Chodząca Śmierć
-Holly Martin- burczę po odebraniu połączenia.
Jestem lekko poirytowana, bo właśnie wpierdoliliśmy się z Nicolasem w jakiś gigantyczny korek, a na dodatek ktoś kto zadzwonił przerwał mi dręczenie chłopaka wstydliwymi sytuacjami z przeszłości.
-Dzień dobry pani Martin- wita się jakiś mężczyzna- Z tej strony Will, pracownik kartelu w Londynie.
-Dobra kojarzę cię, ale co się stało?
-Przez przypadek spowodowaliśmy wypadek samochodowy.
Nosz kurwa jebana.
Był taki spokój to coś musiało się spaprać.
-Nie pomogę wam, bo nie wiem czy wiecie jestem w Chicago. Dzwońcie do Louis'a.
-Szef nie odbiera- tłumaczy.
-Psy jadą?- pytam- Jak tak to zadzwońcie do mnie za chwilę jak już będą, jak nie to dzwońcie po karetkę, udzielcie pierwszej pomocy i spierdalajcie.
-Szefowo, ale zginęła kobieta, a dziecko przeżyło.
Japierdole.
Mam ochotę rozszarpać kierowcę, który spowodował ten wypadek. Najgorsze co może przytrafić się dziecku to utrata rodzica. W tej sytuacji czasu już nie cofniemy, ale możemy dbać o malucha.
-Ile ma lat?- pytam.
-Tak na oko, może dwa- odpowiadają.
-Macie się dowiedzieć wszystkiego o rodzinie- rozkazuje.
-Już wiemy.
-No to na co czekacie- ponaglam ich- Mówcie.
-Kobieta, która zginęła nazywa się Elizabeth Smith, ma męża Nathan'a Smith'a. Mają jedno dziecko Olivię Smith.
-Muszę was pochwalić, bo dużo się dowiedzieliście, ale teraz najważniejsze.
-Mieszkają na obrzeżach miasta, niedaleko pani domu.
-Znacie dokładny adres?- dopytuje.
-Tak.
-To teraz słuchajcie mnie uważnie- zaczynam i ruszam samochodem, bo wreszcie jest nasz zjazd i nie będziemy się wlec- Dzwonicie po karetkę niech zgarną tylko dziecko, bo po matkę wyślę naszych. Jeden z was pojedzie z Olivią, a reszta jedzie do jej ojca i zawozi go do szpitala. I zróbcie dziecku i matce zdjęcie, żeby facet je rozpoznał.
-Rozumiemy. Tylko tyle?
Oczywiście, że kurwa nie.
-Jak zrobicie to co powiedziałam to jedziecie do Lou, on da wam pieniądze, które musicie przekazać i samochód, który dostanie rodzina poszkodowanych. Macie też poinformować tego męża, że dziewczynka będzie chodzić do najlepszej szkoły, będzie mieć ochronę i będzie miała fundusz, który możne wypłacić dopiero, gdy skończy osiemnaście lat.
-Już się robi pani Martin. Do widzenia.
-Do widzenia- rzucam oschle i rozłączam się.
Nie mogę sobie jednak pozwolić na szybką jazdę, bo muszę jeszcze zadzwonić do mojego przyjaciela.
-Hej Holly stało się coś?- odzywa się niemal od razu.
-No można tak powiedzieć- odpowiadam.
-Co się dzieje?- pyta zaniepokojony.
-Nasi mieli wypadek. Matka zginęła, dziecko przeżyło.
-Czyli mam ogarnąć dla nich fundusz?
-Jakbyś mógł.
-Załatwię to Holly- mówi, a ja się delikatnie uśmiecham- A u ciebie wszystko w porządku?
-Tak Lou- odpowiadam.
-Jadłaś?- pyta poważnie, a ja lekko się zawstydzam, bo to wszystko słyszy Wilson.
-Tak jadłam. Nie musisz się martwić.
-Zawsze będę się martwił, po zobaczeniu tych zdjęć.
-To po chuj przeglądałeś tamten folder.
-Trafiłem na niego przypadkiem i mnie zaciekawił- tłumaczy niewzruszony.
-Na razie- rozłączam się, bo nie mam ochoty ciągnąć tej dyskusji.
Rozsiadam się wygodniej na fotelu i zaczynam nabierać prędkości, która mam nadzieję mnie uspokoi. Mam ochotę zapalić, ale postanowiłam sobie kiedyś, że nie będę kopcić w aucie. I tego postanowienia się trzymam.
-Co się stanie z tą dziewczynką?- pyta cicho Nicolas.
Rozluźniam ramiona, bo on nie jest niczemu winny i nie mam zamiaru się na nim wyżywać.
Będzie musiał wytrzymać ze mną jeszcze rok, a potem zwrócę mu wolność. Ten świat jest dla niego zbyt brutalny i gołym okiem widać, że nie czuje się tu dobrze. Poza tym on chce studiować i na pewno kiedyś chce założyć rodzinę. Nie mam zamiaru mu tego zabraniać.
Ja jestem zupełnie innym człowiekiem i takie życie mi odpowiada. Uwielbiam podróże i sportowe samochody, a w przyszłości nie planuję zakładać rodziny. Boję się ponownie zakochać po tym jak potraktował mnie Nick.
-Teraz pojechała do szpitala- mówię- A potem będzie się nią zajmował ojciec. Dostanie pieniądze z takiego funduszu, który założyłam jakiś czas temu, pieniądze z niego dostają dzieci niewinnych ofiar. Będziemy zapewniać jej ochronę i najlepsze wykształcenie. Dostaną też auto w ramach rekompensaty za to zniszczone.
-Wiesz, że jesteś dobra?- pyta.
-Nie jestem dobra Nicolas- odpowiadam ostro- Zabijam ludzi i sprzedaję im gówno, którym się trują. Jestem zła do szpiku kości.
-Jesteś najlepsza Holls- przerywa mi- Nie zabijasz niewinnych osób, tępisz gwałcicieli i zwyrolów. Sprzedajesz im gówno, ale nie kazałaś im ćpać. Założyłaś fundację dla dzieci i chcesz dla nich jak najlepiej. Uratowałaś mnie przed śmiercią, a wcale nie miałaś ku temu podstaw. Jesteś dobra Holly i nigdy w to nie wątp.
Kiwam tylko głową, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć.
Milczymy chwilę, ale przerywa to chłopak.
-Holls?
-Tak Nicolas.
-Naprawdę było z tobą tak źle?- pyta szeptem.
Wzdycham nie wiedząc co powiedzieć.
Kłamać czy powiedzieć prawdę.
Jestem między młotem a kowadłem.
Z jednej strony wstyd mi powiedzieć, że wyglądałam jak kościotrup i byłam na skraju, a z drugiej chce zaprzyjaźnić się z Nicolasem.
Mamy już na tyle fajną relację, że nie chce jej zepsuć i właśnie ta myśl nakłania mnie do podjęcia właściwej decyzji.
Zjeżdżam na pobocze i szukam w swoim telefonie albumu z tamtego okresu. Szybko go znajduję i podaje urządzenie Wilsonowi. Nie patrząc na jego reakcję włączam się z powrotem do ruchu i jadę w stronę naszego apartamentowca.
Nie patrzę na chłopaka, ale mogę się założyć, że jest zniesmaczony tym co widzi.
Nie dziwię mu się, bo wyglądałam jak chodząca śmierć.
Ręce miałam tak szczupłe, że nawet kilkuletnie dziecko miało większe. Włosy wypadały mi garściami i miałam ich znacznie mniej. Byłam tak wychudzona, że najmniejszy rozmiar był dla mnie za duży, a papierosy tylko potęgowały ten stan. Skórę miałam tak jasną, że aż prawie białą.
Wyglądałam fatalnie, ale wtedy taki wygląd mnie cieszył.
Obsesyjnie.
Na każdym zdjęciu byłam uśmiechnięta i radosna. Nie dawałam po sobie poznać, że mogę być chora. Szło mi to całkiem nieźle. Przy rodzinie nosiłam workowate ubrania, a wystające kości tłumaczyłam tym, że podrosłam. Zawsze w słoneczne dni opalałam się, żeby mieć trochę ciemniejszą karnację. Używałam nawet specjalnego olejku, który przyspieszał opalanie. Natomiast na twarz nakładałam sporo różu.
Wszystko się sprawdzało, gdyby nie Lily.
Zobaczyła, że jestem wychudzona i parę razy starała się porozmawiać ze mną na ten temat. Zawsze zbywałam ją machnięciem ręki i zganiałam winę na papierosy i treningi. Średnio chciała mi wierzyć, ale nie miała wyjścia. Dopiero gdy w szkole zwymiotowałam po zjedzeniu kanapki zrozumiała, że miała rację. Nie chciała odpuścić, ale były lekcje, więc musiała. Ostatecznie skończyło się tym, że jeszcze tego samego dnia zemdlałam, a ona poinformowała moich rodziców o całym zajściu.
W taki sposób trafiłam do szpitala, a stamtąd wysłano mnie na oddział psychiatryczny.
Spędziłam tam trzy miesiące, ale nie wspominam ich tak tragicznie jak niektórzy. Starałam się jeść normalnie, przez co nie wpychali mi jedzenia na siłę. W wolnym czasie czytałam, spotykałam się z innymi pacjentami i grałam w koszykówkę. Nie chciałam zwariować, dlatego starałam sobie tłumaczyć pobyt tam jako taką przerwę od życia, żeby odpocząć od problemów.
-To przeze mnie?- pyta chłopak i oddaje mi telefon, gdy parkujemy.
-Poniekąd- odpowiadam cicho- Unikałam jedzenia już wcześniej, a potem wiemy co się stało i przestałam kompletnie jeść. Do tego doszedł sport i fajki no i wyglądałam jak wyglądałam.
-Przepraszam- szepcze.
-Nie obwiniam cię za to- uśmiecham się delikatnie- To w mojej głowie coś się popsuło i dlatego się głodziłam.
-Dlaczego mówisz o tym tak spokojnie?
-Bo zdążyłam przetrawić fakt, że wpakowałam się w totalne szambo.
-Ale już ...- widzę, że męczy się.
Nie wie jak nazwać moją chorobę, żeby mnie nie urazić.
-Tak już żyję normalnie- odpowiadam i posyłam mu uśmiech- Byłam w psychiatryku i chodziłam na terapię. Nauczyłam się zdrowej relacji z jedzeniem, a teraz staram się na nowo czerpać z tego przyjemność . I nie bój się, że mnie urazisz. Pytaj o co chcesz i się nie stresuj. Anoreksja nie jest dla mnie tematem tabu.
-Podziwiam cię Holls- mówi i patrzy mi w oczy- Podniosłaś się z dołka i zaczęłaś żyć od nowa. Nie każdy by tak potrafił.
Jego tęczówki są cholernie piękne. Ich intensywny brązowy kolor ma w sobie coś co przyciąga. Można przyglądać się im godzinami i nigdy nie mieć dość.
Wpatruję się w niego i uświadamiam sobie jedną bardzo ważną rzecz.
Nicolas Wilson znów staje się dla mnie ważny.
A ja nie potrafię temu zapobiec.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top