LXXVIII
Zadzwonienie do Popova było naprawdę trudnym wyzwaniem. Zwłaszcza, że stojący tuż obok Kihyun, co jakiś czas składający delikatne pocałunku na jego ramieniu, wcale nie ułatwiał mu umówienia się z innym chłopakiem na spotkanie.
Ostatecznie udało mu się jakoś przetrwać i wyznaczyć godzinę spotkania na wieczór... Wczesny wieczór.
-Koniecznie do mnie zadzwoń, kiedy będzie po wszystkim - poprosił, odprowadzając swojego chłopaka aż pod same drzwi apartamentu.
-A ty pamiętaj, żeby nie interweniować z powodu wybryków swoich fanów- pogroził mu palcem.
Kihyun zastanowił się moment, po chwili posłusznie kiwając głową, by dać do zrozumienia, że pamięta o złożonej kilka godzin wcześniej obietnicy.
-Postaram się - uśmiechnął się lekko.
Czuł jaki dziwny uścisk w brzuchu z każdą kolejną mijającą godziną, jaka nieuchronnie przybliżała go do spotkania z chłopakiem, który w gruncie rzeczy nigdy mu nic nie zrobił, a którego niestety będzie musiał tak bardzo dzisiaj skrzywdzić.
Naprawdę nie chciał stać się taką osobą... Brzydził się takimi osobami.
Teraz zastanawiał się, jak tak właściwie mogło do tego wszystkiego dość. Wszystko toczyło się naprawdę dobrze, nie było żadnych problemów... Przynajmniej do momentu, w którym ostatecznie nie zdał sobie sprawy, że wszystko, co robi, jest podyktowane odciągnięciu myśli od krążącego w pobliżu Kihyuna.
***
-Wychodzę! - Zakomunikował Yunseokowi, który odpowiedział mu lekkim skinieniem głowy.
Nie powiedział mu o wczorajszej wizycie Coffa pod ich kawiarnią. Ostatecznie zdecydował, że nie powinien ingerować w relację, jaką między sobą stworzyli. Obydwoje byli dorosłymi ludźmi, który powinni umieć poradzić sobie z własnymi problemami.
-Cześć! - Usłyszał tuz przy sobie, a jego serce zrobiło nagły fikołek, zaraz po żołądku.
-Cześć Jinsang - uśmiechnął się krzywo, przenosząc wzrok na chłopaka, który musiał na niego czekać już jakiś czas.
-Zaskoczył mnie twój dzisiejszy telefon - wyznał. - Musiałem na szybko zmienić swoje plany, żeby móc się z tobą spotkać - zaśmiał się, drapiąc się po głowie w lekkim zażenowaniu. - Ale jestem przekonany, że było warto.
Jak miał to zrobić? Ten chłopak nie ułatwiał mu ani jednej rzeczy! Swoim szczęściem kompletnie wiązał mu ręce, odbierając jakiekolwiek chęci do zranienia go... Nie chciał niszczyć mu najbliższych dni... tygodni. Znał wzrok, którym tancerzyk na niego patrzył. Zdecydowanie nie było to powierzchowne zauroczenie, którego można się bezboleśnie pozbyć. To było coś zdecydowanie głębszego i groźniejszego, niż można było początkowo zakładać.
-Tak... - Odchrząknął. - Ja też się cieszę, że udało ci się spotkać - bez żadnego uprzedzenia, ruszył przed siebie, chcąc zejść z oczu Yunseokowi, który zapewne widział ich przez kawiarniane szyby.
-Prawdę mówiąc... - Zaczął ostrożnie. - Trochę się wczoraj zmartwiłem, kiedy byłeś dla mnie taki oschły. Myślałem, że zrobiłem coś źle i będziesz chciał zerwać kontakt - zaśmiał się nerwowo. - Chciałem nawet napisać do ciebie wieczorem, ale nie chciałem cię denerwować. Wiem, że to było głupie myślenie, ale pewnie zauważyłeś jak bardzo lubię przejmować się drobnymi rzeczami.
Przemilczał to.
-Wydajesz się dzisiaj jakiś dziwny - zmartwił się, układając dłonie na jego ramionach, by móc dokładniej mu się przyjrzeć. - Dobrze się czujesz? Powinienem zabrać cię do szpitala?
-Wszystko ze mną dobrze - uśmiechnął się lekko. - Po prostu miałem dzisiaj cięższy dzień niż mogłem się tego spodziewać i... Tak jakoś nagle zeszła ze mnie energia, nie musisz się przejmować - skłamał mu prosto w oczy.
-Może powinniśmy dzisiaj odpuścić? Nie chcę cię zamęczać.
-Ale zmieniłeś swoje plany specjalnie dla mnie - szczerze się zmartwił.
-Oj tam - machnął ręką. - Spotkałem się z tobą i mogłem przez chwilę porozmawiać, więc już było warto - zaśmiał się. - A jeżeli nie czujesz się najlepiej, to przecież zawsze możemy się umówić kolejnego dnia, prawda? Ja nigdzie nie uciekam.
Kolejny raz coś wewnętrznie go zakuło. Jakieś dziwne przeświadczenie, że nie powinien jeszcze tego kończyć, potworny demon podpowiadający, by zostawić sobie jednak „plan b" na wypadek, gdyby Kihyun jeszcze raz powrócił do bycia... Sobą. Patrząc na tego chłopaka doskonale wiedział, że byłoby im razem dobrze... Ale nie byłoby w tym związku jakichś głębszych uczuć. Mogłoby ze sobą rozmawiać, całować czy nawet sypiać, ale to nie byłoby to samo doświadczenie, co z Yoo. Właśnie dlatego nie było mowy o ciągnięciu tego dalej.
Zacisnął dłonie w pięści.
-Jisang... - Zaczął. - Jeżeli chodzi o tamten pocałunek...
-Wiem - przerwał mu. - To był tylko jeden pocałunek - puścił go, jednocześnie spoglądając gdzieś przed siebie. - Nie powinienem robić sobie po nim zbyt dużych nadziei, ale... Może to głupio zabrzmi, okej? - Ostrzegł. - Ale pierwszy raz czułem coś takiego... I chciałbym spróbować zobaczyć co z tego wyniknie... Jeżeli nie masz oczywiście nic przeciwko temu - uśmiechnął się lekko. - A kto wie? Może okaże się, że to właśnie na siebie czekaliśmy przez ten cały czas.
***
-Nie miałeś przypadkiem wracać do domu? - Yunseok wyglądał na naprawdę zaskoczonego obecnością Changkyuna na kawiarnianym zapleczu.
-Jestem jebanym debilem - wymamrotał.
-Całkiem nieźle się zaczyna... Co się stało? Kihyun znowu coś zrobił?
-Bardziej, to ja spierdoliłem tym razem... Miałem dzisiaj zakończyć znajomość z takim jednym chłopakiem, ale zamiast to zrobić... - Urwał. - Zgodziłem się z nim jeszcze spotkać. Jak Kihyun się o tym dowie, to mnie zamorduje - spojrzał spanikowany na swojego przyjaciela. - I co ja mam teraz zrobić?
-Trochę zawaliłeś sprawę - przyznał szczerze. - A nie możesz po prostu powiedzieć Kihyunowi, że dzisiaj nieudało wam się spotkać i dlatego umówiliście się na kolejne spotkanie? - Zaproponował. - Tylko na tym drugim już naprawdę będziesz musiał wszystko zakończyć... No chyba, że będziesz chciał grać na dwa fronty. Ale wtedy mam wątpliwości czy możemy się dalej przyjaźnić - zmarszczył brwi.
-Nie gram na dwa fronty - zapewnił. - To po prostu... To po prostu tak wyszło, okej? Tak jak z tobą i Moonem.
Yunseok wzdrygnął się na sam dźwięk nazwiska swojej przeszłej znajomości. Nadal miał mieszane uczucia, ale powoli wszystko zaczynał układać sobie w głowie. Zdecydowanie było lepiej niż jeszcze jakiś czas temu.
-Nie możesz tego porównywać - westchnął.
-Zostawisz mnie na chwilę? - Poprosił. - Chcę zadzwonić do swojego chłopaka i nakłamać mu ile się da - westchnął, spoglądając smutno na telefon. - Mam nadzieję, że przynajmniej mi we wszystko uwierzy i nie będę miał jeszcze więcej problemów niż teraz.
-Sam się o to prosiłeś, Changkyun.
-Wcale nie - burknął. - To nie moja wina, że jestem kiepski w relacje międzyludzkie.
Zgodnie z prośbą, kilka sekund później Yunseok zniknął z pola widzenia, zostawiając Changkyuna samemu sobie z telefonem. Nie chciał już kłamać, ale nie pozostawił sobie innego wyboru. Potrzebował więcej czasu, by zebrać się w sobie i to wszystko zakończyć.
~~~
Witajcie
Dzisiaj nieco później niż zwykle
Ale mam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe ^ ^
Patrząc na ten rozdział
Mam takie
"Naprawdę myśleliście, że to tak łatwo pójdzie"
Przecież nie byłbym sobą, gdybym gdzieś nie wepchnął jeszcze jakiejś małej dramki, prawda? :D
Ale autentycznie
I nie będę tego ukrywał
Zmieniłem swoje plany na ten rozdział, kiedy go pisałem
Dlatego w sumie zabawnie wyszło
Ale ja już nie przynudzam ^ ^
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top