Część 4


  Nasza 5 wyruszyła. Tym razem nie rozdzielali się - szli wszyscy razem.
Weszli na 11 piętro.
-Bądźcie czujni - powiedziała Allison - I uważajcie
-To akurat wiemy od samego początku - odpowiedziała Linda.
No i... rozdzielili się. Tym razem w pierwszej ekipie byli Allison, Troy i Tom, a w drugiej - Marta i Linda.
-Więc chodźmy - rzekła przywódczo Linda do Marty.
Szli, szli, aż w pewnym momencie Allison krzykneła do swoich towarzyszy:
-Padnij!
I wszyscy schowali się za skrzynkami.
Na znak Allison, wszyscy wstali.
-O co do cholery chodziło, co? - spytał wnerwiony Troy.
-Gdyby nie ja, zginąłbyś - powiedziała Allison, co nie pasowało do jej charakteru.
-A niby czemu?
-Widziałeś, kto tam szedł?
-Nie
-No właśnie. To był Projektator
-Kto
-Projektator, istota z atramentu (no wow tak jak wy), która ma projektor na głowie. Ma odporność odrobinę mniejszą niż atramentowy demon
Troy doskonale wiedział, o kogo chodzi, mówiąc o "atramentowym demonie", albo przynajmniej się domyślał.
Tymczasem nasze bohaterki znalazły jakieś dziwne przejście, na końcu którego była makieta z Alice Angel.
-Co tam może być? - pomyślała Linda.
-No nie wiem - powiedziała Marta, jakby czytała Lindzie w myślach.
-Zaczekajcie chwile! - krzyknął jakiś dziwnie znajomy głos.
-To... Allison? - powiedziała Marta.
Po chwili wiedziały, że ich przemyślenia były trafne.
-Chodźmy tam razem - stwierdziła Allison.
-Czemu? - zapytała Linda.
-Zaufaj mi - odparła Allison.
Więc weszli. Po chwili zorientowali się, że zobaczyli najgorsze sceny w ich życiu.
Było tam pełno klonów Borysa (takich, jak na początku opowieści), oraz jakiś innych istot.
-O boże, co tu się stało? - powiedziała przerażona Linda.
-Chodźmy stąd - powiedziała dziwnie nerwowo Allison.
Wrócili do schronu.
Jednak w nocy (tak im się tylko zdawało, bo stracili poczucie czasu) nasza trójka wróciła tam nie wiedząc, co ich tam ciągnie.
Po przejściu całej wcześniej już "odkrytej" trasy, doszli.
Nie zauważyli nic specjalnego.
Lecz kiedy mieli wychodzić, powiedział do nich głos okropnie przypominający Allison:
-Czekajcie!
Odwrócili się i zauważyli postać w małym stopniu przypominająca Allison, lecz ta miała zniekształconą twarz z lewej strony, oraz ubraną w poplamiony atramentem fartuch.
-Kim jesteś? - zapytał podejrzliwie Troy.
-Ja? Jestem Alice - odparła postać.
-Zaraz, nie przypominasz mi tej z kartonów - powiedziała Linda.
-No właśnie. Widzicie tych wszystkich Borysów? Stworzyłam ich, aby znów stać się piękna! - krzykneła Alice.
-Coś ci nie wyszło, hihi - powiedział półszeptem Troy.
-Co powiedziałeś? - powiedziała wnerwiona Alice, wyjeła nóż i podbiegła do Troya.
-Hej, spokój! - krzyknęła Marta.
-Dobrze - powiedziała Alice, ale łagodnie.
-W takim razie, co tu robisz? - spytała Linda.
-Przed chwilą mówiłam
-Aha - odparł Troy.
-Ty już się lepiej nie odzywaj - powiedziała szeptem Linda
-Mam do was prośbę: moglibyście mi przynieść kilka części? - zapytała Alice. (Hehe, zaczyna się)
-Jasne - odparli zgodnie.
Poszli więc. Po około półgodzinnej podróży wrócili.
-Dzięki wam - powiedziała Alice.
-Nie ma za co - odparli.
Wrócili do schronu. Tam już spali.
Następnego dnia, gdy jedli, Troy poruszył ten temat.
-Że co zrobiliście? - powiedziała przestraszona Allison.
-Ale... To nie nasza wina. Coś nas tak po prostu ciągneło tam - odparła Linda.
-Następnym razem przynajmniej mówcie - stwierdziła Allison.
Co się stanie dalej? Tego nie wiem nawet ja.
Ciąg dalszy nastąpi...  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top