12
Oczywiście nie wiem gdzie oni mieszkają no ale trudno. Będę musiała szukać póki ich nie znajdę. Rio de Janeiro nie jest chyba duże. A nawet jak jest to i tak ich znajdę tylko zastanawia mnie moje zachowanie. Jeff umarł, a ja nic sobie z tego nie robię. To był mój przyjaciel. Mordercy nie mają uczuć. I tak i nie. Jack był przykładem, że jednak mają. Jack po co to zrobiłeś. Zabiłeś się tylko czemu? Jak sobie teraz o tym myślę to co się stało z Mery. Chyba nikt jej nie zabił? Raczej nie. No cóż. K.A.C napewno nie dostanie się do tego miasta przedemną. A nawet jeśli to i tak niewiedzą gdzie mnie szukać no ale chyba już jestem. No tylko gdzie? Prawdopodobnie w jakimś telefonie. Co widać przez kamerkę. Miasto no dużo mi to wyjaśnia. No dalej właścicielko albo właścicielu telefona odwróć go. Wysłuchało mnie. Co to ma być?! Wielki człowiek! Zaraz... Skądś go kojarzę tylko skąd. Hym no dalej Ben. Skąd znasz ten posąg Jezu... Jezusa! To posąg Jezusa Chrystusa! Czyli jestem na pewno w tym mieście. Jeśli znam się na geografii. No cóż tylko co teraz? Muszę nie postrzeżenie opuścić ten telefon albo poczekać, aż nie odejdzie posiadacz telefonu. Może dowiem się kim jest właściciel albo właścicielka. Kamerka przednia i widać mężczyznę. Lat coś koło między dwudziestoma, a trzydziestoma. No cóż teraz będę musiał czekać. Może pomyślmy gdzie może mieszkać Slender. Raczej ciężko będzie odnaleźć jego nowy dom. Heh czemu ja muszę mieć takie problemy? No ale okey gdzie on mógłby mieszkać?
Time skip
2h
Nareszcie! Ruszył w drogę powrotną. Jak można przez dwie godziny stać w jednym miejscu? Teraz tylko te ileś set schodów i winda, i nareszcie będzie na dole.
Może się jeszcze zdrzemnę? Nom chyba dobrze mi to zrobi.
Time skip
20 minute
Hym co jest? A no tak drzemka. Ale szczęście już jestem w mieście. Tylko gdzie teraz iść? W sumie głodny jestem. Po cichu i niepostrzeżenie opuściłem ten telefon i skierowałem się do najbliższego miejsca z jedzeniem. A może wystarczy, że się obrócę i zobaczę kogoś z moich tak zwanych przyjaciół. I co? Odwracam się i widzę jedno wielkie nic. Co ja robię. To nie jakieś fanfiction gdzie wszystko co powiem się stanie. Czemu życie jest takie trudne. No cóż zjem a potem ich znajdę. Oczywiście nie wiem co jest napisane. No super. Poprostu pięknie. Będę się tera męczyć i myśleć co zjeść. Dobra biorę pierwsze lepsze jedzenie. Zaraz przecież i tak nikt mnie nie zrozumie. Najwyżej będę głodował. Opuściłem ten lokal i ruszyłem na poszukiwanie Slendera i reszty. Teraz będę po ulicach chodził aż nie znajdę kogoś znajomego. A tak wogóle która jest godzina? Na moim telefonie jest 19:43. Dość późno. Zaraz zaraz. Jaki idiota ze mnie. Przecież mam numer do Tobiego. Oby tylko nie zmienił albo niewiem co. Wybrałem jego numer i zadzwoniłem. Sygnał, sygnał i jeszcze raz sygnał. Chciałem się rozłączyć gdy nagle usłyszałem dźwięk z telefonu.
- Halo?
- Toby! To ty?
- Ben? Skąd masz mój numer.
- To jest nie nie ważne. Jestem w Rio de Janeiro.
- Co ty tam robisz?
- Szukam was. Gdzie jesteście.
- Eh... Wyślę ci SMS adres.
- Okey dzięki!
Połączenie zostało zakończone. Po jakiejś minucie usłyszałem sygnał wiadomości. Teraz tylko tam się udać i powiedzieć o tym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top