LXXVII

Poczuł Kihyuna, delikatnie wtulającego się w jego plecy, zanurzając nos w niedawno umytych włosach. Zaplatając dłonie mniej więcej na wysokości brzucha swojego chłopaka, zachowywał wszelką delikatność byleby tylko nie zbudzić go ze snu.

Na jego nieszczęście, Changkyun tamtej nocy również nie mógł spać.

Odwrócił się szybko na drugi bok, by spojrzeć w tej zaskoczone oczy, które analizowały każdy jego ruch.

-Obudziłem cię? - Szepnął, nieco winny.

-Też nie mogłem spać - posłał mu lekki uśmiech. - Dręczy cię coś? - Uważnie obserwował zmieniającą się mimikę jego twarzy.

-Cały czas myślę o incydencie, który cię spotkał - wyznał. - A alkohol dodatkowo miesza mi w głowie i przejmuje się przez to jeszcze bardziej. Znasz mnie - jego kąciki ust drgnęły nieznacznie ku górze.

-Znam - przyznał, całując lekko jego czoło, z którego najpierw musiał odgarnąć te kilka kosmyków rozrzuconych włosów. - Ale naprawdę nie powinieneś się tym przejmować, słońce - mocniej się do niego przytulił.

-Nie wiesz jak to jest - westchnął w jego obojczyk. - Mam normalnych fanów, ale... I tak zawsze zwraca się uwagę na tych najbardziej popieprzonych, którzy swoimi akcjami nie tylko niszczą wizerunek fandomu, ale i mój. Uważają, że jestem ich własnością i nie należy mi się odrobina szczęścia. Normalny fan powinien cieszyć się razem ze swoimi idolem... A co robią moi fani? Dostają szału tylko na myśl o moim możliwym związku.

Changkyun pokornie słuchał tego niespodziewanego wyznania, odsłonięcia skrawka ze spowitego cieniem, świata idoli. Nie tego znanego wszystkim, a tego głębokiego. Tego, który od zawsze był ukrywany przed wzrokiem śmiertelników

-Po prostu się o ciebie boję - spuentował. - Dzisiaj może nie były zbyt groźne, ale skąd mam mieć pewność, że jutro ktoś nie zechce zrobić ci naprawdę krzywdy? Nie chcę, żebyś przez moją sławę miał dodatkowe nieprzyjemności. I wiem, że pogadanie ze Starą nic, by nie zmieniło... Ale chciałem się chociaż łudzić - westchnął.

-Jeżeli pokażemy im, że coś jest na rzeczy, to dopiero wtedy im odwali - pomasował go po plecach. - Na razie jest dobrze, tak jak jest. Nie wymagam od ciebie już niczego więcej, więc odetchnij i nie przejmuj się tym.

Kihyun milczał przez chwilę.

-Ale obiecujesz mi, że jeżeli takie coś będzie miało jeszcze miejsce, to od razu mi o tym powiesz? - Spojrzał na niego z nadzieją.

-Obiecuje - przytaknął z lekkim uśmiechem.

Był przekonany o tym, że na jednym incydencie to wszystko się nie skończy. Fandom tego chłopaka był jak rwąca rzeka, do której mógł wpaść każdy, nawet najbardziej szalony człowiek. Po znalezieniu się tam... Tonąłeś. W jednym momencie potrafiłeś zmienić całkowicie swój sposób myślenia i nie dostrzegać oczywistych prawd.

Kpop dla niektórych naprawdę był ulubionym rodzajem muzyki, odskocznią od problemów czy powodem znalezienia nowych, ciekawych znajomości. Dla Changkyuna, będącego gorącym przeciwnikiem tego rodzaju brzmienia był on manią, fanatyzmem, kłębiącym się absurdem.

To nie idole byli w tym wszyscy najgorsi. Mogli być oczywiście paskudni, tak jak Coff. Zranieni, niezrozumiani i porzuceni, podobnie jak Hyejin lub po prostu zagubieni i oślepieni chwilowym sukcesem, co było widać na przykładzie jego własnego chłopaka. Ale to nie idole stanowili gnijącą część tego organizmu. Można powiedzieć, że byli jedynie ofiarami tej infekcji.

Fani...

Oni przekraczając kolejne granicę, domagając się więcej, zapominając, że nadal mają do czynienia z ludźmi, narzucając swój punkt widzenia innym... To oni byli źli. I to zło starali się usprawiedliwiać imionami swoich idoli.

Jak wielu z nich nie zda sobie z tego sprawy już nigdy? Ilu pisząc obraźliwie komentarze pod artykułem ośmielającym krytykować „ich oppę" nie zauważy, że ten mężczyzna naprawdę popełnił błąd lub po prostu wydał gorszą piosenkę.

Kihyun kiedyś powiedział - „Nawet gdybym wydał teraz najgorsze gówno, ludzie byliby zachwyceni. Nie dlatego, że podobałoby im się to. Po prostu wyszłoby to ode mnie."

-A ty? - Wybudził go z zamyślenia. - Dlaczego mój seksowny książę dorabia sobie jeszcze większych worów pod oczami?

-Martwię się - szepnął.

-Czyli jest nas dwóch - zaśmiał się cicho, wiedząc, że za ścianą mają śpiących w swoich objęciach Moona i Hyejin. - Co cię martwi?

-Będziesz zły, jeżeli ci powiem - spojrzał prosto w jego oczy. - Wiem to...

-Skoro wiesz, że będę zły, to dlaczego zaczynałeś?

-Bo cię kocham - wyznał. - I nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic. Nawet takich, za które się wstydzę.

-Teraz ja zaczynam się martwić - zaśmiał się drętwo. - Powiesz mi? - Zachęcił go lekko.

Kosztowało go to nieco odwagi, by ostatecznie zebrać się w sobie. Prawdopodobnie niemiałby lepszej okazji na takie wyznanie przez jeszcze długi, długi czas.

-Nim do siebie wróciliśmy - zaczął ostrożnie. - Pocałowałem tego chłopaka, o którym wspomniałem ci w jednej z wiadomości - skrzywił się. - Ale tylko go pocałowałem, nic więcej! - Zaznaczył szybko. - To był tylko jeden pocałunek.

Kihyun zdawał się wstrzymać oddech, niemo oczekując na kontynuację.

-Ja... Miałem zamiar mu dzisiaj wszystko powiedzieć, kiedy przyszedł zamówić kawę dla swoich znajomych z wytwórni... Ale nie mogłem - jęknął. - Nie potrafiłem zburzyć jego szczęścia, kiedy obserwował mnie tymi przepełnionymi szczęściem oczami... - Zamilkł patrząc na kamienną twarz swojego chłopaka. - Wiem, że powinienem mu powiedzieć prawdę. Zrobię to jutro...Jesteś zły...?

-Sam nie wiem - wyznał, lekko się odsuwając. - Z jednej strony, trochę mnie to zabolało, ale z drugiej strony i tak wiem, że jesteś tylko mój.

-Tylko twój - przyłożył jego dłoń do klatki piersiowej, by mógł wyczuć szybko bijące serce.

-Ale jednego ci nie odpuszczę - powoli podniósł się do siadu, co zrobił również Im.

-Mianowicie?

Nim zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć, Kihyun rzucił go z powrotem na miękkie poduszki, zawisając nad nim z dzikim uśmiechem. Po panującym zaspaniu czy zmartwieniu nie pozostał już żaden ślad, ustępując miejsca pewnej zadziorności i podnieceniu.

-Muszę teraz cię porządnie wycałować, żeby zatrzeć dotyk tamtych ust. Musisz się przygotować, że dzisiejszej nocy nie dam ci tak łatwo zasnąć - jakby na potwierdzenie, skradł szybkiego całusa z jego lekko rozchylonych warg.

-I tak nie planowałem dzisiaj spać - zarzucił ręce na jego szyję. - Więc chyba jestem gotowy na terapii - poruszył brwiami, układając usta w lekkim dziubek.

Kihyun nie przyjął tej wiadomości specjalnie źle. Być może dotknęło go to bardziej, ale na chwilę obecną postanowił to zatrzymać głęboko w sobie. Changkyun natomiast wiedział po jak cienkim lodzie stąpa w tym momencie. Teraz, kiedy wszystko wyznał, musiał załatwić tą sprawę jak najszybciej się dało. Nie mógł zawieść zaufania swojego chłopaka.

Jutrzejszy dzień zdecydowanie nie jawił się, jako jeden z najweselszych w całym jego życiu.

~~~

Witajcie

Jakby...

Pisałem ten rozdział dość późno

A ja o późnych godzinach mam pewne ciekawe przemyślenia

Co możecie zobaczyć po dzisiejszym rozdziale

Aczkolwiek

Czytając to jeszcze raz

Dochodzę do wniosku, że być może mam racje pisząc te słowa

Kto wie

Dla mnie to jest ciekawy element do zahaczenia, lekkiego uszczypnięcia

No i nie zapomnijmy

O rozmowie naszych ChangKi

Mieliście ich mało?

Teraz będziecie nimi wymiotować!

Będziecie otwierać lodówkę i będziecie ich widzieć

Odsłaniać okno

Widzieć za sobą w lustrze

Podnosić deskę klozetową

WSZĘDZIE!

BUAHAHAHAHA

C:

Kochajcie mnie

Dziękuję Wam za Waszą dzisiejszą obecność!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!

Do napisania!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top