.:25:. Veronica
Gdy weszliśmy do tunelu, myślałam że znajdziemy się jakoś magicznie w tutejszym obozie. Jednak, Ronny dalej mnie prowadził w głąb tunelu. Po jakimś czasie skręcił w prawo i zapukał w ścianę.
- Co ty robisz? - zapytałam zdziwiona. Ten tylko uśmiechnął się do mnie tajemniczo i wrócił do stukania w ścianę. Nie... on nie stukał w ścianę. To ktoś ze środka w nią pukał!
No a co ty myślałaś? Że tak po prostu każdy może sobie wejść do ich obozu?
- Zamknij się. - warknęłam, a Ronny spojrzał na mnie dziwnie. - Sorry, to nie było do ciebie. - powiedziałam z przepraszającym uśmiechem.
Musisz się nauczyć odpowiadać mi w myślach.
Zamknij się do cholery!
Nie. Lubię czasami po wkurzać śmiertelników.
Dalej jej nie słuchałam. Po prostu wyjęłam sztylet i się mu przyglądałam. Wcześniej nie zauważyłam, ale teraz widzę, że na rękojeści są błyskawice i ogień. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Vera, wchodzisz? - usłyszałam pytanie Ronny'ego i odwróciłam wzrok ze sztyletu na niego. Otworzyłam szerzej oczy, bo tam gdzie syn Tanatosa pukał, tam były otwarte drzwi.
- Yyy... tak - powiedziałam niepewnie i weszłam do kolejnego tunelu.
***
Szliśmy drogą pomiędzy hiszpańskimi domami. Mijało nas mnóstwo półbogów, czasami też jakieś mniejsze cyklopy, może dwumetrowe.
- I żyjecie sobie spokojnie podczas gdy pomiędzy wami chodzą cyklopy? - zapytałam zdziwiona patrząc na Ronny'ego.
- Yhm.
- Wow - szepnęłam i szłam dalej w ciszy.
Po paru minutach hiszpańskie domy zaczęły zmieniać się w typowe greckie domy.
- Dokąd idziemy? - zapytałam.
- Do Blanci i Lucasa.
- Kim są?
- Naszymi przywódcami. Ustalają godziny zajęć, zwołują na obiad, dowodzą gdy są jakieś większe walki i wybierają członków misji.
- Nami podczas wojen dowodzi Percy Jackson, a resztę ustala Chejron z Dionizosem. - powiedziałam, a Ronny spojrzał na mnie zdziwiony.
- Bóg? Niemożliwe. Przecież bogowie nie mogą mieszać się w sprawy swoich dzieci. - powiedział, a ja wzruszyłam ramionami.
- Spytaj Zeusa. To on zesłał Dionizosa do Obozu Herosów za karę. - uśmiechnęłam się rozbawiona i przebiegłam wzrokiem po placu, na którym się zatrzymaliśmy. - Jak się nazywa wasz obóz?
- To nie jest żaden obóz. My na to mówimy Domem Półbogów. - powiedział z dumą, a ja westchnęłam.
- My o Obozie Herosów też mówimy jak o domu. Tylko tam możemy być sobą. - uśmiechnęłam się. - To gdzie są wasi przywódcy? - zapytałam zniecierpliwiona, a w tym samym czasie zobaczyłam dwa pegazy na niebie, które leciały w naszą stronę.
- Właśnie lądują. - powiedział syn Tanatosa i stanął bliżej mnie.
Z siwego pegaza zeszła blondynka z fioletowymi oczami w białej sukience lekko przed kolana, a z czarnego pegaza zszedł brunet w dziurawych spodniach, czarnej koszulce i dżinsowej kurtce.
- Hola Ronny, ¿quien es tu compañera?[kim jest twoja towarzyszka?] - zapytał chłopak. Dopiero teraz zauważyłam, że miał czerwone oczy.
- Veronica Evans, hija de... extraño, no veo quién es el niño. [Veronica Evans córka... dziwne, nie widzę kogo jest dzieckiem.] - powiedziała blondynka, a ja przechyliłam głowę nie rozumiejąc o czym mówią.
- Ronny, o czym oni mówią? - zapytałam patrząc na bruneta.
- Esta es Veronica Evans, hija de Hestia. [To jest Veronica Evans, córka Hestii.] - powiedział syn Tanatosa, a ja westchnęłam.
- Nie rozumiem nic, oprócz mojego imienia i imienia mojej matki. - mruknęłam i usiadłam na brzegu fontanny, koło której staliśmy.
- Oh, z Ameryki jesteś? - zapytał czerwonooki. Potwierdziłam to skinieniem głowy. - Tłumaczy dlaczego nie rozumiemy. - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Ronny'ego.
- Nie wszyscy umieją amerykański. - wzruszył ramionami, a ja przewróciłam oczami.
- Blanca i Lucas? - zapytałam wstając. Pokiwali głowami. - Veronica Evans. - podałam im rękę, a oni ją uścisnęli.
- Wiemy. - powiedziała Blanca.
- Kogo jesteście dziećmi? - zapytałam ich.
- Córką lekarza i nauczycielki. - odpowiedziała blondynka.
- Zeusa. - oznajmił brunet.
- Blanca jest śmiertelniczką? - zapytałam patrząc na Ronny'ego.
- Tak, jest naszą wyrocznią. - pokiwałam głową.
- Jak narazie to Zeus pobił swój rekord. Niedość, że dwie córki z jedną śmiertelniczką i trzecia z inną u nas, to jeszcze u was ma syna. - spojrzałam oskarżycielsko na niebo i po chwili usłyszeliśmy grzmot. Uśmiechnęłam się i spojrzałam znowu na Hiszpanów. - Macie drachmy? Muszę zairyfonować. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, a Blanca pokiwała powoli głową.
- Drachmy są w domu. - powiedziała i wsiadła na pegaza. Pokazała mi ruchem głowy abym usiadła za nią, a gdy to zrobiłam wzbiłyśmy się w powietrze.
Po chwili po naszej prawej przeleciał Lucas na czarnym pegazie, a po lewej zrównał się z nami Ronny, ale... on miał skrzydła?! W sumie logiczne, bo przecież Tanatos też ma skrzydła.
***
Dolecieliśmy do małej rzeczki koło małego hiszpańskiego domu. Blanca weszła do niego, a ja, Ronny i Lucas zostaliśmy koło rzeczki. Po dwóch minutach wyszła i w ręku trzymała jedną drachmę.
- Potrafisz, Veronica? - zapytała, a ja pokiwałam głową. Woda odbijająca się od kamieni tworzyła mgiełkę.
- Iris, bogini tęczy, przyjmij moją ofiarę - rzuciłam drachmę w mgiełkę. Moneta zniknęła, a mgiełka stała się gęstsza. - Pokaż mi, proszę, Chejrona w Obozie Herosów. - obraz zamigotał i po chwili zauważyłam centaura wstającego od stołu. Był obiad. Pare osób mnie zauważyło i otworzyło szeroko oczy ze zdumienia. Jedna osoba nawet wydała zduszony okrzyk.
Centaur odwrócił się w moją stronę.
- Veronica? - zapytał zdziwiony.
- Ymm... - podrapałam się zawstydzona po karku - Tak. Przepraszam, ale podczas podróży cieniem puściłam Nica i wylądowałam w Hiszpanii. - zaczerwieniłam się, a ktoś za mną się zaśmiał. Odwróciłam lekko głowę - Zamknij się - warknęłam i wróciłam wzrokiem na centaura. - No, w każdym razie... jestem w Hiszpanii w Alicante i nie mam bladego pojęcia gdzie to jest! - wykrzyknęłam i wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Wiesz, mogłaś się mnie nie puszczać. Wtedy byłabyś tutaj. - powiedział Nico.
- A ty bądź cicho, bo jakbyś nie zauważył to Jasmine też tu nie ma. - odpowiedziałam, a on zgromił mnie wzrokiem.
- Veronico, kto jest z tobą? - zapytał Chejron, a ja wróciłam na niego wzrokiem.
- Ta blondynka to Blanca, tutejsza wyrocznia, ten brunet to Ronny Zalan, syn Tanatosa i strażnik wejścia-
- Ej, nie jestem strażnikiem wejścia Domu Półbogów! - krzyknął Ronny.
- Zamknij się powiedziałam. A tamten czerwonooki brunet to jakby przywódca tutejszych herosów i syn Zeusa. - zerknęłam lekko na Meghan i Jessie Li, które miały szeroko otwarte oczy ze zdumienia.
- Co? Ile on ma lat? - zapytał Percy. Odwróciłam się do Ronny'ego. Zrozumiał prośbę.
- Nunca te pregunté eso... ¿pero, cuántos años tienes? [Nigdy się ciebie o to nie pytałem... ale ile masz lat?] - zapytał chłopak.
- Dieciseis. [Szesnaście.] - mruknął syn Zeusa.
- Szesnaście - przekazał Ronny.
- Ale poprzednia Wielka Przepowiednia-
- Dotyczyła ciebie, kretynie! - krzyknęła Clarisse La Rue.
- Muszę się zgodzić z Clarisse... - skrzywiłam się trochę, ale po chwili grymas zszedł z mojej twarzy. - W każdym razie, byłoby świetnie gdybyście mi powiedzieli jak mam się dostać do obozu - powiedziałam.
- Wyślemy po ciebie któregoś z pegazów.
- Okej, dziękuję. - uśmiechnęłam się i zerwałam połączenie.
-----------------------------------------
Słów: 1059
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top