XLIX
-Zwolnij trochę, bo się udławisz - mruknął spokojnie przybliżając do ust filiżankę wypełnioną zieloną herbatą.
-Nie - odparł z pełnymi ustami polując już na swoją kolejną ofiarę. - Stęskniłem się za twoją kuchnią - wbił widelec w kolejny kawałek wołowiny.
Changkyun ukrył uśmiech upijając łyk przygotowanego przez siebie napoju.
Spędził w tym miejscu wystarczająco dużo czasu, by słońce za oknem powoli figlarnie kryło się za horyzontem. Za tą chwilę słabości będzie musiał jutro odpokutować całodniową zmianą w kawiarni dzięki Yunseokowi, który zgodził wziąć jego zmianę dzisiejszego dnia.
-Myślę, że będę się już zbierał - westchnął odstawiając filiżankę na spodek.
Kihyun momentalnie się zakrztusił, tracąc najbliższe minuty na bezskutecznej walce o każdy oddech. Wbrew oczekiwaniom antyfanów - przeżył.
-Już? - Zapytał ze łzami w oczach. - Tak szybko? - Zmarkotniał.
-Wcale nie szybko - spojrzał na zegarek. - Spędziłem w twoim mieszkaniu cały dzień.
-W naszym... - mruknął, niczym dziecko bawiąc się jedzeniem.
-Słucham? - Uniósł na niego swój zmęczony wzrok.
-To jest nasze mieszkanie - powtórzył pewniej.
„Nasze" - Być może kiedyś faktycznie mógłby się z tym zgodzić, ale dzisiaj? Chyba nie pozostawało w tym stwierdzeniu nawet ziarenko prawdy. Nie było już „ich" więc nie mogło istnieć także „nasze". Changkyun zdecydowanie był już zbyt zmęczony całą tą sytuacją, by tak łatwo dać złapać się na takie tanie zagrywki.
-Nie - uśmiechnął się lekko, kręcąc głową na boki. - Ja już tutaj nie mieszkam - przypomniał mu.
-Ale... - Urwał na krótką chwilę. - Ale mógłbyś znowu. To mieszkanie zawsze będzie miejscem, do którego będziesz mógł wrócić. Dbałeś o nie tyle lat... Masz do niego większe prawa niż ja.
-Wiesz co zrozumiałem, kiedy po tym wszystkim wróciłem do mieszkania mojej mamy? - Zagadnął. - Że będąc zamknięty tutaj i czekając aż zwrócisz na mnie uwagę, zaniedbałem tych, którym naprawdę na mnie zależało. Dopiero przytulając moją siostrę zrozumiałem jak wielki błąd popełniłem.
-Zawsze mogłeś jeździć w odwiedziny - uciekł wzrokiem. - Nie zabraniałem ci tego.
-Prawda - przytaknął. - Dlatego nie jest to w żadnym stopniu twoja wina, a całkowicie moja. Każdego dnia wybierałem czekanie na ciebie - miłość mojego życia niż spędzenie dnia z rodziną... Ale ty praktycznie nigdy się nie pojawiałeś, a jeżeli już zdarzała się taka sytuacja, to byłeś zbyt zmęczony, by dać mi uwagę, której od ciebie oczekiwałem.
-Nie denerwuj się - sięgnął przez stół, by chwycić za dłoń swojego byłego chłopaka. - Nie ma potrzeby się już denerwować - szepnął.
-Wiem - przytaknął. - Po prostu... Wiele razy chciałem ci powiedzieć co leży mi na sercu i przez co czułem się nieszczęśliwy. Teraz pierwszy raz od dawana mam wrażenie, że naprawdę mnie słuchasz.
-Słucham - potwierdził. - Szkoda tylko, że musieliśmy się rozstać bym nauczył się to robić.
-Nie wierzę ci - wypalił nagle. - Ten incydent podczas audycji niczego nie zmienia. Zwłaszcza po tym, co zrobiłeś przed moją matką. Uważasz, że mógłbym jej potem spojrzeć w oczy, gdybym jakimś cudem się z tobą pogodził?
-Ja...
-Albo inaczej - przerwał mu. - Skąd mam mieć pewność, że za chwilę znowu nie wrócimy do tego, co było? Incydent zawsze będzie tylko incydentem. Inni mogliby myśleć, że się zmieniłeś, ale ja cię znam zbyt długo...
-Udowodnię ci, że nadal jestem ciebie warty.
-Tutaj nie o to chodzi, skarbie - westchnął zmęczony, masując się po skroniach. - Naprawdę jestem zmęczony, bo przez ostatnie lata coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. Myślałem, że może krótka przerwa dobrze nam zrobi, ale po tych dwóch tygodniach nadal czuje taki sam gniew i żal.
-W takim razie co według ciebie musiałbym zrobić? - Zapytał prosto.
-Odejść ze świata muzyki - po tych słowach zapadła krótka chwila ciszy. - Porzucić całą swoją sławę i marzenia.
-Wiesz, że nie mogę tego zrobić... - Powiedział przez zaciśnięte zęby. - Nie zrezygnuje z moich marzeń...
-Wiem - przytaknął. - Ale... - Przełknął własny żal. - Ale kiedy zobaczyłem cię na tej transmisji w końcu mówiącego prawdę... Miałem cichą nadzieję, że coś się w tobie zmieniło.
-Bo zrozumiałem! - Uniósł się. - Naprawdę staram się zmienić i wszystko naprawić, ale za każdym razem, kiedy mam cię na wyciągnięcie ręki, znowu mi uciekasz - posmutniał. - Nie śpię po nocach, śpiewając i tańcząc myślę już tylko o tobie, ale to nadal jest za mało... Nadal nie wiem jak cię złapać... Znowu mieć cię w swoich ramionach...
Changkyun milczał, ze smutnym spojrzeniem przysłuchując się tej desperackiej próbie wyjaśnienia swoich racji przez Kihyuna. Potrafił zrozumieć jego punkt widzenia. Cztery lata związku było wystarczające, by móc nauczyć się siebie nawzajem, poznać przeróżne wady i zalety, a także zauważać z pozoru nieznaczące gesty.
Potrafił zrozumieć jego obawy przed byciem „jedynie Kihyunem" ale w żaden sposób nie umiał mu pomóc.
-Po prostu odpuść - westchnął. - Nie wszystkie historie mają szczęśliwe zakończenie.
-Moim marzeniem jest, by nasza się takie miała...
-Nie - zaprotestował. - Twoim marzeniem jest zostać najpopularniejszym idolem i idzie ci to naprawdę doskonale. Zapomniałeś tylko, że otaczając się milionami ludzi, oddalasz się od tych, którym na tobie zależy.
-Muszę zrezygnować z jednego marzenia, by spełnić drugie?
-Nikt ci nie każe tego robić - wzruszył ramionami.
-Możesz przestać, do cholery jasnej, być taki obojętny?! - Warknął, uderzając dłonią w stół. - Chcę walczyć o nasz związek, a ty zachowujesz się tak jakby już nic ciebie nie interesowało! Jak mogę cokolwiek zrobić, skoro masz wszystko gdzieś?
Im przymknął na chwilę oczy.
-Ja sobie jakoś radziłem - odpowiedział spokojnie. - Od pewnego momentu tylko ja zabiegałem i pielęgnowałem nasz związek - spojrzał na niego groźnie. - Ty przychodziłeś tylko, żeby się nażreć albo się pieprzyć - Kihyun momentalnie się wycofał. - Myślisz, że mi było miło, kiedy traktowałeś mnie jak prostytutkę? Jak przygodę?
-Nigdy cię tak nie traktowałem! - Sprzeciwił się.
-Ale ja się tak czułem! - Krzyknął. - Robiłeś co swoje i już wracałeś do swojej pracy... Nawet nie miałeś czasu spędzić ze mną chwili w tym przeklętym łóżku, które kupiliśmy DLA NAS, a nie dla MNIE.
-To dlaczego mi nigdy nie powiedziałeś?! Dlaczego nie złapałeś za dłoń i nie wykrzyczałeś mi tego tak jak teraz?! - Również podniósł swój głos, ale to było już bez mniejszego znaczenia. - Zawsze byłeś bezpośredni i miałeś gdzieś co inni pomyślą. Myślisz, żebym nie zrozumiał? Żebym wtedy nie zauważył? Dlaczego Changkyun? Dlaczego...?
-Bo ty i tak byś tego nie usłyszał - szepnął. - Wyrwał byś swoją dłoń z mojego uścisku, a ja czułbym się jeszcze gorzej - uniósł spojrzenie do góry, by choć na w minimalnym stopniu utrudnić łzom. - Wychodzę.
-Nie rób tego... Zostań tutaj dzisiaj i rozmawiajmy ze sobą choćby całą noc - wstał z krzesła w tym samym momencie co Im. - Nawet, gdybyśmy mieli spędzić całą noc na kłóceniu się i wrzeszczeniu na siebie... Powinniśmy byli zrobić to już dawno temu...
~~~
Witajcie
Ostatnio trochę zaspałem
I dopiero wczoraj zorientowałem się, że BY osiągnęło liczbę tysiąca gwiazdek!
Naprawdę dziękuję za obdarzenie mnie tym wspaniałym prezentem
Z pewnością bez Was by się to nie udało
Wiecie
Nie jestem chciwy
Ale mam cichą nadzieję, że to nie pierwszy tysiąc, jaki będzie nam dane świętować przy okazji tego ff :)
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top