Dług Wdzięczności

!Ważna notatka pod rozdziałem!

-Przyjechaliśmy!- krzyczę i rzucam trampki w kąt pomieszczenia.

Wchodzę w głąb apartamentu i czekam na odpowiedź chłopaków.

-Musimy iść na walki- odpowiadają i pojawiają się obok mnie.

-Idźcie za mnie i sprawdźcie czy nie odpieprzają tam żadnej maniany.

-Ale musisz iść ty- upierają się przy swoim.

-Zbliża mi się okres- mówię szczerze- Boli mnie brzuch i nie mam siły.

-No dobra to odpocznij- odpowiadają pospiesznie i wręcz wybiegają z mieszkania.

Moi przyjaciele starają się mnie unikać, gdy mam miesiączkę.

Może to dlatego, że w tym czasie nie jestem sobą?

Odkąd zaczęłam normalnie jeść znów mam okres i nie jest on taki jak wcześniej. Brzuch boli mnie tak, że całe dnie leżę w łóżku skulona z termoforem na brzuchu. Humor mam zjebany i nie potrafię odpowiadać sarkastycznie, a na wszystkie zaczepki reaguje płaczem.

Jednym słowem tragedia.

Na szczęście moje męczarnie nie trwają długo, bo zazwyczaj trzy dni. W porównaniu do moich koleżanek z liceum to aż o połowę krócej.

Jebana szczęściara ze mnie.

-Nie wiem jak ty Nickolson, ale ja idę się myć i spadam spać - oznajmiam.

-Idź pierwsza- odpowiada.

-Nicolas mam do ciebie prośbę- zaczynam niepewnie.

Mam ochotę napluć sobie w twarz za moją bezmyślność.

Już w New Yorku wiedziałam, że zbliża mi się okres, ale zamiast pójść do sklepu wolałam nie przyjmować tego faktu do świadomości.

-Tak Holls?

-Pójdziesz do sklepu i kupisz mi podpaski albo tampony proszę?- wyrzucam szybko i spuszczam wzrok- Wiem, że to pewnie wstyd dla faceta kupować takie rzeczy, ale naprawdę nie mam siły tam iść.

-Oczywiście, że pójdę- mówi i podchodzi do mnie.

-Poczekaj dam ci pieniądze- oznajmiam i próbuję podejść do swojej torebki po portfel.

-Wpadła mi kasa na konto za robotę u ojca w firmie- zaczyna- Zapłacę za te podpaski.

-Bez przesady- kręcę głową- Już i tak mam u ciebie dług wdzięczności za to, że zgodziłeś się tam pójść. Jestem pewna, że Matt, Jacob i Scott wymigaliby się od pójścia do tego sklepu. Jedynie mogłabym liczyć na Lucasa albo Louisa.

-Zawsze możesz liczyć też na mnie- mówi jak gdyby nigdy nic, a moje serce na moment się zatrzymuje- Nie wstydzę się pójść do sklepu po podpaski czy tampony, bo to normalna rzecz jaką kobiety potrzebują- zamyśla się na chwilę- A ten dług wdzięczności to na czy polega?

Parskam śmiechem i patrzę w oczy Nicolasa.

-Możesz sobie wybrać jedno życzenie, które spełnię.

Niesłyszalnie dodaje przyzwoite życzenie. Chłopak zdaje się wyczuwać aluzję, bo uśmiecha się rozbawiony.

-A do kiedy mam czas?- dopytuje widocznie ciekawy.

Aż się kurwa boję co wymyślił.

-Do kiedy chcesz- odpowiadam bez przemyślenia sensu wypowiedzianych przeze mnie słów.

-No to jeszcze poczekam.

-A zdradzisz mi co wymyśliłeś?

-Nie.

-Ej no- marudzę.

-Zdradzę ci tylko tyle, że kiedyś mi się to przyda-  odpowiada tajemniczo.

Pierdolony Nicolas Wilson doskonale zdaje sobie sprawę, że jestem ciekawska.

-Pierdol się- syczę wściekła i mam zamiar odejść, ale powstrzymuje mnie czyjaś ręka.

Mając na myśli czyjaś chodzi mi o Wilsona.

-Nie obrażasz się prawda?- mówi i przyciąga mnie do siebie.

Obejmuje mnie ramionami i gładzi moje plecy. Czuję się spokojnie w jego ramionach, ale wiem, że muszę mieć głowę na karku, dlatego po krótkiej chwili wydostaje się z jego objęć.

-Nie- odpowiadam już dużo spokojniej- Musimy pogadać Nick.

Przypomniałam sobie właśnie o nauce chłopaka.

-O czym?- pyta niepewnie, a w jego głosie wyczuwam nutę niepokoju.

-Siadaj, bo to chwilę potrwa- nie odpowiadam mu i siadam na krześle.

Opieram się łokciami o stół i pocieram zmęczone oczy. Nie mam na nic siły, ale nie mogę dłużej odwlekać tej rozmowy.

-To o czym chciałaś rozmawiać?

-O tobie- oznajmiam i wzdycham.

-O mnie?

-Tak o tobie Wilson- zaczynam- Nie wiem tak naprawdę od czego zacząć, ale może najlepiej od tego, że za jakiś czas będziesz mógł wrócić do domu.

-Naprawdę?- pyta zszokowany.

Nie tylko ty jesteś w szoku kolego.

Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale postanowiłam, że odjedzie niedługo po karnawale. Rok w tym świecie za bardzo go zniszczy, a Nicolas jest wyjątkowy.

Potrafi żartować z każdej sytuacji, ale potrafi też być poważny. Uwielbia wolność, a zarazem ceni sobie rodzinę. Ma plany na życie i marzenia związane z pracą.

Nicolas Wilson jest za dobry dla mafii.

My jesteśmy nieobliczalni i niebezpieczni. Chodzimy z bronią i zabijamy ludzi. Niszczymy życia dłużników, a sami nie ponosimy za to żadnych, choćby najmniejszych, konsekwencji. Jesteśmy gotowi rzucić wszystko i w środku nocy wyjechać na inny kontynent.

Takie jest nasze życie. W tym moje.

Nie mam marzeń dotyczących pracy, albo rodziny. Chcę tylko podróżować i dalej jeździć. Jesteśmy swoimi przeciwieństwami i prędzej czy później zrobiłoby się między nami nieprzyjemnie.

Nie chcę żeby Nicolas zapamiętał mnie jako rozpieszczoną sukę, dlatego staram się robić wszystko, żeby wyjazd z nami był dla niego wakacjami. Zabieram go w ciekawe miejsca, imprezujemy razem i dużo się śmiejemy.

-Ten świat nie jest dla ciebie, więc tak Nick wrócisz do siebie za kilka miesięcy- odpowiadam- Powinieneś być ze mną co najmniej rok jako moja prawa ręka, ale to życie cię zniszczy. Nie będziesz już tym samym Nicolasem za pół roku, a co dopiero za rok.

Chłopak uśmiecha się, ale wychodzi z tego grymas. Nie wiem dlaczego, ale nie zwracam na niego uwagi i kontynuuję.

-Masz plany i marzenia, a ja nie zamierzam ci ich niszczyć. Chcesz być fotografem, więc nim będziesz. Pomogę ci w tym.

-Dziękuję- chrypi.

-Nie masz za co- wzdycham i uśmiecham się ponuro- Niestety nie możemy obejść wszystkich procedur i musisz nauczyć się jakiegoś języka. Najłatwiej się uczy włoskiego i to właśnie jego bym ci proponowała

-No dobra- odpowiada i marszczy czoło co oznacza, że nad czymś intensywnie myśli- A jak ja mam się uczyć tego włoskiego?

-Normalnie miałbyś jakiegoś korepetytora, ale będziesz z nami krótko, więc to nie ma sensu- tłumaczę- Skoro musisz ogarnąć tylko podstawy, to na twoim miejscu uczyłabym się na aplikacji w telefonie.

-Myślisz, że się tak nauczę?

-No ja się tak uczyłam podstaw włoskiego i portugalskiego, a teraz uczę hiszpańskiego.

-I tak nauczyłaś się biegle mówić?- pyta ewidentnie zdziwiony.

-Byłam w tych krajach kilka miesięcy, a dodatkowo przed wyjazdem tam miałam kilka korepetycji- odpowiadam- Ale w ogólnym rozrachunku to umiałam podstawę przez naukę właśnie w taki sposób.

-No to ja też będę się uczył- oznajmia z uśmiechem.

Wygląda słodko, gdy się uśmiecha.

-Bystrzak z ciebie to szybko załapiesz- odwzajemniam uśmiech- Jak coś to tu są cztery łazienki, więc możesz skorzystać z którejś jak ja będę w tej naszej.

-Dzięki.

Uśmiecha się tak szeroko, że prawie nierealnie, a ja w tym momencie uświadamiam sobie jedno.

Nieważne jak bardzo będę się opierać i tak przepadnę dla Nicolasa Wilsona.

I nasze drugie pożegnanie będzie będzie boleć tak samo jak pierwsze.

Szybkie pytanka do was:

Chcecie kontynuację tej książki?

Podobają wam się rozdziały?









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top