6.
Właśnie wyszłam z klasy, w której odbywała się lekcja historii, niby spoko, ale mam już dość paplaniny fanatyka II wojny światowej. Czy jest coś czego Pan Jarov nie wie o wojnie? Szczerze wątpię.
Dzisiaj miałam zadziwiająco dobry humor. W swoim śnieżnobiałym sweterku udałam się do swojej szafki, by schować niepotrzebne mi już dzisiaj książki. Czasami wydaje mi się, że nie mam tam rzeczy potrzebnych do szkoły tylko kamienie i dużej masie. A potem, że uczniowie mają problemy z kręgosłupem.
Otworzyłam szafkę i zaczęłam wykładać książki. Były tu ze mną jeszcze dwie osoby, z tego co pamiętam to Anna i Stella, dwie przyjaciółki, zawsze tu siedzą na tej przerwie i plotkują.
Wyprostowałam się ze strachu, gdy usłyszałam TEN głos.
-Anna, Stella wydaje mi się, że musicie już stąd iść- powiedziała Lida... mój największa oprawca w całej szkole. Dobrze wiedziałam, że jest z nią jej świta, a przynajmniej część z nich.
Powoli wyłożyłam książki do końca i zamknęłam powoli szafkę. Odłożyłam plecak na ziemię i obróciłam się w jej stronę.
-Witaj Lucie, dawno się nie widziałyśmy- powiedziała udając przejęcie.
-Uwierz mi... nie tęskniłam- powiedziałam czując przypływ odwagi, ale szybko ją straciłam, kiedy Jan, chłopak Lida'y popchnął mnie na szafki, na tyle mocno, że jedna z nich się wyszczerbiła. Poczułam mocne ukłucie na plecach i straszliwy ból.
-Coś Ci nie wierzę- podniosła brew do góry- Jan... nieładnie... zapomniałeś o plecaku- powiedziała robiąc słodkie oczka do swojego chłopaka.
Ten tylko uśmiechnął się diabelsko, wziął mój plecak w dłonie, wyrzucił wszystko co było w środku, po czym trzasnął materiałem o najbrudniejszy zakątek podłogi.
-Do Zobaczenia Lucie- powiedział i obejmując Lida'e w pasie wyszli ze swoją paczką z szatni. Ciągle towarzyszył im śmiech... byli zadowoleni z tego co zrobili.
Powoli przesunęłam się o kroczek do przodu, jęknęłam kiedy poczułam straszny ból.
-Dobra.. zrobię to szybko- powiedziałam sama do siebie i energicznie przesunęłam się do przodu.
Upadłam na kolana zanosząc się płaczem, przekręciłam głowę, by spojrzeć na swoją szafkę. Kawałek jej drzwiczek wyszczerbił się i wbił mi się w plecy, nawet teraz widzę na nim trochę mojej krwi, nie chcę nawet wiedzieć, jak wygląda mój śnieżnobiały sweter.
Powoli pozbierałam swoje rzeczy z podłogi i włożyłam do brudnego plecaka. Ze łzami w czach usiadłam w najciemniejszym koncie szatni. Nie chciałam by ktokolwiek mnie teraz widział. O tyle dobrze, że jestem po swojej ostatniej lekcji. Postanowiłam poczekać na dzwonek na lekcję, aż wszystkie korytarze będą puste... wtedy udam się do samochodu. Przetarłam oczy rękawem zostawiając na nim trochę tuszu do rzęs i tak sweter jest do wyrzucenia. Wyjęłam telefon chcąc zająć siebie czymś innym niż myśleniem o straszliwym bólu w plecach. Postanowiłam napisać do Luke'a. Nie chciałam iść do pielęgniarki... w sumie jej już dawno tu nie ma, skończyła swoją pracę godzinę temu.
LuCat: Jesteście okropni! Dlaczego tak ranicie kobiety?!
PenguinBoy: Lu... Co się stało? Kto jest?
LuCat: Mężczyźni, potraficie tylko ranić!
Napisałam i schowałam telefon do plecaka. Chciałam już wstać, ale usłyszałam, że ktoś wchodzi do szatni. Podkuliłam nogi bardziej, by bardziej ukryć się w cieniu. Zamknęłam oczy, jakby myśląc, że to jeszcze bardziej ukryje mnie przed światem.
-Lucie?- usłyszałam znajomy głos- Virginia... coś się stało?- otworzyłam oczy wiedząc, że to Benjamin.
-Ymm...- przetarłam oczy- Nie... nic mi nie jest- westchnęłam.
-Lucie... dobrze wiem, że nie jest dobrze- powiedział, chwycił mnie za przedramię i podniósł do góry, że aż jęknęłam z bólu. Benjamin zmarszczył brwi i obrócił mnie tyłem do siebie- Masz całe okrwawione plecy... jedziemy do szpitala- powiedział.
-Nie... proszę nie...- powiedziałam, ale jego mina była stanowcza- Jesteś dobrym ratownikiem... na zajęciach z tego zawsze wypowiadałaś się za całą klasę... ty to opatrz- powiedziałam... nie chciałam jechać do szpitala.
-Nie jestem lekarzem- powiedział, spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem i po chwili chłopak mi uległ- No dobrze
Zdjął swoją bluzę i położył mi ją na plecy.
-Nie... okrwawię ją- powiedziałam i zaczęłam ją zdejmować.
-Nie rób problemów- przewrócił oczami i znowu włożył swoją bluzę na moje ramiona.
Wziął w swoją rękę mój plecak i szybko ruszyliśmy w stronę wyjścia ze szkoły. Czekał tam na mnie już samochód.
-Masz szofera?- zapytał zaskoczony Benjamin, kiedy tylko weszłam do samochodu.
-Wsiadaj- powiedziałam cicho, ale na tyle, że chłopak usłyszał. Jak powiedziałam tak też zrobił.
Kiedy Benjamin oglądał wnętrze samochodu, włączyłam telefon i weszłam w konwersację z Luke'm
PenguinBoy: Jeśli jakiś idiota zrobił Ci krzywdę...to nie ręczę za siebie!
PenguinBoy: Lu? Co się stało?
PenguinBoy: Proszę odpisz mi...
PenguinBoy: Strasznie się martwię, Lucie
Lekko się uśmiechnęłam na tę wiadomości... ktoś się o mnie martwił. Szybko mu odpisałam, aby się tak bardzo o mnie nie bał.
LuCat: Przepraszam...
Westchnęłam i spojrzałam na Benjamin'a, który zachwycał się widokiem zza okna.
-Jechałeś już kiedyś samochodem, prawda?- zapytałam, dziwiąc się na zachowanie chłopaka.
-Autobus i ambulans się liczą?- zapytał, patrząc na mnie z całkowitą powagą.
-Bardziej chodziło mi o osobówkę- zmarszczyłam brwi.
-To nie... to jest mój pierwszy raz- powiedział i zaczął bawić się szybą przy drzwiach.
Właśnie zrozumiałam, że Benjamin jest zupełnie inny. Naprawdę nie rozumiałam jego zachowania, to zwykły najzwyklejszy samochód, ale chłopak chyba zapamięta go na długo, w końcu to jego pierwsza przejażdżka samochodem.
PenguinBoy: Za co przepraszasz? Nic nie zrobiłaś
LuCat: Jestem beznadziejna, inaczej... Chcę aby oni zniknęli
Westchnęłam i wysiadłam z samochodu, gdy tylko zatrzymał się przy moim domu.
-Ty... tutaj mieszkasz?- zapytał Benjamin, z lekko rozchylonymi ustami.
-Tak? myślałam, że cała szkoła już o tym wie- zmarszczyłam brwi. Kolejny raz zostałam mile zaskoczona osobą Benjamin'a, widocznie nie interesuje się on aż tak bardzo życiem szkoły, w sensie... tymi plotkami.
-No cóż... słyszałem o tobie dużo... ale to do mnie nie dotarło, nie wiedziałem, że jesteś tak bogata- powiedział trochę ciszej.
-Pieniądze to nie wszystko- powiedziałam wchodząc do środka, zapraszając chłopaka ruchem ręki.
Szybko udaliśmy się do łazienki. Zdjęłam bluzę chłopaka patrząc na jej wnętrze, które poplamiła trochę moja krew, szybko włożyłam ją i mój sweter do pralki, którą po chwili wstawiłam. Stałam przed Benjamin'em w podkoszulku, chłopak zmierzył mnie od góry do dołu.
-Ją też musisz zdjąć- podrapał się po karku z zawstydzenia, a to raczej ja powinnam, być zawstydzona.
Obróciłam się do niego tyłem i tylko podwinęłam koszulkę, tak by rana była widoczna.
-Myślałem, że będzie gorzej- powiedział przyglądając się moim plecom, co widziałam w lustrze.
Wziął do dłoni apteczkę, którą wcześniej mu przygotowałam i zaczął opatrywać mi ranę... muszę przyznać, bolało, szczypało i czasem nawet łaskotało, czego nie jestem w stanie wyjaśnić.
Po jakiś 10. minutach było już po fakcie.
-Dziękuję Ben- powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach, co chłopak odwzajemnił.
-Nie ma za co... będę się już zbierał- powiedział- Bluzę oddasz mi jutro w szkole.
Powiedział i szybko wyszedł z łazienki, a potem z mojego domu, nawet nie zdążyłam zareagować.
Ze świstem wypuściłam powietrze z ust. Razem z opatrunkiem na plecach poszłam do pokoju, przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i położyłam na łóżku, wzięłam telefon w dłonie.
PenguinBoy: Kto? Lu... Co tam się dzieje
LuCat: W liceum jest taki chłopak, który upatrzył sobie mnie na kozła ofiarnego, a raczej jego dziewczyna, ale jak wiadomo... współpracują. Dzisiaj popchnął mnie na szafki, przez co jedna się wyszczerbiła i pokaleczyła mi plecy... Tak jest od 1. klasy
Odważyłam się mu napisać o moim dzisiejszym problemie. Serce biło mi o wiele za szybko.
PenguinBoy: Lu... ile ty masz lat?
LuCat: Jestem w ostatniej klasie, ale mam 18. lat. Zostałam rok wcześniej posłana do szkoły.
PenguinBoy: Jesteś w moim wieku. Lu, już mało czasu zostało. Niedługo się od nich uwolnisz. Wszystko będzie dobrze.
LuCat: Muszę przyznać, że trochę się boję, nie chcę tam wracać. Każdego dnia wymyślają coś nowego...
PenguinBoy: Pamiętaj, że w razy czego, zawsze możesz do mnie napisać
LuCat: Dziękuję Luke, nie żałuję, że się zgodziłam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top