Rozdział Dodatkowy
-Mamo- dobiega mnie głos Shane'a.
Ciekawe co ten wariat znowu wymyślił.
Czasami z Chasem wpadają na takie pomysły, że widzę w nich Nick'a.
Bo przecież tych złych genów nie mogli przejąć po mnie.
Co to, to nie!
-Tak, skarbie?- pytam i odkładam książkę.
Kocham moje dzieciaki nad życie i nie wyobrażam nie poświęcić im czasu.
Książka, film czy jakiekolwiek inne zajęcie może poczekać, bo gdy w grę wchodzi rodzina nic się nie liczy.
Staram się być jak najlepszą mamą, ale nie wiem czy mi to wychodzi.
Może kiedyś moje maluchy mi to powiedzą?
-Podoba mi się taka jedna dziewczyna- wyznaje cicho i spuszcza głowę.
Mój synek się zakochał!
Chyba popłaczę się ze wzruszenia!
Nie dość, że jest emocjonalny i wrażliwy to jeszcze przyszedł mi o tym powiedzieć, bo wiedział, że go nie wyśmieje.
Chyba jednak jestem dobrą matką.
-To świetnie!- ekscytuję się- Znam ją?
W naszym domu przewija się bardzo dużo dzieci, bo bliźniacy i Rosie nigdy nie boją się przyprowadzać znajomych do domu, a ja pamiętam wszystkich, więc jeśli była u nas to ją znam.
-Uczyłem ją jeździć na rowerze.a
Pamiętam!
Urocza, rudowłosa i przesympatyczna dziewczynka.
Idealna.
-Naomi? Ta dziewczynka z której się śmiali, bo nie umiała jeździć na rowerze?
Tak...
Dzieci w Rio są wyjątkowo podłe.
Na szczęście moje skarby są uczone, że każdemu należy się szacunek i wsparcie.
Dlatego Rosie rzuciła piaskiem w dziewczynkę, bo wyśmiewała grubszego chłopca.
Dlatego Chase nauczył grać w piłkę chłopaca, który jest chory i nie chodzi zbyt dobrze.
Dlatego Shane uczył jeździć rowerem dziewczynkę, która przez to, że kiedyś złamała rękę jeżdżąc na rowerze, bała się wsiąść na niego ponownie i dzieciaki ją wyśmiały.
-Tak- odpowiada i podnosi wzrok- Zaprzyjaźniliśmy się i chyba się zaochałem.
Jaki on jest uroczy.
Po tatusiu, który swoją drogą pojechał gdzieś z Mattem i jestem pewna, że odstawią manianę.
-A mówiłeś jej o tym?- pytam łagodnie.
-Nie.
Normalnie jak Nicolas.
-Dlaczego?
-Chciałem jej powiedzieć, ale przyszła cała zapłakana i powiedziała, że wyjeżdża.
Słysząc ból w jego głosie automatyczne chce mi się płakać.
-O matko- moje oczy robią się mokre i ledwo hamuję łzy- Chodź tu.
Shane wtula się we mnie i słyszę jak pociąga nosem.
-Mamo jest mi tak przykro- płacze mój syn, a mi pęka serce.
Żadna matka nie chce, żeby jej dziecko cierpiało.
-Wiem, skarbie, wiem- tulę go i delikatnie nas kołyszę- Obiecuję ci, że przejdziemy przez to razem.
Nie będzie sam.
Będę go wspierać.
Ja, mój mąż i jego rodzeństwo.
-Chase będzie się ze mnie śmiał.
-Nie będzie. Jest twoim bratem i może nabijać się ze wszystkiego, ale nigdy z twojego nieszczęścia.
Może on tego nie widzi, ale ja jako matka dostrzegam to z jaką miłością się do siebie odnoszą.
-Na pewno?- pyta z nadzieją.
-Na pewno.
-Hejka, mamusiu!- słyszę krzyk Rosie i widzę jak wbiega do salonu.
Dobrze, że chociaż ona jest szczęśliwa.
-Cześć, różyczko- odpowiadam i uśmiecham się przyjaźnie- Idź na chwilę do siebie, proszę.
Chcę, żeby dała mi chwilę sam na sam z synem, ale ona ma inny plan.
-Mamusiu, ale Shane płacze, a ja jestem jego siostrzyczką i nie mogę go zostawić. Muszę go pocieszyć- odpowiada z mocą i wskakuje na kanapę.
Puszczam chłopca i robię miejsce małej, która od razu go przytula.
Wychowałam wartościowych ludzi.
-Kocham cię- szepcze mój syn i obejmuję dziewczynkę,
-Ja też cię kocham.
Ich słodką chwilę przerywa trzask drzwi i dziecięcy głosik.
-Dzień dobry, ciociu!- słyszę małego Evansa i uśmiecham się.
-Cześć, Victor!- macham mu ręką na powitanie- Przyjechałeś z Cami czy z rodzicami?
-Cami chciała jechać do kina ze swoją przyjaciółką, dlatego podrzuciła mnie tutaj i powiedziała, że mam na nią czekać.
No tak.
Robię za darmową nianię.
-Pobawisz się z Rosie?
-Nie będę się bawić z tym głupkiem!- krzyczy moja córeczka.
Kocham ją nad życie, ale takiego zachowania nie toleruję.
-Młoda panno Wilson, proszę przeprosić Victora- rozkazuję.
Zależy mi na tym, żeby dobrze ją wychować, więc nie zamierzam odpuścić.
-Nie!
-W tej chwili, Rosanno- gromię moją córkę wzrokiem- Nie będę się powtarzać.
Każdy kto mnie zna wie, że mam wyjątkową cierpliwość do mojej rodziny, bo ktoś obcy normalnie wąchałby już kwiatki od spodu.
-Nie przeproszę go!
-Mówię ostatni raz, Rosie- przeproś Victora.
-Nie! Dobrze wiesz, że go nienawidzę!
-Nie ważne jest to czy go lubisz czy nie. Masz go natychmiast przeprosić, bo nie wolno nazywać nikogo głupkiem.
-Ale ty nazwałaś tak tatusia!- buntuje się.
O ja pierdolę.
Nigdy więcej nie użyję sarkazmu przy dzieciach, przysięgam.
-Ale ja z tatą jesteśmy dorośli i rozumiemy co jest żartem, a co nie i nie robi nam się przykro- tłumaczę cierpliwie- A póki co, ty i Victor jesteście mali i nie możecie tak mówić, dlatego masz przeprosić.
-Nie przeproszę!
Moja cierpliwość się kończy.
Liczę w głowie do dziesięciu i odzywam się ponownie.
-Rosie, w tej chwili przepraszaj albo będziesz miała karę- stawiam warunek.
Nie krzyczę, bo tak nic nie załatwię.
Mówię dobitnie, ale cicho.
Z doświadczenia wiem, że to bardziej działa.
-Nie!
-To zasuwaj do pokoju i oddaj swoją nową lalkę.
-Nienawidzę cię!- płacze.
Trochę zabolało, ale wiem, że mówi to rozemocjonowana.
-Mówisz to w nerwach i wiem, że będziesz tego żałować, ale jestem twoją mamą i należy mi się szacunek. Przynieś zabawki i siedź u siebie. Jak przemyślisz swoje zachowanie to przyjdź i porozmawiamy- mówię i dodaję- I drzwi mają być otwarte.
Dziewczynka z płaczem wybiega z kuchni i po chwili wraca z kartonem zabawek. Zostawia je i ucieka do pokoju.
Czuję się źle z tym co jej zrobiłam, ale nie mogę pozwolić, żeby obrażała innych.
Zaraz przestanie płakać, więc porozmawiam z nią na spokojnie i się pogodzimy.
-Przepraszam cię, słoneczko- kucam obok chłopczyka i łapię go za rączki- Masz ochotę na ciasteczko?
-Mogę iść porozmawiać z Rosą?- pyta.
Przepadł.
-Jeśli chcesz to możesz.
-Dziękuję- odpowiada i wbiega po schodach.
-Chyba znam swojego szwagra- śmieje się Shane.
-Oby im się udało- kiwam głową na boki i wzdycham.
Podobało się?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top