.:26:. Veronica

Blanca i Lucas zaprosili nas do domu. Przynajmniej tak powiedział Ronny. W każdym razie, weszliśmy do środka i Blanca zaprosiła nas do salonu krzycząc coś do Lucasa. On tylko coś mruknął i poszedł gdzieś. Gdy usiedliśmy na kanapie spojrzałam na Blancę.

- Jesteś z Lucasem? - zapytałam prostu z mostu, a ona spojrzała na mnie dziwnie.

- Ymmm... Ronny, no la entiendo muy bien. [Nie rozumiem jej zbyt dobrze.] - powiedziała patrząc na Ronny'ego.

- Preguntó si Lucas era tu novio. [Zapytała czy Lucas jest twoim chłopakiem.] - na te słowa Blanca zaczerwieniła się. - Si no quiere responder, puedo hacerlo por usted. [Jeśli nie chcesz odpowiadać, mogę to za ciebie zrobić.] - blondynka pokiwała głową, a Ronny spojrzał na mnie.

- Tak, są razem. Dlaczego pytasz? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.

- Ciekawa byłam. - zamilkłam, ale po chwili dodałam - Bogowie, muszę nauczyć się hiszpańskiego. - westchnęłam i wyszłam z domu. Skierowałam się do lasu, który zaczynał się niedaleko domu.

W tym lesie nie było zwykłych ptaków. Przynajmniej takich, które są w naszych lasach, w Ameryce. Tutaj były papugi, pelikany i jakieś jeszcze inne kolorowe ptaki. Chodziłam po lesie, chodziłam i chodziłam, aż natknęłam się na wielkie rozłożyste drzewo. Zaczęłam się na nie wspinać.

Gdy dotarłam na górę, widok był olśniewający. Widziałam chyba cały Dom Półbogów. Była tu kantyna, arena, jezioro, stajnia, kuźnia, zbrojownia i te wszystkie hiszpańskie i greckie domy, które mijaliśmy z Ronny'm. Oh, jeszcze strzelnica. Uśmiechnęłam się i usiadłam na gałęzi.

- Jakie są zalety bycia synem boga śmierci. - zapytałam wyczuwając obecność Ronny'ego i nadal patrząc na widoki. Chłopak westchnął i zleciał z wyższej gałęzi siadając obok mnie.

- Eh... no, jak zauważyłaś mam skrzydła. Mogę też wyssać życie z potworów samym spojrzeniem. - spojrzałam na niego zaciekawiona.

- Serio?

- Mhm. A ty? - zapytał co całkiem zbiło mnie z tropu.

- Co ja?

- Jakie są zalety bycia córką Hestii? - przewrócił oczami, a ja westchnęłam.

- No więc - oczywiście, nie dane mi było dokończyć, bo przerwał nam iryfon. - Zawsze musisz dzwonić w takich momentach? - zapytałam patrząc na Jasmine w domku Hadesa.

- Jakich? - ona jakby dopiero teraz zauważyła Ronny'ego i uśmiechnęła się. - Mam zadzwonić później?

- Nie musisz, po co dzwonisz? - zapytałam ciekawa.

- Michael chciał, ale nie ma drachm, rodzeństwo mu je zakosiło. - przewróciła oczami i popatrzyła w bok. - Michaaeel!! - wrzasnęła, a po chwili usłyszałam jęki i narzekania, nie kogo innego jak Harry'ego Tauro.

- Po co ja tu? Przecież ona i tak mnie nie lubi. - jęczał, a ja się zaśmiałam.

- Skąd taka pewność, debilu? To, że upokarzałeś mnie przed całą szkołą to nie znaczy, że nie lubię się z ciebie śmiać. - zaśmiałam się ponownie, na co syn Aresa prychnął.

- Gdzie jesteś? - zapytał Michael.

- Nie widać, że na drzewie? - wtrącił się po raz pierwszy Ronny, a ja na niego spojrzałam z widocznym rozbawieniem w oczach. - Jestem Ronny Zalan, syn Tanatosa.

- Jestem Michael García, syn Hermesa, to jest Harry Tauro, syn Aresa, a-

- Jasmine Tremblay, córka Hadesa, miło mi. - uśmiechnęła się do chłopaka, czego on nie odwzajemnił - Ciekawie wyszło, bo oboje mamy brązowe włosy, obsydianowe oczy i jesteśmy dziećmi bogów śmierci. - powiedziała z lekkim uśmiechem. Spojrzałam na Ronny'ego oczekując odpowiedzi, ale on tylko zaświecił oczami na miodowo-złoto i wleciał na wyższą gałąź. - Sztywniak. - mruknęła Jasmine, a ja się zaśmiałam.

- Nie oceniaj moich znajomych. - powiedziałam, na co córka Hadesa przewróciła oczami.

- Halo, my też tu jesteśmy. - powiedział Harry machając ręką.

- Wow, nie wiedziałam. - mruknęłam przewracając oczami i spojrzałam na chłopaków.

- Ej, bo my tu zadzwoniliśmy w ważnej sprawie. - oznajmił Michael.

- Jakiej? - zapytałam zaciekawiona. Kurde, łatwo mnie zaciekawić.

No nie gadaj.

Zamknij się do cholery jasnej!

- Kogo chcesz zabrać na misje? - zapytała Jasmine.

- Nawet nie pamiętam przepowiedni - przewróciłam oczami i spojrzałam do góry na Ronny'ego. Gdy wróciłam spojrzeniem na chmurkę, już się rozwiewała. Westchnęłam i zaczęłam wspinać się wyżej. Usiadłam koło Ronny'ego i szturchnęłam go łokciem. - O co ci wtedy chodziło? - zapytałam, a on westchnął.

- Nie jestem przyzwyczajony do towarzystwa. Jestem raczej... introwertykiem. - powiedział.

- O nie, mój drogi. - brunet spojrzał na mnie dziwnie - Trzeba coś z tym zrobić. - powiedziałam udając poważną, ale nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać z samej siebie.

Jednak musiało coś pójść nie tak. Otworzyłam oczy, przestraszyłam się wysokości i zaczęłam spadać. Oczywiście, jako normalny człowiek, zaczęłam krzyczeć. Widziałam, że Ronny też zeskoczył, jednak wiedziałam, że nie zdąży. Przypominając sobie o czymś otworzyłam oczy i widząc, że już nie ma prawie gałęzi, zamieniłam się w ogień. Uderzyłam o ziemie i momentalnie znów przybrałam swój codzienny wygląd. Usiadłam do pozycji siedzącej i patrząc na drzewo jęknęłam.

- Ronny, macie tu wodę? Bo ja się jej boję i zamieniam się w ogień, a nie wodę i podpaliłam drzewo. - zapytałam, a chłopak momentalnie skierował się do miasta.

Wstałam i spojrzałam na drzewo. Zaczęłam się na nie wspinać. Na szóstej gałęzi już niektóre mniejsze się paliły, więc przyłożyłam ręce do konara i po chwili z moich dłoni zaczęły wypływać "ogniowe węże". Zaczęły zbierać ogień z gałęzi, a małe gałązki i liście szybciej wyrastały. Jednak nie cały ogień zniknął.

Po chwili zobaczyłam jak nadlatuje Ronny z czymś w rękach. Gdy był bliżej zobaczyłam, że to dziewczyna. Serio nie mają tu wody i musi przynosić dziewczynę?

Nie, po prostu nie potrafi panować nad wodą, a nie chciało mu się przynosić wiader.

Wypad z mojej głowy

Już mówiłam; twoja matka mi kazała.

To przekaż jej, że nie potrzebuję niańki.

Pffff... A myślisz, że jej tego nie mówiłam?

Tak, tak właśnie myślę. A teraz się zamknij, bo przestanę nad sobą panować.

Okej.

Zamilkła. Jak dobrze!

Ronny wylądował, uprzednio stawiając na nogi starszą dziewczynę.

- ¿Que pasó aquí? [Co tu się stało?] - zapytała.

- Veronica prendió fuego al árbol. [Veronica podpaliła drzewo.] - odpowiedział brunet.

- ¿Por qué? [Dlaczego?] - spytała czarnowłosa, na co syn Tanatosa wzruszył ramionami.

- Nie chcę przeszkadzać, ale tu się drzewo pali. - powiedziałam, a dziewczyna momentalnie machnęła rękoma w stronę lasu, a po chwili z niego wyleciała woda i zalała drzewo, i przy okazji mnie. Zmiotło mnie z gałęzi i wylądowałam na ziemi. Gdy woda wsiąkła w ziemie, zaczęłam kaszleć i pozbywać się wody z uszu, nosa i buzi.

- Paola, ¿no podrías esperar un minuto? [Nie mogłaś minutę poczekać?] - zapytał Ronny, na co dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Ekhem, jeszcze żyję, ale nie dożyję jutra jeśli będziecie mnie codziennie topić - powiedziałam i wstałam ociekając wodą.

- O, moja mama jest Amerykanką. - powiedziała czarnowłosa i uśmiechnęła się. Pokiwałam głową.

- Jak się nazywasz? - zapytałam.

- Paola Rey, córka Posejdona. - oznajmiła, a ja westchnęłam.

- Jeszcze powiedzcie, że macie tu całą armię dzieci Wielkiej Trójki to ja chyba spłonę. - powiedziałam.

- Ym... mamy jeszcze piętnastoletnią córkę Hadesa. - powiedziała Paola, a ja westchnęłam.

- Oddychaj, Vera. Oddychaj - powiedziałam do siebie i wzięłam kilka głębokich wdechów. - Jestem Veronica Evans, córka Hestii - dodałam.

- To dlatego się dymisz? - zapytała, a ja dopiero teraz zwróciłam na to uwagę.

- Cholera - mruknęłam i zapłonęłam. Gdy wróciłam do ludzkiej postaci westchnęłam z ulgą. - Okej, dymię głównie dlatego, że ognisko po wylaniu na nie wody dymi. Ale to jest prawdopodobne. Coś jeszcze? - zapytałam w duszy się śmiejąc.

Przestań.

Ty przestań. Wnerwiać mnie. Wypad z mojej głowy.

Już ci mó-

Wiem! Powiedz mojej matce, żeby nie interesowała się moim życiem, skoro nie była w nim obecna.

Eh...

Spojrzałam na niebo i westchnęłam.

- Muszę wracać do obozu. - powiedziałam i spojrzałam na Ronny'ego - Jak myślicie, kiedy przyleci mój transport?

I w tym momencie na niebie pojawił się pegaz.

-----------------------------------------


Słów: 1190

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top