Pokłóciliśmy Się O Ciebie

-Dlaczego tamci nie lecą z nami? - pyta Nicolas, gdy samolot zaczyna ruszać.

W przeciągu godziny zdążyliśmy spakować swoje rzeczy i przyjechać na lotnisko. Nie mamy dużo czasu, bo transport jest potrzebny na dziś w nocy.

Niestety nie uda nam się być tam tak wcześnie, ale według naszych obliczeń będziemy tam bardzo wcześnie rano i właśnie wtedy przewieziemy towar.

Akcja trochę się opóźni, ale lepiej zrobić to od razu, niż przekładać na kolejne dni.

-Nie lecą, bo spotkamy się w innym miejscu. Brazylia była nie planowana, więc jadę tam tylko ja. No i ty jako mój pomocnik- wzdycham i przecieram zmęczone powieki- To po pierwsze, a po drugie chłopaki mają imiona. Przypomnieć ci je?

-Nie musisz- burczy niechętnie.

-Chyba jednak muszę- mówię - Lucas, Matt, Scott, Louis i Jacob to moi przyjaciele i nie zamierzam tolerować tego, że zwracasz się do nich brzydko.

-Oni też zwracają się do mnie brzydko- skarży cicho przez co ledwo go słyszę.

-I im też zwracam na to uwagę.

-Naprawdę?

Nie kurwa, na niby.

Laska opanuj swój sarkazm i staraj się przeprowadzić spokojną rozmowę.

-Naprawdę- odpowiadam- A teraz powiedz mi dlaczego się nie lubicie.

-Po prostu się nie lubimy.

Wykrywam kłamstwo i nie mam zamiaru tak łatwo odpuścić.

-Nicolas- daję nacisk na jego imię.

-Pokłóciliśmy się o ciebie.

Co, co, co?

I jeszcze kurwa raz.

Co?

-Jak to o mnie?- dopytuję.

-Dowiedzieli się o naszej przeszłości i postanowili sobie ze mną porozmawiać- przy ostatnim słowie robi cudzusłów w powietrzu- Trochę się posprzeczaliśmy i się nie polubiliśmy.

Przepraszam bardzo co zrobili?

Już nigdy więcej nie powiem im o czymkolwiek związanym z  chłopakami.

-Jak tylko się z nimi zobaczę to im nogi z dupy powyrywam.

-Nic im nie mów. Należał mi się się wpierdol.

-Nawet tak nie mów- niemal krzyczę.

-To prawda Holls- odpowiada-  A teraz skończmy ten temat i chodźmy spać.

-Masz rację- komentuję- Musimy być wypoczęci.

-No dokładnie.

Obracam się plecami do Nicka i nakrywam się puszystym kocem. Przytulam do piersi niewielką poduszkę i próbuje zasnąć.

Idzie mi to opornie i po kilkunastu minutach podnoszę się do siadu. Kulę się w fotelu i spoglądam na mężczyznę obok mnie.

Wilson też nie śpi.

-Czemu nie śpisz?- pyta troskliwie.

Chyba troskliwie...

Możliwe, że mam omamy.

-Nie mogę zasnąć- odpowiadam- A ty?

Wzdycha i spuszcza głowę. Nie odzywa się przez dłuższy czas i już myślę, że mi nie odpowie, więc dodaje.

-W porządku jeśli nie chcesz to mi nie mów-zaczynam łagodnie- Ale jeśli będziesz chciał się wygadać to zawsze możesz na mnie liczyć.

-Pamiętasz jak mówiłem, że trochę pracowałem?

-Pamiętam.

-Dorabiałem sobie w firmie u mojego taty i u pewnego fotografa- zaczyna- Ten drugi powiedział mi, że będę mógł zacząć u niego pracę na stałe jeśli tylko pokaże mu swoje prace.

-Czyli dostałeś tą pracę?

-Nie do końca- wzdycha- Musiałem dostarczyć mu zdjęcia o wybranej przez niego tematyce. Zrobiłem wszystkie oprócz jednego.

Czekam w zniecierpliwieniu na koniec tej historii, który może okazać się różny.

-Rozbieranego.

Dokańcza, a ja wciągam więcej powietrza do płuc. Nie spodziewałam się takiego czegoś.

-Musisz je robić? - pytam.

-Każda fotografia miała udowodnić, że jestem w stanie pracować w zawodzie. Swoje zdjęcie zrobiłem jako pierwsze, sesję zwierzaka jako drugie. Zdjęcie, które miało przedstawiać moje życie było następne, po nim było zdjęcie mojej mamy. A na samym końcu było zdjęcie przyrody.

-Wszystkie je zrobiłeś?

-Te które wymieniłem teraz to tak- kiwa głową- Każde sprawdzało moje umiejętności. Naga sesja miała pokazać moją odwagę do nowych rzeczy. Zrobiłbym te zdjęcia, gdyby nie to, że nie mam modelki.

-I jesteś przygnębiony przez to, że twoja praca pójdzie na marne?

-Dokakdnie- odpowiada.

Robi mi się go żal, bo bardzo napracował się nad wszystkimi pracami, a przez tę jedną, cały jego wysiłek może iść na marne.

-Zapozuję dla ciebie- wypalam niespodziewnie.

Nicolas patrzy się na mnie jak na wariatkę, ale nic dziwnego, bo ja też mam ochotę strzelić sobie w twarz za tą pochopną decyzję.

-Ale to rozbierana sesja Holly.

-Widzę, że ci na tym zależy. Nie chcę, żebyś był smutny tym bardziej, że mogę Ci pomóc.

-Przemyśl to-upiera się- Mi się nic nie stanie, a nie chce żebyś czuła się źle.

-Ale zobacz są same plusy- oznajmiam - Tobie nie będzie przykro, a ja będę miała fajne fotki.

Nie wiem czy próbuje przekonać siebie czy jego, ale staram się wierzyć, że nie może być źle.

-Jesteś pewna?

-Jestem.

-Chodź tu- Nicolas rozkłada ramiona, a ja się w niego wtulam- Dziękuję.

-Nie ma za co.

Przyciągam go do siebie jeszcze mocniej i chowam twarz w jego klatce piersiowej. Słyszę bicie jego serca i spokojny oddech.

I te dźwięki towarzyszą mi kiedy zasypiam.

***
-Ja zamykam konwój - tłumaczę- Każdy wie co ma robić?

Mężczyźni kiwają głowami i rozchodzą się do swoich samochodów.

Sama wsiadam za kierownicę i podążam za resztą aut. Zgodnie z obietnicą, trzymam się z tyłu i nikogo nie wyprzedzam.

Uliczki w Brazylii są dosyć kręte i wąskie, dlatego wszystko się dłuży. Samochody z przodu prowadzą ciężarówkę, która przewozi tony amfetaminy. Za nią jedzie jeszcze średniej wielkości bus, w którym jest marihuana. Dopiero za nimi wszystkimi jadę ja i Nicolas oraz parę innych aut.

Kierowcy bez problemu mogliby przewieźć towar sami, ale nawet jeśli zatrzyma ich kontrola drogowa to jedni ich wylegitymują, a reszta dalej może jechać.

-Mamy jakieś plany na dziś? - pyta Nick

-Na sto procent pojawimy się na wyścigach, ale to dopiero późnym wieczorem.

-A co powiesz na plażę?

-Jestem za.

Uśmiecham się i robię gwałtownych manewr, gdy furgonetka przed nami niespodziewanie hamuje.

-Jak jeździsz kurwo? - burcze pod nosem.

Już mam zadzwonić i pytać co się dzieje, ale przed moim pojazdem pojawia się policjant.

No kurwa zajebiście.

Właśnie tego mi było trzeba z samego rana.

Wyskuje z samochodu i zaczynam rozmawiać z mundurowym. Tłumaczę mu sytuację i pokazuje mój dowód. Nie robi nic i po prostu puszcza nas wolno.

Poszło szybko i sprawnie.

Mimo,że wszystko zostało załatwione w natychmiastowym tempie to i tak mamy obsuwę i w kartelu będziemy dopiero za kilkadziesiąt minut.

Na samą myśl o tej wolnej i męczącej jeździe chce mi się płakać.

Nigdy więcej nie piszę się na takie przewozy, bo tylko dostanę nerwicy i kurwicy.

Dwa w jednym.

Powoli zbliżamy się do końca...🤫❤️







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top