XXVI
Delikatnie gładził ramię śpiącego na jego piersi Kihyuna. Film już dawno zdążył się skończyć, ale wydawało się, że nikogo w tym klaustrofobicznym pokoiku to nie obchodziło. Ki od jakiegoś czasu miał wszystko gdzieś, postanawiając zdrzemnąć się przez chwilę w nadziei, że Changkyun nawet tego nie zauważy. Sam Im natomiast bardziej od filmu wolał obserwować spokojną twarz swojego ukochanego. Niezaprzeczalnie uwielbiał ten widok w każdym calu, w każdej sekundzie jego trwania. Jeszcze sześć miesięcy temu nigdy by nie uwierzył, że będzie w kimś aż tak zakochany. Wszystko wydarzyło się tam szybko i nim się obejrzeli, a już leżeli w swoich szczelnych objęciach.
To dawało Changkyunowi swego rodzaju wewnętrzny spokój. Żył poszukując czegoś, czego nigdy nie potrafił określić, a teraz wreszcie czuł, że trzyma to coś w dłoni. Nawet, jeśli to coś przyszło do niego jako pierwsze.
Nie miał zamiaru wypuszczać tej miłości. Kierując się wartościami „Lepiej jest postarać się coś naprawić niż wyrzucić". Był naprawdę gotowy walczyć o ten związek, gdyby tylko przydarzyło im się coś złego. Wrodzony realizm podpowiadał mu przecież, że żaden związek nie może obejść się bez kryzysów. Lepiej więc jest być gotowym na każdy z nich.
-Śpisz...? - Szturchnął go lekko.
-Poproszę inny zestaw pytań - usłyszał zaspany głos po kilku chwilach. - Chcesz obejrzeć następny film? - Zapytał, mocniej wtulając się w ciało Changkyuna, tak jakby od tego zależało jego życie.
-Chce iść spać - westchnął, mierzwiąc chłopakowi jego farbowane kudły.
-To idź. Ja tutaj zostaje - usłyszał, gdy Ki zanurzył nos w materiale jego koszulki.
-Nie mam tu nic do gadania?- Zmarszczył brwi, mimo wszystko nie poruszając się nawet o milimetr, by przypadkiem nie rozbudzić na wpół śpiącego Yoo.
-Poduszki głosu nie mają - burknął. - Zresztą my i tak już jesteśmy w łóżku, nie? Więc nie rozumiem w czym problem.
-Jak ją kupowaliśmy, to miałem dziecinne marzenie, że będziemy ją rozkładać, ścielić i spać jak normalni ludzie.
-Za dużo zachodu - mlasnął.
-A co jak zmarzniemy?
-Chang - usłyszał ciche warknięcie, co zdecydowanie było pierwszym ostrzeżeniem od zaspanego Kihyuna. - Zakładam, że nigdy się do siebie nie przytulałeś, ale musisz mi zaufać w jednej rzeczy... - Nastała dłuższa cisza, podczas której Im zaczął się zastanawiać czy jego chłopak przypadkiem nie odleciał. - Grzejesz jak pochrzaniony - kontynuował nagle. - Nie ma możliwości, żebym przy tobie zmarzł. Więc zamknij swoje piękne usteczka i daj mi spać, dobzie?
-Czy ty właśnie zmiękczyłeś słowo „dobrze"?
-Yumm - przytaknął. - Sam widzisz, że jest ze mną źle, więc idź spać, Oppa.
-Oppa? - Zaśmiał się. - Tobie coś się nie pomyliło przypadkiem?
Tamtego wieczoru już nie uzyskał odpowiedzi. Nawet jeśli Kihyun słyszał ostatnie zadane pytanie, to najwyraźniej wcale nie miał ochoty już na nie odpowiadać. A to był dopiero początek zmagań Changkyuna w przygotowaniach do spania. Sporo gimnastyki wymagało od niego wygrzebanie się spod Yoo, a potem ułożenie się w całkiem wygodniej pozie. Przy jednoczesnym zachowaniu ostrożności w tym, by nie obudzić śpiącego chłopaka.
Tamtego wieczoru obiecał sobie, że gdyby jakimś cudem dorobili się większego mieszkania, to zdecydowanie zainwestują w największe łóżko jakie tylko będzie w sklepie. Ostatnie o czym marzył Im przed snem, to granie w tetrisa.
***
-Chyba nie uwierzę własnym oczom - usłyszał na powitanie. - Mój syn w końcu pojawił się w domu.
-Cześć mamo... - Przywitał się momentalnie tracąc cały entuzjazm.
I to byłoby na tyle. Chwila grozy z domieszką kpiny w głosie, a potem kobieta jak zwykle zniknęła w swoim pokojem, by zasiąść przed komputerem wypełniającym znaczną część jej dorosłego życia. Tak było zawsze: „Changkyun zrób śniadanie siostrze", „Changkyun zaprowadź siostrę do szkoły", „Changkyun skoro leżysz tyłkiem na kanapie to weź się w końcu do roboty i ugotuj coś", „Changkyun, nie mam dzisiaj czasu, więc posprzątaj cały dom". Formułka była stale jedna i ta sama. Najpierw pojawiało się imię jej pierworodnego, a potem polecenie, które musiał niezwłocznie wykonać, jeżeli nie chciał nabawić się poważnych konsekwencji w komplecie z nieokiełznanym gniewem rodzicielki.
-Gdzie jest Eunbin? - Zapytał, opierając się o framugę. Z tego miejsca miał doskonały widok na plecy kobiety.
Biedna Eunbin pewnie tylko je zapamięta z dzieciństwa.
-A gdzie może być o tej godzinie? - Żachnęła.
-No tak... - Spokorniał. - Pewnie jest już w szkole - zacisnął lekko usta - Coś się działo jak mnie nie było...? - Sam nie wiedział, dlaczego postanowił kontynuować rozmowę. Normalnie poszedłby do swojego pokoju, by mieć spokój od tego wszystkiego.
-Nie - prosta i krótka odpowiedź, która skutecznie gasiła entuzjazm każdego z rozmówców jego matki.
Kobieta wzięła porządny łyk swojej czarnej kawy. Jeżeli nadal robiła ją taką samą, gdy Changkyun próbował na początku swojej przygody z kofeiną, to ten niepozorny łyk mógłby podnieść z grobu wszystkich członków dynastii Joseon.
-Mhm... - Mruknął, oblizując spierzchnięte usta. - Jesteś na mnie zła?
W odpowiedzi usłyszał ciche westchnięcie w połączeniu z głośnym stukotem jej czerwono malowanych paznokci o klawiaturę.
-Jestem zła - odpowiedziała dopiero po drugim łyku, na który musiał czekać kilka minut. - Jestem zła nie dlatego, że jesteś gejem. Kocham cię, jesteś moim dzieckiem i nic tego nie zmieni. Wkurza mnie tylko twój nierozsądny wybór. Ten chłopak nie jest dla ciebie.
-On jest inny - starał się zasłonić Kihyuna własną piersią przed sztyletami rzucanymi w jego stronę. - Jest ciepły, czuły, troskliwy, a ponadto nie jest ślepo zapatrzony w swoją karierę. Wiem, że go sprawdzałaś. Znam cię.
-Sprawdzałam! - Wreszcie spojrzała na twarz swojego syna. Szybko wyczytała z niej całą paletę przeróżnych zmartwień. - Owoce zbyt szybko wpadają mu do ust. Jeżeli nie będzie wystarczająco uważny - udławi się nimi. A ty zginiesz razem z nim - ostrzegała.
-Nie dam mu się udławić - powiedział z mocą. - Kocham go i obiecałem go wspierać. Zamierzam dotrzymać słowa mamo. Byłoby naprawdę miło, gdyby zamiast ciągłej krytyki pod jego adresem, wreszcie mogła go zaakceptować.
-Wiem jakim jest typem człowieka - twardo upierała się przy swoim. - Twój ojciec również taki był - prychnęła. - Na początku obiecywał mi gwiazdy z nieba... Ale kiedy tylko dowiedział się o tobie, porzucił nas. Tacy są właśnie ci ludzie - zachłyśnięci sławą.
Changkyun opuścił pokornie głowę. Jego matka bardzo rzadko wspominała o jego ojcu, ale jeżeli już to zrobiła, to nie zostawiała na tym mężczyźnie nawet suchej nitki. Jako dzieciak naprawdę był ciekawy kim jest osoba, która go spłodziła. Jako kogoś sławnego, wcale nie trudno było go wyśledzić i dowiedzieć się gdzie mieszka... Wiecie co zobaczył, gdy znalazł się na miejscu? Mężczyznę, który powinien być jego ojcem z zupełnie nową rodziną. Obserwował chwilę jak wszyscy pakują się do samochodu i niczego nieświadomi odjeżdżają przed siebie. Tamtego dnia stwierdził, że już nigdy więcej nie będzie próbował.
Świat był już tak zbudowany. Niektóre dzieci się po prostu porzuca.
~~~
Witajcie
Wasz ałtor wyjechał z Łodzi
Prawdopodobnie już do końca roku tam nie wrócę :D
Więc czuję magiczny przypływ weny
Zawsze mnie tutaj spotyka, więc mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedzie
Dobrze!
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top