.:2:. Veronica
Po miesiącu rozpaczań skończyły mi się łzy i już nie płakałam. Siedziałam tylko nadal w swoim pokoju i nie wychodziłam. Nawet do szkoły. Codziennie wstaję, myję się, siadam na łożku i gapię się przez okno. Moja 19-letnia kuzynka zamieszkała w domu moim i mamy kilka lat temu i pomagała nam. Dzisiaj przynosi mi jedzenie do pokoju, bo nie chcę wychodzić. Codziennie śni mi się ten sam koszmar.
Idę z mamą z jej pracy, jest już późno. Nagle słyszę jakieś kroki za nami. Mama się odwraca, a facet trzyma w ręce broń i celuje nią w głowę mamy. On coś mówi z francuskim akcentem, a moja mama odpowiada, że nie dostała jeszcze wypłaty. Mężczyzna traci coraz bardziej cierpliwość, a mama mówi żebym uciekała. Zaczęłam biec, a z tyłu usłyszałam strzał. Odwróciłam się i zobaczyłam leżącą w swojej krwi mamę. Zaczęłam jeszcze szybciej biec w kierunku domu. Gdy wpadłam do środka, kuzynka odrazu mnie przytuliła.
Zawsze mi się to śni. Od miesiąca. Od tamtego czasu też nie chodzę do szkoły i nie znaleziono ciała mojej matki. Przez cały maj płakałam. Kilka dni po pierwszym dniu czerwca przestałam i zaczęłam wpatrywać się w okno całe dnie.
Usłyszałam pukanie i jak zwykle nie odpowiedziałam i nie ruszyłam się. Do środka weszła Natalie White, moja kuzynka. Oczywiście w rękach trzymała... nic? Co się stało?
- Słuchaj... wiem, że ci ciężko. Mnie też jest, ale musisz w końcu wyjść z pokoju. Chociaż pochodź trochę po domu. A najlepiej by było gdybyś wyszła do szkoły. Nie możesz jej ignorować! - krzyknęła na koniec.
Spojrzałam na nią z wyraźnym smutkiem w oczach. Nie odezwałam się wogóle. Dziewczyna podeszła do mnie i usiadła obok. Nadal się nie odezwałam.
- Koszmar. Codziennie ten sam. Mama w kałuży krwi. - wyszeptałam po chwili nadal patrząc w okno. Nat objęła mnie ramieniem.
- Dam ci coś na te sny, ale nie możesz siedzieć w domu! Natychmiast marsz do salonu i zadzwoń z mojego telefony do mojego taty. Miło mu będzie gdy cię usłyszy. - powiedziała uśmiechnięta i podniosła się razem ze mną. Spojrzałam na nią wściekła, ale widząc jej zaciętą minę westchnęłam i ruszyłam. Wyszłam przez swoje białe drzwi z tabliczką z napisem „Veronica" i zeszłam po kręconych schodach prosto do salonu.
- To gdzie ten twój telefon? - zapytałam patrząc na kuzynkę.
- W mojej torebce, na wieszaku, przy drzwiach. - odpowiedziała idąc do kuchni. Westchnęłam i poszłam w stronę drzwi.
Niestety ktoś musiał zapukać.
Jęknęłam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam dwójkę starszych ode mnie nastolatków.
- Możemy wejść? - zapytała dziewczyna. Ja stałam jak wryta, a po chwili usłyszałam z tyłu głos kuzynki.
- Vera! Co tak - nie skończyła, bo zauważyła kto stoi w drzwiach. Podeszła do mnie i otworzyła szerzej drzwi. - Wchodźcie. - powiedziała i zaprowadziła gości do kuchni. Poszłam za nimi nadal nie odzywając się. - Po co przyszliście? - zapytała Nat gdy goście wraz z nią usiedli do stołu. Ja stałam opierając się o barierkę schodów.
- A co, to już swojej siostry nie można odwiedzić? - powiedziała uśmiechnięta dziewczyna. Wytrzeszczyłam oczy, ale nic nie powiedziałam. Zauważyłam za to, że nasi goście trzymają się pod stołem za ręce.
- Można. A kim jest twój towarzysz? - zapytała Nat.
- To jest mój przyjaciel Percy Jackson, a od pół roku już chłopak - powiedziała uśmiechnięta dziewczyna. Jej chłopak miał czarne włosy i morskie oczy. Za to „siostra" mojej kuzynki miała blond włosy, szare oczy i była lekko opalona. Nawet była trochę podobna do Natalie. Dziewiętnastolatka też miała blond włosy, ale jaśniejsze, a oczy miała bardziej niebieskie, mgliste.
- Super, Ann! I miło cię poznać Percy. Długo czekałam aż w końcu moja siostrzyczka sobie kogoś znajdzie - tak zwana Ann przewróciła oczami - Ale coś musiałaś chcieć skoro przyszłaś prywatnie, a nie zadzwoniłaś. - powiedziała Nat.
- Nie wiedziałam gdzie jesteś. Najpierw poszliśmy z Percy'm do domu twojego ojca, ale on powiedział, że jesteś u jego siostry. - powiedziała Ann.
- Nic mu nie powiedziałaś?! - krzyknęłam zaskoczona tym, że wujek Charlie nic nie wie. - Nie pomyślałaś o tym, że ja mogę mu coś powiedzieć albo on zapyta dlaczego jestem smutna?! - nadal krzyczałam. Wszyscy się na mnie patrzyli, a Nat wstała od stołu i podeszła do mnie.
- Wybacz Vera, ale musiałam. To w końcu była jego siostra. - powiedziała i spróbowała mnie przytulić.
- Ale poczekaj. Nie skończyłam mówić. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz siostrę? Dlaczego nigdy nie wiedziałam gdzie wyjeżdzasz na całe lato? - wkurzyłam się i spojrzałam na nią wściekła. Nat otworzyła usta chcąc coś powiedzieć. - Wiesz co, nic już nie mów. Pójdę do szkoły i spróbuje żyć normalnie. - powiedziałam i wbiegłam na górę do pokoju. Zamknęłam się w nim i osunęłam się na ziemie opierając się o drzwi. Słyszałam zza drzwi jeszcze głosy.
Podeszłam do okna i otworzyłam je. Na zewnątrz było ciepło i bezchmurnie. Wzięłam z krzesła plecak, spakowałam do niego trochę pieniędzy, komórkę, słuchawki, zeszyt z ołówkiem i kartkę z adresem mojej przyjaciółki, którą poznałam na początku roku szkolnego.
Wyszłam przez okno, wskoczyłam na grubą gałąź, która była poniżej mojego okna i zaczęłam schodzić po drzewie na ziemie. Kiedy byłam około pół metra od ziemi, po prostu zeskoczyłam. Rozglądnęłam się dookoła sprawdzając czy nikt mnie nie widział. Widząc, że nikt nie zwraca na mnie uwagi pobiegłam w kierunku przystanku autobusowego. Wsiadłam w ostatniej chwili do mojego transportu i złapałam się barierki przy drzwiach.
***
Stałam właśnie pod domem przyjaciółki i nie wiedziałam czy zapukać. W końcu weszłam przez furtkę i podeszłam pod drzwi. Zapukałam i po chwili otworzyła mi pani Harris. Uśmiechnęłam się sztucznie.
- Dzień dobry. Jest Crystal? - zapytałam, a kobieta spojrzała na mnie podejrzanie.
- A kim jesteś, dziecko? - zapytała poważnie.
- Jestem Veronica Evans i jestem przyjaciółką pani córki. - powiedziałam obojętnym głosem.
- Aha... Crystal! Dziewczyno! Jakaś Veronica Evans do ciebie! - krzyknęła pani Harris, a po chwili ze schodów zbiegła moja przyjaciółka Crystal.
- Hej Ronnie! - krzyknęła i mnie przytuliła. Zaśmiałam się krótko i cicho.
- Cześć.
- Dawno cię nie widziałam w szkole! Coś się stało? - zapytała, a ja się nachmurzyłam.
- Powiem ci później. Chcesz iść do McDonalda? - zapytałam cicho. W drzwiach od jakiegoś czasu już nie było mamy Crystal.
- Jasne. Tylko zapytam się mamy czy mogę. - powiedziała, a ja przewróciłam oczami.
- Kobieto, mamy 15 lat. Po prostu weź to co ci potrzebne i powiedz, że wychodzisz. - oznajmiłam i popchnęłam ją w kierunku schodów na górę.
Zeszła po dwóch minutach już z trampkami na nogach. Miała plecak, z którego wydawało mi się, że wystaje grot strzały. Crystal zamknęła plecak i odrazu odrzuciłam od siebie tą możliwość.
Powiem wam jak wyglada moja przyjaciółka skoro mam czas. Crystal jest niską i wysportowaną blondynką z niebieskimi oczami i piegami na całej twarzy. Mieszka tylko z matką i za przyjaciółkę ma tylko mnie, bo wszyscy dokuczają nam obu, więc postanowiłyśmy się trzymać razem. Obie jesteśmy dziwne i mamy ADHD wraz z dysleksją. Crystal boi się wszystkich robali i wszyscy chłopacy odwracają się za nią gdy przechodzi obok.
***
Gdy weszłyśmy do McDonalda zobaczyłyśmy, że jest bardzo dużo ludzi. Kupiłyśmy sobie frytki z kurczakiem oraz shake'i i gdy dostałyśmy zamówienie zaczęłyśmy szukać stolika daleko od ludzi.
Przynajmniej ja takiego szukałam.
Po chwili Crystal szturchnęła mnie i wskazała na duży stolik, przy którym siedział emo chłopak w naszym wieku. Dziewczyna podeszła do niego i zapytała się go coś. On pokiwał głową i Crystal pomachała do mnie. Podeszłam do stolika i usadowiłam się przy oknie.
Spojrzałam na chłopaka siedzącego naprzeciwko mnie i przyjrzałam mu się bardziej. Miał czarne trochę przydługie włosy, prawie czarne oczy i oliwkową cerę.
Obie zaczęłyśmy jeść i wszyscy przy stoliku przeszywaliśmy się wzrokiem na zmianę.
- To jest Nico di Angelo. Mój znajomy z obozu. - powiedziała w końcu Crystal. Pokiwałam głową i zaczęłam patrzeć przez okno. - A ona to Veronica Evans, moja przyjaciółka ze szkoły. - dodała Crystal, po czym powiedziała coś ciszej Nicowi. Wyjęłam z plecaka zeszyt, a z niego wolną kartkę i napisałam na niej "Moją mamę zabito postrzałem w głowę miesiąc temu, a jej ciało zniknęło. Dlatego jestem taka." Podałam kartkę przyjaciółce, a ona czytała to kilka razy. W końcu po prostu przytuliła mnie, a mi poleciały łzy z oczu. Szybko je wytarłam i zaczęłam coś bazgrać w zeszycie. Po kilku minutach spojrzałam na rysunek.
Przedstawiał rozmawiających chłopaka i dziewczynę. Miałam dziwne wrażenie, że skądś ich kojarzę. Pokazałam rysunek Nicowi i Crystal.
- Kojarzycie ich może? - zapytałam. Oboje wymienili zdziwione spojrzenia i znowu spojrzeli na mnie.
- Znasz ich? - zapytał Nico.
- Nie wiem.
- To jest Percy Jackson i Annabeth Chase. Widziałaś ich albo rozmawiałaś z nimi? - zapytała Crystal.
- Do mojego domu przyszła jakaś blondyna z tym Percy'm i powiedziała, że jest siostrą mojej kuzynki. Mówią na nią Ann? - przez chwilę patrzyli na mnie jak na jakiś bardzo ciekawy okaz zwierzęcia, które niedługo wyginie.
- Tak. Czyli znasz Percy'ego i Annabeth, tak? - zapytała Crystal.
- Tak. - odpowiedziałam, a Nico po krótkiej chwili przeklnął w jakimś dziwnym języku.
- O co chodzi, Nico? - zapytała moja przyjaciółka.
- Musimy iść. Wyczuwam potwory. - powiedział cicho patrząc na Crystal. Ona spojrzała na mnie.
- Idziemy. Szybko. Do ciebie. Musimy powiadomić twoją kuzynkę i naszych znajomych. - powiedziała i pociągnęła mnie do wyjścia. Zostawiłyśmy Nico, a on szybko wszystko wrzucił do kosza.
Wybiegłyśmy na ulice Nowego Yorku, a Crystal wyjęła z plecaka łuk i wysunęła strzały, żeby były w jej zasięgu ręki. Otworzyłam szeroko oczy, a dziewczyna napięła cięciwę i rozglądnęła się dookoła. Po chwili koło niej pojawił się nagle Nico. Krzyknęłam i pobiegłam na przystanek autobusowy. Po chwili znowu obok mnie pojawiła się Crystal i Nico. Złapali mnie za ręce i zaciągnęli do jakiegoś zaułka.
- O co wam chodzi?! - krzyknęłam. Oboje wyjrzeli na ulice nie zwracając na mnie uwagi. - Mówię do was kretyni! - krzyknęłam ponownie. Spojrzeli na mnie. - O co tutaj chodzi?! - podeszli do mnie.
- Musimy znaleźć twoją kuzynkę, Percy'ego i Annabeth. Idziemy. - powiedział Nico i wyszedł na ulice, a ja z nimi. - W którą stronę? - zapytał odwracając się do mnie. Zaczęłam iść w kierunku przystanku autobusowego.
***
Gdy weszliśmy do kamienicy, w której mieszkam, szybko pobiegłam na pierwsze piętro.
- Natalie! Nat! - krzyknęłam wbiegając do mieszkania. Gdy wbiegłam do kuchni zobaczyłam jak siedzi z tą Annabeth i Percy'm na kanapie. Odwróciłam głowę w stronę drzwi i zobaczyłam Crystal z Niciem. - O. Co. Tu. Chodzi?! - zapytałam patrząc na całą piątkę.
- Co się stało, Vera? - zapytała Natalie podchodząc do mnie.
- Tamtem chłopak, Nico, mówił coś o tym, że czuje jakieś potwory, Crystal miała łuk, a oboje mówili też o tych twoich gościach. Co tu jest do jasnej cholery nie tak?! - krzyknęłam. Natalie westchnęła.
- Usiądź lepiej i uspokój się. - powiedziała i usadowiła mnie na krześle, a sama usiadła koło Annabeth. Crystal i Nico stali z boku wszystko obserwując.
***
Gdy wszyscy mi wytłumaczyli, że wszystko co było w mitach greckich istnieje, działo się naprawdę, a ja i oni jesteśmy dziećmi bogów olimpijskich, ja po prostu powiedziałam „aha" i poszłam na górę do swojego pokoju zostawiając wszystkich w osłupieniu. Nie wiadomo jak na moim łóżku już znajdował się mój plecak, z którym wyszłam na zewnątrz. Wzięłam go i otworzyłam. W środku nadal były wszystkie moje rzeczy, ale dodatkowo był sztylet z niebiańskiego spiżu. Wzruszyłam ramionami i wyszłam (tą samą drogą co wcześniej gdy szłam do Crystal) na zewnątrz biorąc plecak.
Przez to głupie drzewo mam teraz ranę na twarzy, ale się tym nie przejmowałam, tylko biegłam dalej. Jedyna osoba, która raczej jest normalna mieszka po drugiej stronie miasta.
***
Gdy dotarłam na miejsce zapukałam do drzwi.
- Witaj Ronnie! Gdzie twoja mama? - zapytał wujek Charlie, tata Natalie.
- Cześć wujku. Nat ci nie powiedziała, prawda? - zapytałam cicho.
- Ale czego? - zapytał wpuszczając mnie do środka.
- Miesiąc temu mama została postrzelona i umarła. - powiedziałam na jednym wydechu. Charlie podszedł do mnie i przytulił.
***
Po tym jak już porozmawialiśmy na temat mamy zaczęłam inny temat.
- Wiedziałeś kim jest mama Natalie? - zapytałam nagle.
- Tak. - odpowiedział krótko.
- Ale tak dokładnie czy tylko praca itp? - zadałam kolejne pytanie.
- Bardzo dokładnie. - powiedział.
- Jak ma na imię i czego jest boginią? - zapytałam, a Charliego zatkało.
- Wiesz? - przewróciłam oczami.
- Nie, pytam sarkastycznie. Oczywiście, że wiem! Jakiś chłopak powiedział do mojej przyjaciółki, że wyczuwa potwory, potem Crystal ni stąd ni zowąd wyciągnęła łuk i strzały, a nikt tego nie widział. Potem w domu Natalie mi wszystko wyjaśniła. Odpowiesz na moje pytanie? - zapytałam po swoim monologu.
- Matka Natalie to Atena, bogini mądrości. - powiedział i podszedł do komody ze zdjęciami. Zdjął jedno z nich i wrócił na kanapę. - To ona. Zrobiliśmy to zdjęcie chyba dwa miesiące przed narodzinami Natalie. - powiedział i pokazał mi je.
- Wow, rzeczywiście Annabeth to siostra Natalie od strony matki. - powiedziałam. W pewnym momencie westchnęłam. - Myślałam, że chociaż ty jesteś normalny. W sensie, że jesteś człowiekiem, a nie kimś kto należy do świata mitów greckich. - oznajmiłam.
- Może zostaniesz na noc? - pokiwałam głową i poszłam do pokoju Natalie go zobaczyć.
***
Po zjedzonym obiedzie usiadłam z wujkiem przy mini barku w kuchni.
- Lepiej będzie jak już pojedziesz do domu. Pewnie martwią się o ciebie. - powiedział wujek Charlie.
- No dobra. Tak szczerze mówiąc to myślałam, że ubrania Nat będą o wiele za duże. A tu proszę! Idealne! - powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy. Trochę jeszcze pogadałam z wujkiem po czym odprowadził mnie do drzwi.
***
Weszłam do autobusu i usiadłam prawie na samym tyle przed jakąś studentką. Ona spojrzała na mnie przelotnie i wróciła do patrzenia na resztę pasażerów. Przynajmniej tak mi się zdawało. Założyłam słuchawki na uszy, puściłam muzykę i zamknęłam oczy. Niestety nie dane było mi tak słuchać muzyki bez przerwy, bo po kilku piosenkach gdy wiedziałam, że za chwilę będę wysiadać, ktoś wyrwał mi słuchawki z uszu i zadrapał policzek i szyje. Syknęłam, złapałam się za piekącą ranę i rozglądnęłam się, a koło mnie zauważyłam stojącego potwora. Miał od pasa w dół wężowy ogon, górną częścią ciała była studentka wcześniej siedząca za mną, a zamiast włosów miała węże. Zaśmiała się.
- Będziesz cierpiała w męczarniach! - powiedziała syczącym głosem, a ja dyskretnie sięgnęłam do plecaka po sztylet. Wyjęłam go i wbiłam potworowi w miejsce gdzie powinno być serce. Potwora spojrzała zdziwiona na sztylet wbity w serce, potem na mnie i rozsypała się w pył. Włożyłam sztylet znowu do plecaka uprzednio wycierając go o fotel przede mną i odetchnęłam. Odrazu jęknęłam i znowu złapałam się za ranę na policzku i kawałku szyi.
Założyłam plecak na plecy i wybiegłam z autobusu gdy zauważyłam, że się zatrzymał. Pobiegłam nad jezioro w parku za moim domem i uklękłam przy tafli wody. Zamoczyłam jedną dłoń w wodzie i wytarłam nią krew spływającą po szyi. Przyjrzałam się sobie w jeziorze i skrzywiłam. Nie podobał mi się mój wygląd. Miałam długie falowane brązowe włosy za łopatki, płomienne oczy i lekko opaloną cerę. Do tego dzisiaj jeszcze zdobyłam ranę zadaną przez drzewo na lewym policzku oraz zadrapanie ciągnące się od oka do połowy szyi na prawym boku. Po prostu świetnie.
Zaczęłam iść w stronę żółtej kamienicy, w której mieszkałam na pierwszym piętrze i drugim. Mam super mieszkanie, bo dziadek kiedyś kupił dwa mieszkania nad sobą i dobudował schody łączące je tak, żebyśmy mieli większe mieszkanie. Na dodatek zamurował drzwi te na wyższym piętrze.
Weszłam do holu i zaczęłam wchodzić po schodach. Po chwili wbiegła na mnie jakaś dziewczyna. Zaczęłam przeklinać i wyzywać ją od idiotek, niestety nieświadomie po grecku. Weszłam pozostałe kilka stopni na moje piętro i otworzyłam drzwi do mieszkania.
----------------------------------------
Słów: 2482
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top