.:16:.Veronica

Gapili się na mnie jakbym była kurde conajmniej niepełnosprawna albo pod postacią ognia. No, ale co zrobię, jak nic nie zrobię?

Pewnie chcecie wiedzieć co robiłam przez ostatnie 3 dni? Już tłumaczę. Uciekłam sobie do lasu i błąkałam się po nim. Potem, gdy wyszłam z niego, znalazłam się w jakimś małym miasteczku, które miało bardzo widoczne problemy z prądem. Było akurat ciemno i lampy starały się palić, ale coś im nie wychodziło. Pochodziłam trochę po miasteczku, aż natknęłam się na dwie dziewczyny. Jedna miała na oko 14 lat, a druga 11. Normalnie to bym przeszła koło nich obojętnie, ale coś mnie po prostu do nich przyciągało. Siedziały na ławce, a okoliczne latarnie wariowały. Nastolatki nie zwracały na to wogóle uwagi, bo były pogrążone w rozmowie. Postanowiłam trochę je poobserwować.

Siedziały jeszcze kilka minut, po czym wstały i ruszyły w tylko sobie znanym kierunku. Niewiele myśląc, poszłam za nimi. Jednak nie dane im było spokojnie iść, bo po chwili zza rogu wyskoczył wielki piekielny ogar. Zabiłam go, wytłumaczyłam dziewczynom co nieco, a one przedstawiły mi się jako Meghan i Jessie Li. Potem przez dwa dni szukałyśmy Obozu Herosów i ta dam! O to jak się znalazłam w pawilonie jadalnym, w którym aktualnie jadłam.

Następne kilkanaście minut było dziwne. Trochę osób z mojego stolika wstało i ruszyło złożyć ofiarę bogom. Gdy wracali, zobaczyłam pośród nich Camille, nad której głową pojawił się po chwili owoc granatu. Wszyscy wstrzymali oddech. No naprawdę, już nawet Hera zdradza swojego męża.

- Witaj Camille O'Neill, córko... Hery - powiedział powoli i niepewnie Chejron. Wszyscy przyklękli, a dziewczyna wróciła do naszego stolika uśmiechnięta.

Następnie poszła reszta stolika, w tym ja, Meghan i Jessie, złożyć ofiarę bogom. Dziewczyny pierwsze wracały do stolika, a gdy były blisko niego, nad ich głowami rozbłysły pioruny. No i czego ja się spodziewałam?

Czekałam, aż Chejron coś powie, ale on tylko patrzył się na mnie. Westchnęłam.

- Witaj Meghan Li, córko Zeusa. Witaj Jessie Li, córko Zeusa. - powiedziałam i wszyscy razem ze mną uklękli. Miałam ochotę powiedzieć tutaj i teraz, że to niesprawiedliwe, bo ja tu jestem już od siedmiu dni, a one dopiero od siedmiu minut, ale powstrzymałam się od tego.

***

Właśnie wychodziłam z pawilonu jadalnego, gdy podbiegły do mnie córki Zeusa i Hery.

- Veronica! - krzyknęła Camille, a ja stanęłam.

- Tak? - Odwróciłam się. Wszystkie trzy były uśmiechnięte.

- My chciałyśmy ci podziękować za przyprowadzenie nas tu i uratowanie życia - powiedziała starsza Li, a ja odpowiedziałam jej kiwnięciem głową.

- A ja chciałam się o coś zapytać. Czy Hera przypadkiem nie jest boginią małżeństw? - zapytała Camille, a ja wzruszyłam ramionami.

- Jest. - odpowiedziałam obojętnie.

- No to ona chyba nie powinna mieć dzieci z innymi mężczyznami jeśli, no, jest z Zeusem. - mruknęła patrząc na mnie, a ja zmarszczyłam brwi.

- Czy ty sugerujesz, że nie powinno cię być na świecie? Ja tam na twoim miejscu się cieszyła, że żyję, a co najważniejsze, że zostałam uznana. Ja nie mam tego szczęścia i nadal jestem tylko nieuznaną heroską władającą ogniem. - wzruszyłam ramionami i ruszyłam na swoje pierwsze zajęcia na Obozie Herosów.

***

Nie chcę mi się opisywać moich zajęć, więc po prostu powiem jakie były. Łucznictwo(tak na marginesie to nie szło mi zbyt dobrze, co oczywiście zauważył Will), nauka greki i ścianka wspinaczkowa... z lawą. Sama nie wiem kto to wymyślił, ale się nie czepiam, bo jestem tam najlepsza.

Jednak opiszę tę ściankę wspinaczkową. Po zajęciach z greki ruszyłam na następne, a po drodze dołączyła do mnie Sylvia, córka Nemezis. Kayako, córka Demeter i Rebecca, córka Hekate. Szłyśmy dalej i rozmawiałyśmy, jakby mój wypadek z utratą kontroli się nigdy nie zdarzył. Doszłyśmy na teren ścianki z ławą i zaczęłyśmy się przygotowywać.

Pierwsza para, która miała się ścigać na górę, to miałam być ja i jakiś Paul Hoolin. Chciałam protestować, że nie będę się ścigać z kimś kto napewno mnie prześcignie, ale zrezygnowałam gdy zobaczyłam, że ten chłopak to syn Afrodyty. No bo, kurde no, dzieci Afrodyty dbają bardziej o wygląd niż umiejętności. Zaczęliśmy się wspinać. Znaczy, ja zaczęłam, chłopak zaczął coś mówić, że sobie dłonie porani. Gdy tak na niego spoglądałam i słuchałam(nie wiem po co i dlaczego) nie zauważyłam, że za chwile zacznie płynąć lawa. No więc zaczęła na mnie spływać, a kiedy zetknęła się z moją ręką, ta zamieniła się momentalnie w ogień. Odkrywając, że lawa nie robi mi krzywdy doszłam na górę i wygrałam rundę. Podobnie przebiegły następne, z Sylvią, Scott'em i Liamem Diaviesem, synem Dionizosa, tylko że te osoby przynajmniej starały się wdrapać na górę ścianki.

Aktualnie siedzę sobie na werandzie domku Hermesa i czytam jakiś horror. Nie wiem jaki, bo mi się nie chciało sprawdzać tytułu, ale jest w miarę straszny.

- Cześć! - w tym samym czasie co ten ktoś powiedział, poczułam jak dotyka mojego ramienia. Zaskoczona podskoczyłam i podniosłam wzrok na trzymającego się za rękę Harry'ego Tauro. Wiecie, tego od piosenki Hakuna Matata. - Musisz opanować swoją moc. Poparzyłaś mnie! - krzyknął, a ja się uśmiechnęłam krzywo.

- A ty mnie dotknąłeś. Było tego nie robić. - wzruszyłam ramionami i wróciłam do czytania.

- Co czytasz? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.

- Nie wiem. Jakiś horror. - mruknęłam i starałam się czytać dalej, ale coś mi nie wychodziło, bo Harry stukał butami o schody, na których usiadł.

- Jesteś córką Hermesa? - zapytał nagle, a ja zamknęłam książkę z trzaskiem.

- Możecie przestać mnie dobijać i przestać mówić, że jestem córką Hermesa?! - krzyknęłam i wstałam szybko. - To, że tu mieszkam, nie znaczy, że jestem jego córką! - dodałam i weszłam zdenerwowana do domku. Tam, na moim łóżku, kontynuowałam czytanie książki.

***

Tak się zagłębiłam w lekturze, że nie usłyszałam jak mieszkańcy mojego domku wychodzą, dopóki ktoś nie wyrwał mi książki.

- Zaczytasz się na smierć! - krzyknęła, jak się okazało, Camille - A teraz chodź na ognisko! Musisz poznać ludzi od lepszej strony! - dodała z entuzjazmem i wyciągnęła mnie z domku za rękę.

Zmuszona do wyjścia, poszłam za córką Hery w stronę skupiska ludzi przy ogniu. Usiadłyśmy koło Meghan, Jessie i Soleil.

- Hej! Zobaczcie kogo wyciągnęłam z domku! - krzyknęła Camille i wskazała na mnie ręką. Właśnie zabijałam ją wzrokiem, gdy usłyszeliśmy zbiorowy krzyk. Odwróciłyśmy się w tamtą stronę i zobaczyłyśmy stojących koło ogniska czarnowłosego chłopaka, który jak sobie przypomniałam miał na imię Nico di Angelo i...

- Jasmine?! - krzyknęłam, a dziewczyna spojrzała na mnie.

- O, hej Nica. - powiedziała z uśmiechem i przytrzymała mdlejącego syna Hadesa.

- Ej, a może ktoś nam powiedzieć o co tu do cholery chodzi? Odkąd w obozie jest Veronica, dowiadujemy się wszystkiego ostatni! - krzyknął ktoś z tłumu, a ja przewróciłam oczami. Jacyś chłopacy od Apolla wzięli mdlejącego Nica, a ja stanęłam obok Jasmine.

- Drodzy państwo, przedstawiam Jasmine Tremblay. - powiedziałam obojętnie.

- Nie no, poważnie! Jak ostatnio ktoś nowy przybywa do obozu to ty tego kogoś znasz albo od dłuższego czasu, albo od kiedy przeszedł przez barierę! - zaśmiałam się na słowa Michaela Garcií.

- Oj dobra, olejmy to i kontynuujmy ognisko! - krzyknęła Drew Tanaka, a wszyscy zajęli swoje miejsca i powoli zaczęła się znowu rozkręcać zabawa.

Usiadłyśmy z Jasmine na szarym końcu i zaczęłyśmy rozmowę.

- Jak...? - zaczęłam, ale przerwała mi.

- Nico po prostu wparował do mojego domu i powiedział mojej matce, że w tej chwili musi mnie zabrać do Obozu Herosów, bo potwory zaczynają kręcić się koło mojego domu. - zaśmiała się, a ja po chwili razem z nią.

- Ta... on to ma mocne wejście. - zaśmiałam się znowu i westchnęłam. - Chciałabym zostać uznana. Naprawdę. - powiedziałam i spojrzałam na Jasmine. Ona za to spojrzała na mnie współczującym wzrokiem.

- Nico mówił coś o tobie, wiesz? Że jesteś tu już tydzień, ale nie zostałaś jeszcze uznana, a powinnaś. - powiedziała, a ja ponownie westchnęłam.

- Czuję się jak wyrzutek. Nie dość, że tu mnie nie lubią to jeszcze mój boski rodzic nie chce się do mnie przyznać. - zaśmiałam się smutno i zaczęłam patrzeć na innych herosów.

Wtedy stało się coś dziwnego. Jakaś dziewczynka przechodziła sobie spokojnie koło ogniska, gdy nagle ktoś ją trącił łokciem i prawie wpadła do ognia. Rzuciłam się w jej stronę i odepchnęłam od ognia, sama w niego wpadając.

Narracja trzecioosobowa

I nagle ognisko wybuchło. W środku stała ognista dziewczyna, dookoła której wirowały płomienie. Nad jej głową pojawił się ognisty znak palącej się pochodni. Włosy dziewczyny unosiły się dookoła jej twarzy, a z rąk buchały płomienie. Około trzech metrów od ogniska stali wszyscy herosi, satyrowie i Chejron. Stali w osłupieniu patrząc na dziewczynę w ognisku. Po następnych kilkunastu sekundach płomienie zaczęły przygasać, aż zgasły całkowicie. Po chwili ujrzano, że w miejscu zgaszonego ogniska stoi, nie kto inny, jak Veronica Evans. Wszyscy stali nadal w osłupieniu, a dziewczyna trzymała się za bolącą głowę.

- Co się stało? - zapytała cicho, a wszyscy jak w transie przyklękli.

- Witaj Veronico Evans, córko Hestii. - powiedział Chejron.

----------------------------------------

Słów: 1415

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top