Jaja To Mają Dla Ozdoby

Ostatnie dni nie były dla mnie łaskawe. Brzuch cały czas mnie bolał, a moje siły i chęci do życia były równe zeru. Całe dnie leżałam w łóżku i grzałam się termoforem.

W moich męczarniach dzielnie wspierał mnie Nicolas.

Oglądał ze mną bajki, filmy oraz przynosił to na co miałam ochotę. Muszę przyznać, że nie spanikował tak jak reszta moich przyjaciół. Wilson wytrwale siedział ze mną i dbał żebym czuła się dobrze, a moi kochani przyjaciele...

Moi kochani przyjaciele, w tym momencie największe pizdeczki, ukrywali się przede mną przez cały czas.

Wychodzili z domu wcześnie rano, potem wpadali tylko zobaczyć czy wszystko ze mną okej i z powrotem wychodzili na miasto.  No ale jako ta przecudowna, inteligentna, śliczna i najlepsza przyjaciółka znosiłam ich humorki i nie mam im tego za złe.

To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że jaja to mają dla ozdoby.

-Wstałaś już?- pyta cicho Nick i wchodzi do pokoju.

Podnoszę się na łóżku i przeciągam.

-Wstałam i zdecydowanie mam dobry humor- odpowiadam i uśmiecham się szeroko- Dla tego idziemy biegać.

-A ty możesz biegać?

-A czemu bym nie mogła?- pytam z rozbawieniem, które mija gdy uświadamiam sobie o co chodziło mężczyźnie- Miesiączka mi się skończyła, więc wracam do regularnych treningów.

Mam ochotę schować głowę w piach, dokładnie tak jak robią to strusie.

Jedyne co czuję w tym momencie to zażenowanie.

Wstyd kurwa.

-To co?- zaczyna- Idę się przebrać, wziąć nam wodę i spadamy biegać.

-A potem idziemy zwiedzać miasto- dodaję.

-I zrobić pamiątkowe zdjęcie.

-I na lody.

-I koniecznie lemoniadę- kończy nasze plany Nicolas.

-A tak w ogóle to która godzina?- pytam szczerze ciekawa.

-Nie ma nawet siódmej- odpowiada po czym dodaje- Ranny ptaszek z ciebie.

Zamiast odpowiedzi posyłam mu uśmiech i zrywam się z łóżka. Podchodzę do szafy i zaczynam wybierać strój do ćwiczeń. Waham się między długimi spodniami i zwykłą koszulką, a krótkimi, sportowymi spodenkami i dopasowaną do tego koszulką. Ostatecznie wybór pada na drugi komplet, a po chwili jestem już ubrana i uczesana. Dzisiaj postawiłam na prostego koczka.

-Nickolson jesteś gotowy?!- krzyczę i w między czasie zakładam sportowe buty.

-Już idę!

Po chwili moim oczom ukazuje się gotowy chłopak, który jest ubrany prawie tak samo jak ja. Koszulkę ma taką jak ja tylko w męskiej wersji, a spodenki zamiast obcisłych ma luźne. I w zasadzie to koniec różnic między nami. Z boku możemy wyglądać jak bliźniacy.

Jeszcze mi kurwa brakuje tego, żeby nas z rodzeństwem mylili.

-Wyglądasz zajebiście- oznajmia niespodziewanie Nicolas.

-Dzięki?- bardziej pytam niż mówię.

Chłopak tylko puszcza mi oczko i podaję butelkę wody.

-Biegałeś wcześniej?

-Rzadko- odpowiada.

-To nie wiem czy biegniesz dziesięć kilometrów ze mną, czy po pięciu odstawiam cię pod blok, a sama kończę trening?

-Biegnę z tobą- odpowiada natychmiast.

Nawet tego kurczę nie przemyślał.

-Jesteś pewien...- zaczynam, ale chłopak natychmiast mi przerywa.

-Chyba cię popierdoliło, że puszczę atrakcyjną, młodą kobietę biegać samą w takim wielkim mieście. Wiesz ile jest tu niebezpieczeństw?

-Nicolas nie świruj- odpowiadam- Mam ze sobą broń.

Na potwierdzenie swoich słów unoszę trzymany przeze mnie pistolet. Wilson zaciska mocno szczękę, ale nie zwleka długo z odpowiedzią i już po chwili ponownie słyszę jego głos.

-I co z tego?- prycha- Jak będziesz z facetem to nikt cię nie zaczepi.

Kręcę głową i wskazuje mu, żeby wyszedł z mieszkania. Robi to posłusznie, a ja zamykam za nami drzwi. Zjeżdżamy windą, witamy się z portierem oraz ochroniarzami, a następnie zaczynamy rozgrzewkę.

Nigdy nie rozgrzewam się jakoś bardzo przed bieganiem więc pięć minut rozgrzewki to dla mnie wystarczająco dużo. Z uśmiechami na twarzach zaczynamy biec. Rozmawiamy na różne tematy, ale chwilami biegniemy też w milczeniu.

Nicolas jest dla mnie jedną z ważniejszych osób i czuję, że się od niego uzależniam. Potrafię z nim milczeć, ale potrafimy też krzyczeć na siebie bez powodu. Nie wstydzę się przy nim płakać, ale nie wstydzę się też śmiać. Mogę chodzić w poplamionych dresach, a on i tak będzie mówił, że wyglądam zjawiskowo.

Przy nim mogę być sobą.

-Zaśpiewamy?- pyta nagle i wyrywa mnie z zamyślenia.

-Pewnie- odpowiadam- Tylko ja nie znam piosenek.

-Refren I wanna be yours od Arctic Monkeys.

-Śpiewamy- odpowiadam z uśmiechem.

-Secrets I have held in my heart- zaczyna a ja zauważam, że Nicolas pięknie śpiewa.-Are harder to hide than I thought.

-Maybe I just wanna be yours.
I wanna be yours.

- I wanna be yours- śpiewa patrząc mi w oczy.

-Wanna be yours.

-Wanna be yours.

-Wanna be yours- kończę piosenkę i też spoglądam mu w oczy.

Kończymy piosenkę równo z dziesiątym kilometrem. Uśmiechamy się szeroko i ciężko dyszymy. Ten bieg był nam potrzebny. Oczyściliśmy swoje umysły i zdecydowanie w lepszych humorach wracamy do domu.

-To co będziemy teraz robić?- odzywa się chłopak tym samym przerywając ciszę.

-Wykąpiemy się i spadamy na miasto.

-A śniadanie?- pyta- Umieram z głodu.

-Lubisz gofry?

-Lubię- odpowiada.

-Po drodze jest budka i sprzedają tam przepyszne gofry i lody.

-No i zajebiście- uśmiecha się szeroko.

Po chwili spokojnego spaceru docieramy do niewielkiej przyczepy, w której kręci się młody chłopak. Od razu rozpoznaje blond czuprynę i tatuaż na karku.

Byłam tu parę razy wcześniej i spodobałam się Blake'owi na tyle, że zaprosił mnie na randkę. Dogadywaliśmy się, ale to raczej kolejny facet, który nadaje się na mojego przyjaciela, a nie chłopaka.

Oboje stwierdziliśmy, że do siebie nie pasujemy. On wolałby dziewczynę, która częściej bywa w domu i podróżuje razem z nim, a ja żyję w gotowości do niespodziewanych wyjazdów i to raczej takich do których nie chciałabym go wciągać. Nie chodzi o to, że nie miałabym ochoty zabrać go na inny kontynent, ale o to, że byłby w niebezpieczeństwie.

Takie życie nie jest dla wszystkich, a ja nie chcę szukać sobie partnera na siłę.

Dlatego umrę jako spełniona singielka.

-Hejka Blake!- witam się czym przykuwam uwagę jego i Nicka.

-Japierdole Holly!- krzyczy przerażony, ale wybiega z budki aby się za mną przywitać.

Wpadam w jego ramiona, a on okrąża nas wokół własnej osi. Śmiejemy się i cieszymy ze swojego widoku. Nie jest mi tak bliski jak Matt, Scott, Lucas, Jacob, Louis, a nawet Nicolas, ale zdecydowanie jest moim dobrym kumplem.

Gdy byłam tu ostatnim razem spędziliśmy razem każdy dzień. Z rana pomagałam mu na stoisku, a popołudniami zwiedzaliśmy i imprezowaliśmy. Zżyliśmy się na tyle, że aż smutno było wyjechać, ale obiecaliśmy sobie, że jak będziemy akurat w naszych rodzinnych miastach musimy się spotkać.

Robimy tak do dziś.

-Masz kolejne tatuaże!

-Zajebiste no nie?- podnosi rękaw swojej koszulki ukazując czarny tusz.

Jeśli się nie mylę przedstawia węża oplatającego jego biceps. Unoszę zafascynowana rękę i podążam wzdłuż wzoru. Przerywa mi jednak głośne chrząknięcie.

-Blake poznaj Nicolas'a moją prawą rękę, Nicolas poznaj Blake'a mojego dobrego kumpla- przedstawiam ich sobie.

Blake wyciąga dłoń w stronę Nicka, a on niechętnie ją przyjmuje. Mruczy coś pod nosem, a ja jestem zdekoncentrowana tą sytuacją.

O co tu kurka wodna chodzi?

-No to blondasie rób nam najlepsze gofry w mieście- przerywam tą niezręczną chwilę.

-Na świecie chciałaś powiedzieć- odpowiada ze śmiechem i zaczyna przygotowywanie naszego jedzenia.

-Masz rację- potakuje- Nigdzie nie jadłam lepszych.

Uśmiecha się do mnie i ma zamiar coś powiedzieć, ale wtrąca się Wilson.

-Idę do toalety- oznajmia i odchodzi w stronę pobliskiego budynku.

Patrzę za nim przez chwilę, aż nie przerywa mi Blake.

-Jest o ciebie zazdrosny.

-Co?

Właśnie, co?

-Jest o ciebie zazdrosny.

-Ale o co ma być zazdrosny?

-O mnie?- prycha.

-No dobra- przeciągam- A co ja mam z tą wiedzą zrobić.

-A skąd ja mam to kurwa wiedzieć. Ja cię tylko informuje, że jest o ciebie zazdrosny.

Kiwam głową niezdolna do wypowiedzenia sensownego zdania. Nie wiem co mam myśleć, a tym bardziej mówić, więc lepiej to przemilczeć. Czasami tak jest najlepiej.

Nicolas wraca po chwili i ustawia się obok mnie. Odbiera nasze gofry, a ja w tym czasie żegnam się z Blakie'm i umawiam z nim na kiedy indziej. Na razie mam tyle na głowie, że spotkanie odpada.

Po chwili odchodzimy i zaczynamy jeść nasze gofry. Nick pyta się mnie skąd znam chłopaka, ale gdy odpowiadam, szybko zmienia temat. Zupełnie tak jakby chciał, żeby nie drążyć tego tematu. Wzruszam ramionami i pochłaniam swojego gofra. Nim się obejrzę jesteśmy już w mieszkaniu i rozchodzimy się w swoje strony.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top