Patrzyli Się Na Nas Jak Kanibale Na Ofiarę

-Kurwa mać, Holls!- słyszę krzyk Nicka.

Zapinam guzik w spodenkach i wychodzę z pokoju. Idę do kuchni, ale gdy tylko widzę bałagan jaki tam panuje mam w głowie jedno.

Pobojowisko.

-Co tu się stało?- pytam i na palcach podchodzę do rozbitych jajek.

-Próbowałem upiec pizzę- mówi i spuszcza głowę- Tylko coś mi nie wyszło.

Patrzę z szeroko otwartymi oczami na pomieszczenie, które kiedyś było kuchnią. Teraz przypomina bardziej melinę.

-Czemu mnie nie zawołałeś?- pytam, a chwilę później dodaję- Pomogłabym ci.

-Wiem, ale to miała być niespodzianka.

-Myślę, że niespodziankę już mam- odpowiadam wpadając na genialny pomysł- Ale nie mam pizzy.

-Możemy zamówić- komentuje Nicolas.

-Upieczemy ją Wilson- oznajmiam, a chłopak patrzy na mnie jak na idiotkę- Nie patrz tak na mnie.

-Umiesz gotować?

-Nie, ale się nauczę.

-A jak wybuchnie pożar?- pyta.

-To wtedy przetestujemy gaśnice- wzruszam ramionami, a Nick patrzy na mnie przerażony- Przecież nic się nie stanie Nickolson, wyluzuj.

-No dobra- wzdycha- To od czego zaczynamy?

-Sprzątania.

Zaczynamy porządki i po kilkunastu minutach kuchnia wygląda normalnie. Nie ma mąki na podłodze, ani porozbijanych jajek. Łyżki nie leżą gdzie popadnie, a blat nie jest uklejony.

Wreszcie jest czysto.

I nie wierzę, że powiem to ja, największa bałaganiara na tym świecie.

Jestem kurwa najradośniejszym człowiekiem na tej ziemi, dlatego że posprzątaliśmy.

-To teraz co robimy?- pyta mężczyzna.

-Czytamy przepis- stwierdzam i otwieram książkę kucharską.

-Nie lepiej sprawdzić w internecie?

-Przecież mamy książkę.

-Ale przepisy na pewno są dobre?- zasypuje mnie pytaniami Nicolas.

-Moja babcia z nich korzystała, więc są sprawdzone i to z nich korzystam jak gotuje.

-To czytaj co musimy wyciągnąć- kapituluje chłopak.

Czytam przepis, a Wilson wyciąga potrzebne składniki. Po chwili zaczynamy przygotowywać ciasto, a następnie odkładamy je, żeby wyrosło.

-Siadaj przy stole Nicolas musisz mi pomóc- oznajmiam i idę do swojej sypialni.

Gdy wracam chłopak siedzi już przy stole i bawi się rękoma. Siadam na krzesełku obok niego i rzucam na stół kupkę dokumentów.

-Co mam z tym zrobić?- pyta.

-Tu masz wzór umowy prawidłowej- podaje mu kartkę- Musisz sprawdzić czy wszystkie papiery są napisane w taki sposób.

-A ty co będziesz robić?

-Ja będę sprawdzać i uzupełniać te niepodpisane.

-To bierzmy się do pracy- mówi i zaczyna czytać.

***

-Japierdole aż oczopląsu od tego dostałe- mówi Nicolas, gdy odkładamy umowy na bok.

-Mi pod koniec też wszystko zaczęło się mieszać.

-Będziemy musieli jeszcze kiedyś to robić?

-Mam nadzieję, że nie- odpowiadam szczerze- Ogarniesz to Nicolas? Ja pójdę dokończyć pizzę.

-Już się robi- odpowiada i zaczyna zbierać papiery.

Ja w tym czasie kieruję się do kuchni i zaczynam robić nam jedzenie. Rozwałkowuje ciasto i zaczynam na nim układać składniki. W między czasie włączam piekarnik i już po chwili wkładam blachę z ciastem do rozgrzanego urządzenia.

-Pomóc ci?- słyszę głos Nicka.

-Właśnie włożyłam pizzę do piekarnika.

-A ja posprzątałem papiery- oznajmia- Robimy lemoniadę?

-Możemy- odpowiadam i wyciągam cytrynę.

Kroję owoc w plasterki i wrzucam je do dzbanka z wodą, dodaję też miętę i kostki lodu.

-Chyba już się upiekła- mówi chłopak i patrzy na ciasto.

-Faktycznie- odpowiadam- Odsuń się to ją wyciągnę.

***

-Zaraz chyba pęknę- oznajmiam i rozkładam się wygodnie na krześle.

Przed chwilą zjedliśmy całą pizzę i jesteśmy najedzeni jak nigdy w życiu. Zarówno ja i on odnosimy wrażenie, że nasze brzuchy zaraz eksplodują.

-Ja też i proponuję długi spacer- mówi chłopak.

-To ruszamy dupska i idziemy.

-Ale chyba nie do tych slamsów?- pyta przerażony.

-Teraz pozwiedzamy część turystyczną.

-To tamta nie była turystyczna?

-No raczej nie, bo patrzyli się na nas jak kanibale na ofiarę.

-Aż tak źle było? Nie zauważyłem...

-Wyluzuj Nickolson, bo ci żyłka pęknie- patrzę na niego i dodaję- Chyba wystarczająco pokazałam im kto rządzi.

-Pokazałaś i to nawet za bardzo wystarczająco.

-Daj spokój- uśmiecham się do niego- Nie miałam zamiaru wchodzić w bójkę, a pistolet załatwił sprawę.

Już ma coś odpowiedzieć, ale widzę nadjeżdżający tramwaj. Taki typowy brazylijski, cały żółty w drobne wzorki i bez szyb.

-Jechałeś kiedyś takim?- pytam podekscytowana.

-Nie.

(Tłumaczenie niżej:)

-Olá, amigo- witam się.

-Oi- odpowiada- Você quer dar um passeio?

-Nós podemos?

-Claro- odpowiada i uśmiecha się do nas przyjaźnie.

-Obrigado- odwzajemniam gest.

(-Witaj przyjacielu

-Cześć, chcecie się przejechać?

-A możemy?

-Oczywiście

-Dziękujemy)

-Wsiadaj Nicolas- łapię chłopaka za rękę i wsiadamy do pojazdu.

-Jak udało ci się to załatwić?- pyta Nick.

-Ludzie są tutaj bardzo przyjaźni- tłumaczę.

-A ci, których nastraszyłaś?

-To była dzielnica przestępców- mówię- Dopiero potem się o tym dowiedziałam.

Ulica na której rano się znaleźliśmy była zamieszkiwana przez bandziorów. W całej Brazylii jest niebezpiecznie, ale większość osób mnie tutaj zna, więc bez problemu mogłabym tutaj mieszkać bez obawy, że ktoś na mnie napadnie. Dodatkowym plusem jest to, że zawsze noszę przy sobie broń i mam ochroniarza.

-Japierdole oni mogli zrobić nam krzywdę, a ty mówisz o tym tak spokojnie?

-Poskładałabym ich z palcem w dupie- prycham prześmiewczo- A teraz podziwiaj widoki, za całe darmo.

Wychylam się delikatnie przez okno i obserwuje malownicze uliczki. Copacabana to jeden z ładniejszych regionów na całym świecie. Palmy, ogromne wieżowce i przebijający się między budynkami widok plaży jest powalający.

Przepadłam dla Rio De Janeiro.

No i dla Nicolasa Wilsona też.

Ale to drugie to tak tylko przy okazji.

-Musimy już wysiadać, bo odjechaliśmy całkiem daleko- mówi Nicolas po kilkunastu minutach.

-Masz rację- odpowiadam i proszę kierowcę, aby nas wysadził.

-Wracamy do domu?- pyta.

-Plażą?

-Jestem za- odpowiada.

-Ja też.

Idziemy brzegiem oceanu w ciszy. Nie odzywamy się do siebie i napawamy się widokiem rajskiej plaży. Słońce dalej grzeje, ale temperatura z godziny na godzinę będzie się obniżać.

-Holls, dziwnie mi to mówić, ale muszę o to dopytać- mówi cicho Nicolas.

-Mów śmiało- zachęcam go.

-Pamiętasz jak rozmawialiśmy o tej sesji?

-Pewnie chcesz zapytać czy dalej jestem na tak, prawda?

-Tak- odpowiada i spuszcza głowę- To jak?

-Damy radę zrobić to jeszcze dzisiaj?- pytam.

-Jasne- odpowiada.

-To idziemy teraz do domu- zaczynam- Pokażę ci pokój gdzie możesz rozstawić sobie sprzęt, a ja w tym czasie pójdę ogarnąć włosy i makijaż.

-Głupio mi to mówić, ale będę potrzebował jeszcze kwiatów- odzywa się cicho.

-Wyślemy po nie ochroniarza- oznajmiam.

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Wiesz, że nie musisz.

-Jestem pewna.

-Dziękuję- szepcze chłopak.

-Za co?- pytam lekko zbita z tropu.

-Za wszystko co dla mnie robisz- zaczyna- Za to, że uratowałaś mnie przed śmiercią. Za to, że o mnie dbasz. Za to, że pozwalasz mi studiować. Za to, że chcesz pozwolić mi normalnie żyć. Za to, że zabierasz mnie na wycieczki i za to, że zgodziłaś się na tą sesję.

-Tak robią przyjaciele Nicolas- mówię cicho.

-Jesteśmy przyjaciółmi?- pyta szeptem.

-Ty jesteś moim przyjacielem- odpowiadam i patrzę mu głęboko w oczy.

-A ty moją przyjaciółką- chłopak przyciąga mnie do siebie, mocno przytula i składa delikatny pocałunek na czubku mojej głowy.

Czuję, że jestem we właściwym miejscu z właściwą osobą.

Szkoda tylko, że ta właściwa osoba znów odejdzie i zostawi mnie samą.

Ze złamanym sercem.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top