Wygląda Jakby Przechodziła Właśnie Wszystkie Choroby Świata

-Jesteś pewna, że to tędy trzeba iść?- pyta Nicolas.

Przed chwilą wyszliśmy z domu i idziemy teraz wąska uliczką. Nie wygląda ona najlepiej, a ludzie patrzą się na nas jakby chcieli nas zabić.

Trafiliśmy do jakiś slamsów.

-Idziemy na skróty to co się dziwisz.

-Tak tylko pytam, bo ta pani z tą miotłą nie wygląda na miłą.

Rozglądam się dookoła i szukam wzrokiem tej kobiety.

Jeszcze mi kurwa brakowało szarpaniny.

Dostrzegam ją, a ona spogląda na mnie złowrogo. Sięgam po broń i teatralnie przecieram ją o swoją sukienkę.

Jej mina jest bezcenna.

Wygląda jakby przechodziła właśnie wszystkie choroby świata. 

Nie zwracam dłużej uwagi na jej reakcję i  idę dalej. Nicolas, który na chwilę przystanął dogania mnie i chwilę potem zasypuje pytaniami.

-Wzięłaś pistolet? Co to było w ogóle? Widziałaś jak się przestraszyła?

-Tak wzięłam, to było pokazanie kto ma przewagę oraz, że nie opłaca się atakować- wyjaśniam- A przestraszyła się jak każdy na jej miejscu.

-Strach się ciebie bać.

-Masz szczęście, że gramy do jednej bramki.

-Patrz tam widać plażę- wskazuje palcem między budynkami.

-To chodźmy tędy- wzruszam ramionami i wciskam się między domy.

-Nie lepiej iść trasą, którą znasz?

-Tamtej też nie znam- odpowiadam- Ostatnio byłam tylko raz na plaży, a w dodatku Louis nas prowadził.

-Czyli nie znasz drogi?

-Nie.

-To czemu kurwa szliśmy bez nawigacji?

-Bo to zepsułoby zabawę?- prycham.

-Ale mogliśmy się zgubić- brnie w zaparte.

-Dobra Nick, zluzuj majty i chodź- ruszam przed siebie i słyszę, że chłopak też podąża za mną.

Słyszę, że burczy coś pod nosem, ale nie zaczyna drażliwego tematu. Czasami lepiej przemilczeć, niż powiedzieć o słowo za dużo i jest to sprawdzone przeze mnie.

Osobiście.

-Przepraszam- dobiega mnie jego głos.

-Rozumiem, że się zdenerwowałeś, ale nie wzięłabym cię gdzieś, gdzie mogłoby ci się coś stać. Za nami idzie ochroniarz i ma GPS, pomógłby nam znaleźć drogę.

-Wiem, ale jak byłem młodszy- zaczyna, a ja słucham go uważnie- To brat zabrał mnie na przejażdżkę rowerową i zgubił się. Poszedł szukać pomocy, a mnie zostawił.

-I co dalej?- pytam delikatnie.

-Znaleźli mnie dopiero na drugi dzień.

-I dlatego boisz się zgubić?

-Nie boję się- zaprzecza- Po prostu gdy słyszę, że ktoś nie zna drogi, przypomina mi się ta sytuacja i wspomnienia wracają.

-A ile miałeś lat?

-Siedem- odpowiada- To były wakacje przed pierwszą klasą.

-Przykro mi, że masz uraz, ale obiecuję, że ze mną nigdy ci się nic nie stanie.

-Trzymam cię za słowo- śmieje się cicho, żeby rozluźnić atmosferę.

-Dla takich widoków chce mieszkać w Brazylii- komentuje gdy stajemy na gorącym piasku.

-Chcesz mieszkać w Brazylii?

-To było jedno z moich marzeń.

-Też chciałbym kiedyś mieszkać w ciepłym kraju- oznajmia.

-No to może kiedyś się spotkamy na ulicy pięknego Rio De Janeiro.

-Może- odpowiada- A może nawet będziemy sąsiadami?

-Nigdy nie mów nigdy.

Rozkładamy koc i w między czasie rozmawiamy o tym w jakich domach chcielibyśmy mieszkać. Wychodzi na to, że ja i on nie chcielibyśmy wielkich willi, tylko nieduże, ale za to bardzo urokliwe domki.

-Idziemy pływać?- pytam.

-Jasne- odpowiada.

Wchodzimy do wody, która nagrzała się od panującej wokół temperatury. Najpierw powoli się zanurzamy, ale zaraz potem zaczynamy się wygłupiać. Wyrzucamy się w powietrze, nurkujemy w oceanie i chlapiemy się. Zabawa jest przednia, ale po godzinie spędzonej w wodzie musimy wyjść na piasek i rozgrzać ciało.Siadamy zatem na kocu i wycieramy się ręcznikami.

-Było fajnie- komentuje Nicolas.

-Jeszcze kiedyś to powtórzymy.

-Dzisiaj już nie wejdziemy do wody?

-Musimy jeszcze wpaść na wyścigi i ogarnąć papiery- wzdycham ociężale.

-Wyścigi są pewnie w nocy, prawda?

-Są- potwierdzam skinieniem głowy- Ale ogłosiłam, że nie mam zamiaru siedzieć po nocach, dlatego przełożyli go na południe.

-Czyli już musimy iść?- pyta.

-Możemy jeszcze posiedzieć, ale za godzinę musimy już iść.

-To nie marnujmy czasu i opalajmy się- oznajmia i kładzie się na brzuchu.

Powtarzam jego ruch i też leżę na kocu. Obracam głowę w stronę Nick'a i widzę, że on też na mnie patrzy. Uśmiecham się, a on odwzajemnia gest i zaczyna opowiadać historię o naszych znajomych.

***

-Oszukujesz!- krzyczy oburzony Nicolas.

Niedawno wróciliśmy do domu i jesteśmy już gotowi do wyjścia,ale mamy chwilę czasu dlatego gramy w chińczyka.

-A ty nie umiesz przegrywać- odgryzam się- A poza tym jak można oszukiwać w chińczyku?

-Nie wiem, ale wiem, że ty to robisz.

-Zachowujesz się jak dziecko- oznajmiam.

-Każdy z nas ma w sobie trochę dzieciaka- wzrusza ramionami- Idziemy?

-Idziemy.

Chwytam kluczyki od sportowego samochodu i wychodzę z domu. Pojazd czeka na nas w ogromnym garażu i jest przykryty plandeką. Zdejmujemy z niego pokrowiec i zajmujemy swoje miejsca.

-Będziesz się ścigać?- pyta chłopak, gdy wyjeżdżamy z posesji.

-Raczej nie- odpowiadam- Nigdy nie ścigałam się w Brazylii, a nie ma przy mnie chłopaków.

-Oni ci pomagają?

-Nie- mówię- Po prostu wcześniej pokazują mi tor i zabierają na przejażdżkę, żebym mogła oswoić się z nowym miejscem. No i sprawdzają mi też samochód.

-Czyli robią za mechaników?- pyta.

-I wsparcie- dodaje z uśmiechem.

-Widać to- oznajmia Nicolas.

-Co widać?

-Widać to, że są dla ciebie ważni.

-Bo są i to tak cholernie mocno, że sobie nawet tego nie wyobrażasz- komentuje- Jak trafiłam do siedziby i zostałam bossem, to mało kto miał do mnie szacunek. Znaczy przestrzegali zasad dotyczących capo, ale nie potrafili się pogodzić z tym, że jestem kobietą. Jedynymi osobami, które to akceptowały byli właśnie oni.

-Czyli nikt się ciebie nie bał?

-Kiedyś nie- odpowiadam- Musiałam wzbudzić respekt i dopiero zaczęli brać mnie na poważnie.

-Brzmi jak dużo roboty.

-Kilka miesięcy ciężko pracowałam, byleby tylko okazano mi należyty szacunek.

-I udało ci się.

-Bez pracy nie ma kołaczy- wzruszam ramionami i zjeżdżam na parking.

Stoi tutaj pełno samochodów, a ludzi jest chyba dwa razy więcej. Podjeżdżamy pod niewielką budkę, która służy organizatorom jako biuro. Wysiadamy z auta i bez pukania wchodzimy do środka.

Nikogo tutaj nie ma, dlatego wycofujemy się i stajemy koło naszego pojazdu. Dopiero po kilkunastu minutach ktoś pojawia się koło mnie.

-Holly?

-Cześć Vincent- witam się- Wpadliśmy zobaczyć jak działają wyścigi i chcemy przejrzeć papiery.

-Już przyniosę- odzywa się i wchodzi do budki.

Słychać odgłosy szperania, a po chwili drzwi się otwierają.

-Znalazłeś?- pytam.

-Tak- odpowiada i podaj mi teczki- To są wszystkie z tego roku.

-A z poprzednich masz?

-Mam- odpowiada- Przynieść?

-Nie będzie mi się chciało tyle sprawdzać- odpowiadam z uśmiechem.

Zaczynam przeglądać dokumenty, ale nie natrafiam się na nic ciekawego. W między czasie śledzę wzrokiem wszystko na placu. Nie mam zamiaru chodzić i przyglądać się wszystiemu, dlatego staram się to zrobić dokładnie, ale bez dodatkowej roboty.

-Papiery masz w porządku- odpowiadam i podaje mu stos segregatorów z powrotem- Ale umowy chciałabym wszystkie wziąć do domu.

-Oczywiście, już przyniosę- mówi i szybko wchodzi do swojego biura.

-Auta już wystartowały- mówi do mnie Nicolas.

-Patrz czy do siebie nie strzelają.

-A mogą?

-Właśnie nie i jeśli jakiegoś przyłapię to wylatuje- odpowiadam.

-Proszę Holly- Vincent nagle pojawia się obok mnie i podaje mi kolejne papiery.

-Dzięki.

Chowam umowy do samochodu i patrzę na zakończenie wyścigu. Zawodnicy są słabi i tylko jeden z nich ma szansę wygrać. Czekam jeszcze chwilę, ale tak jak się spodziewałam wygrywa czarny mustang.

Kiwam głową z uznaniem.

Skubany dobry jest.

Wsiadam do swojego wozu i czekam aż Nick do mnie dołączy. Chłopak robi to zaraz po mnie i wyjeżdżamy z zbiorowiska ludzi.








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top