1

Siedziałem w swoim pokoju grając w GTA V. Te nowe gry szybko się nudzą. Zacząłem poszukiwać nowej gry. Przeglądałem gry i ujrzałem jakieś Dragon Age: Inkwizycja albo Skyrim. Same nudziarstwa więc wróciłem do grania w GTA. Grałem i grałem, aż do pokoju nie wparował E.J.

-Bbeeeeennn

-Co?

Widzę, że pijak się znalazł. Trzeba go na odwyk zabrać tylko kto go przyjmie? Alkoholik bez oczu z czarną mazią spływającą z oczu. Jasne.

- Chhhoooojdzz nnnaaaa dóól.

- Zaraz muszę to skończyć.

-Cooooooo?

- Zaraz przyjdę.

-Cooooooo?!

- Zara... Eh zapomnij.

Był zbyt pijany więc nie zamierzałem dalej dyskutować. Zdenerwowany wyszedłem z swojego pokoju i udałem się do salonu. Na dole byli wszyscy mieszkańcy domu czyli Jeff the Diller (pomysłowe), Pijany E.J. L.J, Toby, Slendi, Sally, Masky i Hoodie. Sleder stanął na środku i przemówił.

- Słuchajcie wszyscy mam złą wiadomość. Musimy się wyprowadzić.- przemówił nam w głowie. Nie umiem się do tego przyzwyczaić.

- Zaraz...!- krzyknął Masky

- Co!- dokończył Hoodie

- Dlaczego!- Wrzasnął E.J który najwyraźniej przestał być nietrzeźwy.

- Ponieważ, wczoraj widziałem ludzi przyglądających się naszej willi i prawdopodobnie niedługo będziemy mieć gości.

- A dokąd?- Spytał Toby.

- I tu jest problem. Nie możemy wszyscy mieszkać razem.

- Ale czemu?- Zapytał E.J

- Po prostu nie możemy mieszkać razem, ponieważ jeśli nas by znaleźli co ostatnio dosyć często się zdarza to byśmy byli wszyscy w niebezpieczeństwie. Musicie znaleźć nowe domy.

- A dokąd się udasz Slender?

- Ja, Toby, Masky, Hoodie i Sally zamieszkamy u moich braci w Brazylli. Reszta musicie coś znaleźć.

- Ja też chcę zamieszkać z tobą.- powiedział Jeff.

- Na pewno? Wierz, że będę u braci co oznacza, że Offenderman też tam będzie.- mina E.Jacka momentalnie się zmieniła z proszącej do okropnie wystraszonej.

- Eee może podziękuje.

- Rozejść się.

Wszyscy zaczęli rozmawiać o sprawie miejsca zamieszkania. Mi wystarczyłby pokój z kompem.

- L.J uporczywie milczysz.- spojrzał Jeff na L.J wpatrującego się w resztę.

- Co tu do gadania. Musimy znaleźć nowy dom i tyle. Idę się spakować.- odszedł na górę do swojego pokoju.

- Spakować? A niby co ma spakować!?

- Eeee... Cuksy?- Powiedział Toby.

- No może racja. Eh idę do Smillego. - Oznajmił zdenerwowany Killer.

Minęła chwila ciszy po czym odezwał się E.Jack.

- Narka- powiedział obojętnie.

- Zaraz dokąd idziesz!- spytałem

- Pozabijać.

- Może nam pomożesz?

- Sam dam radę nie jak wy.- trzaśnięciem drzwi wyszedł z domu.

- Eeeee?

- Beeeeeeen! Chodź no tu!- wrzasnął Jeff z swojego pokoju.

Niechętnie wszedłem na schody i poszedłem do pokoju Jeffa. W jego krwawym pokoju ( wszędzie krew) siedział Smile. Jeff układał noże chronologicznie. Chronologicznie u Jeffa znaczy którym zabił wcześniej. Może i ja będę tak układał? Skup się Ben masz zadanie.

- Czego chcesz?

- Gdzie mój nóż?

- Nie wiem.- znalazłem okazję by spytać go o dom.

- No dobra. Ben chcesz coś czy idziesz?

- No ten ja chcę ee...

- No gadaj!

- Chce wiedzieć gdzie zamieszkasz.

- Ja? Zamieszkam w tej opuszczonej restauracji w londynie co ostatnio o niej pisali w gazecie.

Restauracja? Nigdy bym się tego niespodziewał. Może pozwoli mi z sobą zamieszkać? Ja i mój Jeff, Jeff w restauracji jeden, po boku po lewej raaaazem.

- Ben!

- Hę?

- Co chciałeś?

- Czy mogę z tobą Eeee no wiesz zamieszkać?- starałem mówić mu jak najmilej.

-Co? Hahaah chy haha ba żartujesz hah.- śmiał się tak jakby zaraz miał umrzeć.

- Nie żartuje!- krzyknąłem pełen powagi. Chyba na nic.

- Nie.- jedno nie? Tylko tyle!

- Nie? Co znaczy nie?

- Nie, nie i nie. Idź sobie!- Poprawił się i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

Czemu Jeff czemu?!

Weź się w garść!

Kogo by tu odwiedzić? E.J poszedł sobie. Proxy Slendera nie! Sally znów nie. L.J? Może być. Wszedłem po schodach na drugie piętro gdzie jest pokój L.Jacka. Wreszcie stanąłem przed drewnianymi drzwiami z napisem " WIELBIĆ CUKSY!" zapukałem dwukrotnie.

- Kto to?- usłyszałem pytający głos L.Jacka.

- To ja Ben.

- Chodź Ben możesz wejść.- wpuściłem i wypuściłem powietrze z siebie po czym otworzyłem drzwi. W środku zastałem L.J pakującego tony swoich narko-cuksów do małych torebek.

- Hej Jack.

- Co jest chłopie?- jak zawsze z uśmiechem zadał mi pytanie.

- No wiesz musimy się stąd wyprowadzić i zastanawiałem się czy pozwolisz mi zamieszkać z tobą?- czekałem na reakcję L.J.

- Wiesz stary chciałbym ale nie mogę.

Nie może ciekawe dlaczego? Pełen powagi spytałem.

- Dlaczego?

- Bo niema dżemu.

- Ale marmolada jest.

-No ale nie wypada.- L.J zaczął się śmiać. Trwało to gdzieś dziesięć sekund.

- Jack ale na serio.

- Dobra już mówię. Niestety ale pokoje w moim domku będą pełne tego.- wskazał na torebki z cuksami. Serio? Cuksy ważniejsze ode mnie? Na pewno nie tu chodzi o coś innego.

- Jack niewierze ci. Mów o co chodzi.

- Nooo wiesz boo...

- Zaczynasz mówić jak ja!

- Bo Slender zabronił nam cię zabrać do naszych nowych domów!- wykrzyknął wszystko na jeden oddech. Czemu Slender to zrobił? Przecież nie jestem złym współlokatorem prawda?

Jesteś okropnym.

-Wcale nie!

Gościu mówisz sam do siebie.

- Zaraz co?

- Dobrze się czujesz?- spytał zmartwiony Jack.

Eh zaczynam gadać jak Toby.

- Dlaczego- spytałem zdenerwowany.

-Co?

-Dlaczego nie mogę zamieszkać z innymi?

- Nie wiem idź się go spytać.

Wściekły opuściłem pokój Jacka i skierowałem się na parter. Szłem przez ponury korytarz umazanym krwią w stronę gabinetu Slendera. Co miałbym powiedzieć Slenderowi? Z tą myślą dotarłem do jego gabineto-pokoju. Zapukałem i poczekałem na...

- Wejdź.- usłyszałem w głowie.

Po raz kolejny pełen powagi i odwagi przekroczyłem próg pokoju. Walnąłem prosto z mostu.

- Dlaczego nie mogę mieszkać z innymi?!- wrzasnąłem na co Slender pełen spokoju odpowiedział.

- Musisz znaleźć coś dla siebie a nie ciągle korzystać z innych.

- Co? Nie rozumiem.- korzystać z czego?

- Skąd masz gry? Skąd masz komputer? I skąd masz wszystko inne? Ktoś ci to dał. Nic ale to nic nie jest zakupione przez ciebie. Weź lepiej już wyjdź.

Opuściłem pokój Slendera. Musiałem ale to musiałem w tej chwili kogoś zabić. Wbiegłem po schodach na piętro otworzyłem drzwi do pokoju i skoczyłem do komputera. Przeszukiwałem komputery szukając interesującej ofiary. Jak zwykle widziałem komputery pełne porno. Znalazłem w końcu jakiś komputer jakiegoś gracza. Grał teraz w grę o nazwie AION. Nie interesowało mnie co robi ale postanowiłem wpierw przeszkodzić mu w zabawie. Zacząłem od zabijania jego postaci kilkukrotnie. Potem pisałem teksty które go jak się okazało nie przestraszyły tylko zdenerwowały. Zacząłem niszczyć mu tekstury tak by ludzie wyglądali na zmarłych. W końcu ukazałem mu się na kompie. Natychmiast przestał być zdenerwowany a wystraszony. Powolutku opuściłem jego komputer i rozpocząłem zabawę. Chciał uciec przez drzwi lecz mu się to nie udało. Rzuciłem w jego rękę sztylet tak by nie doszedł do drzwi. Przykuty do ściany wydzierał się tak głośno, że mnie poważnie wkurzył. Wyciągnąłem sztylet i odciąłem mu język. Zacząłem odcinać mu palce po kolei jak najwolniej. Następnie przeszedłem do brzucha. Rozciąłem jego brzuch na pół i zacząłem bawić się w doktora.

- Hej hej nie przysypiamy. Zabawa dopiero się zaczyna.

Spojrzałem na jego nerkę. Tym razem nie dam jej E.Jackowi. Lecz moją uwagę zwróciły płuca.

- Hej chłopcze do czego to służy? Mam nadzieję, że to nic ważnego.- jednym sprawnym ruchem ręki wyrwałem mu płuco. Jednak jest ważne, ponieważ zaczął się dusić.

- Siostro, Siostro szybko podaj coś. Siostro? I gdzie ta siostra gdy ktoś ją potrzebuję. Wiem potrzebujemy serca.- wyrwałem drugie płuco dzięki czemu ujrzałem życiodajne serce.

- Mamy serce możemy przejść do amputacji.- wyrywałem mu serce tak, że każda sekunda jego życia była dla niego minutą. Wreszcie skończyłem. Dumny z siebie wszedłem do komputera i na koniec dałem plik z tekstem "Spotkał Cię okrutny los czyż nie?". Po czym opuściłem to krwawe miejsce.

--------------------------------------------------

Oto pierwszy rozdział mojej książki. Narka

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top