LXXIV
Brakowało mu tego. Tych ciepłych ramion, czułych pocałunków, a nawet cichego „dzień dobry" będącym pierwszymi słowami, jakie dane mu było usłyszeć pierwszego poranka po powrocie do domu.
Wczoraj... Trudno było w to uwierzyć, ale wczoraj naprawdę wszystko wyglądało tak jak powinno. Zachowywali się jak prawdziwa para, bez prawdziwych problemów, które groźnie czają się za ich drzwiami, gotowe do ataku!
Matko! Changkyun nawet nie pamiętał, kiedy seks z Kihyunem ostatnio smakował tak dobrze!
Do tego rano dostarczono mu w trybie ekspresowym śniadanie i kawę.
Być może łatwo było go udobruchać, ale musicie też postawić się na jego miejscu. Był po prostu szczęśliwi zaczerpnięciem pełną garścią z dalekiej przeszłości, kiedy takie rzeczy mieli niemalże na porządku dziennym i żadnego z nich absolutnie to nie dziwiło.
-Chciałbym dzisiaj z tobą zostać - mruknął przeciągle Kihyun.
-Wykluczone - zmarszczył brwi, zapinając na nadgarstku swój zegarek. - Przypominam ci, że ja tez pracuję i właśnie mam zamiar wyruszyć. Ale najpierw - spojrzał wymownie na jedną z dłoni swojego chłopaka. - Oddawaj mój pedalski pierścionek - zażądał. - O ile się nie mylę, jest mój.
-Fakt - zaśmiał się, podchodząc do Im'a i w międzyczasie pozbywając się nadprogramowej biżuterii.
Zaręczanie się drugi raz może nie było równie ekscytujące, co za tym pierwszym. Ale sam fakt umieszczenia obrączki na jej prawowitym miejscu wywołał uśmiechy na twarzy ich obydwóch. Był to kolejny sygnał, że po tym wielkim trzęsieniu ziemi, naprawdę wszystko wracało na miejsce.
-W sumie brakowało mi go - stwierdził, przyglądając się nowej ozdobie na swoim serdecznym palcu.
-Cieszę się, że o nim nie zapomniałeś.
-Nie mógłbym tego zrobić - korzystając z okazji przytulił się do niego, kradnąc mu krótki pocałunek z uśmiechniętych ust. - A teraz naprawdę muszę lecieć, bo się spóźnię, kocie - puścił mu oczko, splatając razem ich palce, co było w kompletnej opozycji do słów padających chwilę wcześniej z jego ust.
-Powinienem skoczyć pod kawiarnię, żeby cię odebrać?
Changkyun prychnął.
-Chcesz mi narobić jeszcze więcej problemów? - Zmierzwił jego włosy, układane starannie w łazience zdecydowanie dłużej, niż życzyłby sobie tego ich właściciel - wszyscy i tak patrzą na mnie z mordem w oczach po tej sytuacji na występie. - Skrzywił się przypominając sobie te wszystkie podejrzliwe spojrzenia.
-Właśnie - posmutniał. - Trzymasz się jakoś po tym? W sumie nie przemyślałem, że to może się odbić na tobie.
-Spokojnie - przygładził jego policzek. - Wiem, że chciałeś mnie wtedy uratować. Ludzie jeszcze chwilę pogadają, a potem Coff wyskoczy znowu ze swoim skandalem i wszyscy skupią się na nim. - Puścił oczko.
-Właśnie nie byłbym tego taki pewny - skrzywił się. - Coff ostatnio dziwnie się zachowuje, wiesz? Zupełnie tak, jakby... - Urwał. - Jakby ktoś złamał mu serce.
-Ta puszczalska szmata ma serce? - Szczerze się zdziwił. - Nie żartujmy sobie, aż tak bardzo, dobrze?
Yoo pokręcił zrezygnowany głową.
-Znalazł sobie jakiegoś chłoptasia, któremu nie spodobało się, to, że Moon śpi jeszcze z innymi facetami - wytłumaczył spokojnie. - Z tego co widziałem, to naprawdę mocno to przeżył. Praktycznie cały czas siedzi u Hyejin, która powstrzymuje go od chlania.
-Należało mu się - prychnął.
-Czy ja wiem - zmarkotniał. - Mam wrażenie, że na dobrą sprawę nikt go nie zna...
-Bo nikt go nie chce poznać głębiej, niż... - Rzucił wymowne spojrzenie.
***
-Yunseok! - Krzyknął na swojego współpracownika, z hukiem odstawiając tacę na ladę. - Obudź się - warknął. - Już trzeci raz pomyliłeś zamówienie.
-Staram się - syknął, będąc odwrócony plecami do swojego rozmówcy.
-To postaraj się bardziej, bo ludzie nas zaraz rozniosą - westchnął, uspokajając się chwilę później. - Posłuchaj... - Poprosił. - Jeżeli źle się czujesz, albo coś się stało... Naprawdę dzisiaj wyrobię się sam i możesz wracać do domu.
-Nie - sprzeciwił się. - Muszę zająć czymś myśli, a bezsensowne robienie kawy, jest do tego perfekcyjne.
Być może nie powinien się wtrącać... Ale doskonale znał tą postawę. W innych okolicznościach może byłoby to nawet zabawne, widzieć inną wersję siebie, tak samo uciekającą od problemów. Czy Changkyun jakiś czas temu również nie błądził jak dziecko we mgle, odciągając swoje myśli pracą? Tym razem to jednak Yunseok miał jakiś problem, którym chyba nie do końca chciał się dzielić.
Na jego nieszczęście Im był dość bystrym... Miał przebłyski błyskotliwości. Tym razem całkiem sprawnie połączył porozrzucane kropeczki, co dało mu odpowiedź. Chłopakiem, który rzucił Coffa, był właśnie on - niepozorny chłopak z kawiarni.
Łamaczowi serc zostało złamane serce przez zwykłego, przeciętnego, biednego chłoptasia. To musiał być ten sławny rechot losu, o którym już nie raz było wspominane.
-Zszedłem się z Kihyunem - wypalił, oczekując na jego reakcje.
Yun momentalnie zaprzestał wszelkich czynności, odwracając się w jego kierunku.
-Jak to? - Zdziwił się. - Przecież mówiłeś...
-Wiele rzeczy mówiłem - uśmiechnął się smutno. - Uwierz mi, że sam nie jestem do końca pewien tego wszystkiego, ale wiem jedno... - Zamilkł. - Jestem teraz znacznie szczęśliwszy - spojrzał na swoją obrączkę. - Nie wiem, jaką miałeś relację z Coffem - doskonale widział jak Yun cały się spina na wspomnienie znajomego chłopaka. - Ale cokolwiek zrobiłeś, zabolało go to bardzo.
Barista zagryzł dolna wargę.
-A myślisz, że mnie to nie zabolało? - Starał się opanować. - Kurwa, mieliśmy się właśnie pieprzyć kiedy zobaczyłem na nim te wszystkie ślady - warknął. - Myślałem, że jest tylko mój, a w międzyczasie, kiedy ze mną rozmawiał, leżał czy po prostu budził się rano... Miał w planach pieprzenie się z kimś innym. To cholernie niesprawiedliwe.
-Nie wiedziałeś z kim się umawiasz? - Zmarszczył brwi.
Już nie uzyskał odpowiedzi, Yunseok wolał skapitulować i nie drążyć tego tematu, nieświadomie udzielając jeszcze szczerszej odpowiedzi, niż sam by się tego spodziewał.
Odwracając się wcale nie spodziewał się zobaczyć znajomej twarzy. Widok tych oczu i wspomnienie tryskającego z nich szczęścia, momentalnie pobudziły do życia uśpionego kaca moralnego.
-Pracujesz dzisiaj? - Popov posłał mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. - A miałbyś może czas się dzisiaj spotkać? Moglibyśmy pójść do kina, grają fajny film, sprawdziłem naw...
-Nie mogę dzisiaj - przerwał mu, strategicznie unikając z nim kontaktu wzrokowego. - Jestem zajęty - ruszył w stronę zwolnionych stolików.
-Oh - posmutniaj, ruszając za nim w ślad. - To może... To może dasz się odebrać z kawiarni? Mogę podrzucić cię do domu - uśmiechnął się znowu, co wcale nie ułatwiało zadania Changkyunowi.
-Posłuchaj - stanął z nim twarzą w twarz, ale widząc go, od razu zmiękł. - Nie mogę dzisiaj - powiedział spokojnie. - Więc możesz wrócić do domu szybciej, powinieneś się cieszyć.
-Ale się nie cieszę - burknął pod nosem. - Ale dobrze, rozumiem - westchnął. - To... Mógłbym złożyć zamówienie? - Uniósł do góry karteczkę z nazwami różnych kaw.
~~~
Witajcie
Ogólnie, to dzisiaj nie myślę
(A to nowość)
Bo, muszę Wam się przyznać, wstałem dopiero godzinę temu
I piszę tą notkę na szybko
Bo kompletnie zapomniałem o tym, że dzisiaj powinienem wstawić rozdział
Ciesze się, że przynajmniej sobie przypomniałem o tej 14
A nie o... 16
Są jakieś plusy
Nie jest jeszcze ze mną tak źle
Dobrze
Dziękuję za Waszą dzisiejszą obecność!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał!
Do napisania!
ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top