13
Biegłem przez ulice. Nie wierzyłem, że zaraz się z nimi spotkam. Będę mógł im powiedzieć o wszystkim co knuje K.A.C. Tylko ja nie wiem co knują oprócz tego, że chcą nas zabić. No cóż ale i tak muszę się z nimi spotkać. Em tylko ja nie wiem jak się udać tam. Czemu ja nie myślę? Dobra zaraz znajdę jakąś mapę miasta i będzie dobrze. O tam! Podbiegłem do najbliższej mapy turystycznej i już miałem przed sobą mapę. A więc tak. Jeśli minę 2 ulice potem skręcę w prawo, a następnie znów w prawo to powinienem dojść do tej ulicy. Zaraz ta ulica ma ponad cztery kilometry! Super a jestem mniej więcej pośrodku więc idealnie! Dobra lepiej biegnę. Nawet nie przebiegłem kilometra, a mam już zadyszkę. Walić ją biegnę dalej! Biegnij Ben, biegnij. Mam beznadziejną wręcz kondycję w takim tempie nigdy tam nie dobiegnę. Rozglądałem się za czymś co mi pomoże się tam dostać. Po lewej stronie ujrzałem błękitny rower prawdopodobnie nowy. Mordercą jestem to i złodziejem będę. Pobiegłem do niego i szybko na niego wsiadłem po czym odjechałem
- Ladrão resgate!- Co ona mówi? Nieważne. Teraz dojadę tam dwa razy szybciej! Dobra nie gadaj tylko jedź. Muszę teraz tylko się tam dostać. W końcu zakręt jeszcze tylko jeden i będę na tej ulicy. Już prawie prawie...
- Au!- Co to ma znaczyć?! Jakaś kobieta we mnie wjechała. Głupia! Spojrzałem na rower. Jeszcze lepiej! Zepsuty! Chyba już dużo mi nie zostało. Dobra krótki sprint i będę na miejscu. Biegnij biegnij biegnij i jestem! A więc tak. Rozglądam się za domem w którym mieszka Slender i reszta. Ten nie ten też nie o! To tutaj! Weszłem na teren należący do nich. Podchodzę do drzwi i pukam.
- Ben! Szybko wchodź.- zrobiłem to co powiedział. Przedemną przeteleportował się slender.
- Ben? Co ty tu robisz?- Jak się stęskniłem za tym czytaniem w myślach.
- Przyszedłem do was. K.A.C zabił Jeffa.
- No cóż. Byłeś u Jeffa i widziałeś, że to oni?
- Tak. To byli oni. Prawie i mnie zabili ale zdążyłem uciec.
- Ben!- Rzuciła się na mnie Sally.
- Ja!
- Wróciłeś!
- Sally idź do siebie. Później porozmawiacie.
- N-no dobrze.- opuściła pomieszczenie troszke zawiedziona.
- Ben co teraz?
- Nie wiem. Przyszłem wam powiedzieć i poprosić o dach nad głową.
-Eh... No dobrze. Toby przyjdź tu i zaprowadź Bena do jego pokoju.- Po paru sekundach do pokoju wbiegł Toby.
- Już się robi. Choć ben!- Udałem się za chłopakiem. Przechodziliśmy przez pusty korytarz. Zero okien, mebli albo omieszkał tylko korytarz, a i drzwi. Po prawej pokój z tabliczką "Sally", a po lewej drzwi z tabliczką "proxy". Troszkę dalej były drzwi z tabliczkami "Splendormen", "Trenderman" i "Offenderman". Jak się ciesze, że jeszcze nie widziałem Offa. Dotarliśmy do schodów na piętro. Doszliśmy schodami wyżej i dotarliśmy do mojego pokoju.
- Tu będziesz mieszkał. Jak będziesz czegoś potrzebował to wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Okey dzięki.- Przekroczyłem próg mojego pokoju. Zielone ściany i czarny sufit. Po lewej mieści się łóżko i biurko natomiast po prawej są drzwi do łazienki. Nie jest tak źle. Chyba pójdę coś zjeść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top