.:13:. Veronica

Szłam powoli w stronę przerzedzającego się lasu. Już wiem, że jak nie będę uważać możemy znowu natknąć się na potwory.

Doszliśmy już tak blisko, że było słychać różne osoby.

- Podejdźmy bliżej i schowajmy się za drzewami. - powiedziałam do towarzyszy na co oni kiwnęli głowami i ruszyłam dalej.

Schowaliśmy się za drzewami, a ja poszłam trochę dalej. W końcu zauważyłam, że za drzewami ukazuje się Obóz Herosów. Zawróciłam do innych i stanęłam pomiędzy nimi.

- Chodźcie, Obóz Herosów czeka za drzewami. - powiedziałam i ruszyłam w jego stronę. Po chwili dołączyła do mnie Sylvia i Scott.

- Cieszysz się, że wrócisz do domu? - zapytała Sylvia, a ja się skrzywiłam. Jej uśmiech świadczył o tym, że ona sama uważa Obóz Herosów za dom. Ja mam odmienne zdanie.

- Nie. I to nie jest mój dom. W domu się czuje dobrze. - powiedziałam nie patrząc na córkę Nemezis, ale i tak wiedziałam, że posmutniała i zamyśliła się.

- A co się stało takiego złego, że nie uważasz Obozu Herosów za dom? - zapytała, a ja spojrzałam na nią.

- Zobaczysz. - powiedziałam i w tym momencie wyszłyśmy zza lini drzew ukazując się obozowiczom, którzy na mój widok po prostu stanęli i bezczelnie się na nas gapili. - Na co się tak gapicie?! Wyszliśmy tylko z lasu!! - wrzasnęłam, a wszyscy wrócili do swoich zajęć.

Prychnęłam i ruszyłam w stronę Wielkiego Domu razem z Sylvią, Michael'em, Scottem i Harry'm.

- No to teraz widzicie. - powiedziałam po jakimś czasie gdy zbliżaliśmy się do pól truskawek. - Oni mnie nienawidzą, bo zamieniam się w ogień. - w tym momencie zrobiłam to co powiedziałam, ale nie zauważyłam, że przechodzimy koło truskawek. I zdarzyła się bardzo dziwna rzeczy. Truskawki, zaczęły szybciej rosnąć! Płomienie pełzały po ziemi, jak węże, do krzaków i oplatały je, po czym rośliny zaczynały rosnąć i dojrzewać!

Wrzasnęłam i zamieniłam się w człowieka. Momentalnie płomienie znikły, a truskawki przestały rosnąć.

- Co jest?! O co tu chodzi?! - wrzasnęłam i szybkim krokiem ruszyłam wściekła do Wielkiego Domu. Weszłam na werandę i momentalnie wszyscy na mnie spojrzeli. Pan D., Chejron i jakiś nowy heros.

- Dłonie ci dymią - powiedział 8-latek. Wciągnęłam powietrze przez nos i wypuściłam ustami i spojrzałam na swoje dłonie. Już nie dymiły, ale ja nadal byłam wściekła.

- Chejronie - zaczęłam spokojnie co mnie bardzo zdziwiło. - Jak widać wróciliśmy, ale ja mam jeszcze jedną sprawę do ciebie. - powiedziałam, a on spojrzał na resztę herosów.

- Weźcie Blaze'a i oprowadźcie obu nowych po obozie. - powiedział i gdy wszyscy odeszli zwrócił się do mnie. - O co chodzi Veronico? - zapytał, a ja znowu wciągnęłam powietrze.

- Gdy szłam przez pole truskawek zamieniłam się... no, w ogień, a z moich rąk zaczęły wysuwać się płomienie, podobne do węży jakby. Oplatały truskawki, a one rosły i dojrzewały przez dotyk ognia. - skończyłam mówić i przeniosłam wzrok z pola truskawek na Chejrona, który patrzył się tam gdzie ja wcześniej.

- Naprawdę, nie wiem co o tym myśleć Veronico. Idź do domku, niedługo będzie obiad. - powiedział, a ja westchnęłam i mruknęłam ciche "do widzenia" i ruszyłam do domku Hermesa. - Veronico, dzisiaj przyjdź po obiedzie na naradę do sali rekreacyjnej! - krzyknął jeszcze, a ja kiwnęłam głową i ponowiłam wędrówkę do Jedenastki.

***

Weszłam do domku i skierowałam się w stronę mojego łóżka. Domek był prawie pusty, był tutaj tylko Harry, Blaze i bracia Hood.

- Hej - mruknęłam i usiadłam na łożku biorąc plecak. Otworzyłam go i wyjęłam pierwszy lepszy strój i poszłam się umyć.

Gdy już to zrobiłam, założyłam to co wzięłam z plecaka. Jak się okazało, były to czarne dziurawe spodnie, zwykła biała koszulka i bordowe trampki. Ubrałam to i wyszłam z domku chowając znowu plecak pod łóżko.

Ruszyłam w stronę pawilonu jadalnego, gdy po chwili rozległ się dźwięk rogu. Uśmiechnęłam się lekko i przyspieszyłam.

Po drodze mijałam nimfy, satyrów i obozowiczów spieszących na obiad. Rozglądałam się za Sylvią, aż ją zobaczyłam niedaleko.

- Sylvia! - krzyknęłam nie za głośno i podeszłam do córki Nemezis.

- O, hej Vera. - powiedziała gdy podeszłam bliżej. - Nie idziesz ze swoim domkiem? - zapytała, a ja wzruszyłam ramionami.

- Jakoś nie chce mi się z nimi iść. A ty, dlaczego nie idziesz ze swoim rodzeństwem? - dziewczyna powtórzyła moje wzruszenie ramion i spojrzała na mnie.

- Pokłóciłam się z nimi i po prostu wyszłam. - powiedziała i weszłyśmy do pawilonu jadalnego.

- Do zobaczenia. - pożegnałam Sylvię i podeszłam do stolika Hermesa. Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam jeść sałatkę grecką, która pojawiła się na moim półmisku. Zostawiłam połowę i wypiłam sok truskawkowy z rabarbarem.

Nasz domek skierował się do ogniska i po kolei wrzucaliśmy do niego nasz posiłek. W końcu nadeszła moja kolej. Podziękowałam znowu Hermesowi, ale postanowiłam jeszcze powiedzieć coś innego. Bogini Hekate, czy byłaby szansa byśmy mogły porozmawiać?, zapytałam i powróciłam do stolika.

Usłyszeliśmy stukanie kopyta o posadzkę.

- Dzisiaj do Obozu Herosów doszły trzy osoby. Blaze Lay, Harry Tauro i Camille O'Neill. - wymienione osoby wstały od naszego stołu, a wszyscy w zniecierpliwieniu patrzyli na herosów.

Blaze był ośmioletnim blondynem z zielonymi oczami, Harry był w moim wieku(no, a jakby inaczej, przecież chodziliśmy razem do klasy) i miał brązowe włosy i oczy. Za to Camille, była 16-letnią brunetką z blond końcówkami i brązowymi oczami. Patrzyliśmy tak na nich i patrzyliśmy, aż nagle nad głową Blaze'a pojawiła się lira, znak Apollina, a nad Harry'm dwa skrzyżowane miecze. Nad dziewczyną nic się nie pojawiło. - Witaj Blazie Lay, synu Apollina. Witaj Harry Tauro, synu Aresa. - wszyscy klęknęli na te słowa.

Harry podszedł do swojego rodzeństwa, Blaze do swojego, a Camille siedziała na swoim miejscu grzebiąc widelcem w talerzu. Dosiadłam się do niej.

- Nie smuć się. W końcu cię uzna. - starałam się ją pocieszyć, ale ona spojrzała na mnie spod byka.

- A co ty możesz wiedzieć. Jesteś córką Hermesa. - powiedziała, a ja się skrzywiłam.

- Nie, nie jestem. Nie zostałam jeszcze uznana. - mruknęłam i popatrzyłam na swoje dłonie, które znowu dymiły. Camille spojrzała na mnie.

- Wybacz. Tobie też mówili, że zostaniesz szybko uznana? - zapytała, a ja uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na nią.

- Tak. A tymczasem po prostu odkryłam swoje boskie umiejętności. - dodałam i zaśmiałam się pokazując dłonie.

- Dym? - zapytała heroska, a ja pokręciłam głową - Ogień?! - krzyknęła zaskoczona i wstała od stołu.

- Boisz się? - zapytałam patrząc na swoje dłonie.

- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu... nie wiedziałam, że to możliwe. - powiedziała i zamilkła. - Władać ogniem. - dodała po chwili i uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech i też wstałam od stołu.

Nagle przypomniałam sobie o naradzie w sali do pingponga.

- Camille, ja już muszę iść. Tak na odchodne to jestem Veronica Evans. - powiedziałam i rzuciłam się biegiem w stronę Wielkiego Domu.

***

Do sali rekreacyjnej wpadłam jak burza. Otworzyłam z rozmachem drzwi i oparłam ręce na kolanach.

- Już jestem - wydyszałam i usiadłam koło braci Hood.

- Dobrze. Skoro jesteśmy wszyscy, chciałbym abyście zadali parę pytań Veronice. - powiedział Chejron, a wszyscy momentalnie spojrzeli na mnie, na co przewróciłam oczami. - Może zacznijmy po kolei. Percy? - spojrzał na syna Posejdona, a on przeniósł wzrok z Chejrona na mnie.

- No więc, wiem, że nie lubisz wody. Także według mnie nie jesteś córką Posejdona. - powiedział, a po nim skupiła na mnie uwagę grupowa domku Demeter.

- Jestem Kayako Kato, córka Demeter. Lubisz kwiaty albo jakiekolwiek inne rośliny? - zapytała, a ja się chwile zastanowiłam.

- Em... nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale w domu miałam mnóstwo kaktusów. Tak to wolę walczyć. - powiedziałam, a Kayako odrazu się ożywiła.

- Ja też! - uśmiechnęła się, a po niej odezwała się Clarisse La Rue. Ta, którą pokonałam przed walką z cyklopem.

- Masz czasami ochotę oderwać komuś łeb i zacząć nim grać w koszykówkę? - walnęła prosto z mostu, a ja bez wahania odpowiedziałam.

- Tak. Było tak kilka razy wczoraj i dzisiaj jeden raz. - powiedziałam i zaśmiałam się, a córka Aresa uśmiechnęła.

- No to teraz ja. Mnie znasz, ja wiem mniej więcej jak myślisz, ale zadam ci zagadkę. Znasz najsłynniejszą zbrodnię z Biblii? - pokiwałam głową - Więc kto zabił Kaina? - zapytała Annabeth, a ja pomyślałam przez chwilę.

- Abel? - powiedziałam niepewnie, a córka Ateny pokręciła głową.

- Nikt. To Kain zabił Abla. Ym... boisz się pająków? - zapytała, a ja się wzdrygnęłam.

- Widziałaś co zrobiłam po ucieczce i powrocie do domu. - przewróciłam oczami - Gdy zobaczyłam pająka wyskoczyłam przez okno, pamiętasz? - zaśmiałyśmy się razem z Percy'm. Wszyscy patrzyli na nas w szoku, ale nie odzywali się.

- Czyli ja teraz. Mnie znasz, próbowałaś podpalić mi rękę. - powiedział Will, a ja na to wspomnienie uśmiechnęłam się - Potrafisz strzelać z łuku?

- W miarę. - wzruszyłam ramionami. - Nie trafiłam ani razu w środek, tylko po bokach. - syn Apollina pokiwał głową.

- Crystal wspominała, że potrafisz grać na wiolonczeli? - zapytał, a ja poczerwieniałam.

- Tak, ale dla twojej wiadomości, nie noszę jej wszędzie. - powiedziałam.

- Zaśpiewaj kawałek "Memories" - poprosił, a ja zaczerwieniłam się jeszcze bardziej(o ile to możliwe).
Zaśpiewałam niezbyt głośno, ale wszyscy usłyszeli. - Śpiewny głos, potrafi grać na instrumencie, według mnie mogłaby być moją siostrą. Ale co do jej umiejętności... nie mam pewności. - powiedział i dał prawo głosu następnej osobie.

- Potrafisz coś wykuć z jakiegokolwiek metalu? - zapytał chłopak bez przedstawiania się, a ja pokręciłam głową.

- Raczej nie.

- No to nie wiem czy możesz być czy nie córką Hefajstosa, bo twoje umiejętności po boskim rodzicu wskazują właśnie na niego. - powiedział i szturchnął jakąś dziewczynę siedzącą obok niego. - Tanaka. - oh, to ta "sławna" Drew Tanaka. Spojrzała na mnie, skrzywiła się i pokręciła głową.

- Nie jesteś dzieckiem Afrodyty. - powiedziała i wróciła do oglądania swoich paznokci. Bogowie, jak ja się cieszę, że nie mam szans na bycie jej siostrą. Nie wytrzymałabym z taką osobą nawet dnia!

- Ukradłaś kiedyś coś? - zapytał Travis.

- Mojej kuzynce kiedyś coś ukradłam. - powiedziałam, a Travis spojrzał na swojego brata.

- Ostatnia sprawa. - powiedzieli oboje. - Lubisz robić kawały? - zapytał Connor, a ja pomyślałam o tym co rzuciłam im pod łóżka.

- Tak. - uśmiechnęłam się tajemniczo, a oni spojrzeli na Chejrona.

- Mogłaby być naszą siostrą, ale pozwolisz, że pójdziemy coś sprawdzić. - powiedzieli jednocześnie i wybiegli z sali. Zaśmiałam się.

- Teraz ja. Jestem Liam Diavies. Masz jakiś wpływ na rośliny? - zapytał, a mi zszedł uśmiech z twarzy.

- Tak... Dzisiaj z moich dłoni wypełzały linie ognia w kierunku truskawek, które gdy płomienie je owinęły, zaczęły dojrzewać i rosnąć szybko. - powiedziałam niepewnie. Wszyscy spojrzeli na mnie momentalnie z niedowierzającymi minami.

- Wow. Dobra, Chejronie, to... chyba mogłaby być córką Dionizosa. - zwrócił się niepewnie do centaura, na co ten pokiwał głową.

- Nica nie ma, więc on nie zada dzisiaj pytań. Butch? - dziwne imię.

- Jestem synem Iris. Jakie ja mogę zadać pytanie? Czy lubisz tęcze? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.

Wszyscy spojrzeli na śpiącego z głową na stole chłopaka i zaśmiali się.

- Max, znowu zasnąłeś! - trąciła go jakaś dziewczyna, a on momentalnie poderwał głowę do góry.

- Co? - zapytał nieprzytomnie, a my się zaśmialiśmy. Chejron odchrząknął zwracając na siebie uwagę.

- Czy ktoś może mu streści dlaczego tu jesteśmy? - zapytał centaur, a Max spojrzał na niego.

- Ja pamiętam co mówiłeś - przerwał ziewając i zwrócił się w moją stronę - Lubisz spać? - zapytał, a ja pokręciłam głową.

- Niezbyt. Z resztą i tak nie śpię więcej niż 4 godziny dziennie. - w tym momencie wszyscy się zaśmiali(oprócz syna Hypnosa, który znowu zasnął). - Co? - zapytałam, a Will spojrzał na mnie.

- No to chyba w Obozie Herosów spałaś najdłużej w swoim życiu, bo trzy dni. - powiedział, a mnie zamurowało.

- Mogłeś mi chociaż powiedzieć gdy wychodziłam z infirmerii. - mruknęłam.

- Tak na prawdę to wybiegłaś z niej bez zgody. - poprawił mnie, a ja przewróciłam oczami.

- Przestańcie już. Lubisz się mścić? - zapytała córka Nemezis, a ja wzruszyłam ramionami.

- Gdy to robię nawet nieświadomie, nie sprawia mi to przyjemności. - powiedziałam lekko.

- Jestem Victoria Angel, córka Nike. Mmm... nie mam cię o co pytać, bo jakby nie ma żadnych pytań. - wzruszyła ramionami, a po niej odezwał się jakiś chłopak.

- Jestem Milan Kar, syn Hebe. Tak samo jak Tori, nie mam żadnych pytań, bo takich nie ma, a przynajmniej ja ich nie znam. - powiedział z uśmiechem, na co odpowiedziałam tym samym.

- Simon Holly, syn Tyche. Tak jak moi poprzednicy, nie ma pytań, które mógłbym zadać. - zaśmiał się, a po nim wstała jakaś dziewczyna.

- Rebecca Morton, córka Hekate. Masz jakieś zdolności magiczne? Albo kiedyś stało się coś dziwnego obok ciebie? - zapytała, a ja pomyślałam chwilę.

- Wiem, że to się łączy z moimi już nabytymi umiejętnościami, ale kiedyś miałam małe drzewko w swoim pokoju, a po którejś z nocy zobaczyłam, że stało się trzy razy większe. - powiedziałam, a Rebecca pokiwała głową.

- Według mnie mogłabyś być córką Hekate, gdyby nie to, że mieszkałaś z matką. - odpowiedziała, a ja się zmieszałam.

- Eeee... nic nie mówiłam, ale gdy zemdlałam pierwszego dnia, to w śnie odwiedziła mnie Hekate i nie mieszkałam z matką tylko z nią. - mruknęłam patrząc na swoje trampki. Usłyszałam jak wszyscy wstrzymują oddech.

- No dobra, dobra, już. Spokój, teraz ja. Jestem Victor Gart, syn Nyks. Lubisz noc? - zapytał chłopak, a ja spojrzałam na niego.

- Uwielbiam. - uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił.

- Aileen! - krzyknął ktoś po chwili, a dziewczyna, która bawiła się kulką światła podskoczyła i wypuściła światło, które momentalnie nas oślepiło. Chyba wszyscy zamknęli oczy, a wspomniana Aileen przeklnęła po grecku.

- Gdybyście nie krzyknęli to by was nie oślepiło! - krzyknęła, a ja otworzyłam oczy. Zobaczyłam... ciemność. Nic. Tylko czarna ciemność. Rozglądnęłam się, ale wszędzie widziałam ciemność. Spróbowałam przetrzeć oczy i gdy je ponownie otworzyłam... nadal widziałam ciemność!

- Em... wy też widzicie ciemność? - zapytałam w pustkę mając nadzieje, że wszyscy są tutaj.

- Wszystko widzimy normalnie... - powiedział ktoś, chyba Annabeth.

- A-ale jak to? - zająknęłam się i znowu potarłam oczy. Niestety nic to nie dało.

Ktoś westchnął i usłyszałam kroki. Zamarłam nasłuchując, a ten ktoś podszedł od prawej strony i położył swoją dłoń na moich oczach.

- Przygotuj się, może trochę zaboleć. - po głosie rozpoznałam Willa, syna Apolla. Jednak nie dane było mi zastanowić się nad jego słowami, bo wrzasnęłam z bólu w oczach. Zaczęłam się wyrywać, ale ktoś mnie przytrzymał przy obydwu stronach krzesła.

Po kilkunastu sekundach skończyły się te tortury, a ja czułam, że mam rozpaloną twarz i po policzkach płyną moje łzy. Wyrwałam moje ręce z uścisku i otworzyłam oczy.

- Nie podchodź - warknęłam do Willa i wybiegłam kierując się w stronę lasu.

Gdy biegłam koło domków, usłyszałam bliskie nawoływanie.

- Veronica!? - krzyknął ktoś zaskoczony i po chwili złapał mój nadgarstek.

- Puszczaj mnie! - starałam się wyrwać, ale ta osoba miała stalowy uścisk.

- Co ci się stało? - zapytała, a ja zaczęłam się trząść ze złości.

- Camille - warknęłam - Nie chcę cię skrzywdzić więc mnie puść. - spróbowałam się znowu wyrwać, ale to nie podziałało. Po chwili zauważyłam jak z mojej dłoni wypływa ogień i oplata rękę dziewczyny. Pisnęłam i uciekałam dalej, ale nie dane mi było wbiec do lasu, gdyż na mojej drodze pojawiła się nagle Hekate. Złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mną.

- Uspokój się Veronico! Opanuj swoją moc! Krzywdzisz innych! - krzyknęła, a ja jak na zawołanie zaczęłam się uspokajać. Spojrzałam za siebie i momentalnie zaczęłam płakać. W paru miejscach trawa się paliła albo była po przypalana. Niektóre osoby były poparzone. Zobaczyłam Willa z poparzoną dłonią i Camille z poparzoną ręką, od łokcia w dół. Upadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach. - Skarbie, to nie twoja - mówiła Hekate klękając, ale przerwałam jej.

- Właśnie, że moja! Nie potrafię opanować tej mocy! Krzywdzę innych! - skończyłam mówić i pobiegłam w las.

----------------------------------------

Słów: 2460

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top