Rozdział 31
Bella
Leżałam na łóżku i nie mogłam nic zrobić. Strach sparaliżował mnie od pasa w dół.
- No księżniczko, jak już mówiłem, czas się zabawić - powiedział zbliżając się do mnie powoli - zrobimy to na ostro, tak jak lubię. Co ty na to? - Wypowiadając te słowa, chłopak uśmiechał się szeroko.
- Zostaw mnie Ty chory psychopato - powiedziałam ostro, ale to nie zrobiło na nim wrażenia.
- Oj skarbie, co za miłe słowa. Nie przedłużajmy
Nagle usłyszałam dźwięk otwierajacych się drzwi. Był to dźwięk, z którego w tamtym momencie ucieszyłam się najbardziej na świecie.
Killer lekko poirytowany odwrócił się w stronę drzwi.
- Natychmiast stąd wyjdź Jeff! - usłyszałam głos mojego wybawiciela. Był to Ben. Pierwszy raz cieszę się z tego, że mnie odwiedził.
Jeff po tych słowach tylko się roześmiał.
Stanął z Benem twarzą w twarz. Obydwoje nie spuszczali z siebie wzroku.
- Jeszcze raz, co powiedziałeś? Że mam wyjść? Zrobię to, kiedy będę miał na to ochotę. Jak narazie Ty jesteś tu niepotrzebny. Wypieprzaj zanim się zdenerwuje.
- Jedyną osobą, która tu nie pasuje jesteś Ty Jeff. Myślisz, że jesteś silny i nie dam ci rady? Wątpisz w moje siły kolego. Co powiesz na to, żeby inni dowiedzieli się co chciałeś zrobić? Toby, Hoodie I Masky? Są pod służbą Slendermana, ale skrzywdzenie Cię z pewnością by im wybaczył.
- Słuchaj Ben, ta dziw... -Jeff nie zdążył dokończyć, ponieważ Ben soczyście uderzył go z pięści w twarz
Ja wciąż siedziałam skulona na łóżku i próbowałam się pozbierać. W tym momencie zaczęłam bać się o Bena. Mogło mu się coś stać.
Killer otarł rękawem bluzy krew, która zaczęła sączyć mu się z nosa, po czym dodał
- Masz szczęście, że nie chce mi się brudzić rąk
- Posłuchaj mnie teraz, ostatni raz widziałem Cię koło Bello. Następnym razem, kiedy będziesz chciał zrobić jej coś złego, zabije Cię. - Ben wypowiedział te słowa stanowczym tonem. Jeff postanowił się wycofać I wyszedł z pokoju, mamrotając pod nosem, że to jeszcze nie koniec.
Beniamin zamknął za nim drzwi, a następnie podbiegł do mnie.
- Bella, nic Cię nie jest? Wszystko w porządku?
Nie czekając rzuciłam się mojemu wybawcy w ramiona i mocno przytuliłam.
- Dziękuję Ci Ben, dziękuję - mój uścisk stawał się mocniejszy, nie chciałam go puszczać, czułam się bezpieczna. On odwzajemnił uścisk.
Było mi tak dobrze, że zasnęłam w jego ramionach.
Obudziłam się jakiś czas później. Cały czas czułam, jak masował lekko moje włosy. Było to tak przyjemne, że nie miałam ochoty wstawać. Niestety nadszedł ten moment.
- Długo spałam? - podniosłam się zaspana. Ben uśmiechał się lekko i nie odrywał wzroku od moich oczu.
- Czemu się tak patrzysz? -zapytałam zdziwiona
- Podobno jeśli dwie osoby patrzą sobie w oczy przez co najmniej cztery minuty, to jest szansa, że się w sobie zakochaja - łobuziarski uśmiech pojawił się na jego twarzy. Muszę przyznać, że to było całkiem słodkie.
- Muszę przyznać, że to całkiem słodkie, ale chyba nie w głowie mi amory, czeka nas jeszcze misja od Slendera.
- Słuchaj, nie musisz nikogo zabijać jeśli tego nie chcesz. Ja to zrobię, Ty tylko tam ze mną pójdziesz. Slender się nie dowie, a jeśli się dowie, to wezmę winę na siebie.
- Dziękuję Ci Ben...
-Ale oczywiście coś za coś - Blondyn uśmiechnął się szeroko
- Co masz na myśli? - zapytałam
- Musisz Dać mi za to buziaka
---
Tam, tam, tamm koniec
Rozdział dziś dłuższy. Romantycznie się zrobiło. Gwiazdki, komentarze I opinie mile widziane ❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top