Zadzieram Kiece I Lecę
-Co ty pieprzysz to był jeden z lepszych spektakli na jakich byłam - oburzam się.
Przed chwilą wyszliśmy z budynku i już jesteśmy w aucie. Musieliśmy wrócić w ekspresowym tempie, bo zraz mamy lot do Chicago. Tak jak to było zaplanowane, ogarnęliśmy New York i zajmujemy się kolejnymi miejscami. Szczerze nie mogę się doczekać Brazylii.
Lou miał załatwić nam wyjazd tam tak, żeby trafić akurat na karnawał. Nie wiem czy to się uda, ale mam nadzieję, bo zawsze chciałam zobaczyć paradę. To nie tak, że pierwszy raz będę w Brazylii, po prostu wcześniej byłam tam po karnawale.
-Był nudny jak lekcje historii- komentuje- Ale ważne, że tobie się podobał.
-Jaka z ciebie dobra duszyczka Nickolson - odpowiadam ironicznie.
-A żebyś wiedziała, że będę ci machał z nieba
-Nie ruszy mnie to, bo ja będę opalać się w piekle - wzruszam ramionami i parkuję - A teraz szybka akcja, bo mamy godzinę na spakowanie się
-I prysznic - dodaje chłopak.
-Najpierw się spakuj, bo prysznic mamy w samolocie - mówię - A jak się spoźnimy to Lucas, Matt i Scott będą nas dręczyć przez cały lot.
-A ile będziemy lecieć?
-Krótko - odpowiadam - Coś koło dwóch godzin.
-No to faktycznie niedługo - dodaje.
-A jesteś psychicznie gotowy na mieszkanie z chłopakami? - pytam i kiwam na przywitanie portierowi.
-Nie myślałem nad tym- wyznaje szczerze.
-A nie będzie ci przeszkadzać, że będziemy spać razem?
W Chicago wszyscy mamy wspólny apartament, a pokoje są zdecydowanie mniejsze niż te w naszych mieszkaniach.
Łóżka też są mniejsze.
I to całkiem sporo.
-Nie.
-Ale jak będziesz się rozwalał, albo zabierał kołdrę to śpisz na dywanie.
-Nic nie obiecuje - śmieje się za co dostaje ode mnie kuksańca w bok - Za co to?!
Podnosi lekko głos i rozmasowuje obolałe miejsce. Zdążył zdjąć już kamizelkę i mój cios go zabolał.
Nie jakoś bardzo, ale trochę pary w łapie mam.
-Żebyś wiedział jak oberwiesz w nocy jeśli przekroczysz swoją połówkę.
-Jeśli to zrobię wynagrodzę ci to - oznajmia.
-Jak Wilson? - pytam i zdejmuje buty.
-Pójdziemy na sesję - zaczyna - Będziesz moją modelką.
-Niezłą masz wyobraźnię - komentuje i wchodzę do mieszkania.
-Naprawdę. Przywiozłem tu aparat i potrzebuje modelki - tłumaczy mi chłopak.
-Pożyjemy zobaczymy, a teraz zmykaj zbierać swoje rzeczy, bo już raczej nie będziemy tu nocować.
-Mówisz i masz- odpowiada i znika w łazience.
Coś się z nim dzieje, ale jeszcze nie wiem co.
I właśnie ta niewiedza mnie wkurwia.
Niby spędziliśmy razem dopiero kilka dni, ale stał się jakiś taki...
Wyluzowany?
No nie wiem kurwa, w każdym razie przeskoczył chyba kilka poziomów, bo zachowuje się jak mój najlepszy przyjaciel, a nie chłopak który mnie skrzywdził.
Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało.
Lepiej dla nas jeśli będziemy mieć luźną relację, aniżeli oficjalną. Nie do końca czuję się dobrze z tym jak moi pracownicy zwracają się do mnie szefowo. Wystarczy proszę pani, albo ci z którymi mam bliższą relację, Holly.
Zwyczajnie.
Tak po ludzku kurcze.
-Nie pakujesz się?- pyta Nick, a ja spoglądam na niego.
Trzyma w ręce szczoteczkę i ręcznik. Przez chwilę myślę po co mu to, ale olśnienie uderza we mnie jak Titanic w górę lodową.
Miałam się pakować.
Japierdole i jak wyjść teraz z twarzą?
Stoję sobie pośrodku korytarza i wpatruję w ziemię. Milczę i jestem w zupełnie innym świecie.
Weźmie mnie za szajbuskę?
Totalnie nie.
Wcale nie ma ku temu podstaw.
-Zamyśliłam się- odpowiadam wymijająco po chwili.
Kiwa głową w zrozumieniu i odchodzi. Też idę w stronę sypialni, bo szansa na to, że znów wyjdę na idiotkę jest bardzo duża. Rozglądam się po pomieszczeniu, ale nie znajduję dużo rzeczy, które muszę spakować. Ogarniam to szybko i spakowana wychodzę z walizkami na korytarz.
-Nickolson ruszaj dupę, bo nie mam zamiaru na ciebie czekać- krzyczę i czekam na chłopaka.
-Już idę- słyszę jego głos przytłumiony przez kółka walizki- Zrobimy sobie zdjęcie, proszę?
Gdy pojawia się przede mną w ręce trzyma aparat. To chyba ten, o który mówił wcześniej.
-Dobra, ale takie ładne- odpowiadam- I takie na szybko.
-Oczywiście- uśmiecha się szeroko i łapię moją walizkę. Bierze tą cięższą i to ogromny plus- Pomogę ci.
-Nie będę protestować- odpowiadam i zamykam za nami drzwi.
Zjeżdżamy windą na parter, a tam nasz kierowca zabiera bagaże. Już z pustymi rękami wychodzimy przed budynek, a chłopak rozgląda się dookoła.
Chyba szuka najładniejszego kadru.
Nie wiem, nie wtrącam się.
-Chodź- mówi i ciągnie mnie za rękę.
Ustawia aparat na małym, betonowym murku i klika coś na nim.
Po chwili podbiega do mnie i obejmuje mnie. Nie za bardzo wiem co się dzieje, ale zmuszam się do szerokiego uśmiechu.
Nie mam ochoty, żeby mnie dotykał, ale jednocześnie chcę, żeby nigdy mnie nie puszczał.
Co jest grane?
Nim się orientuję chłopak odrywa się ode mnie i idzie po swoją własność. Znowu coś klika, ale podchodzi do mnie i pokazuje zdjęcie.
No jest moc.
Muszę przyznać, że wyszliśmy na nim świetnie.
Zajebiście wręcz.
-Pięknie wyszłaś - komentuje chłopak.
-Dziękuję - odpowiadam i delikatnie się rumienię - Ty też wyglądasz całkiem dobrze.
-Będziemy robić takie zdjęcia w każdym mieście? - pyta podekscytowany.
Zachowuje się jak dziecko przez co mimowolnie się uśmiecham.
Lubie gdy ludzie ekscytują się czymś tak bardzo, że zapominają o całym świecie.
Trochę to fascynujące.
-Będziemy Wilson - odpowiadam, a zaraz dodaje - A teraz chodź już do samochodu.
-Zadzieram kiece i lecę - odpowiada i dogania mnie- Holly...
Zaczyna, ale mu przerywam.
-Jak chcesz to możesz mówić do mnie Holls - spoglądam na niego niepewnie - W końcu to ty wymyśliłeś to przezwisko.
-I byłem z niego kurewsko dumny - odpowiada wesoły - Dalej jestem Holls.
Śmieję się cicho i wsiadam do pojazdu. Przekręcam kluczyk w stacyjce i powoli ruszam.
Tak jak zawsze.
Zaczynam powoli, a potem tracę hamulce.
Nigdy nie potrafię kontrolować swoich zapędów jeśli chodzi o jazdę.
Wyciskam z samochodu totalne maksimum. Osiągam najwyższą prędkość, driftuje praktycznie cały czas, zakręty ścinam tak, że gdybym straciła panowanie nad kierownicą zabiłabym się.
Nie boję się śmierci za kółkiem.
Jeszcze nie wybieram się na tamten świat, ale śmierć w wypadku brzmi najlepiej.
-Nie boisz się? - pyta Nicolas, gdy wpadamy z następnego zakrętu.
-Mocy samochodu? Nigdy.
-Ja mam tak z crossami- odpowiada - Uwielbiam nimi jeździć i nie boję się niczego.
-Pamiętam twoją bliznę na nodze- odpowiadam.
Nicolas ma sporą bliznę na łydce i zrobił ją, gdy jechał właśnie crossem. Opowiadał, że to pamiątka, która będzie przypominać mu o jego największej pasji.
Nie wstydził się jej.
Do tej pory z dumą ja pokazuje.
Nim się orientujemy parkuję już w moim garażu i wysiadam z samochodu. Oddaje kluczyki jakiemuś mężczyźnie, najprawdopodobniej kierowcy i kieruje się w stronę samolotu.
Szybko i sprawnie wsiadamy na pokład i zajmujemy najwygodniejsze miejsca.
Chłopaków jeszcze nie ma, ale to dobrze, bo nie będą nam wytykać spóźnienia.
Kiedyś raz zdarzyło mi się spóźnić i wypominali mi to przez bardzo długi czas.
Powiedziałam sobie wtedy, że nigdy więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top