XIV
-Nie, jeszcze nie mieliśmy okazji - mężczyzna uśmiechnął się jakby nigdy nic.
-Tak to prawda, jeszcze nie mieliśmy przyjemności - jedna brew Changkyuna powędrowała wysoko do góry.
-Nazywam się Song Jinho* - przedstawił się jakby nigdy nic.
-Im Changkyun - powiedział nie chcąc pozostawać dłużnym. - Wychodzi na to, że zastąpię na jakiś czas twoją narzeczoną, mam nadzieję, że nie masz z tym problemu.
-Ależ skąd! - Zaśmiał się. - To na pewno sprawi, że Seohong będzie się mniej martwiła. Chociaż tak właściwie to ostatnio martwi się naprawdę wszystkim.
-Jak to w ciąży, też miałam różne dziwne pomysły - menadżerka uśmiechnęła się na wspomnienie tamtych chwil. Szybko jednak otrzeźwiała.
-Eunhye - zwrócił się do kobiety, która natychmiast przeniosła na niego spojrzenie. - Zmieniłabyś mnie na chwilkę? Dałbym tylko prezent dla Seohong i jestem już jestem.
-Pewnie, leć - rzuciła beztrosko.
Gestem ręki zaprosił Jinho, do podążania za sobą. Mężczyzna bez najmniejszych oporów wykonał polecenie, posłusznie maszerując za baristą, aż na zaplecze, gdzie z szafki, Changkyun wyciągnął pakunek, który dzisiaj rano pokazywał menadżerce. W trakcie przekazywania go narzeczonemu potencjalnej właścicielki ich dłonie się niby to przypadkowo zetknęły... I zostały tak na chwilę dłużej.
-Dawno się nie widzieliśmy, prawda...? -Zapytał szeptem, jakby bał się, że może zostać usłyszany.
-Prawda - na ustach Changkyuna pojawił się szczery uśmiech na wspomnienie chwil związanych z tym chłopakiem. - Nieźle się trzymasz - stwierdził, oglądając go od góry do dołu.
-Ymm... Ty też - mruknął, nie bardzo wiedząc jak zareagować na tak nieoczekiwany komplement ze strony długo niewidzianego znajomego. - Mogę mieć do ciebie prośbę? - Jego głos lekko zadrżał z obawy przed potencjalną odmową.
-Mów - Im ostatecznie jako pierwszy cofnął swoją dłoń. Wiedział czego będzie dotyczyła ta prośba.
-Możesz... - Zawahał się, jeszcze raz zerkając na drzwi. - Możesz nikomu nie mówić o... No sam wiesz.
-O tym, że umawialiśmy się na seks? - Rzucił, kompletnie nie siląc się na żadną dyskrecje. - Wiele, wiele, naprawdę wiele razy - wyszczerzył się, ale po sekundzie był już śmiertelnie poważny. - Do reszty zdurniałeś, nie? Jesteś narzeczonym mojej znajomej. Nie zrobiłbym jej czegoś takiego.
-A mnie...?
Spojrzał na niego nieco uważniej. Chłopak praktycznie nic się nie zmienił. Wyglądał niemalże identycznie jak te cztery lata temu, kiedy ich układ polegający na byciu seks-znajomymi dobiegł końca poprzez naturalną śmierć. Najzwyczajniej w świcie się sobie znudzili.
-Jeżeli złamiesz jej serce, to ja złamię ci kark, co ty na to?
-Nic się nie zmieniłeś, co?
-Ty poza objętością mięśni chyba też nie, mylę się?
Gdzieś przez myśl mu przeszło, że Kihyun byłby wyjątkowo niezadowolony, gdyby tylko dowiedział się o tym spotkaniu. Chang, odkąd tylko zaczął się jego obecny związek, zrezygnował ze wszelkich jednorazowych numerków, by spokojnie móc adorować ciało Yoo. Problem w tym, że brudna przeszłość ciągnęła się za nim dłużej niż by tego chciał.
Dawni kochankowie potrafili wypisywać do niego proponując kolejne spotkania. Zawsze im odmawiał, ale Kihyunowi nigdy to nie wystarczało. Wpadał wtedy w prawdziwy wir zazdrości i musiało minąć trochę czasu, by przestać posądzać swojego partnera o naprawdę ohydne rzeczy.
A dzisiaj? A dzisiaj faktycznie spotkał się z jednym ze swoich najdłuższych i najbardziej zmysłowych kochasiów. Problem w tym, że to był czysty przypadek, a koleś miał zaraz wyjść za mąż i trzymać własne dziecko w ramionach.
-Mam nadzieję, że prezent się jej spodoba - uśmiechnął się ciepło. - Naprawdę postarałem się, żeby go dla niej zdobyć.
-Powinienem jej powiedzieć, że od ciebie?
-Mam nadzieje, że w ten sposób zapomni całkowicie, że była na mnie zła jakiś czas temu.
***
Zdecydowany minus mieszkania w domu gwiazdy? Fani i antyfani kłębiący się pod budynkiem.
Nauczony doświadczeniami z przeszłości. Do budynku postanowił wejść jednym z wyjść ewakuacyjnych. Jakoś nie miał dzisiaj ochoty być poszarpany przez fanki, które uporczywie chciały się dostać się do środka.
Będąc już w windzie, widział jak jedna z przodowniczek tłumu, gorąco wykłócała się z ochroniarzem, który za cenę swojego życia bronił drzwi wejściowych.
Obecność tylu ludzi mogła świadczyć jedynie o jednym...
-Długo cię nie było - usłyszał pół sekundy po tym jak zamknął drzwi wejściowe.
-Mówiłem, że będę dzisiaj późno - nawet nie spojrzał mu w oczy.
Kihyun musiał na niego bardzo cierpliwie czekać, ponieważ przywitał go już w przedpokoju, jeszcze przed tym jak zdążył zdjąć obuwie. Szybkie spojrzenie na jego twarz pozwoliło dostrzec tę twarz pełną nieukrywanego zadowolenia.
-Masz jakiś problem? - Zaczął Changkyun, będąc zmęczony pracą, ale i kolejnymi niezrozumiałymi zachowaniami swojego narzeczonego.
-Czekałem na ciebie - burknął.
-Wiem - odparł, wymijając chłopaka. - Mam nadzieję, że obiad ci smakował.
-Znowu jesteś na mnie zły...?
-Tak, dziwisz mi się? - Spojrzał na niego pełen żalu. - Obiecałeś, że zostaniesz. Ile tak właściwie są warte te twoje obietnice? W to, że zostaniesz ze mną na zawsze też mam już zacząć wątpić? A może w to, że mnie kochasz...? Złożyłeś mi tysiące obietnic, więc powiedz, w które mam jeszcze wierzyć...
-Wiem, że źle postąpiłem - warknął. - Powinienem cię wtedy obudzić, napisać karteczkę czy głupiego sms'a.
-Ale...? - Wszedł mu w zdanie.
-Ale naprawdę pilnie musiałem wyjść - szepnął skruszony. - Menadżer zadzwonił do mnie rano z pilną sprawą i o mało się nie zabiłem, kiedy latałem po domu, żeby się ogarnąć. Nie gniewaj się na mnie, skarbie.
Naprawdę wyglądał jakby żałował tego, co się stało. Co powinien teraz zrobić? Zaufać tym szczenięcym oczom i ustom ułożonym w podkowę?
Podszedł ostrożnie, pozwalając, by Kihyun go objął. Zanurzył swój nos w jego zapachu, delektował się ciepłem, które od niego biło. Tak cholernie tęsknił za tak prostymi sprawami, które w związku powinny być surowcem podstawowym do jego utrzymania. A jednak, ich związek znacznie różnił się od reszty.
-Musisz iść, prawda? - Zapytał cicho.
-Muszę... - szepnął Kihyun. - Jestem naprawdę mega, mega, mega szczęśliwy, że udało mi się ciebie dzisiaj spotkać - odsunął się lekko, by móc przyjrzeć się jego twarzy, na której dostrzegał ten chroniczny smutek. - Mogę ci powiedzieć „dobranoc". Wrócę bardzo późno, albo wcześnie rano...
-Czyli dzisiaj znowu jem sam kolacje... - Odwrócił wzrok.
-Wybacz mi... - Szepnął, całując swojego chłopaka czule w czoło. - Wybacz mi.
Kolejne całusy spadły na kąciki oczu, nos, policzki, aż w końcu sięgnęły ust, w których postanowiły pozostać na chwilę dłużej, przeradzając się w pocałunek pełen pasji i tęsknoty. Smakował on prawie jak te lata temu, kiedy Yoo wyruszał na swoją pierwszą trasę koncertową po Korei, a Changkyun musiał zostać sam w domu.
-Dajesz mi siłę, żeby to wszystko znosić - szepnął Kihyun, stykając się z nim czołem. - Dziękuje, że jesteś przy mnie...
Changkyun jedynie wzmocnił swój uścisk na samą myśl o tym, że po tych ciepłych słowach... Ostatecznie i tak zostanie pusty dom z zimnym łóżkiem.
~~~
Song Jinho*- Wszelka zbieżność jest przypadkowa
Witajcie
Pamiętacie jak jakiś czas temu mówiłem, że tutaj nie będzie rozpaczy
Dołu
Łez
Depresji
I innych takich zjawisk pogodowych?
Tak
Patrząc na dzisiejszy rozdział mam trochę takie "To nieźle Ci wyszło, stary"
Ale ja się nie poddaje!
Gdzieś tam musi być happy end }:>
Pytanie: Czy na mecie będą jeszcze istniały te sławne ChangKi :P
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top