyglądam okropnie."

Kaoru zsunął kolejne luźne pasmo włosów z twarzy, spoglądając nieco nieśmiało w bok.

"W zasadzie myślę, że wyglądasz całkiem uroczo," Kojiro puścił oczko do przyjaciela, którego twarz momentalnie zrobiła się czerwona.

Cherry jęknął, chowając się za kubkiem z kawą. Zazwyczaj wolał herbatę, ale jakimś cudem wspólne picie kawy po nocowaniu w mieszkaniu Kojiro stało się dla nich niejako rodzajem tradycji.

"Muszę iść do pracy, ale możesz zostać, ile chcesz."

"Okej, dzięki," Kaoru uśmiechnął się, czując delikatny smutek, kiedy Joe szybko wstał i zaczął się przygotowywać do dnia w pracy.

Póżniej, kiedy Kojiro wyszedł, Kaoru zamówił taksówkę, a kiedy wreszcie dotarł do domu, czuł się jak podczas marszu wstydu przez spojrzenia, które rzucali mu pracownicy. Tak czy inaczej, był szczęśliwy, że w końcu może wziąć prysznic i przebrać się w coś wygodniejszego.

Po południu odwiedziła go mama, cały czas gadając o tym, jak cudowny i dobrze wychowany był Kojiro. Jednak najważniejszą informacją był fakt, że kobieta zadzwoniła do agencji ślubnej i odwołała aranżowane małżeństwo, ku uldze mężczyzny.

Kiedy pani Sakurayashiki wyszła, Kaoru natychmiast poczuł potrzebę poinformowania o sytuacji Kojiro, tylko że w tym czasie przyjaciel zazwyczaj był bardzo zajęty w restauracji i nie odbierze telefonu. Cherry więc nie dzwonił, zamiast tego pisząc wiadomość.

~Dobre wieści, wesele odwołane~

Nie spodziewając się szybkiej odpowiedzi, już miał odłożyć telefon, kiedy zobaczył przychodzące połączenie od Kojiro.

"Nasze wesele?" Joe brzmiał zupełnie poważnie.

"Zaaranżowane, durny gorylu!"

"Więc nasze cały czas aktualne?"

"To nie jest śmieszne!" Kaoru jęknął wewnętrznie. "A przy okazji, moi rodzice zapraszają cię do nas na obiad. Masz wolny weekend?"

"Jasne, znowu sobota?"

"Ta, super."

"Muszę znowu zakładać garnitur? Bo mam tylko jeden i już oddałem go do czyszczenia."

"Niekoniecznie, po prostu wyglądaj w miarę przyzwoicie, dobra?"

"Wiesz, wydaje mi się, że twoja mama chciałaby przyjrzeć się moim mięśniom z bliska, do tego wydawała się zainteresowana moim tatuażem. Pytała, czy jestem gangsterem."

Kaoru poczuł chęć przywalenia czołem w biurko, ale zamiast tego po prostu uderzył je dłonią.

"To nie jest zabawne!"

Śmiech Joe po drugiej stronie słuchawki sprawił, że serce Kaoru zmiękło i nie mógł się na niego gniewać.

"W porządku, zatem do zobaczenia w sobotę."

"Do zobaczenia, kochanie."

Kaoru praktycznie mógł usłyszeć, jak Kojiro puścił mu oczko. Dlaczego zawsze musiał gadać takie wkurzające rzeczy?

~*~

W końcu nadszedł dzień rodzinnego obiadu. Wszystko szło tak dobrze, jak ostatnim razem. Pani Sakurayashiki wydawała się uwielbiać w Kojiro dosłownie wszystko i ani razu nie przepuściła okazji, aby go skomplementować. Wprawdzie Kaoru momentami był nieco zażenowany jej zachowaniem, a po twarzy swojego ojca mógł z łatwością stwierdzić, że nie on jeden. Jednak atmosfera ani razu nie stała się niezręczna, może nie licząc momentu, kiedy mama Kaoru wstała, niemalże wyganiając gołąbeczki z głównego budynku, aby mogli mieć trochę czasu dla siebie. Cokolwiek to miało znaczyć, Kaoru nie chciał się nad tym zastanawiać. Właściwie nigdy nie sądził, że jego mama będzie aż tak zaangażowana w jego życie miłosne. Gdyby tylko rzeczywiście miał jakieś życie miłosne.

Kiedy mężczyźni szli w stronę domku Kaoru, jego serce zalała dziwna fala strachu.

"Więc," zaczął Kojiro, "wpadamy do ciebie. To nowość."

"Cóż, miałeś już swoją szansę. Zaprosiłem cię jeden raz i zalałeś czarnym tuszem moje najnowsze prace kaligraficzne. Chyba nie oczekiwałeś, że będę ci dziękował. Możesz wyjść, kiedy będziesz chciał." Kaoru zlustrował przyjaciela wzrokiem.

"Nie śmiałbym. Co by powiedziała twoja mama?"

Kaoru jęknął i otworzył drzwi. Jego dom był umeblowany w dość tradycyjnym stylu, więc nie było w nim typowej kanapy, aby zaproponować ją Kojiro do spania. Kaoru nie mógł nic poradzić na to, że zestresowała go myśl, iż on i Joe będą zmuszeni spać w jednym pokoju, na dwóch futonach rozłożonych obok siebie. O ile pomysł brzmiałby nieźle, gdyby byli nastolatkami, teraz nie wydawał się aż tak dobry.

"Chcesz wziąć prysznic?" spytał Kaoru, żeby kupić sobie trochę czasu na uspokojenie się.

"Jestem pewny, że masz tu wannę. Moglibyśmy wziąć wspólną, gorącą kąpiel."

"NIE! Zdecydowanie nie możemy!" odpowiedź Cherry'ego brzmiała trochę zbyt agresywnie, czuł, że jego twarz zaczęła się nagrzewać.

Koniec końców Kaoru wziął prysznic jako pierwszy, ale nie uspokoiło to jego nerwów. Kiedy wrócił z łazienki ubrany tylko w lekką yukatę, Kojiro patrzył na niego dziwnym wzrokiem, którego różowowłosy nie był w stanie w pełni zinterpretować. Później Kaoru zajął się rozkładaniem futonów. Akurat poprawiał poduszki, kiedy Kojiro wszedł do sypialni, mając na sobie tylko bokserki, z ręcznikiem przewieszonym na ramionach.

Cherry'emu opadła szczęka i zanim się skompromitował, postanowił postawić na jedyną reakcję, z jaką czuł się komfortowo: złość.

"Naprawdę musisz chwalić się mięśniami nawet tutaj?"

Kojiro niewinnie obejrzał swoje ciało.

"Co ci nie pasuje? Spanie w bokserkach jest cholernie wygodne, powinieneś spróbować."

Kaoru szubko chwycił koc i owinął się nim niczym maki. (rodzaj sushi - przyp. tłum.)

"Dobranoc!" wymruczał w poduszkę, a kiedy Kojiro usiadł na futonie obok, Cherry czuł, jak pod wpływem zmiany ciężaru przesunęła się tatami pod spodem.

"Słodkich snów, kochanie."

Kaoru postanowił udawać, że już zasnął i wcale nie słyszał ostatnich słów Kojiro. Niestety wciąż był boleśnie świadomy, że Joe śpi tuż obok. Byli tak blisko siebie, że gdyby Cherry wyciągnął rękę, z łatwością mógłby dotknąć twarzy przyjaciela. Sama myśl sprawiła, że Kaoru przekręcił się na łóżku kilka razy, aż w końcu leżał plecami do towarzysza. Nie było opcji, że będzie w stanie zasnąć. W powietrzu unosił się zapach Kojiro, który sprawiał, że w klatce piersiowej różowowłosego pojawiło się uczucie, którego nie było tam od dawna.

Nagle Kojiro się odezwał.

"Nie śpisz?"

"Śpię," burknął, przez co Joe zachichotał.

"Tak myślałem. Co ci chodzi po głowie?"

Od czego by tu zacząć? W mniej niż miesiąc życie Kaoru wymknęło mu się spod kontroli. Był w udawanym związku z najlepszym przyjacielem, aby uniknąć aranżowanego małżeństwa. Ale prawdę powiedziawszy, nienawidził faktu, że to było tylko udawanie. Jeśli na tym świecie był facet, z którym Cherry od zawsze chciał być, był to właśnie Kojiro. Na nieszczęście był to jednocześnie jedyny facet, którego nigdy nie będzie mógł mieć. Jak niby miałby o tym nie myśleć? Natychmiast jego serce zaczęło bić szybciej. Wściekle zrzucił z siebie koc i usiadł, patrząc na przyjaciela.

"Od czego zacząć? Leżymy tu razem, udając parę, podczas gdy moi rodzice myślą, że kochamy się całą noc. Jakim cudem w ogóle do tego doszło?" Cherry przeczesał palcami rozczochrane włosy, nie rejestrując, że jego yukata nie była ułożona jak należy, odkrywając sporą część klatki piersiowej. Kaoru był zbyt zajęty własnymi myślami, żeby zauważyć spojrzenie, jakim obdarzył go Kojiro.

Powoli drugi mężczyzna również podniósł się do siadu, przenosząc wzrok z odkrytej skóry przyjaciela na jego oczy.

"I?" rzucił.

"I?! Jak mamy to ciągnąć? Nie możemy wiecznie udawać, a ty nawet nie jesteś zainteresowany facetami!"

"Nie jestem?" Kojiro brzmiał na szczerze zdziwionego, przez co Kaoru zastygł, z oczami rozszerzonymi w szoku.

"Co?"

Kojiro niezręcznie podrapał się po karku, patrząc w bok.

"Myślałem, że wiesz. Jestem bi."

Kaoru opadła szczęka, patrzył na przyjaciela tak długo, że w końcu cisza stała się nie do zniesienia.

"Ty... ale nigdy nie widziałem, żebyś umawiał się z facetem."

"Cóż, to dlatego, że jestem wybredny. Tak naprawdę jest tylko jeden typ mężczyny, który mi się podoba."

"Tak myślałem," głos Kaoru się załamał, przyciągnął kolana do klatki piersiowej, opierając na nich dłonie. "W takim razie zakładam, że nie jestem w twoim typie, skoro odepchnąłeś mnie, kiedy pocałowałem cię tamtej nocy?"

Głos Kaoru był spokojny, ale nawet Kojiro nie przegapił cienia frustracji w tle.

"Bałem się, że to nie było czymś, czego naprawdę chciałeś. Wiesz, dopiero co zerwałeś z Adamem, a ja zdążyłem się przyzwyczaić do bycia piątym kołem u wozu. Z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że zrobiłeś to tylko dlatego, że byłem pod ręką. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek mógłbyś być zainteresowany kimś takim jak ja. Chciałem się upewnić, dlatego spytałem cię, czy na pewno tego chcesz. Przepraszam, jeśli to zabrzmiało inaczej i przepraszam, że później nie miałem odwagi wrócić do tematu."

Usta Kaoru otwierały się i zamykały. Był rozczarowany, że Kojiro myślał o nim tak nisko, jednocześnie czując ulgę, że rzeczywiście był czas, kiedy Joe się nim interesował, tylko nic nie powiedział.

"Znaczyłeś dla mnie za dużo," Kojiro wyglądał jak szczeniaczek, którego ktoś pobił, a potem zostawił na dworze w deszczu.

"Martwiłeś się o mnie?"

Serce Kaoru zaczęło boleć, ścisnął prześcieradło w dłoni.

"Przez te wszystkie lata nie dałeś mi żadnego znaku, nic nie wytłumaczyłeś. Tak bardzo się martwiłeś, że ani razu nie przepuściłeś okazji do przypomnienia mi, jak bardzo uwielbiasz umawiać się z kobietami i że wolisz spędzać czas z durnymi lafiryndami niż ze mną. Tak, to stanowczo sprawiło, że czułem się, jakby ktoś stawiał mnie na pierwszym miejscu i się o mnie troszczył. Dzięki za nic, ale naprawdę nie widzę w tej historii momentu, w którym przejmowałeś się moimi uczuciami."

"Kaoru, przepraszam. Po prostu bałem się, że mnie odrzucisz i zasługujesz za kogoś znacznie lepszego, niż ja."

Kojiro wyciągnął rękę, jednak Kaoru odepchnął jego dłoń.

"Nie sądzisz, że to ja powinienem o tym zdecydować?"

Zapanowała długa cisza, oboje unikali kontaktu wzrokowego, aż Cherry znowu się odezwał.

"Chyba będzie lepiej, jak już pójdziesz."

Kojiro otworzył usta, ale nie miał odwagi powiedzieć niczego więcej. Podniósł swoje ubrania z podłogi i w ciszy opuścił pokój. Kaoru nie śmiał się ruszyć, dopiero kiedy usłyszał zamykanie drzwi frontowych, pozwolił łzom popłynąć po policzkach.

~*~

Następny dzień nie zaczął się dla Kaoru zbyt dobrze. Czuł się okropnie i nie miał nawet siły ruszyć się z łóżka. Wydarzenia ostatniej nocy wciąż zatruwały mu myśli. Było mu trochę głupio, że odesłał Kojiro, ale w tamtym momencie był zbyt przytłoczony własnymi emocjami i potrzebował trochę czasu dla siebie, żeby poukładać myśli.

Jednocześnie nie czuł się na siłach, żeby w ogóle zastanawiać się nad sytuacją, więc wstał z łóżka tylko po to, żeby usiąść przy biurku. Leżało na nim kilka rozpoczętych projektów kaligraficznych, którymi powinien się zająć, więc postanowił rozproszyć się, zanim zacznie układać myśli dotyczące sprawy z Kojiro.

Praca zupełnie go pochłonęła i dopiero po kilku godzinach poczuł, że zaczęły boleć go plecy, więc odłożył pędzel.

Przejrzał dokończone prace, marszcząc brwi. Linie nie były idealne. W część było włożone zbyt wiele siły, inne zostały namalowane zbyt lekko. Wyglądały jak idealne odbicie jego uczuć. Z westchnieniem zgniótł kartki i wyrzucił wszystko do śmietnika. Nawet jeśli finalnie nie skończył żadnej z prac, przynajmniej poczuł się nieco lepiej.

Kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, Kaoru był zaskoczony. Wiedział, że o tej godzinie rodzice cały czas byli w pracy, jednak mgliście pamiętał, że zamawiał nowy tusz, więc powlókł się do drzwi, mimo że wciąż miał na sobie yukatę z ostatniej nocy, a jego włosy były w zupełnym nieładzie.

To, co zobaczył, sprawiło, że natychmiast spróbował z powrotem zatrzasnąć drzwi. Niestety ręka, która szybko je zatrzymała, była silniejsza, niż Kaoru będzie kiedykolwiek.

"Hej," Kojiro uśmiechnął się lekko, a pokonany Kaoru puścił klamkę.

"Co tu robisz?" spytał Cherry, poprawiając okulary.

"Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałeś, więc zostawiłem wiadomość. Wysłałem kilka smsów, ale także bez odpowiedzi."

Kaoru bezradnie próbował ułożyć włosy dłońmi, kiedy słuchał wyjaśnień Kojiro. Właściwie nie miał pojęcia, gdzie zostawił telefon ostatniej nocy, dlatego nie sprawdził wiadomości.

"Przyniosłem coś do jedzenia, jesteś głodny?"

Kojiro uniósł trzymaną w dłoni torbę, zapach był bardziej niż obiecujący. Wcześniej Kaoru był zbyt rozproszony, żeby jeść, więc żołądek przypomniał o sobie, burcząc głośno.

"Nie, dzięki!"

Kojiro zachichotał.

"Mogę wejść?"

"Nie," Kaoru wydął usta, ale przesunął się, nie do końca pewny, co właściwie robi.

Kojiro zostawił jedzenie na stole w kuchni, po czym usiadł. Kaoru miał konflikt wewnętrzny, jednak odłożył na chwilę swoje obawy i otworzył wieczko pudełka, które Joe przyniósł. Oczywiście, że w środku było jego ulubione jedzenie i Cherry nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy wziął do ust pierwszy kęs. Kojiro był najlepszym kucharzem na świecie.

Kiedy Kaoru jadł, Joe jedynie obserwował go, opierając podbródek na złączonych dłoniach. Cherry nie lubił, kiedy ktoś się na niego gapił, jednak skoro Kojiro przyniósł jedzenie, postanowił mu darować. Kiedy skończył, Joe wstał i posprzątał stół, jakby był w swoim mieszkaniu. Kiedy ponownie usiadł na przeciwko przyjaciela, serce różowowłosego zaczęło bić jak szalone, bo wiedział, że stanie się coś ważnego. Nie wiedział tylko, czy złego, czy dobrego. Zaczynał żałować, że w ogóle jadł, bo im dłużej panowała cisza, tym bardziej było mu niedobrze.

"Przepraszam," zaczął Kojiro, "wiem, że to nie wystarczy, dlatego pytam: co mogę zrobić, żeby jakoś ci to wynagrodzić? Jak mogę to naprawić?"

Z jakiegoś powodu Kaoru poczuł większą złość, niż się spodziewał. Wstając, niemalże przewrócił krzesło.

"Czemu miałbym ci powiedzieć? Sam coś wymyśl, małpiszonie!"

Sekundę później Kojiro również wstał i zrobił kilka kroków w stronę przyjaciela, który wzięty z zaskoczenia zaczął się cofać, dopóki nie oparł się plecami o ścianę. Dwie dłonie nagle znalazły się na jego policzkach, twarz Joe była tylko kilkanaście centymetrów od jego własnej.

"Jesteś piękny, Kaoru, zwłaszcza, kiedy się wściekasz. Kocham oglądać, jak jeździsz na desce i uwielbiam twoje długie włosy. W zasadzie kocham w tobie wszystko, już od pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy. Chcę być z tobą do końca świata, Kaoru, jeśli tylko mi pozwolisz."

Kojiro patrzył wyczekująco na przyjaciela, wyraźnie czekając na potwierdzenie lub odmowę. Twarz Cherry'ego stała się czerwona, jego oczy były szeroko otwarte.

"Kojiro," praktycznie wyszeptał, "mówisz poważnie?"

"Tak, chcę ciebie i tylko ciebie."

Głos Kojiro był niski i lekko zachrypnięty, przez co nogi Kaoru zaczęły się trząść. Zamiast odpowiedzieć na pytanie zwyczajnym tak lub nie, Cherry pochylił się do przodu i delikatnie złączył ich usta.

Kiedy się odsunął, w kącikach oczu błyszczały łzy.

"Ja też cię kocham, Kojiro."

Te słowa zadziałały na zielonowłosego niczym zaklęcie. Ponownie przyciągnął Kaoru do gorącego pocałunku. W końcu mógł pokazać wszystkie skrywane uczucia, więc przestał się powstrzymywać. Kaoru oddał pieszczotę tak samo gorliwie, obejmując talię drugiego mężczyzny, aby przyciągnąć go najbliżej, jak się da.

Ostatnim razem, kiedy byli tak blisko, ciało Kojiro nie było nawet w połowie tak muskularne jak teraz, a Kaoru nie mógł powstrzymać westchnięcia, kiedy przesuwał dłonie po jego plecach. Ręce Joe wreszcie opuściły twarz Cherry'ego, schodząc niżej, dopóki nie udało mu się wsunąć ich pod yukatę. Kiedy dłonie Kojiro powoli wędrowały po klatce piersiowej przyjaciela, westchnęli równocześnie, jednakowo podnieceni tym dotykiem. Joe z łobuzerskim uśmiechem zsunął yukatę z ramion Kaoru, ukazując jasną skórę i zostawiając ścieżkę pocałunków w dół jego szyi.

Kaoru czuł, że jego nogi zmieniają się w galaretkę i musiał podtrzymać się na ramieniu Kojiro, żeby nie wtopić się w podłogę. Do tego zapach zielonowłosego mężczyzny przyprawiał go o zawroty głowy, przybliżył twarz, aby odetchnąć nim, niczym narkotykiem.

Niedługo później dłonie Kojiro wędrowały po całym ciele Kaoru, podczas gdy Cherry zdołał jedynie zjechać swoimi z pleców na tyłek Joe. Ścisnął go, otrzymując niski pomruk od drugiego mężczyzny. W odpowiedzi jedna z dłoni Kojiro zawędrowała między nogi Kaoru, mruknął z zadowoleniem, kiedy znalazł to, czego szukał. Ciepła dłoń wokół erekcji sprawiła, że Cherry gwałtownie wciągnął powietrze i oparł się zupełnie na ramieniu Joe dla wsparcia.

"W porządku?" spytał niskim tonem Kojiro, a Kaoru miał ochotę nawrzeszczeć na niego za zadawanie durnych pytań, ale brakowało mu powietrza, więc tylko skinął głową.

"Dobrze," Kojiro zostawił kilka kolejnych pocałunków na obojczyku różowowłosego, a jego dłoń wpadła w równy rytm, przesuwając się w górę i w dół.

Wyglądało na to, że jego celem było doprowadzenie Kaoru do szczytu właśnie w ten sposób i choć kosztowało to Cherry'ego całą siłę woli, zatrzymał go. Delikatnie oparł dłoń na tej należącej do Kojiro, zatrzymując jej ruchy. Kiedy Joe spojrzał na Kaoru, wyraz jego twarzy był pełny nie tylko niezrozumienia, ale wyglądał na prawie skrzywdzonego. Cherry niewiarygodnie się zaczerwienił, kiedy się odezwał.

"Nie tak, chcę... chcę cię wewnątrz mnie," wydukał bezradnie.

"Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem," Kojiro uśmiechnął się, po czym z łatwością podniósł Kaoru w stylu panny młodej i zaniósł go do sypialni.

Ostrożnie ułożył go na futonie i zanim do niego dołączył, ściągnął zupełnie swoje ubrania. Cherry nieporadnie usiłował rozwiązać swój pasek, zbyt rozproszony widokiem przed sobą. Po chwili Joe klęczał tuż obok, pomagając mu rozplątać materiał. Przez moment patrzyli na siebie w taki sposób, jakby nigdy wcześniej nie widzieli na oczy innego człowieka. Kaoru chciał zatrzymać ten obraz w umyśle na wypadek, gdyby pod koniec cała sytuacja okazała się jedynie snem.

Ale potem Kojiro pochylił się i wrócili do pocałunków. Ich języki splątały się, z chwili na chwilę pocałunki stawały się bardziej chaotyczne i naglące.

"Kojiro," westchnął Cherry, a Joe nie dał czekać kochankowi ani chwili dłużej. Przygotował siebie i Kaoru lubrykantem, który na szczęście znajdował się w zasięgu ręki. Jednak zanim wykonał ostateczny ruch, Kojiro jeszcze raz oparł dłonie na policzkach Cherry'ego i spojrzał mu głęboko w oczy.

"Chcesz mnie?"

"Tak," westchnął Kaoru i przyciągnął go do kolejnego desperackiego pocałunku, zanim Kojiro pchnął biodrami, ostatecznie zaznaczając Cherry'ego jako jego.

To było wszystko, o czym Kaoru kiedykolwiek marzył i musiał przyznać, że rzeczywistość była milion razy lepsza.

~*~

Kilka pozbawionych oddechu godzin później, oboje leżeli razem w futonie. Kojiro bawił się włosami Kaoru, kiedy ten drugi opierał głowę na jego klatce piersiowej. Chociaż raz czuł się zupełnie spokojny i w harmonii ze światem.

"Wiesz, myślę, że powinieneś podziękować rodzicom za zaplanowanie tego aranżowanego małżeństwa."

"Huh, niby czemu?" Kaoru niechętnie uniósł się znad ciała Kojiro, żeby mieć lepszy widok na jego twarz. 

"Gdyby nie z tego powodu, może nigdy nie udałoby nam się dojść do ładu z uczuciami."

Cherry wiedział, że Kojiro ma rację, ale nie miał zamiaru się z nim zgodzić, odezwała się jego buntownicza natura.

"W zasadzie, gdybyś nie zepsuł pierwszego razu, kiedy miałem zamiar wyznać ci uczucia, bylibyśmy parą już parę ładnych lat!"

Kojiro zignorował oskarżenie, chwycił dłoń Kaoru i ucałował jego kostki.

"Myślę, że zaproszę ich do mojej restauracji. Może żeby uczcić nasze zaręczyny?"

"Nasze co?"

Poduszka poleciała w kierunku Kojiro, ale uniknął ciosu i szybkim ruchem przyszpilił kochanka do podłoża.

"Mówię poważnie. Kocham cię, Kaoru."

"Ja ciebie też."

~~~

I oto mamy drugą część, spędziłam nad nią noc, świetnie się przy tym bawiąc. A skoro pisanie znowu zaczęło sprawiać mi względną przyjemność, może w końcu ruszę to, co powinnam ;D

Okazuję szczerą miłość autorce tego two-shota, czyli Illumini z Ao3, którą wspomniałam w opisie i zezwoliła mi na tłumaczonko.

Trzymajta się, ludzie i inne stworzenia <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top