8.

Dzisiaj nie było szkoły. Benjamin nie odzywał się od dwóch dni i też przez ten czas nie pojawiał się w szkole co dość bardzo mnie zaniepokoiło. Wczoraj udało mi się zdobyć z sekretariatu jego adres pod pretekstem zaniesienia mu notatek. Szybko się ubrałam i rozczesałam swoje włosy, pozwalając im spaść na ramiona w końcowym efekcie. Usiadłam na kanapie w salonie razem z plecakiem pełnym książek. Wzięłam telefon do ręki i zrobiłam tak zwane selfie. Od dłuższego czasu Luke prosi mnie o zdjęcie, no cóż on mi swoje wysłał... nie chcę być dłużna. 

LuCat: 

Wysłałam swoje zdjęcie, założyłam torbę na ramię i razem z kartką z wypisanym adresem ruszyłam na przystanek autobusowy. Nie chciałam jechać z szoferem... sadząc po adresie jaki dostałam Benjamin nie mieszka w bogatej dzielnicy, co oczywiście mi nie przeszkadzało, ale szofer mógłby powiedzieć coś rodzicom. Nie wstydzę się przyjaźni z Ben'em, ale też nie chcę by moi rodzice oceniali go po zawartości jego portfela. Rodzice może i się mną nie interesują, ale pieniądze... są dla nich ważne. 

Weszłam do autobusu i podałam odpowiednią ulicę. Kierowca spojrzał na mnie dziwnie potem wyjrzał przez okno patrząc na nazwę najbogatszej dzielnicy w Pradze, po czym znowu na mnie.

-Wystawię Panią dzielnicę wcześniej- powiedział zabierając odpowiednią kwotę z mojej dłoni.

-Dlaczego?- zapytałam zaciekawiona.

-Nigdy nie pojadę do tej dzielnicy... to samobójstwo... nie dość, że występuje tam najwięcej morderstw, to jeszcze kradzieże, gwałty i mnóstwo dzieci, nie chcę po raz kolejny mieć zniszczonego autobusu- wyjaśnił kierowca.

Nie skomentowałam tego, wolałam myśleć, że nic w tej dzielnicy nie może mi grozić, ale nie raz przez głowę przeszła mi myśl, że ubrałam się zbyt bogato jak na tę dzielnicę. Nie dyskryminuję... ale dużo się słyszy o tych blokowiskach i to wcale nie pochlebne rzeczy. Jak tylko usiadłam na jedno z siedzeń usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. 

PenguinBoy: To ty?

Zagryzłam dolną wargę...
Czy wyglądam aż tak beznadziejnie, że Luke nie będzie już chciał ze mną pisać?
Z lekkim wahaniem odpisałam chłopakowi.

LuCat: Nie, Święta Matka Teresa z Kalkuty...

Mimo moich wątpliwości starałam się udawać, że wszystko jest dobrze, dlatego pozwoliłam sobie na ten "lekki żart". Mimo tego, że czułam i słyszałam, że chłopak odpisał nie wyjęłam telefonu, bałam się tego co tam zobaczę. 

Autobus tak jak wcześniej zapowiedział zatrzymał się dzielnicę wcześniej. Wysiadłam mocno trzymając pasek torby, w dłoni trzymałam karteczkę z sekretariatu z adresem Benjamin'a, powoli ruszyłam w tamtą stronę.

PenguinBoy: Śliczna jesteś

Ta wiadomość trochę mnie podbudowała, wiedziałam, że chłopak jest ze mną szczery i nie kłamał by w tak banalnej sprawie. Jednakże postanowiłam się z nim trochę podroczyć, zanim wejdę do najbardziej niebezpiecznej dzielnicy Pragi. 

LuCat: Ile w tym procent prawdy?

PenguinBoy: Hmm... tak do 100% to by było zz...

PenguinBoy: 200% 

Zaśmiałam się pod nosem i szybko wystukałam rzędy liter.

LuCat: Nie żartuj tak sobie...

Jestem świadoma tego, że nie należę do najbrzydszych, ale też nie jestem najładniejsza, więc... uważam, że Luke przesadza z tymi dwustoma procentami. 

PenguinBoy: Jestem szczery

LuCat: Taa... a świnie umieją latać

PenguinBoy: Uuu.. to fajnie, widziałaś kiedyś jakąś, ja jeszcze nigdy

LuCat: Jesteś głupi czy głupi

Po wysłaniu tej wiadomości stanęłam przed nazwą dzielnicy, już z daleka dało się słychać alarm samochodu i jadące radiowozy. Wzięłam głęboki wdech i jeszcze raz spojrzałam na adres. 

-Raz kozie śmierć- powiedziałam sama do siebie i ruszyłam przed siebie. 

Nie było tu czysto, na każdym rogu chodnika leżał jakiś śmieć: puszka po Coli, wypalony papieros, znalazłam tu wzrokiem nawet zużytą prezerwatywę. Przystanek autobusowy, obok którego właśnie przechodziłam, był cały w graffiti, nie żeby coś, lubię te malunki, ale robione dla sportu, a nie do niszczenia mienia państwa. Śmietniki było poprzewracane i obok niego leżał jakiś bezdomny mężczyzna. Bloki były szare, niektóre okna były powybijane, brud był wszędzie. Już wiem dlaczego ludzie nie za bardzo chcą tu przyjeżdżać. Dlaczego państwo nie zajmie się odnową tego miejsca? Praga powinna wyglądać pięknie i przyciągać więcej i więcej turystów, ale ta dzielnica psuje cały ten urok. Rozejrzałam się dookoła, zobaczyłam może dwa samochody jak na razie, co również może mi wyjaśnić dlaczego Benjamin tak zareagował na jazdę z moim szoferem. Widać było, że jest to biedna dzielnica, dzielnica ludzi, którzy ledwo przędą, wiążą koniec z końcem. Zrobiło mi się dziwnie źle... ja mogę kupić wszystko czego chcę, a oni oszczędzają, żeby chociaż mieć na czynsz. 

Po chwili stanęłam przed blokiem, gdzie powinien mieszkać Benjamin. Nadusiłam guzik na domofonie przy nazwisku Witt. Poczekałam chwilę, po czym dało się słyszeć hałas i głos jakiejś kobiety. 

-Tak?!- usłyszałam niezbyt miły ton.

-Dzień Dobry... ja do Benjamin'a- powiedziałam lekko podenerwowana.

-Kogoś tu przyprowadził łamago?!- krzyknęła kobieta- Właź- mruknęła po czym otworzyłam drzwi. 

Nie zdążyłam podziękować, bo już się rozłączyła. Szybko weszłam do środka, od razu do moich nozdrzy doszedł zapach dymu papierosowego, klatka schodowa wyglądała niemal tak samo jak zabrudzone chodniki. Ledwo co widziałam przez dym. Idąc coraz bardziej w górę po schodach słyszałam różne krzyki i tłuczone szkło. Gdy doszłam na odpowiednie piętro od razu zapukałam do drzwi, za którymi powinnam znaleźć Benjamin'a. Po drugiej stronie stało dwóch mężczyzn, może w moim wieku, może trochę starsi. Przyglądali mi się, czułam ich wzrok na swoich plecach. 

-Nie zabłądziłaś?- zapytał jeden z nich, postanowiłam nie odpowiadać, może się odczepią- Głucha jesteś?- znowu pytanie- Kurwa... mnie się nie ignoruje- powiedział ten sam i usłyszałam, energiczne kroki, po czym szarpnięcie za ramię i spojrzałam w oczy temu mężczyźnie, tak samo przekrwione oczy miał Benjamin, dobrze wiedziałam, że mężczyzna, który właśnie boleśnie ściskał mi przedramię jest naćpany.

Usłyszałam za sobą otwieranie drzwi i poczułam niewyobrażalną ulgę, kiedy tylko obróciłam głowę i zobaczyłam Benjamin'a. Chłopak był zaskoczony, że mnie widzi, ale jego zdziwienie szybko zmieniło się w lekki gniew, owinął wokół mojego brzucha jedną ze swoich rąk i przyciągnął do swojej klatki piersiowej wyrywając mnie z objęć tamtego mężczyzny. Benjamin nic nie powiedział, a mężczyzna odsunął się bez słowa. W tamtej chwili czułam się bezpiecznie. Zostałam wciągnięta do mieszkania, gdzie było również dość głośno. 

Chłopak złapał mnie za dłoń i prowadził w jakimś kierunku, szybko się zorientowałam, że szliśmy w kierunku jego pokoju. Nie rozglądałam się po mieszkaniu, byłam w zbyt wielkim szoku tego, co się przed chwilą stało, kiedy byliśmy już za drzwiami jego pokoju, szybko objęłam go w pasie wtulając twarz w jego klatkę piersiową. Benjamin równie szybko mnie objął. 

-Co ty tu robisz Lucie?- powiedział spokojnie i delikatnie. 

-Martwiłam się o Ciebie, nie odzywałeś się, nie było Cię w szkole... twój adres dostałam ze szkolnego sekretariatu... musiałam wiedzieć, czy coś się stało- zaczęłam szybko mówić i tłumaczyć się, przez co Benjamin cicho się zaśmiał.

-Tęskniłem za Tobą Lucie Neumann- powiedział. 

-A ja za Tobą Benjamin'ie Witt- spojrzałam w górę, w oczy mężczyzny, którego właśnie przytulałam, nie widziałam już tak mocnego zaczerwienienia jak wcześniej jego oczu, co bardo mnie cieszyło. 

-Em.. wybacz...- odsunął się ode mnie o krok- Nie spodziewałem się gości- powiedział i zaczął zbierać z podłogi i łóżka bluzki i spodnie. 

-Nic się nie stało... nie zapowiedziałam się- uśmiechnęłam się i mocniej owinęłam bluzą. 

-Zimno Ci?- zapytał.

-Troszeczkę- westchnęłam, a moje zęby zaczęły stukać o siebie. 

-Właśnie widzę- Benjamin otworzył szafę i wyjął z niej granatową bluzę- Nie ma ciepła w całym bloku... coś się popsuło- westchnął podając mi rzecz. 

-Dziękuję- szybko założyłam część garderoby chłopaka. 

-Chcesz coś do picia?- zagryzł wargę, wydawało by się, że Benjamin Witt się zawstydził. 

-Chętnie- przekręciłam głowę na bok i po chwili chłopaka nie było już w pomieszczeniu. 

Wyjęłam telefon i usiadłam na łóżku chłopaka. 

PenguinBoy: Seksowny

LuCat: ...

PenguinBoy: Nie zaprzeczysz

LuCat: Właśnie się nad tym zastanawiam

PenguinBoy: Osz.. ty mała wredna jędzo

LuCat: ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top