Rozdział 33

Ben
W jednej chwili czułem się jak najszczęśliwszy człowiek, jeśli mogę się tak określić, na Ziemi. Od tak długiego czasu chciałem poczuć smak jej cudownych, jasno różowych ust. Nasz pocałunek był długi i namiętny, w tej chwili czułem zupełnie nowe, dotąd nie znane mi uczucia. Tak jakby coś latało w moim brzuchu. Toby określał takie coś mianem "motylki w brzuchu", ale to określenie jest tak niedorzeczne I głupie... zupełnie jak on.
Jedną ręką trzymałem dziewczynę za jej wąska talię, drugą natomiast pieściłem jej jedwabiście miękkie blond włosy. Czułem od niej zapach fiołków, to dodatkowo wzniecało u mnie pociąg do dziewczyny.
Wtem Bella przerwała nasz namiętny pocałunek. Chciałem zapytać dlaczego przerwała, niestety nic nie zdążyłem powiedzieć, ponieważ Bel popchnęła mnie na łóżko. Upadłem plecami na miękkie posłanie  i lekko zdezorientowany leżałem bez ruchu.
-Bel... Co ty chcesz...- przełykająć ślinę, która ze stresu ani myślała, aby to przejść dalej, próbowałem z siebie coś wydusić. Bella patrzyła na mnie uwodzicielsko. Zaczynałem  domyślać się o co jej chodzi.
- Nie gadaj tylko się rozbieraj -W tym momencie dziewczyna była już bardzo rozpalona. Odgarnęła swoje blond włosy w tył, po czym jej ręce poszły w dół do jej koszulki, miała zamiar ją ściągnąć, lecz nagle się zatrzymała. Popatrzyła na mnie pytająco. Z pewnością zauważyła moje ogromne zawstydzenie, które mocnymi kolorami malowało się na mojej twarzy.
-Wiesz Bello... Jakby to powiedzieć nie chce, abyś potem czegoś żałowała... A poza tym wiesz... ja jeszcze tego nie robiłem... -Wypowiedziałem te słowa z wielkim zawstydzeniem, chociaż sam nie wiem dlaczego w tym momencie nie chciałem tego zrobić... Przecież pragnę ją całym sobą. Jednak czy ona tego tak naprawdę chce? Czy to tylko wpływ chwili przez którą potem może żałować tego co zrobiła  I nawet na mnie nie spojrzy...

Bella opuściła swoją koszulkę, a jej policzki bardzo mocno poczerwieniały. Było to bardzo słodkie, czerwone policzki tak pięknie współgrały z czerwonymi oczyma. Po raz kolejny poczułem jak mnie rozgrzewa.
-Emm... Wybacz Ben, nie wiem co we mnie wstąpiło - Po tych słowach jej wzrok powędrował ku dołu. Patrząc na swoje piękne bose stópki kontynuowała - Ja tak bardzo ucieszyłam się tym co chcesz dla mnie zrobić i jeszcze dodatkowo to że ochroniłeś mnie przed tym psycholem... Po prostu coś we mnie wstąpiło...
-Bello, to nic nie musisz przepraszać. Ja po prostu nie chce...
- Nie chcesz się ze mną kochać rozumiem! -przerywając mi wykrzyczała te słowa
- Nie, to wcale nie o to chodzi - zacząłem się tłumaczyć, lecz chyba na marne bo po chwili Bel poprosiła mnie, abym to opuścił jej pokój.

Wychodząc przystałem w drzwiach i nie odwracając się do dziewczyny smutnym głosem zapytałem:
-To... widzimy się dziś na zleceniu? Tak jak obiecałem nie będziesz musiała nikogo zabijać. Zrobię to za Ciebie, nie pozwolę też ponieść ci za to żadnej kary. Bądź tego pewna.
Po tych słowach wyszedłem z jej pokoju. Postanowiłem udać się do siebie w celu ogarnięcia się po tym wszystkim.

Po drodze niechętnie spotkałem Dark Link'a, który zmierzał w moją stronę. "Gdzież to się wybiera nasz ulubiony błąd gry?" Zapytałem sam siebie głosem w mojej głowie, po czym kontynuowałem moją podróż do celu, którym był pokój.
Link mijając mnie posłał mi zabójcze - dosłownie gdyby tylko mógł to by mnie pewnie zabił - spojrzenie.
-Masz jakiś problem szaraku!? - Nie wytrzymując prowokacji z jego strony wykrzyczałem
Link długo nie był mi dłużny, odwrócił się szybko i również podniesionym tonem oddał:
- Jak śmiesz w ogóle się do mnie odzywać!? Jesteś najgorszym wrzodem na tylku! Zgotowłeś niemiły los mi oraz panięce Belli, więc tak, oczywiście, że mam do Ciebie problem, problem taki, że chce Cię zamordować w uczciwej walce na śmierć I życie! - Szary Link wyraźnie dał upust swoim emocjom, po czym odwrócił się I nie czekając na mój słowny kontratak odszedł.
Chciałem mu jeszcze dogryźć, ale dziś mam już wszystkiego dość. Pora wrócić do siebie i się przygotować.

Kilka chwil później, tego samego dnia

Szykując się na dzisiejsze zadanie, usłyszałem dość chaotyczne pukanie... raczej walenie do drzwi.
-Otwieraj te drzwi! Ile mam tu stać! O dziesięć sekund za długo to już trwa! Blondyn no rusz się! - zza drzwi zaczął dochodzić donośny krzyk Toby'ego, który w dodatku potegował ten hałas dodatkowym waleniem w drzwi ręką, a może też I nogą.
-Toby idź stąd, nie ma mnie! - Wykrzyczałem na odczepne znudzonym tonem
Pukanie ucichło, może uznał że nie ma co próbować bo I tak go tu nie wpuszcze.

Nagle usłyszałem mocny rumot. Odwrociłem się szybko. Zaszokowany tym co ujrzałem, nie wiedziałem czy krzyczeć, śmiać się czy płakać. Toby sforsował moje drzwi kopniakiem. Fakt ta rezydencja jest stara I drzwi trzymają się lekko na swoich zawiasach, ale żeby zaraz je wyważać...
-Toby!?
- No co, udawałeś że Cię nie ma, a musiałem się upewnić.
-Jeśli to nic ważnego, to chyba Cię zabije
-To jest dość ważne, muszę z tobą porozmawiać o waszej dzisiejszej misji oraz o Belli....

----
Hej hej kochani jak tam życie? Nowy rozdział ❤🔥 miło tak sobie książkę odświeżyć I zacząć znów coś pisać, w końcu mam troszeczkę czasu. Bardzo bym chciała abyście mi pomogli I rzucili kilka pomysłów, jeśli jeszcze to czytacie. Oczywiście nie zapomnijcie o ocenie, gwiazdce I polecenia tej SUPEROWEJ KSIAZKI znajomym haha 😂😎❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top