6
3.os.
Ajles jack stał przy drzewie. Na drzewie była przywiązana lina. Jack stał na desce która była pod liną.
-czemu, czemu, czemu- powtarzał szeptem.- wiecznie drżącą ręką nabazgrał list i schował go do pnia drzewa. Wstał i podszedł do liny. Wsunął głowę w pętlę i... Pociągnął sznurek przywiązany do deski jednocześnie krzycząc
-Meryyyyy!!!
Mery
Co ten idiota sobie myślał?! Niech się w końcu odwali
odemnie. Może wkońcu zrozumiał i sobie odpuści? Wątpie w to.
-Meryyyyyyyy! - co to było? Jack... To dobiegało z za mojego okna. Szybko podbiegłam do okna i zamarłam... Jack zwisał przy drzewie. Wyskoczyłam z okna i po chwili znajdowałam się na trawie. Podbiegłam do tego drzewa. Uspokój się Mery. To nie prawda. On tylko udaje poto by wzbudzić w tobie smutek. Nie zaraz... On naprawdę nie żyje!
-Slendeeer!!!
*One hour later*
On się zabił tylko po co? A może ktoś go powiesił. Wątpie...
- Hej Mery. Wszystko w porządku?
- Tak.
- Wiesz jak to się stało?
- Nie... Usłyszałam krzyk Jacka i wyjrzałam za okno...
- Mery- usłyszałam głos w mojej głowie. - Zejdź na dół do drzewa.
- Ben zachwile wracam.- zapomniałam powiedzieć, że jestem w pokoju bena.
- Okey- powiedział po czym opuściłam pokój i udałam się do drzewa. Na miejscu czekał Slender.
- Oco chodzi?- Zamiast odpowiedzieć wskazał mi na pień drzewa. Była tam dziura! Podbiegłam i sprawdziłam czy coś tam jest. W środku był list i jakiś kryształ... Chciałam coś powiedzieć ale slender mi przerwał.
- Mery to jest prawdopodobnie od Jacka. Spójrz troszkę wyżej.- Spojrzałam w górę i ujrzałam wyryty skalpelem napis "tylko Mery"- Prawdopodobnie ten list jest do ciebie. Idź.- Pobiegłam do rezydencji by w spokoju przeczytać ten skrawek papieru. Już po chwili byłam na miejscu. Usiadłam na fotelu i rozwinęłam go.
"Mery, moja ty ukochana Mery... Gdy pierwszy raz cię ujrzałem (chociaż nie mam oczu) odrazu się w tobie zakochałem. Potajemnie próbowałem sprawić byś się we mnie zakochała lecz ty... Nigdy mnie nie kochałaś. Próbowałem o tobie zapomnieć i to się powoli udawało lecz w momencie gdy K.A.C zaatakowało a Ben cię wezwał... To wszystko wróciło. Nie mogłem wytrzymać... Powiedziałem to Benowi... Później przyszłem do ciebie lecz mnie odrzuciłaś... Nie mogłem przestać o tobie myśleć poprostu niemogłem. Gdy mnie zraniłaś coś we mnie pękło... Chciałem cię uderzyć lecz zrozumiałem, że nie mogłem. Odeszłem i udałem się pi linę i deskę... Teraz gdy to ja już jestem martwy. Niewiem po co ci to napisałem... Chcę wytłumaczyć jeszcze 2 rzeczy. Pierwsza... Wiem o co chodzi z tym całym K.A.C że chcą nas zabić a ty to ukrywałaś... Mają jednego mniej. Wiem, że Slender i ty nas chroniłaś... Druga sprawa to ten kryształ. Kupiłem go u miejscowej kobiety w sklepie "magicznym". Podobno kamień gdy znajdzie się w pobliżu osoby umierającej to wchłonie jego duszę. Jeśli chcesz się zemną spotkasz to połóż go pod poduszkę i uśnij nad nim. Żegnaj...
Ps. Jeszcze jedno... Spal ten list.
Taka osoba jak ja nie powinna płakać ale... Niemogę się powstrzymać. Łzy leją się strumieniami... Krwawe łzy... To przezemnie. Chłopacy mnie znienawidzą... Co ja teraz zrobię.
- Mery... Co się stało?- spytał Ben
- Nie nic tylko...- dalej Mery im szybciej to powiesz tym lepiej- to... Przezemnie...
- Co? Nie rozumiem.
- Zabił się bo go odrzuciłam. Gdyby nie ja to... On by żył.- myślałam, że się na mnie wścieknie lecz on... Mnie... Przytulił?
- Mery... To nie twoja wina. Choć musimy powiedzieć to Slenderowi.
- No dobrze. - udaliśmy się do gabinetu Slendera. Zapukaliśmy do drzwi i stanęliśmy przed Slenderem...
- Tak?
- Proszę pana... Jack się zabił, ponieważ się wemnie zakochał. Nie odwzajemniałam tego więc odszedł... - Slender przez chwilę myślał nad czymś. Po chwili w drzwiach zjawili się proxy.
- Tak?
- Zadźwońcie do moich braci i powiedzcie, że nie mają przyjeżdzać.
- Już się robi.- proxy opuścili gabinet.
- Mery i Ben możcie iść...- opuściliśmy pokój i poszliśmy do kuchni.
- Co teraz?
- Niewiem... Może zjedzmy coś?
- No dobrze.
--------------------------------------------------
Okey jednak jestem i napisałem ten rozdział ^^. Wróciłem do pisania
Sam niewiem co myśleć o rozdziale. Podoba mi się lecz i mi się nie podoba... Ale nasz Jackuś zginął :(. Ale książki muszą być smutne.
Mam pytanie... Chcecie inną książkę? Nową? Niebędę jej pisał częściej od tej ale postaram się. To? Chcecie? Jeśli tak to pokaże wam kilka moich ksiażek w szkicu i wybierzecie.
Baj moje 💎.
Tak od teraz moi czytelnicy to 💎. Może być?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top