.:20:. Veronica
Niestety, siedziałam już sama, przy stoliku Hestii. Zamówiłam sobie na śniadanie naleśniki z dżemem truskawkowym i sok z truskawek i rabarbaru.
Dokończyłam naleśniki(ofiarę złożyłam wcześniej), dopiłam sok i wstałam skierowując się do Jedenastki, żeby się spakować. Po drodze herosi coś szeptali do siebie, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Dotarłam do domku Hermesa i weszłam do niego rozglądając się. Podeszłam do łóżka, na którym do tej pory spałam i zabrałam swoje rzeczy spod łóżka i poduszki. Wyszłam z domku, rozejrzałam się i w końcu zobaczyłam domek Hestii. Ruszyłam w jego stronę.
Stanęłam przed Dwudziestą Trójką i się jej przyjrzałam. Mały domek z pomarańczowoczerwonych cegieł z malunkami ognia i pochodniami na ścianach, ciemnoczerwony dach i kamienne fundamenty. W niektórych miejscach przy nich magicznie płonął ogień. Weszłam na werandę z ciemnego drewna i otworzyłam czerwone drzwi. W środku było przytulnie. Na środku było małe palenisko, dookoła którego były poustawiane atrapy kłód. Pod ścianą na lewo stała trzyosobowa kanapa, a po prawej był mały stolik z trzema krzesłami.
Mimo woli się uśmiechnęłam i weszłam do środka zamykając drzwi. Zobaczyłam też, że nad kanapą wisi na ścianie zegar z ciemnego drewna, a nad stolikiem wisi pojedyncza lampa. Naprzeciwko wejścia były jeszcze dwie pary drzwi. Jedne prawdopodobnie były do łazienki, a drugie do sypialni. Weszłam do niej i zobaczyłam szare ściany, ciemną podłogę, łóżko z płomienną pościelą, szarą szafę obok i okno ukazujące las, stajnie pegazów i arenę treningową. Następnie skierowałam się do drugich drzwi, uprzednio pozostawiając rzeczy na łożku w sypialni. Łazienka była utrzymana oczywiście w kolorach szarości. Serio, same szare rzeczy. Niektóre jaśniejsze inne ciemniejsze, ale były to kolory szare.
Westchnęłam i wróciłam do salonu. Usiadłam przy ognisku i zaczęłam się bawić płomieniami. Z moich zamienionych w ogień palców wypływał ogień i łączył się z tym z paleniska, dzięki czemu mogłam go kontrolować.
***
Ktoś nagle zapukał w drzwi.
- Otwa - nie dokończyłam, bo obok mnie usiadł Liam Diavies, syn Dionizosa.
- Hej! - przywitał się, a ja nie przerywając zajęcia odpowiedziałam:
- Wszedłeś bez pozwolenia. - powiedziałam spokojnie na co on wzruszył ramionami.
- Chciałem powiedzieć, że już kolacja. - rzekł, a ja spojrzałam na niego zszokowana przerywając swoje zajęcie.
- KOLACJA?! - krzyknęłam wstając i wyjrzałam za okno. Rzeczywiście, ściemniało się już. - Ale na obiad to już nie łaska wziąć! - krzyknęłam i wyszłam szybko z domku. Na werandzie poczekałam aż blondyn wyjdzie i zamknęłam drzwi. Po czym ruszyłam w kierunku pawilonu jadalnego.
Doszłam do niego szybciej niż myślałam, a wcale nie biegłam. Weszłam i usiadłam przy stoliku Hestii. Po chwili na moim talerzu pojawiła się sałatka owocowa. Mimo zdziwienia zaczęłam jeść. Popijałam jak zwykle sokiem truskawkowym z rabarbarem i gdy ostatni domek szedł złożyć ofiarę, wstałam i sama to zrobiłam wrzucając resztę mojej kolacji. Wróciłam do stolika, dopiłam sok i wyszłam z pawilonu jadalnego.
Nagle do jadalni weszła szybko rudowłosa i piegowata dziewczyna w wieku Percy'ego i Annabeth. Nagle spojrzała na mnie, a jej oczy rozbłysły jaśniejszą zielenią. Uniosła się nad ziemię nadal patrząc na mnie, a dookoła niej pełzał zielony dym.
- Dziecko paleniska odtrącone,
Straciło osoby dwie cenne.
Wyprawę poprowadzi do krainy wiśni,
Gdzie wskazówkę znajdzie do następnej.
Do życia siła mroczna się budzi w ostatniej.
Znaleźć musi tam i zwrócić,
Obrażonej bogini własność.
Pomoże w tym jej,
Czterech herosów jej nieznanych. - dziewczyna skończyła recytować dziwaczny wiersz, prawdopodobnie przepowiednie, i opadła na ziemie zamykając oczy. Zielona mgła zniknęła, a ona złapała się za głowę zataczając się lekko. Podbiegłam do niej jako jedyna nie skamieniała ze zdziwienia i przytrzymałam ją aby nie upadła.
Will podbiegł do nas i pomógł mi donieść dziewczynę do infirmerii, po drodze mówiąc, że to nasza wyrocznia, Rachel Elizabeth Dare. Gdy doszliśmy do "szpitala" położyliśmy rudowłosą na najbliższym łożku, ja usiadłam przy niej, a Will podał jej trochę nektaru.
- A ona nie umrze od tego? Przecież jest śmiertelniczką. - zauważyłam, a Will spojrzał na mnie.
- Jest, ale nie umrze. Sam nie wiem dlaczego, może wyrocznia, która przez nią przemawia dała jej jakąś część boskości - powiedział, a ja zaczęłam się zastanawiać nad tym co powiedziała w pawilonie. Coś o odtrąconym dziecku paleniska, osobach które straciła, mrocznej sile która budzi się w jakiejś starej krainie, znalezieniu własności bogini i nieznanych herosach. Westchnęłam.
- Will, ja idę do swojego domku. Jak ktoś będzie mnie szukał to powiedz, że poszłam znowu do lasu. - powiedziałam i wyszłam z infirmerii.
***
Po wysuszeniu włosów, które teraz zwiększyły swoją objętość conajmniej trzykrotnie poszłam posiedzieć chwile przy ognisku.
Twoja matka kazała przekazać żebyś nie nadużyła swoich mocy.
W mojej głowie rozległ się kobiecy głos, na co otworzyłam odrazu oczy żeby sprawdzić czy napewno to jest w mojej głowie czy nie siedzi obok mnie.
Nie to, tylko kto, dziecko.
I ponownie ten głos.
- Kim jesteś? - zapytałam w przestrzeń.
Jestem Hera, bogini małżeństw, macierzyństwa i niebios.
Aha. Czyli Królowa Zatruwania Życia siedzi w mojej głowie. Super.
Coś ty pomyślała?!
Odruchowo zakryłam sobie uszy chociaż wiedziałam, że to nic nie da, bo ona siedzi we mnie.
- Nic. Mogę wiedzieć po co weszłaś do mojej głowy? - zapytałam kładąc dłonie na kolanach.
Znudziło mi się bycie boginią.
Sarkazm kurna wyczuwalny z kilometra.
A co myślałaś? Że serio mi się znudziło?! Nie! To twoja matka mi kazała cie pilnować!
- Można wiedzieć po co?
A bo ja wiem?!
- Z całym szacunkiem, ale zamknij się. Głowa zaczyna mnie boleć. - powiedziałam na co bogini prychnęła.
Ale wróćmy do tematu. Dlaczego mnie nazwałaś Królową Zatruwania Życia, hm?, powiedziała już spokojnie.
- Em... bo Percy'emu przez gardło nie przechodzi twoje imię i cie tak nazywa, a ja to podłapałam? - powiedziałam niepewnie, a Hera zaczęła się uspokajać głębokimi wdechami.
Przekaż mu, że jeśli jeszcze raz mnie tak nazwie to na następnej wizycie u ojca będzie pod postacią małej rybki.
Zaśmiałam się na jej słowa przez co się wkurzyła.
Coś cię śmieszy?
- Nie, a teraz wybacz, ale chciałabym iść spać, więc wypad z mojej głowy. - powiedziałam, a ona ucichła. W końcu.
Ruszyłam w stronę mojego pokoju i gdy do niego weszłam odrazu rzuciłam się na łóżko.
Podczas snu przez głowę przewijały mi się różne obrazy. Dwa martwe ciała. Zaznaczony punkt na środku mapy, podajże w Europie. Jakiś niebiesko-biały sarkofag. Złote berło. A na końcu widziałam siebie wraz z czwórką jakichś herosów.
- Vera! Vera wstawaj! To ważne! - krzyczała jakaś dziewczyna i szturchała mnie co chwile. Lekko uchyliłam oczy i zobaczyłam, że jestem pod kołdrą, a przecież wczoraj wieczorem położyłam się na niej.
- Zostaw mnie.
- Wstawaj, no! Przez całą noc się zastanawiałam nad tą przepowiednią! Tu chodzi o ciebie! - powiedziała i pociągnęła za kołdrę. Spadłam z łóżka, jęknęłam i wturlałam się pod nie gdzie miałam położony koc.
- Idź sobie. - powiedziałam do Annabeth.
- Dziewczyno! Nie rozumiesz, że w tej przepowiedni chodzi o ciebie? To ty poprowadzisz misje! - krzyknęła, a ja otworzyłam gwałtownie oczy i wyturlałam spod łóżka.
- O MNIE?!?! - wrzasnęłam i podbiegłam do szafy grzebiąc w niej żeby znaleźć coś normalnego.
- Ym... no tak. Była tam mowa o dziecku paleniska, a Hestia to z greckiego palenisko. - powiedziała Annabeth, a ja zaczęłam jeszcze szybciej przeszukiwać szafę. W końcu znalazłam to co chciałam, czyli zwykle dżinsy i białą koszulkę w czarne cienkie paski.
- Ha! Znalazłam! - krzyknęłam bez entuzjazmu i rzuciłam te ubrania na łóżko. Zaczęłam szukać trampek.
- Twoje trampki są przy ognisku. - powiedziała blondynka po paru minutach, a ja momentalnie znalazłam się koło ognia. Podniosłam czarne trampki i wróciłam do pokoju. Wzięłam potrzebne ubrania i zamknęłam się w łazience. Ubrałam się, rozczesałam włosy i umyłam twarz. Wybiegłam z domku zabierając po drodze miecz w pochwie spod stołu i zaczęłam biec w stronę domku Ateny.
- Veronica?! - krzyknął ktoś, ale nie zwróciłam na te osobę uwagi.
Gdybym nie wyhamowała, walnęłabym w drzwi Szóstki. Zapukałam i odczekałam chwile.
- Hej, mogę - chłopak nie dokończył, bo mu przerwałam.
- Jest Natalie? - zapytałam szybko na co chłopak zamknął drzwi i po chwili stała w nich moja chyba kuzynka.
- O co - jej też nie dałam dokończyć, bo złapałam ją za nadgarstek i zaczęłam biec z nią w stronę bariery. Po drodze obozowicze dziwnie na nas patrzyli, ale tylko Nat zwracała na to uwagę. Wybiegłyśmy z obozu i zaczęłam kierować się w stronę pozostawionego samochodu. - Veronico, możesz z łaski swojej wyjaśnić mi o co tu chodzi?! - krzyknęła, ale ja byłam cicho. Wsiadłam na miejsce kierowcy, a blondynka obok mnie postanawiając mi zaufać.
Gdy już jechałyśmy po głównej drodze, odetchnęłam.
- No więc, pamiętasz te przepowiednie, którą wypowiedziała Rachel, co nie? - dziewczyna pokiwała głową - Chodzi w niej o mnie i o to, że straciłam dwie ważne dla mnie osoby. Straciłam osobę, która mnie wychowywała i była przy mnie przez 15 lat, Hekate, ale ciebie nie. Więc jedyna osoba, która przyszła mi na myśl to... twój ojciec.
-----------------------------------------
Słów: 1412
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top