XC

Może nie był tak inteligentny, za jakiego uchodził przed ludźmi. Inaczej. Musiał być zdrowo popieprzony, by po prostu w ostatniej chwili zadecydować o zabraniu Yunseoka do swojego własnego apartamentu, do swojej oazy, świątyni, sanktuarium, raju... Zdecydowanie musiał upaść na głowę, kiedy o tym decydował. W pierwszej wersji planu naprawdę miał go odstawić do kawalerki i zostawić na pastwę losu. Ale kiedy zjawili się na miejscu i odpinał pasy półprzytomnemu chłopakowi... Po prostu nie mógł. Zawrócił samochód i skierował się właśnie do tego miejsca.

Wtarganie tutaj kogoś znacznie postawniejszego od siebie było nie lada wyzwaniem, za które Coff zdecydowanie powinien zgarnąć jakąś nagrodę albo chociaż oklaski od wyimaginowanych przyjaciół, których porzucił dopiero w szkole średniej.

Tego dnia nawet rzucenie Yunseoka na wielgachne łóżko i rozbieranie go, nie przynosiło satysfakcji.

Naprawdę nie miał pojęcia jak powinien zajmować się kimś w jego stanie. Chłopak musiał mieć jakąś pieprzoną gorączkę i ledwo kontaktować ze światem, skoro dał się zaprowadzić do leża bestii, bo... Bo chyba tak go właśnie postrzegał, prawda? Jako jakiegoś potwora, którego nie warto znać.

Zabawne...

-Dobrze Moon - podwinął rękawy białej koszuli. -Ssiesz kutasa i dziesięć minut później śpiewasz o głębokiej miłości przed tłumami żądnych tej miłości nastolatek. Co to dla ciebie jakaś gorączka? - Zaśmiał się nerwowo. - Cholera...- Jęknął spanikowany, gdy Yun kolejny raz zadygotał, choć przykrył go wszystkim, co tylko miał w swoim mieszkaniu.

Jeżeli przez te wszystkie lata swojego życia się czegoś nauczył, to zdecydowania była to ślepa wiara w internet i jego rady. Dlatego w jedną z popularniejszych wyszukiwarek wpisał frazę: „Jak domowymi sposobami zbić chyba gorączkę?" Jego oczom ukazały się setki niebieskich wąskich paseczków, które powinien wszystkie skrupulatnie przejrzeć, by mieć jakiekolwiek pojęcie o opiekowaniu się kimkolwiek. Zamiast tego zdecydował się pośpiesznie przelecieć wzrokiem po ścianie tekstu, wyłapując najważniejsze informacje. Przecież nie miał czasu na pierdoły, prawda?

Sam nie wiedział, jakim cudem po dziesięciu minutach czytał o kolce u dzieci i sposobach jej zapobieganiu. Dopiero w połowie strony zdał sobie sprawę, że Yunseok, to mimo wszystko nie jest dziecko w żadnym calu... A zwłaszcza w TYM calu.

Dał sobie po twarzy za myśli galopujące w zdecydowanie niewłaściwym kierunku.

-Nie nawiedzaj mnie, jeżeli przez przypadek przeze mnie umrzesz - szepnął, kładąc obok łóżka miskę z lodowatą wodą i kompletem czystych ręczniczków. - Ja w siebie nie wierzę - jęknął, gdy odwijał wielkiego ludzkiego naleśnika, którego sam stworzył.

Jedyne co potrafił zapamiętać, to ten trik z okładami i obmywaniem spoconego ciała. Jakby sam nie wymagał od siebie za dużo w kwestii opiekowania się nad kimkolwiek. Być może chciał się w jakiś sposób wykazać dzisiejszego dnia, ale głęboko wewnątrz siebie i tak czuł porażkę, gdy spróbował czegoś więcej.

Może... Może gdyby kiedyś tam w przeszłości... Może gdyby wtedy ktoś opiekował się nim...

Potrząsnął głową zły na samego siebie. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach potu mieszający się z ciężkim oddechem Yunseoka, który raz na jakiś czas przerywany był cichymi jęknięciami. Chłopak miał zamknięte oczy i lekko zaschnięte usta. Ale to nie było w tym wszystkim najważniejsze. Był naprawdę rozpalony.

Naprawdę nie miał pojęcia, co mogło doprowadzić go do takiego stanu, ale w duchu obiecał, że nie będzie próbował go naśladować.

Obmywanie czyjegoś ciała i próba oszczędzenia cholernie drogiego materacu przed chłonięciem nadmiaru skapującej wody było dla niego prawdziwym wyzwaniem. Trzęsącymi się ze zdenerwowania dłońmi zmywał pot z jego czoła, twarzy, szyi. Obmywał tors i nogi. Z cierpliwością czekał przy łóżku, by w odpowiedniej sekundzie ponownie schłodzić kompres, którego temperaturę sprawdzał co kilka sekund wierzchem dłoni.

-Jesteś taki bezbronny, kiedy nie wyzywasz mnie od ostatnich kurew - szepnął, intensywnie wpatrując się w profil swojego podopiecznego. - Wiesz, że to był pierwszy raz, kiedy dotykałem nagiego męskiego ciała bez zamiaru uprawiania seksu? - Zaśmiał się z własnej beznadziejności. - Oddaj mi starego Coffa - poprosił, gładząc jego policzek, do którego Yun nieświadomie się przymilił. Prawie jak dziecko tęskniące za dotykiem matki. - Oddaj mi go - przymknął oczy. - Było mi tak łatwo zanim się pojawiłeś...

Było coś czego Coff... Czego Joonho nie chciał nikomu opowiadać. Nie chciał być kolejnym dzieciakiem z problemami, które swoim zachowaniem ucieka od przeszłości. Nie chciał niczyjej litości, która jedynie łamałaby go od środka każdej nocy, gdy tylko wspominałby wzgardzające spojrzenia pojawiające się za plecami. Trzymanie wszystkiego w tajemnicy... Czasami trzeba zamknąć drzwi prowadzące do przeszłości i nigdy więcej ich nie otwierać. Joonho mający zaledwie 15-16 lat nigdy nie istniał. Prawdziwy Joonho narodził się wraz z Coffem. Ideałem dla tak wielu.

Nawet nie spostrzegł, kiedy nieświadomie splątał ich dłonie i delikatnie muskał ustami wierzch tej należącej do stale nieprzytomnego Yunseoka.

Złożył jeszcze jeden pocałunek trzymając oczy szczelnie zamknięte.

Dzisiaj pozwalał sobie na sekundy słabości.

Być może jutro Yun będzie czuł się na tyle dobrze, by stanąć o własnych siłach. Uśmiechnął się na myśl o możliwej kłótni, jaka ich jutro czeka. Pewnie zarzuci mu wszystkie te straszne rzeczy, których Coff faktycznie się dopuścił. Pewnie wykrzyczy mu brak uczuć czy rozumu. Wspomni o głupocie i lekkomyślności.

„Ty w ogóle nie myślisz!" - Tak powie?

„Masz jakieś uczucia?" - A może tak?

„Dlaczego wszystkich zawsze ranisz? Twoje serce to jakiś pieprzony krater, którego nie można wypełnić?" - To chyba było jego ulubione, ale autorką była Hyejin.

Zagryzł wargę. Jednak był tym dzieciakiem z problemami. Wśród wszystkich swoich przyjaciół chciał być tym jedynym szczęśliwym i beztroskim. Przegrał z brutalną rzeczywistością. Bo choć nie myślał i nie miał uczuć, a jego serce to był jeden wielki pieprzony krater, to bardziej niż wszyscy inni myślał, czuł i tkwił w tym kraterze.

Powoli się odsunął, chcąc wymienić wodę w misce. Zatrzymał go delikatny uścisk na nadgarstku i nieprzytomne spojrzenie Yunseoka.

-Zostań - szepnął przez zaschnięte gardło.

I został.

Gdyby sam pisał historię swojego życia od samego początku byłby tym kogo chcieli ludzie w nim widzieć. Byłby zadziorny, zabawny i beztroski. Umiałby obrażać wszystkich dookoła siebie i dla przyjaciół robić rzeczy niemożliwe i niekiedy nielegalne... Gdyby pisał od początku swoją historię, uchroniłby się przed losem zepsutej zabawki, pięknej okładki książki, w której autor nie postarał się zbytnio z wykreowaniem historii i jej bohaterów. Gdyby pisał swoją historię od początku, może spróbowałby z Yunseokiem jeszcze raz.

Ułożył głowę na jego piersi, wsłuchując się w bicie serca i z ulgą rejestrując każdy oddech. Z tej pozycji widział jego spokojne oblicze co rusz łamiące się przez ból.

Kihyun i Changkyun dostali swoją historię miłosną...

A co dla niego szykował ten wyśmiewany przewrotny los?

~~~

Witajcie

"XC"

Wygląda nieco straszniej, co?

Osiągnięcie dziewięćdziesięciu rozdziałów zawsze kojarzy mi się z ostatnią fazą pisania opowiadania

Muszę zamówić torcik z tej okazji

>.>

Ale!

Tymczasem dzieją nam się jeszcze inne rzeczy

Spójcie na ten rozdział YunCoffów

Z przewagą Coffa

Ten szmaciarz zawsze kradnie show i biednemu (nieprzytomnemu) Yunseokowi nawet nie da się odezwać

Takie to jest życie

Zapewne ten rozdział dał Wam więcej pytań niż odpowiedzi

Ale o to właśnie chodziło

Przeszłość Coffa...

Myślicie, że pozwolę Wam ją wyszarpać z moich dłoni tak łatwo?

Ha...

Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top