Wydziedziczę Cię Jeśli Dostanę Przez Ciebie Zawału
-Gdybym spotkał cię na ulicy nie poznałbym cię - powiedział mój chrzestny - Naprawdę Hols.
Posyłam w jego stronę szeroki uśmiech.
Nie widzimy się często, bo mieszka w mieście, ale mimo wszystko bardzo go lubię.
Tak samo jak mojego kuzyna, z którym też rzadko się widuje.
Dzisiaj jesteśmy jednak w pełnym składzie.
-Dziękuję - odpowiadam - Bo to chyba był komplement, prawda?
-Zgadłaś młoda damo - odpowiada, cicho się śmiejąc.
-Dzień dobry pani Agnes, dzień dobry panie Rafael - zwraca się w stronę moich rodziców Matt.
Jest moim przyjacielem odkąd zostałam bossem. Zawsze mogę na niego liczyć, a on na mnie.
Traktujemy się jak rodzeństwo, dlatego właśnie wszedł do mojego domu bez pukania.
-Siema głąbie - witam się z nim, gdy akurat wchodzi do salonu.
Na moment widzę zdezorientowanie w jego oczach. Raczej nie spodziewał się tego, że na kanapie zastanie więcej osób.
-Siema dzbanie - odpowiada mi - Dzień dobry państwu.
Widzę, że jest zmieszany dlatego ratuje sytuację.
-Wujku to mój kumpel Matt, Matt to mój wujek.
Mężczyźni podają sobie ręce, a ja kontynuuję.
-Michael to Matt, Matt to mój kuzyn.
Po krótkich przywitaniach mój przyjaciel podnosi mnie z kanapy i sam siada na moim miejscu.
-Ty gnoju - już mam zamiar wykłócać się o to miejsce, ale chłopak pociąga mnie w dół na swoje kolana.
Nie czuje się skrępowana, ponieważ traktujemy się po przyjacielsku i ustaliliśmy to na początku znajomości.
-Już zluzuj gacie - odpowiada mi i mnie przytula.
-Chcecie posłuchać o najnowszym projekcie jaki odkryłem? - pyta się Mich.
Chłopak niedawno skończył studia i może się pochwalić pracą architekta. Gołym okiem widać, że uwielbia swoją pracę. Przy każdej możliwej okazji opowiada o ciekawych budowlach i znanych projektantach.
-Pewnie - wyrywam się z odpowiedzią i z zaciekawieniem słucham.
Niestety przerywa mi telefon. Spoglądam na ekran i widzę, że połączenie jest z Włoch.
Jeśli dobrze pamiętam teraz we Włoszech jest Lucas. A skoro dzwoni że służbowego numeru musiało się coś stać.
-Przepraszam na chwilkę - mówię pospiesznie i wstaje z kolan przyjaciela.
-Alone - zaczynam odbierając. (tłumaczenie niżej)
-Ciao Hols, abbiamo un caso - po drugiej stronie tak jak podejrzewałam słychać Lucas'a
-È qualcosa di importante? - pytam - Ho ospiti e posso parlare in media.
Słyszę, że chłopak wzdycha, a potem mówi.
-Ho già chiamato Louis, e ti ha detto che andrai negli Stati Uniti come capo per occuparti dei cartelli. Stai andando con Matt, Scott e me.
Wzdycham i zmyślam się na chwilę.
-Oggi sarò al quartier generale e parlerò con Louis.
- Allora fammi sapere cosa hai concordato.
-Aggiunta. Lontano- żegnam się z mężczyzną i rozłączam.
(TŁUMACZENIE może być źle, bo od niedawna mieszkam we Włoszech i uczę się języka, więc z góry przepraszam za błędy.
-Halo
-Cześć Hols mam sprawę
-Czy to coś ważnego?
Mam gości i średnio mogę rozmawiać
- Dzwoniłem już do Louisa, kazał przekazać ci że jedziesz do Stanów jako boss ogarniać tam kartele. Jedziesz z Mattem, Scottem i ze mną.
-Będę dzisiaj w siedzibie to pogadam z Louisem.
-To daj znać co i jak.
-Okej. Narazie)
Odkładam telefon i wracam do rodziny. Rozmowa trwa w najlepsze i nawet Matt bierze w niej czynny udział, a nie tylko udaje, że słucha.
Zajmuje miejsce na kolanach przyjaciela i dołączam się do rozmowy.
-O co chodziło? - pyta chłopak, bo wie, że ktoś dzwonił służbowo.
-Pogadamy potem - odpowiadam dając nacisk na ostatnie słowo.
-Dobra - odpuszcza.
Tym razem zajmuje mi chwilę włączenie się do rozmowy. Na szczęście szybko podjęty jest inny temat i mogę się do niego dołączyć.
-My chyba będziemy się już zbierać, prawda tato? - pyta się Michael.
-Faktycznie trochę się zasiedzieliśmy - odpowiada wujek - Będziemy się już zbierać
-Do zobaczenia - odpowiadam i przytulam się do chrzestnego.
Trwamy chwilę w uścisku, ale po chwili odsuwamy się od siebie. Mężczyzna podchodzi do moich rodziców, a ja do kuzyna.
Żegnamy się jeszcze chwilę, a potem odprowadzamy gości do wyjścia. Gdy drzwi do domu się zamykają, ja się odzywam.
-Muszę jechać do siedziby, bo chyba lecę do Stanów - wypalam szybko.
Nie muszę się bać, że moi rodzice będą osądzać mnie z powodu pracy. Nie przeszkadza im to, że jestem capo i że obracam się w nielegalnym świecie. Oczywiście nie skaczą z radości, bo woleliby, żebym miała bezpieczniejszą pracę, ale akceptują mój zawód.
-Na ile? - pyta zrezygnowana mama.
-Nie wiem jeszcze - wzruszam ramionami - Dowiem się od Louisa, dlatego tam jadę. Matt jedziesz ze mną?
Pytanie kieruje do przyjaciela.
-Jadę - uśmiecha się chytrze - Ale osobnymi autami.
Doskonale wiem co ma na myśli. Odwzajemniam jego uśmiech i podaje lewą dłoń.
W mafii przyjęło się, że prawą dłoń podaje się tylko prawej ręce. Takim kimś dla mnie jest Louis, chociaż on jest bardziej wspólnikiem.
-O co chodzi z tymi autami? - pyta moja mama.
Czasami mam wrażenie, że jest taka niewinna. Nie wie dokładnie w jakim świecie się obracam i może to dobrze. Martwiła by się jeszcze bardziej.
-Będziemy się ścigać - odpowiadam i puszczam dłoń Matta.
-O matulu - wzdycha moja mama - Wydziedziczę cię jeśli dostanę przez ciebie zawału.
Uśmiecham się do niej i lekko obejmuje.
-Nie stresuj się - mówię - Nic mi się nie stanie. A teraz przepraszam, ale idę się przebrać.
-Wyprowadzę ci auto - oznajmia chłopak - Kluczyki tam gdzie zawsze?
-Tak! - krzyczę i znikam w swoim pokoju.
Szybko wybieram czarną sukienkę. Jest krótka, czarna i ma długie rękawy. Na nogi zakładam ciemno-różowe trampki za kostkę. Włosy ulizuje i upinam w koczek z tyłu głowy. Robię delikatny makijaż, ale usta maluję na krwistoczerwony kolor. Psikam się też moimi ulubionymi perfumami. Na koniec zakładam czarne okulary przeciwsłoneczne, trzy ważne dla mnie bransoletki oraz złoty łańcuszek.
Nie zajmuje mi to więcej niż dziesięć minut, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem kurde szybka.
W przelocie łapie szpilki i małą torebeczkę. Wkładam do niej telefon, portfel i broń.
Zawsze noszę przy sobie pistolet, bo nawet jeśli posiadam ochroniarza, wolę mieć świadomość, że będę mogła się obronić sama.
Wychodzę z pokoju i widzę gości, którzy powinni już pojechać.
-Coś się stało? - pytam i podchodzę do rodziny.
-Auto nam się zepsuło - oznajmia wujek.
-Odwiozę was, tylko poczekajcie tutaj, bo na razie nie mam czasu - oznajmiam.
-Dzięki młoda - chce poczochrać mi włosy Michael.
-Nie ma mowy - robię unik i odskakuje - Nie zepsujesz mojej fryzury.
-Dobra już dobra - podnosi ręce w gescie obrony.
-Będę za góra trzy godzinki - oznajmiam i wychodzę z domu.
Kieruję się do auta i wsiadam za kierownicę. Odkładam na bok szpilki i torebkę, a szybę opuszczam.
-Gotowy na przegraną? - pytam i uśmiecham się złowieszczo.
-Nie wiedziałem że mówisz sama do siebie - odpowda i kiwa głową na znak, że zaraz startujemy.
Odlicza do trzech i ruszamy z miejsc. Auta mkną po wiejskich ulicach, a obraz za oknami się rozmywa. Dociskam pedał gazu i tylko zmieniam biegi. Spoglądam w lusterko i widzę, że Matt został w tyle. Uśmiecham się pod nosem i ponownie skupiam na drodze.
W tym momencie czuje, że jestem w swoim żywiole.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top